niedziela, 22 grudnia 2013

Madison Square Garden.

Ostatnimi czasy, wiele się dzieje w naszym życiu. Chłopcy wydali Take Me Home, Niall i Megan zostali oficjalnie parą (co nie obyło się bez dramy na Twitterze), okazało się, że 1D będą mieli w grudniu koncert na Medison Square Garden i... mój związek z Harrym, to ostatnio jedna wielka porażka, ale to już wiecie i od dłuższego czasu was tym zanudzam. Co z Noelle? Szczerze, to nie wiem. W każdym bądź razie nie pojawiła się więcej w moim mieszkaniu i dla dobra związku Horana z moją kuzynką, nikt o tym nie rozmawia.
Dobra, nie wytrzymam. Muszę to gdzieś napisać czy powiedzieć komuś, bo szlag mnie trafi. Chciałabym o tym zapomnieć.
Chodzi o to, że...
To był poniedziałek. A może wtorek? Nie, poniedziałek. Oj, mniejsza z tym.
Tak jak każdego dnia, od ponad 3 miesięcy, siedziałam w studiu i pracowałam nad piosenkami do nowego albumu Conora.
Tego dnia byłam w studiu do późnych godzin nocnych. Byłam pewna, że nie ma nikogo w studiu, poza mną i ochroną, dlatego byłam mocno zdziwiona, kiedy pojawił się tu Conor.
Nie miało go dzisiaj tu być, tym bardziej o tej porze.
- Co ty tu robisz? - spytałam lekko zaskoczona.
- Mógłbym cię spytać o to samo.
- Kończę "Lost Happiness". Chcę teraz zrobić jak najwięcej, bo za niecałe 2 tygodnie jadę do Stanów, na koncert mojego chłopaka.
- Rozumiem, myślę, że to żaden problem. - uśmiechnął się. - A właśnie, jak tam twój chłopaczek?
- Nie nazywaj go tak i ma się całkiem dobrze, a teraz przepraszam, ale chciałabym wrócić do pracy.
I przez jakiś czas mogłam spokojnie pracować, poza tym, że denerwowało mnie to jak zaglądał mi przez ramię i oglądał poprawki, które wprowadzałam. Zignorowałam go.
Potem poczułam jak kładzie dłoń na moich plecach, to również zignorowałam, ale zaczął mnie głaskać po karku, to myślałam, że szlag mnie trafi.
- Mógłbyś przestać?
- Przeszkadza ci to?
- Tak! - spojrzałam na niego jak na idiotę.
Conor obrócił fotel, na którym siedziałam, także byłam teraz dokładnie naprzeciw niego.
- Ale dlaczego to ci przeszkadza? - spytał pochylając się nade mną. - Jakoś twoje ciało mówiło co innego.
- To jakoś kiepsko czytasz z mowy ciała. - próbowałam wstać, ale popchnął mnie z powrotem na fotel i pochylił się jeszcze bardziej nade mną. - Przestań. - powiedziałam.
- Wiem, że tego chcesz. - szepnął mi do ucha, gładząc mój policzek. - Katherine, nie bądź taka. Tylko trochę się zabawimy. - musnął moje usta, a ja odruchowo uderzyłam go z liścia w twarz.
- Nigdy więcej tego nie rób! - krzyknęłam, wstając z fotela. - Łączą nas relacje czysto zawodowe i nie próbuj tego zmieniać. Doskonale wiesz, że jestem zajęta, a nawet gdybym nie była, to też nie rób sobie nadziei.
- Co tak ostro? - spytał, masując swój czerwony policzek. - Z tego co słyszałem, to ten twój związek się sypie, także równie dobrze mogłabyś się ze mną... trochę zabawić.
- Czy ty się aby na pewno dobrze czujesz? Bo bredzisz jakbyś miał gorączkę. Nigdy, ale to nigdy, nie zabawię się z tobą, jak ty to ująłeś.
- Jeszcze zmienisz zdanie. - mówiąc to podszedł do mnie, przyparł mnie do ściany i zaczął całować. Broniłam się jak mogłam, odpychałam go, biłam na oślep. Miałam właśnie posunąć się do ostateczności i kopnąć go w krocze, ale wtedy drzwi się otworzyły... Pewnie już się domyśliliście. W moim przypadku, to chyba pieprzona historia lubi się powtarzać. To takie frustrujące. Czasami mam wrażenie, że przyciągam jak magnes jakiś zboczeńców czy coś.
Dlaczego?
Po pierwsze - Igor. Próbował mnie zgwałcić, Alan go pobił.
Po drugie - Nathan. Po pijaku zaczął mnie całować, Harry go pobił.
Po trzecie - Conor.
To się nazywa zasrane szczęście.
W takich momentach czuję się jak idiotka. Tak po prostu stałam i patrzyłam jak Harry spuszcza mu łomot.
A potem tak jakbym się ocknęła.
- Boże, Harry przestań! Zabijesz go!
- I bardzo dobrze. - odparł, kopiąc go w brzuch.
- Przestań! Już wystarczy. Już zapłacił za swoje. - powiedziałam mocno łapiąc Harry'ego za ramię.
Chłopak przestał, gwałtownie oddychając.
- Zapomnijmy o tym co tu się stało, dobrze? - spojrzałam na Conora. - Ty nie wniesiesz oskarżenia o pobicie, ja nie zgłoszę próby gwałtu, zrozumieliśmy się? - Conor skinął powoli głową, a ja mu podałam rękę, żeby pomóc mu wstać.
Potem złapałam moją torebkę leżącą na stole i wyciągnęłam Hazzę z budynku studia.
Szliśmy w milczeniu do samochodu Loczka, kiedy on w końcu postanowił się odezwać.
- Jak to jest, że za każdym razem jakiś fagas przyczepi się akurat do ciebie?
- No chyba nie myślisz, że ja ich zachęcam? - zatrzymałam się gwałtownie.
- Zastanawiałem się nad tym.
- No chyba ocipiałeś! Ja nie mam do cholery co robić, tylko zachęcać facetów do "rzucania" się na mnie. Brawo Styles, skoro masz takie zdanie o mnie.
Wtedy on mnie uderzył, a mnie normalnie zatkało. Zaszokowana złapałam się za czerwony policzek i spojrzałam wściekle na Harry'ego.
- Katherine, ja...
- Zamilcz! - krzyknęłam.
- Ale...
- Po prostu się zamknij, już wystarczająco dzisiaj powiedziałeś i zrobiłeś. - odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę ulicy.
- Zaczekaj, podwiozę cię!
- Dziękuję, wolę się przejść.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi samochodu i pomruk silnika. Chwilę później Harry jechał tuż obok mnie.
- Katherine, podwiozę cię.
Zignorowałam go i dalej szłam przed siebie.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałem tego zrobić.
Nadal go ignorując wyjęłam telefon z torebki i wybrałam numer do Darcy.
- Hej Darcy. Nie przeszkadzam?
- Nie. Czy coś się stało?
- Nie, ale mogłabyś po mnie przyjechać?
- Mówiłaś, że Harry cię odbierze.
- Wiem, ale mogłabyś przyjechać?
- Oczywiście, gdzie jesteś? Zaraz tam będę.
- Katherine, wsiadaj do tego cholernego samochodu! - krzyknął Harry.
- Zaraz, czy to nie Harry? - spytała zaskoczona Darcy.
- Owszem, ale nie mam zamiaru nigdzie z nim jechać. Opowiem ci wszystko potem. Idę w stronę Starbucks'a  koło studia. Do zobaczenia.

Piętnaście minut później siedziałam razem z Darcy popijając gorącą kawę i rozmawiając o tym co się stało.
- Harry nie powinien tak się zachować. - stwierdziła Darcy. - Ale nie skreślaj go jeszcze. Zrobił to w przypływie emocji. Może to go nie usprawiedliwia, ale daj mu szansę.
- Darcy, nie wiem czy warto. Kocham go, bardzo, ale z każdym dniem jest coraz gorzej. A kiedy znów jest dobrze, wtedy dzieje się coś, co to wszystko niszczy.
- Poczekaj na rozwój wypadków. Może to, że cię uderzył podziała na niego jak katalizator i przestanie się zachowywać jak totalny idiota i znów będzie tym facetem o zniewalającym uśmiechu, którego tak bardzo pokochałaś.
- Darcy, gadasz jakbyś się czegoś naćpała.
- Miłość. Uwierz mi, na początku twojej znajomości z Harrym, gadałaś dokładnie tak samo.
- Z twojego zdania można wywnioskować, że nie kocham mojego chłopaka, co jest kompletną bzdurą. Naprawdę go kocham. Ja... po prostu mu nie ufam. Wiem, że coś jest nie tak, ale gdy chcę z nim o tym porozmawiać, to zmienia temat lub robi cokolwiek, byle o tym nie rozmawiać.
- Dam czas, może to przez stres. - odparła Dar.
Przez długą chwilę milczałam i zastanawiałam się co mam zrobić.
Owszem, nie chciałam tak tego kończyć, ale nie potrafiłam tego zlekceważyć, że on mnie rani. Oboje siebie ranimy.
- Dobrze, dam mu czas. - westchnęłam. - Co nie zmienia faktu, że dzisiaj się do niego nie odzywam.
Spencer zaśmiała się.
- Cała ty. - uśmiechnęła się.

Czas do dnia koncertu płynął dość szybko. Napięta sytuacja między mną a Harrym zelżała. Za to w pracy nie było najlepiej. Conorowi cały czas coś się nie podobało w nowych piosenkach. A tu  zwrotka nie taka, a tam słówko nie takie, a tu to już całkiem melodia do dupy. No i weź się tu nie wkurw.
Jednak punktem kulminacyjnym był dzień, w którym miałam pojechać do Nowego Jorku.
Otóż Conor ubzdurał sobie, że akurat tego dnia muszę być koniecznie w pracy. Starałam się go przekonać, że nie jestem mu akurat dzisiaj potrzebna, ale on był głuchy na moje słowa.
Darcy razem z Megan, Eleanor, Michaelem i Toni polecieli do NYC wczoraj wieczorem, a ja miałam dzisiaj rano, a teraz okazuje się, że będę musiała lecieć dopiero wieczorem, także niewiele brakuje żebym się spóźniła na koncert. Cudownie, nieprawdaż? Jednak mój "zachwyt" sięgnął zenitu, kiedy okazało się, że będę musiała być w pracy zaraz, następnego dnia. Co prawda nie będzie mnie rano, bo w tym czasie, będę w samolocie, ale i tak na jedno wychodzi.
Pora poinformować o tym Harry'ego.
Za pierwszym razem nie mogłam się do niego dodzwonić, za drugim to samo, dopiero za trzecim w końcu odebrał.
- Halo? - powiedział zaspanym głosem.
- Cześć Harry. Przepraszam, jeśli cię obudziłam.
- Cześć. Nie, nic się nie stało. A nie powinnaś być teraz w samolocie? No chyba, że poleciałaś trochę później niż reszta i już tu jesteś. - mówił z ekscytacją w głosie.
- Harry... - powiedziałam i już wiedziałam, że nie będzie taki zadowolony jak mu powiem.
- Ty jeszcze w ogóle nie poleciałaś, prawda?
- Naprawdę chciałabym tam już z wami być, ale nie wiem co Conorowi strzeliło do łba, skoro powiedział, że nie da mi tych 3 dni wolnego, o które prosiłam. Teraz wygląda to tak, że polecę dopiero wieczorem, także przylecę do Nowego Jorku dopiero przed samym koncertem albo nawet spóźnię się na koncert.
Harry cały czas milczał.
- Jest mi naprawdę przykro. Nie wiedziałam, że tak się na nas zemści, za to co się wtedy stało.
- A zostaniesz chociaż później? - nadzieja, którą wyczuwałam w jego słowach, sprawiała, że to co miałam mu powiedzieć bolało jeszcze bardziej.
- Bo właściwie to...
- No nie mów, że nie zostaniesz! Cholera jasna! Zabije patafiana.
- Muszę być jutro w pracy. Co prawda, przylecę do Londynu dopiero o 12, ale i tak mam być w studiu.
- Przecież to chore!
- Wiem, Harry.
- Dlaczego tego po prostu nie rzucisz?
- A dlaczego ty nie przestaniesz śpiewać? - nie odpowiedział. - Doskonale wiesz, dlaczego tego nie zrobię. Ty spełniasz swoje marzenia, ja próbuję swoje. Nie zabraniam ci ich spełniać, a nawet zachęcam cię do spełniania, a ty mi mówisz, że mam przestać? To było bardzo nie fair z twojej strony. Do zobaczenia wieczorem.
Rozłączyłam się.
Boże, dlaczego to jest takie trudne? - pomyślałam, po czym wzięłam się za tekst nowej piosenki.
Jakiś czas później zadzwonił mój telefon. Nie patrząc kto to, odebrałam.
- Tak?
- Możesz nam powiedzieć, bo wszyscy jesteśmy bardzo ciekawi, co takiego powiedziałaś Harry'ego, jak dzwoniłaś do niego w nocy, że chociaż bardzo się stara to ukryć, jest cały czas mega wkurwiony?
- Hmm... Darcy, jak miło, że dzwonisz. Cześć wszystkim. - mruknęłam. - Wiem, że tam jesteście.
- Cześć. - po chwili usłyszałam resztę.
- No to powiesz co mu powiedziałaś? - spytałam Darcy.
- Że się spóźnię na koncert i nie będę mogła zostać dłużej w Nowym Jorku.
Zaraz usłyszałam szmery, kiedy to zaczęli rozmawiać o tym co im przekazałam.
- Bardzo miło z twojej strony. - stwierdził cierpko Louis.
- Dzięki, Lou. To naprawdę moja wina, że nie dostałam urlopu, bo mój facet pobił mojego szefa, przez co on się mści i nie dał mi tego pieprzonego urlopu, bo wiedział jak bardzo mi na tym zależy. Naprawdę dziękuję.
- Przepraszam, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało.
- Wybaczam ci, a teraz muszę was przeprosić, bo im szybciej uwinę się z pracą, tym szybciej wyjdę i może jeszcze zdążę na koncert. Do zobaczenia.
- Paa. - okrzyknęła reszta i Dar się rozłączyła.
Ten dzień zdecydowanie nie mogę uważać za najlepszy.

W końcu nadeszła upragniona godzina 18.
Szybko zgarnęłam swoje rzeczy i wyszłam ze studia, po czym pojechałam do mieszkania, przebrałam się [LINK], zabrałam pokrowiec z ubraniem na koncert i pojechałam na lotnisko.
Po ekspresowej odprawie, siedziałam w prywatnym samolocie do Nowego Jorku.
Sześć godzin lotu, to naprawdę długi czas, dlatego postanowiłam się położyć się spać.
Na jakieś godzinę przed lądowaniem, obudziłam się.
Poprosiłam stewardesę - Clary, o coś do zjedzenia. Po szybkim posiłku, poszłam się przebrać [LINK] i poprawić makijaż.
Wylądowałam o godzinie 19:30, co dawało mi tylko półgodziny na dotarcie na Madison Square Garden.
Kurde, to bardzo mało czasu, zwłaszcza, że straciłam już 10 min. na odprawę paszportową.
Zaczął się wyścig z czasem. Złapałam taksówkę i szybko do niej wsiadłam. Wszystko szło dobrze, dopóki nie zatrzymaliśmy się w korku.
Cholera! Zostało mi 8 min. do rozpoczęcia koncertu. Boże, jak ja mam zdążyć, skoro stoję w gigantycznym korku.
- Przepraszam, jak daleko jest stąd na Medison Square Garden? - spytałam taksówkarza.
- Tak ze 4 przecznice.
- A są może jakieś skróty?
- Hmm... niech pomyślę. Jedziemy z lotniska LaGuardia... jeżeli teraz by pani wysiadła i poszła na stację kolejową, to za jakieś 20, góra 25 minut była by pani na Medison Square Garden.
- Gdzie jest najbliższa stacja kolejowa?
- Ma pani szczęście. - uśmiechnął się taksówkarz. - Znajduje się tuż obok. - wskazał na drugą stronę ulicy
- Dziękuję panu bardzo. - powiedziałam, po czym zapłaciłam za kurs, dając przy okazji wysoki napiwek i szybko wysiadłam z taksówki.
Chwilę później jechałam pociągiem. Sprawdziłam zegarek - była 20:12, koncert zaczął się 12 minut temu.
Cholera, Harry się wścieknie.

Przed salą koncertową na MSG byłam o 20:36. Jak pech, to pech.
Od wejścia na salę dzieliło mnie tak niewiele, wtedy pojawił się kolejny problem. Ochroniarz stojący przy drzwiach nie chciał mnie wpuścić, mimo że na szyi miałam zawieszoną wejściówkę na koncert.
- Wszystko dzisiaj sprzysięgło się przeciwko mnie. - mruknęłam pod nosem. - Nie rozumie pan,  że jestem dziewczyną Harry'ego Stylesa? Członka zespołu, który w tej chwili tam występuje?
- Wiesz, nie jedna dziewczyna dzisiaj twierdziła, że jest ich dziewczyną, a nawet żoną.
- Boże, jak można być tak tępym. - zakryłam twarz dłońmi, a potem wzięłam głęboki wdech. - Dzwonię do Paula. - spojrzałam na irytującego gościa z ochrony.
- A proszę cię bardzo. - powiedział lekko rozbawiony.
Naprawdę skąd się tacy ludzie biorą.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Paula. Odebrał po trzech sygnałach.
- Paul Higgins, słucham?
- Cześć Paul. - spojrzałam spode łba na faceta stojącego przede mną, a on tylko założył ręce na klatce piersiowej. - Tu Katherine. Mam mały problem. Przez korki spóźniłam się na początek koncertu, a teraz ochroniarz nie chce mnie wpuścić. Mógłbyś coś z tym zrobić?
- Zayn i Liam coś wspominali, że się spóźnisz. Poczekaj, zaraz do ciebie zejdę.
- Dziękuję, byłabym ci niezmiernie wdzięczna z tego powodu. - powiedziałam i rozłączyłam się. - Paul już tu idzie. - powiedziałam z satysfakcją.
- Poczekamy, zobaczymy. - odparł tylko.
Jakieś 5 minut później w drzwiach pojawił się Paul. Mina ochroniarza była bezcenna.
- Przepraszam cię, Kath, za tą sytuację, ale to jest akurat tutejszy ochroniarz, a nie jeden z naszych. - powiedział Paul na powitanie.
- Zdążyłam się przekonać, ale nie przedłużajmy już, bo i tak straciłam prawie godzinę z ich występu.
I w ten oto "magiczny" sposób znalazłam się na najbardziej wyczekiwanym koncercie One Direction.
Trzeba przyznać, że łatwo nie było.
Koncert okazał się być stu procentowym sukcesem, chłopcy wypadli po prostu fenomenalnie, a w trakcie całego koncertu miałam gęsią skórkę.

Po koncercie, wszyscy zebraliśmy się za kulisami, gdzie chcieliśmy pogratulować chłopcom wspaniałego występu. Od razu przywitałam się z resztą, pogadałam chwilę z mamą Harry'ego i Gemmą. Potem zauważyłam Alana i nie myśląc wiele, rzuciłam mu się na szyję.
- Al! Nie wiedziałam, że tu będziesz. - uśmiechnęłam się i mocno go przytuliłam.
- Jak mógłbym przegapić okazję, żeby się zobaczyć z moją małą siostrzyczką? Poza tym byłam ciekawy, czy twój chłopak w rzeczywistości jest taki dobry jak mówią.
- I co?
- Ludzie mieli rację. - zaśmiał się. - Ale wiesz, wydaję mi się, że jest ktoś, kto też chciałby się z tobą przywitać. - wskazał głową na kogoś za nami.
Gdy odwróciłam się, ujrzałam Harry'ego. Wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego.
Uśmiechnęłam się do niego, a on po chwili odwzajemnił uśmiech i wyciągnął ramiona w moją stronę.
- Idź. - powiedział śmiejąc się Alan i pchnął mnie w jego stronę.
Nie potrzebując dalszych motywacji, podbiegłam do Harry'ego i mocno go przytuliłam.
- Przepraszam, za to co ci rano powiedziałam. Nie chciałam, żebyś był zły.
- To nic, ważne, że jesteś. - odparł, opierając brodę na mojej głowie.

Chwilę później wszyscy pojechaliśmy na after party. Było całkiem fajnie. Jednak nim się obejrzałam wybiła północ i musiałam się spieszyć na powrotny samolot do Londynu.
- Naprawdę musisz iść? - spytał zawiedziony Harry. - Nie możesz zostać jeszcze chwilę?
- Uwierz mi Harry, naprawdę bym chciała, ale za kilka godzin muszę być w pracy, a sam lot trwa 6 godzin. - wiedziałam w jego oczach zawód. - Hej, nie smuć się. Przecież się zobaczymy jak przyjedziesz do Londynu.
- No okey. - pocałował mnie. - Już za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też. - jeszcze raz go cmoknęłam, a potem odsunęłam się i podeszłam do Megan.
- Wracasz ze mną? - pytam.
- A mogłabym jeszcze zostać? - prosi.
- Tylko jeżeli Darcy i Alan zgodzą się ciebie niańczyć.
- Hej! Nikt nie musi mnie niańczyć! - oburzyła się.
- No więc? - pytam patrząc na Darcy i Alana.
Oboje po chwili zgodnie kiwnęli głowami.
- No okey, zostajesz. Ale bez żadnych głupot. - zrobiłam groźną minę. - Nie mam zamiaru tłumaczyć się wujkowi Johnny'emu, jak to się stało, że będzie dziadkiem.
- Boże, Katherine. Wyluzuj. - odparła ze śmiechem.
- No co ty, ja cały czas jestem wyluzowana. Jak coś, to samolot będzie na was czekał na lotnisku JFK, okey?
- Pewnie. - odparła Meg.
Po krótkim pożegnaniu ze wszystkimi, szybko wsiadłam do taksówki, która na mnie czekała.
Półgodziny później znów byłam w samolocie i czekała mnie długa podróż powrotna.
Muszę przyznać, że było warto przylecieć tu, choćby na chwilę.

__________________________________
W końcu dobrnęłam do końca tego rozdziału. Myślę, że to był chyba najtrudniejszy w realizacji rozdział, jaki się podjęłam napisać.
Mam nadzieję, że wam się spodobał. :)
Kolejny rozdział w styczniu, ale jeśli dam radę napisać go wcześniej, to będzie nieźle.
Właśnie pracuję nad nowym opowiadaniem pt.: "Mismatched Couple". Mam już napisany prolog i prawie cały pierwszy rozdział, ale na razie nic nie dodaję, bo chcę mieć kilka w zapasie zanim zacznę coś dodawać.

Przy tej też okazji chciałabym wam życzyć zdrowym, spokojnych świąt Bożego Narodzenia. Masy prezentów pod choinką i śniegu, którego akurat u mnie nie ma, i żeby spełniły się wasze najskrytsze marzenia. :)

~ unromanticgirl xx