sobota, 30 czerwca 2012

Gdy przychodzi szczęście, zawsze pojawiają się problemy.

*Tydzień później.*

Właśnie wracałam do domu z Nowego Jorku. Koncert Muse, na którym byłam z Alanem, był zdecydowanie udany. Atmosfera, po prostu nie do opisania.
Siedziałam wygodnie w fotelu i rozmyślałam.
Za trzy godziny wylądujemy i nareszcie zobaczę Harry'ego.
Bardzo za nim tęsknię, a nie widzieliśmy się zaledwie cztery dni.
Na chwilę obecną, sytuacja w miarę się uspokoiła.
Prasa już nie robi takiej afery z tego, że jesteśmy ze sobą.
Fanki stały się milsze, a nawet bardzo chętnie rozmawiają ze mną na Photoblogu czy Twitterze.
No cóż, wybaczyłam im to hejtowanie. Nie należę do pamiętliwych osób... czasami.
Na lotnisku miał czekać na mnie Harry. Dzisiaj też jest ostatni dzień wolności. 
Od jutra wracam na uczelnię. Nie będzie tak źle. Zrezygnowałam z historii sztuki, więc zostało mi tylko zarządzanie.
Byłam tak pochłonięta myślami, że nawet nie zauważyłam, że już wylądowaliśmy.
Wysiadłam z samolotu. Odebrałam swój bagaż.
W terminalu szybko zauważyłam Harry'ego z całą ferajną. No, trudno było ich nie zauważyć.
Hahaha, bardzo twórcze. Zostałam przywitana wielkim transparentem z napisem: "Kaleb, where are you?! We waiting for you!"
Louisa naprawdę nikt porządnie nie sprał. Coś mi się wydaję, że ja będę pierwsza.
- Cześć chłopaki. Jak ja się za wami stęskniłam!
Przytuliłam każdego po kolei. Harry'ego zostawiłam sobie na koniec.
- Byłeś grzeczny? - szepnęłam mu do ucha.
- Oczywiście. - zaśmiał się.- No jak by inaczej. Idziemy sobie stąd?
- Yhy.
Ruszyliśmy wszyscy do wyjścia. Chłopcy szli z przodu, a my za nimi.
- Dałoby radę jakoś się ich po drodze pozbyć? Nic do nich nie mam, bo kocham ich jak braci, ale chciałabym spędzić trochę czasu z tobą, bo później już nie będzie tyle czasu.
- Wiem. - powiedział smutno.- Lou...
- Harry, my idziemy do Nandos, bo Niall jest głodny... Jak zawsze zresztą.- powiedział Louis.- Zabierzemy się samochodem Zayna, a wy gdzieś jedźcie razem.
- Okej.- powiedzieliśmy z Harrym równocześnie.
Chłopcy pomachali nam i już ich nie było.
- To gdzie jedziemy? - spytał Harry.
- Do domu.
- Okej.
Spakowaliśmy moją walizkę do bagażnika i pojechaliśmy do mojej kamienicy.
Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu.
Windą wjechaliśmy na górę, otworzyłam nam drzwi.
Przepuściłam Harry'ego z moją walizką, a potem sama weszłam do środka.
- Jak dobrze być w domu. - szepnęłam. - Chcesz coś do picia? - spytałam zdejmując buty.
- Hmm... Może być sok.
- Dobra, to chodź do kuchni.
Wyjęłam sok z lodówki i nalałam go do szklanek.
Harry objął mnie od tyłu i zaczął całować w kark.
- Stęskniłem się za tobą, wiesz?
- Mhmm...- przez niego mruczałam jak jakaś kotka.
Odwrócił mnie twarzą do siebie. Zaczęliśmy się całować.
Głaskałam jego loczki, szyję, tors.
W końcu nie wytrzymałam i pociągnęłam jego koszulkę do góry.
Wkrótce wylądowała na podłodze.
Oderwaliśmy się od siebie żeby zaczerpnąć trochę powietrza. Pocałunkami zjeżdżał w dół po policzku, przez kark do moich piersi, przy okazji rozpinając moją koszulę.
Nie powiem, żeby mi się to nie podobało.
W pewnym momencie, Harry złapał mnie za tyłek i posadził na blacie kuchennym.
Teraz było o wiele wygodniej. Znów namiętnie całował moje wargi.
Właśnie się brał za rozpinanie mojego stanika, gdy ktoś chrząknął.
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
Harry zasłonił mnie sobą.
W drzwiach stała rozbawiona Darcy z Nathanem, który miał minę, jakby ktoś go przed chwilą uderzył.
- Eee... Cześć Darcy. Cześć Nathan. Co wy tu robicie? Przecież zamykałam drzwi na klucz.
- Cześć wam. - przywitała się. - Wyjęłam klucz ze schowka. - jako dowód pokazała klucze.
- Hazza, przypomnij mi żebym więcej nie chowała tam kluczy.
- Ok.
Całkowicie zapomniałam, że Dar dzisiaj wraca.
Harry podał mi moją koszulę i szybko ją ubrałam.
W międzyczasie Darcy tłumaczyła jak to spotkała Nathana na schodach i zaciągnęła go na górę.
Cudownie. Czułam, że mam czerwone policzki.
Nie wspomnę już o Harrym. Jego ta sytuacja bawiła.
Głupek.
Spojrzałam na Nate'a. Wyraźnie coś go gryzło.
- Yyy... to może przejdźmy do salonu.
Wszyscy poszli we wskazane miejsce.
Ja zostałam w kuchni. Wzięłam jeszcze dwie szklanki i wyciągnęłam jakieś ciastka z szafki.
Zaniosłam to do salonu.
Nie było mnie tylko przez chwilę, ale atmosfera zmieniała się diametralnie.
Harry i Nathan łypali na siebie wrogo, a Darcy starała się załagodzić sytuację.
- Co tu się stało? Zachowujecie się jakbyście mieli zaraz pozabijać. - stwierdziłam.
- To niech Nathan powie ci to co mi powiedział. - odezwał się Hazza.
- Bo robisz z Kath dziwkę. Myślisz, że nie wiem jaki jesteś? Zabawisz się nią, a potem co? Powiesz jej do widzenia, nie chcę cię znać, bo byłaś tylko epizodem w moim życiu?
Byłam zaskoczona tym co usłyszałam. Nigdy bym nie pomyślała, że Nathan mógłby coś takiego powiedzieć, ale on jeszcze nie skończył.
- Znam ją już prawie dwa lata i wiem jaka jest. W ogóle nie zasługujesz na nią. - teraz spojrzał na mnie. - Wiesz Kathy, ja cię kocham, ale za każdym razem kiedy już miałem ci powiedzieć, traciłem odwagę.
Wow. Teraz to mnie zagiął.
Jak ja nienawidzę takich momentów. Weź komuś delikatnie powiedz, że nie pasujecie do siebie, a co najważniejsze, że nie kochasz go. Przynajmniej nie w ten sam sposób.
- Nath, ja też cię kocham, ale tylko jako przyjaciela albo starszego brata.
Harry w tej chwili nie wytrzymał. Zamachnął się pięścią. Trafił Nathana w policzek.
- To za to, że nazwałeś moją dziewczynę dziwką.
- Harry, uspokój się! - krzyknęłam na niego. - Nate nic ci nie jest? Idź z Darcy do kuchni. Przyłoży ci coś zimnego do twarzy, a ty Harry idziesz ze mną na górę. Musimy porozmawiać.
Wzięłam go za rękę i poprowadziłam w stronę schodów. Tam zabrałam go do mojego gabinetu.
Było tu pełno papierów związanych z Harrodsem, ale też notatki, książki, stare referaty.
- Nie musiałeś go bić, Harry. Wiesz ja też mam ręce.
- Ale on nazwał...
- I uszy też mam. Uwierz mi, potrafię się bronić.
- Wiem, po prostu... robię się trochę nadopiekuńczy. Kocham cię.
Przytuliłam się do niego. Ten człowiek mnie rozbraja. Nie potrafię się na niego długo gniewać.
Trudno, zawsze można poudawać złość, ale nie teraz.
- Chcesz zostać na noc?
- Chętnie, ale nie będę przeszkadzał? Darcy wróciła, a ty jutro musisz iść na uczelnię.
- Ja to wszystko wiem. Dar jest tutaj tylko dziś, bo do jutra akademik jeszcze jest zamknięty. Zajęcia zaczynam dopiero o 09:15, bo już nie mam historii sztuki. To jak zostajesz?
- No pewnie.
Pocałował mnie krótko w usta i zeszliśmy na dół. Nathana już nie było, a Spencerek siedziała na kanapie i zajadała się ciastkami.
- I mi nic nie zostawiłaś? Jak mogłaś. - udawałam oburzenie. - No chodź tu. Muszę się z tobą przywitać.
Podeszłam do niej i mocno ją uściskałam.
Spędziliśmy w salonie miło czas. Koło 22, Harry zadzwonił do Lou, żeby mu przekazać, że nie wraca na noc, przez co chłopcy się śmiali i tłumaczyli jak uprawiać bezpieczny seks.
Wtedy popatrzyłyśmy się na siebie i zgodnie z Darcy pokręciłyśmy głowami.
Faceci są jak dzieci, niby dorośli, ale jednak dziecinni.
O 23 zjedliśmy kolację. Darcy poszła do pokoju gościnnego, a ja z Hazzą do mojego.
Harry poszedł pod prysznic, a ja w tym czasie rozpakowywałam moją walizkę.
Po 20 minutach wyszedł w samym ręczniku.
Uuu... Zdecydowanie jest na co popatrzeć.
Szybko się odwróciłam i poszłam do garderoby, a tam znalazłam to co szukałam.
Wyszłam z niej i rzuciłam ciuchami w Hazze.
- Co to? - spytał.
- Ubranie.
- Twojego byłego?
- Fuu... Nie przypominaj mi o nim. Nie, to koszulka i bokserki Alana, bokserki mu zabrałam, bo mi się podobały, a koszulkę mi oddał.
- Ładnie to tak zabierać komuś ubrania? - spytał z łobuzerskim uśmiechem.
- No jak mu się nie podobały. Dostał je od swojej byłej i wcale w nich nie chodził, to po co miały leżeć i się marnować.
- A tu się nie marnują?
- Nie, bo w nich czasami śpię.
- Dzięki.
- Dobra ja idę pod prysznic.
Piętnaście minut później, gotowa do spania, położyłam się obok Harry'ego.
- Dobranoc kochanie. Kocham cię. - powiedział całując mnie w czoło.
- Dobranoc Harry. Ja też cię kocham. - odpowiedziałam przytulając się do niego.
Dziesięć minut później zmorzył nas sen.

czwartek, 28 czerwca 2012

Koncert.

Na miejscu byłam na 10 minut przed rozpoczęciem koncertu.
Zadzwoniłam do Eleanor.
- Halo?
- Cześć Eleanor, tu Katherine.
- O, hej. Louis mówił, że do mnie zadzwonisz. Mam ci już otworzyć drzwi?
- No, jakbyś mogła.
- Nie ma sprawy.
- To ja czekam. Pa.
- Do zobaczenia.
Schowałam telefon do torebki. Wysiadłam z samochodu, zamknęłam go i poszłam na tyły klubu.
Zaraz drzwi się uchyliły, a w nich ukazała się głowa uśmiechniętej Eleanor.
- Wejdź.
- Dzięki. - powiedziałam, wchodząc do środka.
- A więc to ty jesteś tą dziewczyną, o której tyle mówią chłopcy.
- Czy ja wiem? - zaśmiałam się. - Chyba można tak powiedzieć. Miło mi cię poznać.
- Mnie też. To co idziemy do chłopaków?
- Ty idź, a ja przejdę się na salę.
- Dlaczego? - zapytała z zaintrygowaną miną.
- Żeby było śmieszniej, a tak na serio jeszcze nie czas.
- Okej. To do później.
- Tak. - odpowiedziałam i poszłam w stronę drzwi, zza których dochodziła wrzawa.
Jak się przekonałam, było tu pełno ludzi.
Jeszcze nie wiedziałam jak powiem Harry'emu prawdę.
Kurde, ale się wkopałam.
Sprzęt był już rozstawiony. Zespół dostrajał instrumenty, ale chłopców jeszcze nie było.
Spojrzałam na ekran za zespołem. Czy to był włączony Twitter?
Interesujące.
Wyjęłam telefon z torebki. Sprawdziłam godzinę.
Za dwie minuty koncert się zacznie.
Zobaczyłam nieodebraną wiadomość od Louisa.

"Czemu do nas nie przyszłaś?
Myślałem, że do nas zajrzysz. :("

Szybko odpisałam.

"Nie smuć się.
Później się zobaczymy. :P
Powodzenia."


"Nie dziękuję. :)"

20:10 - show time.
Chłopcy wybiegli na scenę. Rozległy się piski i oklaski.
Na moment zostałam ogłuszona. 
Wow, fanki mają niezłe płuca. Pogratulować tylko.
- Cześć wszystkim. - krzyknął Niall.
- Serdecznie witamy was na dzisiejszym koncercie. - powiedział Liam.
- Którego tak jak wy nie mogliśmy się doczekać. - dodał Louis, puszczając do mnie oko, gdy w końcu mnie zauważył.
Harry jeszcze się nie zorientował, że tu jestem, więc tym lepiej.
- Jak widzicie, na ekranie jest nasz profil. - zaczął Zayn.
- Co oznacza, że postaramy się odpowiadać na wasze pytania w przerwach między piosenkami. - dokończył Harry.
Koncert się zaczął. Na początek "What Makes You Beautiful".
Całkiem fajnie się bawiłam. Potem "One Thing".
Wpadłam na pewien pomysł. Wyjęłam telefon z torebki. Zajrzałam na mojego Twittera. 
Nie z niego nie napiszę. Wylogowałam się, a zalogowałam się na stare konto.
Piosenka się skończyła. 
Napisałam twitta do One Direction. Co ty na to?
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Przyszła pora na pytania. O mamy tu pytanie, od Glassy, ale zacznijmy od początku. - powiedział Liam.
- Cześć One Direction. - przeczytał Louis.
- Cześć Glassy. - odpowiedział cały zespół.
- Jak się macie? - kontynuował Louis. - Jak się mamy chłopaki?
- Świetnie. - odparł Zayn. 
- Mam pytanie do Harry'ego. Co tak naprawdę czujesz do Katherine? - czytał dalej Louis.
Hahaha. Mina Harry'ego była bezcenna. Totalna konsternacja i zażenowanie.
Czyżbyś się tego nie spodziewał?
Przez chwilę jeszcze był w szoku, ale potem, mimo dzielącej nas odległości, w jego oczach ujrzałam zrozumienie.
Chłopcy mieli z niego ubaw, a fanki ze zniecierpliwieniem czekały na odpowiedź.
No cóż ja już miałam swoją odpowiedź.
Louis podszedł do Harry'ego i szepnął mu coś na ucho, a ten rozejrzał się po sali.
Zauważył mnie. Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.
- Trudne pytanie. - powiedział Harry. - Niestety nie odpowiem na nie.
Fanki jęknęły zawiedzione.
- Ale... Może coś innego odpowie. Nie wiem. - uśmiechnął się nadal lekko zawstydzony.
Podszedł do chłopaków i coś im powiedział, a oni przytaknęli. Niall poszedł do zespołu i coś im wytłumaczył.
Po chwili rozbrzmiały się pierwsze dźwięki "Stole my heart".
Miałam ochotę się rozpłakać.
Przyszła pora na refren.
"Under the lights tonight
Turned around
And you stole my heart
Just one look
And I saw your face
Fell in love
Take a minute, girl
To steal my heart tonight
Just one look, yeah
I'm waiting for a girl like you..."
Wtedy już naprawdę się rozpłakałam. Śpiewał i cały czas patrzył mi w oczy.
- Kocham Cię. - szepnęłam.
Nie usłyszał tego, ale zrozumiał. To było najważniejsze.
W końcu odzyskałam spokój ducha.
Piosenka miała się już ku końcowi.
Skoro ty się na to zdobyłeś, to i ja mogę.
Wyjęłam telefon, przelogowałam się na swoje obecne konto.
Piosenka się skończyła.
- Wydaje mi się, że macie swoją odpowiedź. - powiedział Harry.
- Harry, spójrz na ekran. - powiedział Liam.
Na nim pojawił się mój twitt.

TT: @Katherine_Glass: (@One_Direction) I love you too Harry and you too stole my heart. <3

Zaskoczyłam go, ale uśmiechał się od ucha do ucha.
Ale najbardziej zdziwiła mnie reakcja niektórych fanek. One się cieszyły.
Tyle mnie hejtowały, a teraz...
Ludzie są zdecydowanie dziwni.
- Teraz to się nie wykręcisz, Katherine. - stwierdził Louis. - Musisz tu przyjść.
Lou patrzył się centralnie na mnie. Zaczęłam kręcić głową.
- No chodź tu. - dalej się upierał.
Fanki zaczęły się rozglądać po sali.
W tej chwili miałam ochotę zwiać stąd, ale proszący wzrok Harry'ego na to mi nie pozwolił.
Poza tym  zostałam zauważona nie tylko przez chłopców.
Tłum rozstąpił się. Szłam powoli, z lekka paraliżował mnie strach.
Byłam już przy samej scenie. Harry wyciągnął do mnie rękę. Przyjęłam ją z wdzięcznością.
Wtedy Niall złapał mnie za drugą rękę i wciągnęli mnie na scenę.
- Przecież miałaś być w Winchester. - szepnął mi do ucha Harry.
- Miałam to dobre określenie, ale musiałam wrócić i powiedzieć ci coś ważnego.
- Zamieniam się w słuch.
- Już ci napisałam co chciałam powiedzieć, ale skoro chcesz to usłyszeć... Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
- I to by było na tyle, bo wszyscy się na nas gapią.
- To niech się jeszcze trochę pogapią. - i pocałował mnie namiętnie w usta.
W klubie zrobiło się trochę głośno. Chociaż to niedopowiedzenie.
Z resztą wtedy byłam zajęta czym innym.
Po dobrej minucie oderwaliśmy się od siebie.
- Na razie wystarczy, bo masz koncert, ale później...
- Owszem. - dokończył za mnie uśmiechając się łobuzersko.
Odsunęliśmy się od siebie. Zauważyłam za kulisami Eleanor. Uśmiechnęłam się do reszty, pocałowałam Harry'ego w policzek, a potem poszłam za kulisy do El.
Uściskała mnie.
- Odważna jesteś. Ja bym się na to nie zdobyła.
- Raczej jakoś nie bardzo. Nie gadaj bzdur.
- Raczej ty nie gadaj. Co powiesz na szklaneczkę czegoś mocniejszego?
- Bardzo chętnie, ale niestety prowadzę.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, a potem przyglądałyśmy się zza kulis.
Ten wieczór trzeba dodać do udanych, chociaż będzie miał swoje konsekwencje, bo zrobi się jeszcze większy szum medialny, ale trzeba mieć nadzieję, że prasa znajdzie sobie kogoś lub coś innego do pastwienia się nad tym.
Po skończonym koncercie, chłopcy pojawili się w garderobie, gdzie siedziałyśmy sobie z Eleanor i Danielle, która pojawiła się w połowie koncertu. Taka mała niespodzianka dla Liama.
Pierwszy podszedł do mnie Niall.
- Louis wspominał o jakimś jedzeniu, które mu obiecałaś.
Spojrzałam na Louisa.
- Papla.
- No co? Też jestem trochę głodny.
- Jakie jedzenie? Louis, ty wiedziałeś, że Kath tu będzie? - Harry spojrzał na niego z nachmurzoną miną.
Lou tylko się zaśmiał, pociągnął mnie z kanapy i objął w pasie.
- Harry, mam zaszczyt ci przedstawić mojego dobrego przyjaciela Kaleba. Kaleb, to jest mój przyjaciel Harry. - powiedział Loui szczerząc się jak głupi do sera.
(Po tym wydarzeniu przylgnęło do mnie przezwisko "Kaleb", przez co miałam ochotę udusić Louisa.)
Spędziliśmy jeszcze chwilę w garderobie, potem pojechaliśmy do domu chłopaków, gdzie zjedliśmy trochę z tego co przywiozłam z Pemberley. Reszta została schowana do lodówki.
Po jakimś czasie stwierdziłam, że już na mnie pora.
Chłopcy prosili mnie żebym została na noc, ale ja byłam nieugięta.
Właśnie Harry odprowadzał mnie do drzwi.
- Czemu nie chcesz zostać? - spytał smutno.
- Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Muszę trochę odpocząć, a wiem, że jakbym tu została to na pewno bym nie odpoczęła, a ty byś o to zadbał.
- No wiesz co? Ja jestem wcieleniem dobra. W nocy jestem bardzo grzeczny.
- Nie kuś. Nic to nie da. Do jutra. - powiedział i pocałowałam go. - Kocham Cię.
Tym razem on mnie pocałował.
- Ja też Cię kocham, ale nie będę wnikał w szczegóły kto bardziej, bo i tak wiadomo, że ja...
- Głupek, ale mój głupek, więc jest okej.
- Czyli oficjalnie jesteśmy parą? - spytał. - Pytam tak dla pewności.
- Oczywiście. Do zobaczenia.
Wsiadłam do samochodu, a on zamknął drzwi.
Wyjechałam z podjazdu i skręciłam w stronę Knightsbridge.
To był zdecydowanie udany wieczór.

sobota, 23 czerwca 2012

Wyjazd i przemyślenia.

Torba spakowana.
Na szczęście wypiłam tylko kilka łyków wina, więc mogę prowadzić.
Włożyłam skarpetki, conversy, bluzę, a na wierzch kurtkę. Wzięłam klucze do samochodu. Tym razem do BMW x5. Zamknęłam dom na klucz, zjechałam do garażu, otworzyłam bagażnik i wrzuciłam do niego torbę, a obok torbę z laptopem.
Wyjechałam z garażu i skręciłam na jedną z dróg wyjazdowych z Londynu.
Droga do Winchester zajęła mi około 2 godzin.
Dawno tu byłam. Tęskniłam za tym miejscem.
No cóż Nana będzie trochę zła, że przyjechałam o 2 nad ranem. Nie lubi jak się ją późno w nocy budzi.
Wjechałam do garażu. Wyjęłam torby i poszłam do drzwi. Na szczęście miałam klucze. Przekręciłam klucz w zamku i po cichu weszłam do środka.
- Kto śmie się włamywać do domu państwa Glassów?!
Aż poskoczyłam z wrażenia.
- George, ale mnie przestraszyłeś. Myślałam, że wszyscy śpicie.
- Panienka Katherine? Czemu panienka się tak skrada jak jakiś włamywacz?
- Ja się nie skradam. Po prostu nie chciałam nikogo budzić. Weź zaświeć światło. Nic nie widzę.
Raptem zapaliło się światło. Na moment mnie oślepiło. Potem zobaczyłam dobrze znany mi hol, a także poczciwego staruszka, który przyjaźnie się uśmiechał.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.
- Czy coś się stało, że panienka przyjechała o tak późnej porze?
- George, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie nazywał mnie panienką. Dobrze wiesz jak tego nie lubię. Skoro Nana mówi do mnie po imieniu, to ty też możesz.
- Przepraszam, ale to już przyzwyczajenie.
- Rozumiem. Idź kładź się spać. Widzę, że jesteś zmęczony. Ja sobie dam radę. Trafię do pokoju.
Podeszłam do niego, przytuliłam go i pocałowałam w policzek.
- Dobranoc.
- Dobrej nocy. - odpowiedział.
Zabrałam torby i poszłam do swojego pokoju.
Otworzyłam drzwi i włączyłam światło.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nic się tu nie zmieniło. Torba z ciuchami wylądowała na fotelu, a laptop na biurku. Wyjęłam piżamę, przebrałam się i położyłam się do łóżka.
Tak, zdecydowanie tego mi było trzeba.
Stosunkowo szybko zasnęłam.

~*~
"Baby You light up my world like nobody else
the way that you flip your hair gets me overwhelmed
but when you smile at the ground it ain't hard to tell
You don't kno-o-ow
 You don't know you're beautiful!..."

Jęknęłam, wzięłam telefon z półki i odebrałam.
- Kto śmie budzić mnie o tak barbarzyńskiej porze?
- Katherine, jest 11:16.
- Oooch, naprawdę? I musiałeś do mnie dzwonić, żeby mi to powiedzieć? Jak miło.
- Co powiedziałaś? Nic nie zrozumiałem. Mogłabyś powtórzyć?
Niestety jeszcze dobrze nie wstałam, więc język mi się plątał. Przez co mieszałam polski z angielskim.
Jakie to dla mnie typowe.
- Hmm.. A tak w ogóle kto mówi. - ziewnęłam.- He...?
- Hazza.
- Ooo, cześć Pussy. Stęskniłeś się za mną?
- Bardzo. Co robisz?
- Hmm... Leżę w łóżku?
- Mogę do ciebie wpaść?
- Bardzo chętnie, ale nie ma mnie w domu.
- To jak...
- Pojechałam wczoraj w nocy do Pemberley, żeby odpocząć. Prasa mnie trochę denerwuje, a Twitter tym bardziej, a to jest akurat idealne miejsce. Chciałbyś mnie odwiedzić? To tylko 2 godziny jazdy.
- Wiesz bardzo chętnie, ale wieczorem mam koncert w Londynie i od południa będą próby.
- Rozumiem. To do zobaczenia jutro wieczorem.
- Tak, do zobaczenia. - i rozłączył się.
Powoli wstałam z łóżka, przeciągnęłam się i wyjrzałam przez okno.
Zobaczyłam jak stajenny zajmuje się Persefoną. 
Szybko wyjęłam ciuchy z torby i ubrałam spodnie, t-shirt, bluzę, kurtkę, kozaki i szary komplet [LINK].
Zeszłam na dół i poszłam do stajni.
- Hej, Rob. Jak się masz?
- Całkiem dobrze, a ty?
- Też. Gdzie znajdę Zeusa?
- Piąty boks po lewej.
- Dzięki.
Weszłam do stajni. Otoczyły mnie znajome widoki i wspomnienia.
Jak tata uczył mnie jeździć konno, jak ścigałam się z Alanem i Gabrielem, jak czekałam na narodziny Hadesa, jak wybierałam się na przejażdżki z dziadkiem, a przede wszystkim rozmowy. Głównie zabawne, ale i pouczające, przygotowujące mnie do samodzielnego życia.
Westchnęłam.
Tam gdzie wskazał mi Rob, był Zeus. Pogłaskałam go delikatnie go łbie.
- Witaj Zeusie. Dawno się nie widzieliśmy co?
Koń parsknął mi w twarz. Zaśmiałam się.
- Tak, wiem. Jesteś na mnie zły. No ale przecież przyjechałam, hmm...? Pojeździmy trochę?
Przygotowałam Zeusa do jazdy, wsiadłam na niego i wyjechałam ze stajni.
- Rob, nie będzie nas może z godzinkę lub dwie.
- Spoko.
Pogalopowałam w stronę łąki.
Trzeba się w końcu porządnie zastanowić nad swoim życiem.
Nie mogę go dłużej zwodzić. Robi się między nami wielki szum medialny, ale oprócz spotykania się i licznych pocałunków, nic się nie dzieje.
Co ja do niego czuję?
Nie wiem, podoba mi się, nawet bardzo.
Jest seksowny, miły, zabawny, wrażliwy, czuję się przy nim bezpiecznie, ale boję się zaangażować, bo już nie raz się sparzyłam.
Irytują mnie dziennikarze, którzy są nachalni i fanki, które nie potrafią zaakceptować wyborów chłopców.
Może Liam ma rację, twierdząc, że chcą zwrócić na siebie uwagę.
Nie powinna to być tak trudna decyzja, skoro go kocham.
Aż z wrażenia zatrzymałam konia.
Serio to pomyślałam?

Dziadku ratuj. Wpadłam jak śliwka w kompot. Zakochałam się po uszy.

Oryginalna jestem. Musiałam przejechać 66 mil, żeby uświadomić sobie, że kocham Harry'ego Stylesa.
Brawo ja.
Szybko pojechałam do domu. Zaprowadziłam Zeusa do boksu, oporządziłam go i wyszłam ze stajni.
W domu rozebrałam się i poszłam do pokoju śniadaniowego, gdzie zjadłam śniadanie.
Potem poszłam do kuchni porozmawiać z Naną.
- Cześć Nana.
- Cześć Katherine. Co ty jesz w tym Londynie. Sama skóra i kości.
- Nie przesadzaj, aż tak źle nie wyglądam.
- Jesteś pewna? Bo ja nie. Na ile przyjechałaś?
- Yyy...
- Tak? Znowu nie zostaniesz na dłużej?
- No bo... Miałam być do jutra, żeby sobie przemyśleć to i owo, ale już to zrobiłam.
- To kiedy jedziesz?
- Popołudniu. - aż się skrzywiłam widząc minę Nany.- Naprawdę przepraszam, ale jest pewna sprawa, która nie cierpi zwłoki.
- Jak kocha to poczeka.
- Nie wiem, czy kocha, ale ja nie poczekam.
- To chociaż daj mi tyle czasu, żebym mogła ci coś ugotować na zapas.
- No dobra. Tu mnie masz. Lubię jak gotujesz.
Całe południe spędziłam na rozmowie z Naną, która gotowała przeróżne rzeczy. Kazała mi abym jej opowiedziała o Harrym i reszcie.
Stwierdziła, że musi go poznać.
O 17 zapakowałam wszystko do samochodu, a było tego trochę (roczny zapas jedzenia).
Uściskałam wszystkich i pojechałam do Londynu.
Po drodze zadzwoniłam do Louisa.
- Halo?
- Hej Lou. Jest gdzieś w pobliżu Harry?
- Tak.
- To idź gdzieś, gdzie będziesz sam.
- Ok, co ty taka tajemnicza?
- Bo chcę mu zrobić niespodziankę.
- Mówił, że cię nie ma w mieście i że będziesz dopiero w niedzielę wieczorem.
- Bo nie ma, ale wracam. Teraz. Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jaką?
- Załatwiłbyś mi bilet na wasz koncert?
- No pewnie. A co będę z tego miał?
- Moją wdzięczność?
- To mało.
- Nie no jedzeniem cię nie przekupie, bo ty to nie Niall, ale może miałbyś ochotę na pyszne domowe jedzenie, jeszcze ciepłe, zrobione przez Nanę. Moją kucharkę z Pemberley. Naprawdę pyszne.
- Czy ja wiem? Hmm... No dobra przekupiłaś mnie.
- Dzięki. Jesteś kochany.
- Tylko?
- I wielbiony.
- Teraz rozumiem.
- Hahaha, a teraz koniec z próżnością. Gdzie dostanę bilet. Tylko chciałabym wejść tak niepostrzeżenie.
- Ok, wejdziesz tylnym wejściem. Eleanor będzie więc ona ci otworzy, bo jak ja zniknę na chwilę to będzie to trochę podejrzane. Pamiętaj Klub Nickols o 20:10.
- Dobra, pamiętam. Jeszcze raz dzięki.
- Sms'em wyślę ci numer Eleanor.
- Ok, pa.
- Cześć, Ka... Kaleb.
- Harry?
- Ehe.
- Hahaha, pa Loui.
Oryginalny człowiek. Dostałam sms'a.

"Mało brakowało.
Harry zastanawia się co to za Kaleb do mnie dzwonił. 
To numer Eleanor: 795 454 645.
Powodzenia.
Harry tęskni za tobą.
Trochę smutny jest."

Odpisałam:

"Dziękuję za szczegóły, ja też za nim tęsknię."

Szybko dojechałam do domu, część rzeczy wypakowałam, ale trochę jedzenia zostawiłam. Stwierdziłam, że za nic w świecie nie zjem tyle, a chłopcy spokojnie.
W pokoju przebrałam się w to <klik>.
Zapowiada się dobra zabawa. 

TT: I can't wait. This evening must be amazing. :D:D:D

Tak właśnie musi być.

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozmowa z Alanem i bal charytatywny.

Dwadzieścia minut później byłam w domu.
No cóż na porządne przygotowania mam niewiele czasu.
Włączyłam radio, odkręciłam kurek z ciepłą wodą i poszłam przyszykować strój na wieczór.
Właśnie miałam wejść do wanny, gdy zadzwonił telefon.

"Hold you in my arms
I just wanted to hold
 You in my arms..."

Te telefony mnie dobijają.
- To sobie poczekasz.
Przez chwilę było słychać tylko radio.

"Hold you in my arms
I just wanted to hold
 You in my arms..."

Westchnęłam.
- Alan, ty to masz wyczucie czasu.
- Co? Nawet się nie przywitasz z bratem? Nie ładnie.
- Och, witaj jakże kochany braciszku! Jak się masz? Zadowolony?
- Co ty taka drażliwa?
- Bo chcę się wykąpać, a ty dzwonisz. Po prostu telefon bez przerwy dzwoni i to mnie wkurza.
- Spokojnie. Ja w pokojowej sprawie. Masz jakieś plany na przyszły weekend?
- Wydaje mi się, że nie, ale po tamtym weekendzie zaczyna się trymestr, więc sam wiesz...
- Przylecisz do mnie?
- A co ja ci do szczęścia potrzebna? - westchnęłam. - Sorki, ale jestem trochę zmęczona, a mam jeszcze bal charytatywny w fundacji.
- Wybaczam. Wiesz tak się składa, że mam 2 bilety na przyszły tydzień na koncert... zespołu Muse i tak się składa, że nie mam z kim iść. Może miałabyś ochotę?
- Serio? Al jesteś kochany. Na pewno będę. Dzięki. A teraz pozwolisz, że się wykąpię?
- Och, tak. To do zobaczenia.
- Pa. - rozłączyłam się i weszłam do wanny.
Po półgodzinnej kąpieli, zrobiłam sobie manicure i poszłam coś przekąsić. Zajadałam się kanapkami oglądając jakąś stację plotkarską. Znowu było głośno o mnie i Harrym. Irytujące.
Potem usiadłam przed toaletką i starannie się umalowałam. Wysuszyłam włosy i upięłam loki na bok.
Następnie ubrałam się w to: <klik>.
Była już 19:26.
Zeszłam na dół, nałożyłam beżowy płaszcz, wzięłam klucze do Astona, zamknęłam dom i zjechałam windą do garażu.
Wsiadłam do samochodu i pojechałam do fundacji.
Przez korki jazda zajęła mi znacznie więcej czasu niż zwykle.
Na dziesięć minut przed rozpoczęciem balu zajechałam przed budynek fundacji.
Podałam parkingowemu kluczyki. Po załatwieniu krótkich formalności,weszłam do budynku.
Zdjęłam płaszcz i podałam go szatniarce.
- Och Katherine, już jesteś. - powiedział przysadzisty brunet, Peter.
Przewróciłam oczami. Już ja znam ten tekst. Zaraz zacznie się przesadne słodzenie, a potem rzygamy tęczą.
Jak miło.
- Cześć Peter.
Wyjęłam telefon z torebki.

TT: This day is so heavy. I'm so tired. :/

Schowałam telefon i poszłam sprawdzić listę gości. Trzeba wiedzieć kto będzie.
Pobieżnie ją przejrzałam.
Ooo, Ed będzie.  Przynajmniej jeden swój. Adele potwierdziła przybycie? No to nie będę się nudzić.
Zgarnęłam szklankę soku pomarańczowego z tacy przechodzącego kelnera. Upiłam łyk.
Raptem podszedł do mnie jakiś dziennikarz.
- Udzieli nam pani wywiadu? To potrwa tylko chwilę.
- Słucham.
Z początku zadawał ogólne pytania, ale później... No cóż, można się było tego spodziewać.
- Co łączy ciebie i Harry'ego Stylesa?
Byłam tak wkurzona, że nie wytrzymałam.
- Czy przyszedł pan tutaj zdawać relację z dzisiejszej imprezy, czy może wypytywać mnie o życie prywatne?Zgromadziliśmy się tu w szczytnym celu, aby pomagać młodym artystom spełniać swoje marzenia. Ta sprawa w ogóle nie ma związku z szumem medialnym jaki powstał wokół mnie i Harry'ego Stylesa. Tak więc żegnał.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam witać zaproszonych gości.
Potem rozpoczęła się przemowa dyrektorki.
Bla, bla, bla... Połowy nie słuchałam.
- Kogo ja widzę. Katherine Glass we własnej osobie. Wiedziałem,że opłacało się przyjść.
Odwróciłam się z uśmiechem na twarzy.
- Ed Sheeran. - przytuliłam go. - Dawno się widzieliśmy.
- Zgadzam się. Co u ciebie słychać?
- Hmm... Jest w porządku. Trzymam się... jakoś. A ty?
- U mnie też dobrze. A co słychać u...
- Darcy? Ma się świetnie. Jest w Dorset.
- Mówiła coś na mój temat?
- Poza tym, że jesteś idiotą, palantem i niedojrzałym facetem? Nic.
- Dalej jest zła?
- Raczej nie, ale daj jej ochłonąć. Niezbyt dobrze zrobiłeś mówiąc jej na moich urodzinach, że nie jesteś pewny czy ją kochasz. Ona i tak dużo przeszła.
- Wiem, że źle zrobiłem. Uświadomiłem to sobie zaraz po tym jak to powiedziałem. Chciałem jej to jakoś wynagrodzić, ale ona mnie odtrąca. Nie odbiera telefonu, nie odpisuje. Widocznie na nią nie zasługuje.
- Nie martw się, jeszcze masz czas.
-Taką mam nadzieję.
Poklepałam go po plecach. Porozmawiałam jeszcze z kilkoma osobami.
Niby było tyle, ale jednak jakoś tak pusto i sztywno.
Wyszłam na dwór.
Wyjęłam telefon z torebki. Wybrałam numer.
- Hej Kath. Jak tam bal?
- Och świetnie. Serio? Trochę nudno. Chciałbyś poznać Adele?
- Jeszcze się pytasz? No jasne, że tak.
-To przyjedź tutaj.
Podałam mu adres, wytłumaczyłam jak dojechać i się rozłączyłam.
Zadowolone weszłam do środka i dopisałam do listy gości.
283. Harry Styles.
Teraz to mi się humor poprawił.
Po dwudziestu minutach się pojawił. Podszedł do mnie, przytulił mnie i pocałował w policzek.
- Cześć Katherine. Stęskniłaś się za mną ? - szepnął mi do ucha.
- No a jak. A ty tęskniłeś?
- No ba.
Zaśmiałam się. Kurde podoba mi się on. Odsunęłam się delikatnie od niego.
- Dobra koniec tych czułości. Na to będzie jeszcze pora. Teraz chodź ci kogoś przedstawię.
Ludzie trochę nachalnie się na nas gapili. Trudno, ich problem.
Przedstawiłam mu Adele, która bardzo chętnie z nami rozmawiała.
Spędziłam w jego towarzystwie resztę balu.
Goście już wychodzili, Harry znienacka objął mnie od tyłu.
- Jak humor? Już lepiej?
- O wiele. Nie spodziewałam się, że będę się tak dobrze bawić. - oparłam się o niego. - Dziękuję.
- Za co? - spytał zdziwiony.
- Za to, że jesteś.
- Cała przyjemność po mojej stronie i polecam się na przyszłość.
Zaśmiałam się lekko.
- Na pewno skorzystam. - odpowiedziałam cały czas się uśmiechając.
Spojrzałam na zegarek na ścianie.
- Już późno, pora na mnie.
- Na mnie też.
- To do zobaczenia. Mam nadzieję, że niedługo.
- Tak, w końcu to moja kolej na wybranie miejsca na kolejną randkę.
Harry pociągnął mnie do kąta, gdzie nikt nas nie widział i namiętnie pocałował.
- Nie mogłem się oprzeć.
- Mnie to nie przeszkadza, a wręcz odpowiada.
Zaśmiał się i jeszcze raz mnie pocałował.
Potem odprowadził mnie do samochodu, który właśnie podjechał.
- To pa.
- Pa.- odpowiedział.
Zatrzasnął mi drzwi. Pomachałam mu, a potem pojechałam do domu.
Tym razem nie było korków.
W domu szybko się przebrałam się w dresy i szarą koszulkę [LINK].
Włączyłam laptopa i zajrzałam na fbl.

"Dzień całkiem spoko spędzony, chociaż dzwoniący telefon bywa denerwujący.
Czyżby los się w końcu do mnie uśmiechnął? Hmm, nie wiem. Zastanawiające.Wydaje mi się, że moja przyszłość się prostuje i nabiera jasnych barw. Zaczynam się czuć szczęśliwa, lecz niektóre rzeczy nie chcą dać o sobie zapomnieć. Teraz by się przydał kieliszek dobrego wina i jakaś komedia romantyczna. No cóż, klasyczny przykład kobiecego postępowania. A jak wam mija wieczór? Buziaki. :*"

Poszłam do kuchni, wyjęłam wino ze stojaka i otworzyłam je.
W salonie włączyłam telewizję i leżałam na kanapie popijając od czasu do czasu czerwone wino.
Znów zadzwonił telefon.

"Nie ty nie zatrzymasz mnie,
A choćbyś bardzo chciał,
Ja idę swoją drogą,
Wciąż ten sam.
Nie zatrzymasz mnie,
Bo nie zatrzyma nic,
Ja twardo wciąż przed siebie będę iść..."

Odebrałam.
- Igor odczep się ode mnie. Nie rozumiesz co oznacza słowo "koniec"? Nie dzwoń więcej do mnie i nie psuj mi tego co osiągnęłam. Czy w liście nie wyraziłam się jasno?
- Ale Kaśka... Ja nie chciałem...
- Zamknij się i mnie tak nie nazywaj. Nie tak nazwali mnie rodzice. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Słyszysz? NIC!!! Więc daj mi spokój. To co mi zrobiłeś... Nigdy ci tego nie wybaczę. Z resztą wiesz, że Alan jest na ciebie cięty. Żegnaj.- powiedziałam i się rozłączyłam.
Palant jeden.
Nawet nie wiem kiedy się rozpłakałam.
Musiałam coś zrobić, nie mogłam tak siedzieć.
Pobiegłam na górę i spakowałam podręczną torbę.
Muszę coś zrobić, bo inaczej wykończę się psychicznie i zwariuję.
Podjęłam decyzję.

sobota, 16 czerwca 2012

Harrods.

Michael Collins (20 lat) - fotograf. Od 3 lat przyjaciel Kath.
Poznali się na jego wernisażu.
Usłyszałam pukanie do drzwi, a po nim krzyk.
- Glassy, rusz swą szanowaną i otwieraj te durne drzwi.
Zaśmiałam się, jakie to dla nie go typowe.
- Ja cię słyszę.
- No i dobrze. Michael, za nie poszanowanie moich drzwi, mogę ci nie otworzyć.
- Taa i jeszcze przez kilka dni mieć mojego psa? Nie sądzę. Otwórz.
- I tu mnie masz.- otworzyłam drzwi. - Teddy Bear, ooo tęskniłam za tobą. Jak sesja w Hiszpanii? Lena znowu strasznie narzekała?
- Hola, hola. Może najpierw wejdziemy do środka. - mówił przytulając mnie.- I nie nazywaj mnie Teddy Bear. Doskonale wiesz jak tego nie lubię.
Weszliśmy do środka, zamknęłam za nami.
- Miki, chodź tu łobuzie.
Mike witał się ze swoim pupilem. Czasami nie widziałam między nimi różnicy. Jedno dużo gada, drugie dużo  szczeka. Obaj dużo jedzą i są irytująco słodcy (czasami).
- Napijesz się czegoś?
- Soku, znajdziesz mnie w salonie.
- Ok.
Poszłam do kuchni, wyjęłam z lodówki dzbanek soku pomarańczowego i postawiłam go na tacy. Obok postawiłam dwie szklanki i talerzyk z mafinkami.
W salonie Michael siedział na fotelu z Mikim na kolanach.
Postawiłam tacę na ławie. Nalałam trochę soku do obu szklanek i jedną z nich podałam Mike'owi, a sama wzięłam drugą i usiadłam na kanapie.
- No to opowiadaj.- powiedziałam.
- W Hiszpanii było cudownie. Słońce, plaża... bomba. Co prawda Lena strasznie narzekała, a to za gorąco, a to złe warunki, a to jest zmęczona. Masakra. Ona tak może godzinami, ale poza tym to było świetnie.
- Znam tą minę. Na brak dziewczyn to ty nie narzekałeś, co? A czy nie czasem Lena do ciebie zarywała.
- No tak i na początku mi się to podobało, ale później ją bliżej poznałem i teraz ona mi już bokami wychodzi.
- Ooo, biedaku ty. Dasz sobie radę. Dzika wiedźma z zachodu, kiedyś się odczepi.
Rozmawialiśmy jeszcze tak godzinę. Potem Michael zabrał rzeczy Mikiego, pożegnał się i pojechał do domu się wyspać po podróży.
Popatrzyłam na zegarek. Była godzina 14:14 - Myśli. Może by jednak wpaść na te podpisywanie płyt.
Szybko włączyłam laptopa i sprawdziłam gdzie ono ma być.
Zajrzałam na twittera. Znowu dużo hejtów. Ojej, straszne. Już się przestraszyłam. Ludzie są dziwni.

TT: Peaople are weird. This is not your business, so goodbye. :)

Poszłam na górę, wzięłam prysznic i ubrałam się w to <klik>. Jeszcze lekki makijaż i włosy wysuszyć. Dzisiaj stawiamy na loczki, więc prostownica niepotrzebna.
Na dole nałożyłam <klik> i byłam gotowa do wyjścia. Z haczyka zdjęłam klucze do Astona i windą zjechałam do podziemnego garażu. Wsiadłam do samochodu.
Na miejscu było strasznie dużo ludzi. Jak mrówek.
Mam nadzieję, że mnie tu nie zabiją. Wtf, o czym ja myślę.
Weszłam do środka. Dawno tu nie byłam.
Stwierdziłam, że najpierw zajrzę na górę.
Harrods. Fajne miejsce.
Windą na górę i już byłam w części przeznaczonej wyłącznie dla personelu.
Za biurkiem siedziała młoda kobieta mniej więcej w wieku 25 lat. Na plakietce miała napisane "Kim Juser"
Wcześniej jej tu nie widziałam.
- Cześć Kim.
- O pani Glass. Miło panią widzieć.
Śmieszne uczucie, kiedy osoba starsza od ciebie zwraca się do ciebie per "pani".
- Mów mi Katherine. Jest Josh?
- Tak, w gabinecie.
Zastukałam lekko w drzwi, a potem otworzyłam.
Josh siedział za biurkiem, pisząc coś zawzięcie na komputerze.
- Uważaj, bo ci klawisze odpadną.
- O Katherine. Cześć. Gdzieś ty się podziewała. Tęskniliśmy za tobą.
- Taa, jasne. Podlizuj się. Wpadłam na chwilę. Zostawić płaszcz i mykam na dół.
- Po płytę?
- Może. - powiedziałam, a on uśmiechnął się głupio. - A co ci do tego? Dobra idę sobie, a ty pracuj.
- Pa.
Po pięciu minutach byłam na dole.
Iść? Nie iść? Nie wiem.
Wow, ta kolejka ciągnie się bez końca.
Stanęłam w kolejce. Za nim poszłam do stolika, przy którym siedzieli minęła godzina. Wyjęłam z torebki płytę.
Pierwszy siedział Zayn, potem Niall, Louis, Harry i Liam.
Zayn nawet nie patrząc, spytał:
- Jak masz na imię?
- Katherine. Tak przynajmniej mam w dowodzie.
- Punkt dla ciebie.
Spojrzał w górę. Już coś miał powiedzieć, ale go uciszyłam na migi.
- No to dzięki za podpis.
- Taa, cześć. - i się uśmiechnął.
Podeszłam do Nialla.
- Hej, jak się masz? Zdradzisz mi swoje imię?
- Całkiem dobrze. No nie wiem, nie wiem. Mama mówiła, żeby nie rozmawiać z obcymi.
Przyjrzał mi się uważniej.
- Ach tak. Miło mi cię w końcu poznać.
- Mnie też. Do zobaczenia.
- Mam nadzieję.
Louis zauważył mnie jak jeszcze rozmawiałam z Niallem. Nic się nie odezwał, ale szeroko się uśmiechał. Podpisał płytę i podał ją Harry'emu, a ten nie patrząc w górę podpisał ją i podał ją Liamowi.
- Widzę, że pan Styles coś nie w sosie.
Od razu podniósł głowę. Szeroko się uśmiechał.
- Przyszłaś.
- A jak. Przecież musiałam poznać chłopaków. Cześć Liam. Dawno się widzieliśmy co?
Harry wstał i przytulił mnie. Liam się uśmiechnął z konsternacją.
- Katty to ty? Widziałem cię na zdjęciu, ale z prostymi włosami cię nie poznałem. Kopę lat się nie widzieliśmy.
- No trochę czasu minęło. Dobra chłopaki, nie będę zatrzymywać kolejki. Dzisiaj raczej nie ma szans abym was odwiedziła, ale nie długo na pewno się zobaczymy. Pa.
Louis przytulił mnie na pożegnanie, Liam zrobił to samo. Harry uśmiechnął się szeroko, przytulił mnie i pocałował w policzek.
- Do zobaczenia. - powiedział i zabrał się za podpisywanie płyt.
Zabrałam swoją od Liama i poszłam do windy. Odebrałam płaszcz od Josha i poszłam do samochodu.
Sprawdziłam godzinę. 17:17 - kocha. Taa, jasne, a ja jestem święta Kunegunda.
Popatrzyłam na płytę.
"Dla Katherine - Zayn."
"Słodkiej nieznajomej - Niall." (Hahaha.xd)
"Piękna z was para. :D
555 873 126
Gdybyś chciała pogadać - zadzwoń. :)" (Swat się znalazł.)
"Harry"
"Przyjaciółce z dzieciństwa - Liam. :)"
Pod spodem dopisek: "Kiedy następna randka? - H."
Wzięłam telefon.

"Tym razem jest twoja inicjatywa. Zaskocz mnie."

Schowałam telefon i pojechałam do domu.
Teraz jeszcze przetrwać bal i mam dziś spokój.

piątek, 15 czerwca 2012

Zabawa w 20 pytań.

"Wczorajszy dzień obfitował w różne zdarzenia, ale był to bardzo pozytywny dzień. Tak po zastanowieniu w Londynie przydarzają mi się same dobre rzeczy albo one dominują maskując te złe zdarzenia.
Co do wczorajszego dnia. Chciałabym go powtórzyć. Dobra nie będę się rozpisywać, bo pora zrobić sobie śniadanie. Czy mi się zdaje, cz ktoś puka? No. To ja mykam. Może jeszcze zajrzę. Buziaki. :*"
Poszłam otworzyć drzwi.
- Wow, przyszło śniadanie.
Przed drzwiami stał Harry z torebką pełną czegoś bardzo ładnie pachnącego.
- Pomyślałem, że może miałbyś ochotę zjeść ze mną śniadanie.
- Jeśli to są rogaliki nadziewane czekoladą z piekarni na rogu, to śmiało wchodź.
- Skąd wiedziałaś? - spytał ze zdziwioną miną.
- Harry, ja ten zapach rozpoznam wszędzie, a tak na serio to co jakiś czas sama je kupuje.
Zaprowadziłam go do kuchni.
- Ładnie tu.
- Dziękuję. Sama urządzałam. Napijesz się czegoś. Kawy? Herbaty?
- Może być kawa.
Szybko nalałam mu kawy do kubka, zabrałam rogaliki i wyłożyłam na talerz.
- Tak więc, co cię tu sprowadza?
- Chciałbym cię lepiej poznać.
- O miło.
- Zagramy w 20 pytań?
- Nie wiem czy aż tyle znajdziesz, ale próbuj. - powiedziałam i ugryzłam jeszcze ciepłego rogalika.
- Hmm... Dlaczego trzy imiona?
- Rodzinna tradycja.
- Pierwsze imię...
- Moje.
- To  drugie...
- W moim przypadku po mamie. Drugie imię zawsze jest po rodzicach, dziadkach, pradziadkach i tak dalej.
- No to trzecie po...
- Rodzicach chrzestnych. Już masz 4 pytania. Brawo.
- Kiedy masz urodziny?
- 24 stycznia, czyli tydzień przed twoimi.
- Lubisz One Direction?
- Wiedziałam, że o to spytasz. Tak, lubię was, ale nie jestem kompletnie obłąkaną, piszczącą fanką. Jesteście ludźmi, nie zwierzętami w cyrku.
- Słuszna uwaga. Znasz któregoś z chłopaków?
- Hmm... Ciebie, Louisa z widzenia. Wtedy w sklepie. Reszty nie znam, chociaż? A no tak. Znam Liama. - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Skąd o ile można wiedzieć?
- On już mnie pewnie nie pamięta. Poznaliśmy się na obozie muzycznym. Miałam wtedy 11, a on 12 lat. Stare dzieje.
- Pizza czy hamburger?
- Oczywiście, że pizza.
- Ilu miałaś wcześniej chłopaków?
- O masz. Nie lubię tego pytania, ale jeśli mam być szczera to dwóch.
- Co o tym zadecydowało?
- Ogromna niezgodność charakterów. Dobra koniec tematu. Masz jeszcze 9 pytań.
- Gdy byłaś mała o czym marzyłaś?
- O znalezieniu domu, w którym zamieszkam na stałe. Jeszcze 8.
- Lubisz mnie?
- Nie. Hmm... Tak. Yyy... Nie wiem, a tak na serio to tak.
- Jakaś ty nie zdecydowana. Mam u ciebie jakieś szanse?
- Yyy... Nie mam zwyczaju bawić się ludźmi. Gdybyś ich nie miał, to na pewno bym się z tobą nie umówiła.
- Czy ...
"Nie ty nie zatrzymasz mnie,
A choćbyś bardzo chciał,
Ja idę swoją drogą,
Wciąż ten sam.
Nie zatrzymasz mnie,
Bo nie zatrzyma nic,
 Ja twardo wciąż przed siebie będę iść..."
Lecz niestety przerwał mu dzwonek mojego telefonu. Nawet nie patrząc na ekran wiedziałam kto dzwoni. Odrzuciłam połączenie.
- Tak?
- Czy u...

" Nie ty nie zatrzymasz mnie,
 A choćbyś bardzo chciał..."
Znów odrzuciłam. Przestań dzwonić.

-Mów.
- Umówisz się ...

" Nie ty nie zatrzymasz mnie,
 A choćbyś bardzo chciał..."

Człowieku, weź się odwal. Musiałam się wyjątkowo ze złościć, bo zaczęłam mówić po polsku.
- No co za idiota. Czy nie rozumie słowa nie? Nie chcę z nim gadać, a on dzwoni.
- Co? - spytał zdezorientowany Harry.
- Co? A nic. Po prostu takie tam, yyy... nic ważnego. To co chciałeś powiedzieć?
- Chciałem się spytać, czy jest szansa, że się jeszcze ze mną umówisz?
- Raczej tak. Nudny to ty nie jesteś, więc tak.
- Że jak?
- Niektórzy ludzie, powierzchownie wydają się być interesującymi ludźmi, ale przy bliższym poznaniu tracą na wartości, bo to co się wydawało inteligencją i humorem, okazuje się złudzeniem.
- Ciekawe. Ulubione miejsce?
- Pemberley. Piękne miejsce w hrabstwie Hampshire, a dokładniej w Winchester. Tak zwana "Rodowa siedziba rodziny Glassów".
Harry uśmiechnął się. Już miał zadać kolejne pytanie, gdy zadzwonił telefon. Tym razem jego.
- Halo? Tak wiem, że jest dziś podpisywanie płyt. O której mam być? Tak, Liam spokojnie zdążę. Przecież mam jeszcze 2 godziny. Ale... Będę za godzinę. Zadowolony? Do zobaczenia. Co za człowiek.
- Zorganizowany jak zawsze.
- Taa. Przyszłabyś na podpisywanie płyt?
- Chętnie, ale muszę dziś zawieść Miki'ego do właściciela. Zadałeś bodajże 18 pytań, nieźle.
- Dzięki. Ulubiony kolor?
- Nie mam. Każda barwa ma coś w sobie.
- Ostatnie pytanie. Mo...

"Just a little bit (ah)
Just a little bit (Ahh)
 Is what you need..."
Just a little bit (ohh)

- No ludzie, co wy macie z tym dzwonieniem. - sprawdziłam wyświetlacz. - Sorki, ale to akurat muszę odebrać. Halo?
- Witam, panno Glass.
- Do rzeczy Scott. Nie mam czasu.
-  Fundacja założona przez pani dziadka organizuje dziś bal charytatywny. Powinnaś się pojawić.
- Jak miło, że mi to mówisz, ale nie mogłeś wcześniej? Zresztą nieważne. Będę tam. O której się zaczyna?
- O 20:30.
- Naturalnie. Nie za późno, ani nie za wcześnie. Strój wieczorowy?
- Tak.
- Będę o 20.  Do zobaczenia. Nie no ten to ma wyczucie czasu. Nieważne. Twoje ostatnie pytanie?
Nawet nie zauważyłam, kiedy stanął obok mnie.
- Mogę cię pocałować?
- Już myślałam, że o to nie zapytasz.
Wtedy mnie pocałował. Z początku było niewinnie, lecz moja frustracja spowodowana telefonami, zmotywowała mnie do pogłębienia pocałunku.
Trzeba przyznać, lubię go całować. To jest jak narkotyk. Trochę uzależnia.
Po kilku minutach, ciężko dysząc, oderwaliśmy się od siebie.
- Hmm... Na mnie już pora. Chłopaki czekają.
- Taak, to do zobaczenia, Harry.
Jeszcze raz musnął moje usta i odsunął się ode mnie.
- Sam się odprowadzę do drzwi.
I już go nie było. Hmm... Zdecydowanie mi się podoba.

piątek, 8 czerwca 2012

Randka.

"Wiecie czego nie lubię w porankach? Samego rytuału wstawania. Budzik irytująco brzęczy, słońce razi cię w oczy, a ty czujesz jakbyś dopiero co się położyła spać. Wczoraj spędziłam bardzo miły wieczór z tym panem na zdjęciu. To jedna z wczorajszych fotek. Całkiem spoko.
Co do ostatniego wpisu. Tak czuję się bardziej Angielką, ale jestem dumna z tego, że w połowie jestem Polką.
Koniec tematu.
Co do tego wszystkiego dookoła. Bez komentarza.
Przyszedł czas na zmiany. Obiecałam dziadkowi, że nie będę nosić po nim żałoby, ale nie potrafiłam dotrzymać tej obietnicy. Już pora abym ją dotrzymała.
Zapowiada się cudowny dzień. Dobra mykam, bo trzeba Mikiego nakarmić.
Buziaki. :*"
Przetłumaczyć i dodać na drugiego bloga. Gotowe.

TT: I eat breakfast with Miki.

No cóż mam powiedzieć. Wrzawa jaka wczoraj powstała na twitterze trochę przycichła po moim kontrataku.
Chociaż tyle dobrze.
- Miki przestań szczekać. Już ci daję jeść.
Nasypałam mu karmę do miseczki, a sama zabrałam się za jedzenie płatków.
Charakterystyczny dźwięk skype'a przeszkodził mi w spokojnym konsumowaniu.
- Darcy ja tu jem.
- Nie narzekaj. Kocie, co się dzieje w necie? Wszędzie trąbią o tobie i Stylesie.
- Robią... z igły widły... ale mnie... to nie obchodzi.
- Z pełną buzią się nie gada, Kath.
- O czwartej nad ranem się nie dzwoni do ludzi.
- Ludu, Katie telefon spadł i sam wybrał twój numer.
- Interesujące. Dzień Dobry pani Spencer. Jak się pani miewa?
- Świetnie, ale naprawdę powinnaś przyjechać do nas. Tu byś lepiej wypoczęła niż w mieście.
- Niestety jestem mieszczuchem i tu mi jest dobrze, przyjadę innym razem. Dar, kiedy wracasz?
- Hmm, niee wieeem. - jej mina mówiła sama za siebie. - Może juuu... ż za tydzień albo... nie wiem.
- Ach, tak. Rozumiem. Spoko.
- A teraz na serio. Chcę wrócić jutro, ale wiesz jaka jest moja mama. Jak tu przyjadę to prędko mnie nie puści.
- Faktycznie, masz problem.
- Dzwoniłaś do domu?
- Noo, rozmawiałam z papą. Wychodzi na to, że zostają w Polsce na stałe. Dar, pogadałabym sobie z tobą jeszcze ale muszę wyjść na spacer z Mikim.
- Wzięłaś psa Michaela pod opiekę? Nie no ty już całkiem samotna się czujesz.
- Może, ale też nie mam czasu, bo dziś idę do kina z Harrym.
- Uuu, trzymam kciuki.
- Paa.
- Pa.

TT: In park with Miki.

Ubrałam płaszcz i wyszłam z domu razem z Mikim.
Chodząc po parku zastanawiałam się w co się ubrać do kina.
Poczułam wibracje w kieszeni.

"Kino nadal aktualne?"

"Oczywiście, a dlaczego by nie?
No chyba, że ty się rozmyśliłeś. ;>"

"Nieee, ja się nie rozmyśliłem. 
Jak wieczór z Nathanem?"

"Spoko.
Stwierdził, że z ciebie porządny facet, więc mogę się z tobą spotykać.
Jakbym potrzebowała jego pozwolenia.
A tobie jak minął wieczór?"

"Spokojnie, chłopaki postanowili zrobić rozgrywki pokera,więc był niezły ubaw.
Straciłem 20 funtów na korzyść Louisa, ale wygrałem 50 funtów na nie korzyść Nialla.
Stwierdził, że przegrał 4 pizze."

"Biedactwo.
Przynajmniej odrobiłeś straty.
No cóż ja w pokera nie gram, no wyjątkowo z moimi braćmi.
Ale to tylko dla zabawy."

"I wygrywałaś?"

"Kiedy byłam w NY w lutym, Alan przegrał swoją swoją wypłatę.
Nie był zbyt szczęśliwy."

"To nieźle grasz. :D"

"Można tak powiedzieć.
Będę kończyć, muszę wrócić z Mikim do domu.
Do zobaczenia. ;>"

"Paa. :*"

"Bym zapomniała, to mój adres.
Knightsbridge.
23 Elvaston Place
Przy Queen's Gate
Kamienica 36 A
Windą na samą górę."

Szybko wróciliśmy do domu. Usiadłam na kanapie i oglądałam sobie Misfits. Fajny serial.
Tak się zasiedziałam, że nawet nie zauważyłam, że jest już 18:30.
O masz, za pół godziny ma tu być Harry.
Zaczęłam robić szybkie przygotowania.
O równo 19 byłam gotowa. 

TT: Cinema. :D

Usłyszałam pukanie do drzwi.
Ubrana w <klik> poszłam mu otworzyć.
- Cześć. Idziemy?
- No.
Po półgodzinie jazdy byliśmy pod kinem.
- To na jaki film idziemy? - spytałam.
- Nie wiem, może jakiś horror?
- Chętnie.
Kupiliśmy bilety na jakiś horror, pop corn i colę. Zajęliśmy nasze miejsca i czekaliśmy na rozpoczęcie seansu. Dużo rozmawialiśmy. Potem zaczął się film. Taki sobie. Oglądałam lepsze.
Oparłam głowę na jego ramieniu, a on wziął mnie za rękę.
Szczerze? Połowy filmu nie pamiętam, przy nim trochę trudno się skupić.
Po filmie poszliśmy do Milk Shake City.
Złożyliśmy zamówienie i usiedliśmy przy stoliku.
- Co chciałabyś robić w przyszłości?
- Jeszcze nie wiem. Ciągle szukam własnego ja. Studiuję historię sztuki i zarządzanie w Oxfordzie.
- Interesujące, a dlaczego dwa kierunki?
- Sztuka dla przyjemności, zarządzanie z obowiązku.
- Nie rozumiem.
- Harrods jest moją własnością. Zainwestowałam w niego. Chociaż zastanawiam się nad rezygnacją z historii sztuki, a wziąć się za same nauki biznesowe.
- Dlaczego?
- Po dwóch trymestrach stwierdziłam, że aż tak nie interesuję się sztuką, chociaż muzyka to co innego. 
- Hmm, chciałabyś poznać chłopaków?
- Chętnie. - ziewnęłam. - Ale to już nie dziś. Darcy spadł telefon i przez przypadek zadzwonił do mnie. Może by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie pies, który bez przerwy się wiercił.
- Hahaha. To jak jesteśmy umówieni?
- Oczywiście.
Po wypiciu shake'ów Harry odwiózł mnie do domu.
- Dzięki za mile spędzony wieczór. 
- Ja też dziękuję.
Wtedy mnie pocałował w usta, aż zaparło mi dech w piersiach.
- Hmm, z reguły nie całuję się na pierwszej randce. - powiedziałam.- Ale dla ciebie można zrobić wyjątek.
Tym razem ja go pocałowałam. Całowaliśmy się jeszcze kilka minut.
- Dobra, ja już idę do domu, bo nie wiadomo jak to się może skończyć. - stwierdziłam lekko dysząc.
- Do zobaczenia.
- Tak, do zobaczenia.
Weszłam do domu, zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.
Och, co to był za wieczór. 
Szybko zdjęłam kurtkę, czapkę, chustkę i pozbyłam się butów.
Poszłam do sypialni rozebrałam się całkiem i wzięłam szybki prysznic.
Przebrałam się w piżamę, zeszłam jeszcze na dół, żeby dać jeść Mikiemu.
Jak dobrze, że już jutro Michael wraca.
Wróciłam do łóżka.
Zajrzałam na twittera.
Wpis Harry'ego TT: Thank you, for nice spent time. See you soon, Katherine. ;>
Odpisałam TT: Hahaha.xd Yes, see you soon, Harry. :D
Z uśmiechem na twarzy zasnęłam.

Zdjęcia, twitter, Nathan i rozmowa z tatą.

Wieczór zapowiada się całkiem fajnie. Rzeczy Mikiego już przywiezione, teraz już tylko czekam na Nathana.
Właśnie włączyłam laptopa, zalogowałam się na pocztę i twittera, a tu masakra. Na twitterze multum powiadomień. Na poczcie pełno alertów ze stron plotkarskich.
Co się dzieje?
Otworzyłam pierwszy lepszy:

"Czyżby Harry Styles znalazł sobie nową dziewczynę?"

A tam zdjęcia moje i Harry'ego z parku. Jak idziemy i rozmawiamy, kiedy go przyjaźnie stukam w ramię, rozmawiam przez telefon, całuje go w policzek. Wow. Tego się nie spodziewałam.

Wzięłam telefon.
- Halo?
- Czy ty widzisz to co ja?
- A możesz konkretniej.
- Wejdź w internet i znajdź byle jaką stronę plotkarską. To jest wszędzie.
- Ale co.
- Po prostu sprawdź. 
Chwila milczenia.
- Teraz widzę. Masakra.
- Hahahaha. 
- Z czego ty się śmiejesz?
- Z tej sytuacji. To jest śmieszne. A twoje fanki na twitterze bardzo urocze. Hahahaha.
- Nie przeszkadza ci to?
- Ależ skąd. Ludzie łakną sensacji, a jak już ją dostaną to łatwo nie odpuszczą. Do gazet już dawno się przyzwyczaiłam, tylko twitter mnie denerwuje, bo bardzo się muli. O jaki słodki tekst: "Zostaw mojego męża, bo pożałujesz." 
- Chyba za dużo piję, bo nie pamiętam kiedy się ożeniłem. To jak kino jutro nadal aktualne?
- Oczywiście. Nie łatwo mnie przestraszyć.
- To do zobaczenia.
- No pa. Nathan chyba już przyszedł. Paa. Już nie mogę się doczekać.
Rozłączyłam się. Poszłam otworzyć drzwi.
- Proszę, proszę. Czy mnie mój wzrok nie myli? Czyżby to był sławny Nathan Sykes z The Wanted? Mam piszczeć? Błagać o autograf?
- Ha ha ha, tylko nie piszcz.
- Dobra a teraz tak na serio. Stęskniłam się za tobą. Niedźwiedzi uścisk?
- Chętnie.
- Ludzie, jak ja dawno ciebie widziałam. Kiedy to było?
- Na twojej osiemnastce, w styczniu.
- O widzisz, a teraz mamy środek marca. To ty się rozgość, a ja muszę jeszcze coś zrobić. napijesz się czegoś?
- Colę, jeśli można.
- Już się robi.
Poszłam do kuchni, usiadłam przed laptopem.
TT: Hahaha.xd  This is funny situation.
      Congratulations Directioners, but I'm not afraid of you.
TT:  I love eating ice cream with my friend. Hello Nathan. :D
=> TT: Hello Katherine. Come to living room. Ice cream waiting for you.
Hahaha. Ten to ma poczucie humoru. Zamknęłam laptopa i poszłam do salonu.
- Co to za rozruba?
- Gdzie?
- Wszędzie. Kogoś nieźle wkurzyłaś.
- Directionerki.
- A co im zrobiłaś.
- Rozmawiałam z ich boskim Haroldem. Przez co zostałam zbojkotowana.
- Jakoś cię specjalnie nie obeszło.
- Nath, tak już bywa, ale nie rozmawiajmy o mnie. Jak minęła ci trasa?
- Świetnie. Nie obyło się bez zabawnych sytuacji.
- No to opowiedz mi.
Miło spędziliśmy razem kilka godzin. Dochodziła 23, kiedy stwierdził, że na niego już pora.
Pożegnaliśmy się. Zamknęłam drzwi i mimowolnie się uśmiechnęłam.
Brakowało mi tej normalności.
Sprzątnęłam w salonie  i poszłam wziąć prysznic.
Zrelaksowana ciepłą wodą zajrzałam do garderoby i przebrałam się w <klik>.
No cóż to był dzień pełen niespodzianek.
Oby jutro było spokojniej.
Jutro randka z Harrym. Będzie dobrze. Musi być.
Już prawie zasypiałam myśląc o Hazzie, kiedy sobie przypomniałam, że nie zadzwoniłam do domu.
Kurde. W Polsce jest już po północy.
Ups, mama mnie zabije.
Szybko wzięłam telefon z półki.
"Gabbe, mama już śpi?"

"Nie siedzi z tatą w salonie i piją wino.
Świętują.
Papa dostał awans. 
Śmiało możesz dzwonić."

"Jesteś pewien?"

"Oczywiście, przecież cię nie wkręcam."

Wybrałam numer.
- Halo?
- Hej papo. 
- Katherine? Co tak późno?
- Lepiej późno iż wcale. Słyszałam o awansie. Gratuluję.
- Gabriel się wygadał?
- Wiesz jaki on jest. Czyli zostajecie w Polsce na stałe?
- Tak mi się wydaje. Sama wiesz jak jest. Nie łatwo ją przekonać. Tu jest jej dobrze i się nie ruszy.
- Tak wiem, dobra ja będę już kończyć, bo jestem zmęczona. Kocham cię tato.
- Ja ciebie też, kochanie. Trzymaj się.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną.
To był naprawdę długi dzień. 
Pora spać.
Nagle coś wskoczyło mi na łóżko.
- Ooo, Miki tylko nie teraz ja tu śpię.
Popatrzył na mnie tą swoją słodką miną.
- Ok, ok. Możesz ze mną spać, ale teraz już serio idziemy spać. Padam z nóg. Dobranoc Miki.
Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam. Pies z resztą też.

wtorek, 5 czerwca 2012

Park, telefon i randka umówiona. :P

Miki.
Właśnie zabrałam Mikiego od Michaela. Po jego rzeczy postanowiłam później przyjechać, bo i tak Mike zostawia mi klucze do domu. Maluch zasłużył sobie na spacer, więc poszłam z nim do pobliskiego parku. Szłam powoli przez alejki ze szczeniaczkiem radośnie merdającym ogonem, rozmyślając o wszystkim i o niczym, gdy nagle na kogoś wpadłam.
- O przepraszam, to moja wina. - powiedział dobrze mi znany męski głos.
- Nic się nie stało, Harry. - uśmiechnęłam się.- Czy mi się wydaje, czy ty nie czasem zrobiłeś to celowo?
- Yyy..., niee. Cześć Katherine.
Uniosłam lekko brwi. Ten jego łobuzerski uśmieszek mówił sam za siebie.
- Mogę przejść się z tobą? - spytał ze słodką minką.
- Proszę bardzo to nie mój park, więc spoko.
Szliśmy chwilę w milczeniu, przerywanym radosnym szczekaniem Mikiego.
- Czemu nie odpisałaś mi ?
- Bo może wtedy spałam? Zasnęłam oglądając film.
- Ach tak. To twój pies?
- Nie, Michaela, mojego przyjaciela. Przez najbliższych kilka dni ma go nie być, bo ma sesję w Hiszpanii. Kiedy popatrzyłam się na tego słodziaka, po prostu nie mogłam mu odmówić. W ogóle szczeniaczki są słodkie.
- Co prawda to prawda, chociaż ja bardziej przepadam za kotami.
- Nigdy nie miałam kota. Za to mam psa, w Polsce. Rodzice go ze sobą zabrali.
- Jak się wabi?
- Baxter. Wiem, dziwne imię. Ale nazwałam go tak kiedy miałam 9 lat, a wtedy różne dziwne rzeczy przychodziły mi do głowy.
- Na przykład? - spytał śmiesznie ruszając brwiami.
- Na pewno chcesz wiedzieć? - skinął głową. - Okej. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. Jak byłam mała i mieszkałam jeszcze w Dorset, często lubiłam chodzić na plażę i czytać książki. Mamie zawsze mówiłam, że czytam na nabrzeżu, a tak na serio to skakałam po wystających z morza skałach, do takiej jednej dużej i płaskiej. Tam właśnie czytałam. Któregoś to razu wiatr mocno zawiał i książka wpadła do wody. Co zrobiłam? Wskoczyłam za nią. Miałam sporo szczęścia. Umiałam pływać, a morze było spokojne.
- I wyłowiłaś książkę? - widziałam tą ciekawość w jego oczach.
Był szczerze zainteresowany. Przy nim czułam się swobodnie, byłam... sobą. Nie często mi się to zdarzało. Zazwyczaj otaczało mnie tylu ludzi, że mowy nie było wytchnieniu,a tu... jest inaczej.
Harry nadal czekał na odpowiedź.
Skinęłam głową i zaśmiałam się.
- Oczywiście, że ją wyłowiłam, ale potem musiałam się długo tłumaczyć,dlaczego jestem cała mokra, skoro siedziałam na brzegu.
- Znalazłaś wytłumaczenie?
- Hmm... Chyba tak. Tego to już tak dobrze nie pamiętam, ale wydaje mi się, że to dziadek pomógł mi wyjść cało z opresji.
- Tęsknisz za nim?
- Tak, codziennie. To dla niego przyjechałam rok temu do Anglii.  Wiele mnie nauczył i jestem mu za to wdzięczna.
- Masz rodzeństwo?
- Hahaha, sprawdzasz czy będziesz miał od kogo dostać jeśli mnie wkurzysz? Nie no, żartuje. Mam dwóch braci. Starszego o 5 lat Alana, który mieszka w Nowym Jorku i młodszego o 2 lata Gabriela. On mieszka z rodzicami w Polsce w rodzinnym mieście mamy. A ty masz...
- Siostrę starszą o 2 lata, Gemmę.
W tym momencie zadzwonił mój telefon.

"I can't believe I had to see,
 The girl of my dreams cheating on me...".

Szybko wyjęłam telefon z kieszeni. Po samym dzwonku już wiedziałam kto dzwoni. Odebrałam.
- Proszę, proszę. Co to się stało, że sam Nathan Sykes do mnie dzwoni? Czyżby zaszczyt mnie kopnął?
Mina Harry'ego bezcenna. Ewidentnie był lekko zazdrosny, aż za dobrze znam tą minę. Igor zawsze miał taką.
Idiotko, nie myśl o nim!!!
- Zaszczyt mnie kopnie, jeśli moja przyjaciółka z dzieciństwa zgodzi się, żebym do niej wpadł wieczorem.
- Hahaha. Nie wpadaj, bo mi drzwi wyłamiesz, ale możesz do mnie przyjdź. Może akurat ci otworzę.
- Przyniosę pudełko lodów.
- No to lodom otworzę, a tobie to się jeszcze zastanowię. No jasne, że cię wpuszczę. Opowiesz mi jak wam poszła trasa koncertowa. To do zobaczenia.
- Paa. Widzimy się o 20?
- Ok, dla mnie może być. Paa.
Rozłączyłam się. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Tęskniłam czasami, za tymi naszymi głupimi rozmowami.
- To stary przyjaciel. Poznaliśmy się jak pojechałam z dziadkiem do Gloucester.Spędziłam tam 2 miesiące. Dobra koniec tematu. Chciałabym się zapytać...
-Tak? - od razu tak jakby wyraz twarzy mu się zmienił. Z ponurego na bardziej pogodny.
- Czy poszedłbyś ze mną do kina? Jak nie chcesz to nie, najwyżej Nathana skażę na moje towarzy...
Nawet nie dał mi dokończyć.
- Ależ bardzo chętnie. To o której się spotkamy?
- ...stwo. Hmm... Film zaczyna się o 20, więc przyjdź do mnie  o 19. Adres przyślę ci smsem.
- Ok.
- No cóż, na mnie i na Mikiego już pora, bo muszę jeszcze pojechać po jego rzeczy do Michaela. To do zobaczenia jutro.
- Paa.
Wtedy pocałowałam go w policzek, odwróciłam się na pięcie i poszłam z rozbrykanym szczeniaczkiem w stronę domu.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Budzik, sms-y, twitter i z domu.

Ludu, dlaczego to szatańskie badziewie musi dzwonić  o tak nieludzkiej porze?
Nie, nie, ja nie wstaje. Spadaj maszynko.
Z głową nadal przytkniętą do poduszki, ręką szukałam na półce budzika.
Traach!
Jęknęłam. Mówiąc spadaj, nie mówiłam tego dosłownie.
Przetarłam oczy i zaczęłam powoli wstawać.
Czasami po prostu nienawidzę poranków.
Zajrzałam do garderoby, wybrałam ciuchy, potem długi, gorący prysznic, ubrałam się w :[klik] i zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Włączyłam radio i wzięłam się za robienie kanapek i parzenie kawy. Sprawdziłam telefon. Kolejna nieodebrana wiadomość. Tym razem od Gabriela.

"Kath, mama cię zabije. Nie dzwonisz do domu od tygodnia.
Znów jej się włącza opóźniony instynkt macierzyński.
Błagam zabierz mnie do siebie."

Hahaha. Ten to potrafi poprawić mi humor. Szybko mu odpisałam:

"Kup duże pudło, wsadź do niego zapasy jedzenia i picia, naklej na nim nalepkę "priorytet" i tą co oznacza, żeby przewozić paczkę delikatnie, schowaj się tam i wyślij się pod mój adres.
Może akurat ci się uda nawiać.
Pozdrów rodziców.
A papie powiedz, żeby trochę ugłaskał mamę.
Na pewno się odezwę."


Na odpowiedź nie musiałam długo czekać:

"Hahaha, very funny. Po prostu boki zrywać.
Oho, babka od histy zauważyła, że "bawię się" telefonem.
Pogadamy później."

Biedactwo. Hahaha.

"Ooo, stara wiedźma tak bardzo "kocha" rodzinę Glassów.
Hahaha. Stare dobre czasy. :D
Ucz się. :P"

Ludu, jak ja tęsknię czasami za tym dzieciakiem.

"Twój sarkazm bywa dobijający.
Teraz serio kończę, bo grozi mi, że zabierze fona."

Bidulek, ta babka bywa irytująca. Kiedyś zabrała mi telefon, Chociaż tylko sprawdzałam, ile jeszcze do dzwonka. No ale kiedy to było.
"Everyone else in the room can see it.
 Everyone else but you-u.
Baby You light up my world like nobody else..."
Jego to ciężko wyrzucić z myśli, a radio wcale mi w tym nie pomaga.
No jakby nie było, jest przystojny, pewny siebie i zabawny, ale czy coś by z tego wyszło?
Dziadek zawsze mi powtarzał, że nigdy się niczego nie dowiem, jeśli sama nie spróbuje. W życiu trzeba być odważnym.
Może i tak.

Włączyłam laptopa i popijając kawę, i jedząc kanapki, pisałam notkę na photobloga.
"Zastanawialiście się kiedyś nad decyzjami jakie podjęliście i ich konsekwencjami?
Ja się właśnie nad tym zastanawiam. Z biegiem czasu wiem, że mój przyjazd, a raczej powrót do Londynu, był bardzo dobrym posunięciem. W ogóle tutaj czuje się pewnie, bezpiecznie, jak w prawdziwym domu.
Nic nie mam do Polski, mojego drugiego domu, ale całe życie czuję się bardziej Angielką niż Polką.
Gdyby to moja mama przeczytała, uuu, ale by mi dała popalić. Zawsze strasznie się złościła, kiedy ja i Al, po dłuższym pobycie w Polsce chcieliśmy wrócić do "domu". Kompletny sajgon murowany. 
No cóż, każdy ma jakiś swój drażliwy temat.
Wracając do poprzedniej notki, wasze historie z dzieciństwa są interesujące, a zarazem zabawne.
O głowę przebijają moją z drzewem.
Dobra, będę kończyć. Obiecałam Michaelowi, że zaopiekuję się jego psem na weekend.
Buziaki. :*"
Przetłumaczyć, dodać na drugiego bloga i gotowe.
Zajrzałam na twittera.
TT: See you soon, Michael. :D
Miki, you are so cute.
I love that dog. <3
Zamknęłam laptopa, włożyłam płaszcz oraz komin i wyszłam z domu.
No cóż wydaje mi się, że zapowiada się interesujący dzień.