niedziela, 29 lipca 2012

Wypieki, święconka, a także bolesna prawda.

* Sobota*

Dwa ostatnie dni minęły w miarę przyjemnej atmosferze. Oczywiście nie obyło się bez kilku sprzeczek z mamą, ale nie było tak źle. 
Igora już na szczęście nie spotkałam. 
Dziś mamy wielką sobotę, czas na święcenie koszyczka. 
Ubrana w to <klik> i skórzaną kurtkę wsiadłam razem z Gabrielem do mojego auta i pojechaliśmy do kościoła.
Gabbe przez chwilę milczał, ale potem spytał.
- Wiem, że jest jeszcze sporo czasu, ale mam pytanie.
- Jakie? - odparłam. - Mów śmiało.
- No bo... czy poszłabyś do mnie na bal jako opiekun?
- A czemu nie rodzice?
- Wiesz jaka mama jest, a tata nie wie czy dostanie wolne.
- Hmm... myślę, że mogłabym przyjechać na kilka dni w czerwcu. Zwłaszcza, że mój bal był odwołany.
- Taa, wiem. Przykra sprawa.
- No. - popatrzyłam na niego. - Coś jeszcze cię trapi?
- Bo... będziesz moim świadkiem na bierzmowaniu?
- Okej... myślałam, że spytasz Alana.
Miło z jego strony, że mnie o to poprosił. 
Zaśmiałam się.
- Widzę, że robisz mi wakacje w Polsce. - zamyśliłam się. - Na bal przylecę sama, ale na bierzmowanie może zabiorę Harry'ego. - powiedziałam i zaparkowałam samochód na parkingu przed kościołem.
Wysiedliśmy i zabrałam święconkę z tylnego siedzenia.
W kościele długo nam nie zeszło. Po jakiś 20 minutach wracaliśmy do domu.
- Co będziesz teraz robić? - spytał Gibby.
- Odwiozę ciebie i koszyk do domu, a sama pojadę do babci. - uśmiechnęłam się
- Łakomczuch. - stwierdził.
- I jest mi z tym bardzo dobrze.

"Under the lights tonight
Turned around
And you stole my heart
Just one look
And I saw your face
Fell in love
Take a minute, girl
To steal my heart tonight
Just one look, yeah
I'm waiting for a girl like you..."

- Harry dzwoni. - stwierdziłam. - Weź wyjmij mój telefon z torebki.
- Okej. - odparł. - Mam.
- Odbierz.
- Hello Harry. - powiedział. - Nie, nie martw się. Katherine cię nie zdradza.
- Gabriel zamknij się. - niemal warknęłam. Żartowniś jeden.
- Kim jestem? Och, sorki. Zapomniałem się przedstawić. - pokazał mi język. - Gabriel, młodszy brat Kate.
- Gabryś zobaczysz uduszę cię w domu.
- Sama kazałaś mi odebrać. - odparł z niewinną miną.
- Wiem, ale nie po to, żebyś robił z siebie debila. - westchnęłam. - Powiedz Harry'emu, że zaraz do niego oddzwonię.
- Spoko. Kath powiedziała, że jak jej się zechce to do ciebie oddzwoni. Nie, ja też jej nie rozumiem. To cześć. - rozłączył się.
- Jak tatę kocham, niech cię tylko dorwę, a poszczuję Baxterem i urwę ci głowę.
- No nie złość się tak. - powiedział, kiedy zaparkowałam przed domem.
Wysiadł, zabrał koszyk i już go nie było.
Ja zostałam w samochodzie. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Harry'ego.
Odebrał po drugim  sygnale.
- Ooo, zachciało ci się zadzwonić? - spytał.
- Tak, zachciało. - odparłam. - Kochanie, nie złość się. Nie mogłam odebrać, bo prowadziłam, a Gabriel nie mówił serio. Lubi mnie denerwować.
- Dobrze, już dobrze. - zaśmiał się. - Rozumiem.
- Tak trasa? 
- Dobrze. Szkoda, że cię tu nie ma, ale nie nudzimy się. Zawsze jest coś do zrobienia. 
- Tęsknię. - powiedziałam smutno.
- Ja też, ale może uda mi się przyjechać do Londynu na dzień lub dwa.
- Byłoby świetnie i tak nie mam zamiaru długo zostać w Polsce. To może ja was odwiedzę. - stwierdziłam.
- No. - usłyszałam jakieś hałasy w tle. - Nie, nie dam.
- O co chodzi? 
- Niall chce moją koszulkę.
- To mu pożyć, przecież ci nie zje. Hahaha. - płakałam ze śmiechu. - Po nim można się wszystkiego spodziewać.
- Hahaha, no tak. - zamilkł, bo słuchał co mówi do niego Niall. - On chce z tobą porozmawiać.
- To daj go.
- Cześć Kate. 
- Hej, co tam?
- A dobrze. - zaczerpnął powietrza. - DaszminumerdoCaitlyn?
- Co? Mów wyraźnie. 
- Dasz mi numer do Caitlyn?
- Hmm... myślę, że tak. Chyba się nie obrazi. - uśmiechnęłam się do siebie. - Wiedziałam, że ci wpadła w oko.
- No co? Ładna jest i fajnie się z nią rozmawia.
- Ach, tak. - odparłam. - Numer wyślę ci później, bo zaraz jadę do babci na ciastko.
- Musiałaś to powiedzieć! - zaśmiał się.
- Ale co? - udawałam niewiniątko. - Dobra, daj Hazze.
- Okej, pa. 
- Pa. 
- O czym gadaliście? - spytał Harry.
- No nie mów mi, że nie podsłuchiwałeś. 
- Nie... No może... troszkę...
- Tak? Jak miło. Dobra, muszę kończyć. Babcia czeka. Kocham cię. Pa.
- Ja ciebie też. Do usłyszenia. - rozłączył się.
Westchnęłam. 
Jak ja wytrzymam te dwa miesiące.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wjechałam na ulicę. 
Spojrzałam na deskę rozdzielczą. Była już dziesiąta.
Gadałam z nimi pół godziny. Musiało to dziwnie wyglądać. Siedzę sobie w samochodzie zaparkowanym na podwórku i gadam przez telefon.
W dwadzieścia minut byłam na miejscu.
Wysiadłam i zajrzałam do bagażnika. Wyjęłam ozdobną torebkę i poszłam do drzwi.
Zadzwoniłam. Po chwili pojawiła się babcia.
- Katherine! - uśmiechnęła się i uściskała mnie. - Jak miło, że mnie odwiedziłaś. Wchodź do środka.
Zaprowadziła mnie do przytulnej kuchni, w której pachniało piekącym się ciastem.
Usiadłam przy stole. 
- Napijesz się czegoś? - spytała. - Kawy? Herbaty?
- Nie dzięki babciu. - uśmiechnęłam się do niej. - Mam coś dla ciebie. - podałam jej torebkę.
Wyjęła z torebki prostokątne pudełko i otworzyła je.
- Ooo, jakie śliczne filiżanki. Dziękuję. Nie trzeba było.
- Jak je zobaczyłam, w Londynie, to od razu pomyślałam o tobie i musiałam je kupić.
- Ale musiały dużo kosztować...
- Babciu, mnie na to stać i wcale tak dużo nie kosztowały. 
- To może zjesz bananowca. Niedawno skończyłam.
- No pewnie, jeszcze się pytasz.
Spędziłyśmy miło czas, zajadając się ciastkiem.
- To jak ma na imię ten twój chłopak? - spytała w pewnym momencie babcia.
Prawie się udławiłam ciastkiem.
- No co? Oglądam telewizję i czytam gazety. - powiedziała babcia niczym niezrażona.
- Harry. Wiem babciu. Po prostu zaskoczyłaś mnie.
- Ile ma lat?
- Yyy... osiemnaście. Jest ode mnie o tydzień młodszy.
- Ach, tak. A jest dla ciebie dobry?
- Babciu! - zaśmiałam się. - Czy to jest jakieś przesłuchanie?
- Nie, po prostu chcę wiedzieć z kim zadaje się moja wnusia.
- Tak, jest dla mnie dobry. - uśmiechnęłam się szeroko. - Bardzo dobry. Ja go kocham, babciu.
- A on kocha ciebie? 
- Tak. - zaśmiałam się. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Nie, to mi w zupełności wystarczy. - upiła łyk herbaty. - Bo trochę się o ciebie martwiłam.
- Nie ma czym. Wszystko jest w porządku.
- A między tobą i Gosią? - spojrzała na mnie przenikliwie.
Przestałam się uśmiechać.
- Sama babciu wiesz, jaka jest mama. - westchnęłam. - Wszystko musi być po jej myśli.
- Wiem o tym. Próbowałaś się z nią pogodzić?
- Jak na razie trwa jako taki spokój między nami, ale ona nie potrafi znieść tego, że nigdy nie będę jej idealną córeczką.
- A co ją najbardziej denerwuje? - zmarszczyła czoło.
- To, że w Polsce nie czuję się jak w domu. Owszem, mogę tu przyjechać na jakiś czas i mieszkać jak gdyby nigdy nic, ale po kilku miesiącach, zawsze chcę wracać do Anglii. Tam jest mój dom. Alan mieszka w Stanach i tam pracuje. Kiedy podjął decyzję o wyjeździe tam, poparłam go, a matka dostała szału. Skoro tak nie cierpi krajów anglojęzycznych, to czemu poślubiła Brytyjczyka? 
Babcia jakby postarzała się jeszcze bardziej.
- Ponieważ była w ciąży, a Anthony to człowiek honoru. Tak jak jego ojciec. Przyjęła jego oświadczyny, bo jak to by wyglądało. Panna z dzieckiem. To były inne czasy. 
- To rodzice zaliczyli wpadkę? - byłam zaszokowana.
- Tak, ale nie mów im, że wiesz to ode mnie.
- Spokojnie babciu, nikt się nie dowie. Tylko zastanawia mnie, dlaczego na mnie jest najbardziej zła. Jakbym to ja była wszystkiemu winna.
- Może dlatego, że bardziej przypominasz babcię Josephine i masz charakter ojca? Niewiele masz cech Lipiniuków. - uśmiechnęła się. - Jesteś pełnokrwistym Glassem. 
- Tobie to nie przeszkadza?
- Nie, bo jesteś moją wnuczką i to mi wystarcza, by być z ciebie dumną. Bardzo lubiłam Josephine i Marcusa. To byli mili i spokojni ludzie, ale nie przypadli do gustu Małgosi, a po tym jak się dowiedziała, że Tony nie dziedziczy, tylko ty... całkowicie się zmieniła.
- To już nie jest ta sama kobieta. - westchnęłam. - Dlatego tak rzadko bywam w Polsce.
Spojrzałam na zegarek na ścianie. Było już po trzynastej.
- Późno już babciu. Będę się zbierać.
- Zaczekaj, to dam ci trochę ciasta dla ciebie i chłopców.
- Dobrze.
Babcia pakowała mi bananowca i dopiero upieczone ciastko z budyniem, a ja w tym czasie nalałam sobie soku i się napiłam.
Babcia spojrzała na moje buty marszcząc czoło.
- Jak ty możesz chodzić w takich butach?
- Normalnie babciu, są bardzo wygodne.
Pokręciła głową. Podała mi tackę z ciastem i pocałowała w policzek.
- Dziękuję za filiżanki. Odwiedzaj mnie częściej.
- Postaram się. Do zobaczenia. 
- Pa.
Wyszłam z domu, spakowałam ciasto do bagażnika i pojechałam do domu rodziców.
W domu poszłam do kuchni i schowałam ciastka do lodówki.
- Alan! Gibby! Przywiozłam ciastko! - zaśmiałam się. - Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć...
Długo nie musiałam czekać.
- Gdzie? - spytał Al.
- W lodówce. 
Zaraz wpadł Gabriel.
- Zostaw mi trochę. - powiedział zasapany Gabbe.
- Ty sobie możesz w każdej chwili pójść do babci i ci ona upiecze, a ja nie bywam zbyt często w Hrubku.
- Spadaj. Tylko Kath ma taki przywilej, że babcia zawsze piecze jej ciastko. Mi robi lemoniadę. - wyszczerzył się. 
- Hola, hola, chłopcy. - odezwałam się. - To jest moje ciacho. Podzielę się z wami, ale trzeba jeszcze zostawić coś dla papy.
- Czy ktoś mnie wołał? - w drzwiach pojawił się tata. Spojrzał na mnie. - Przywiozłaś babcine ciastka?
- Mhm. - przytaknęłam.
W pięć minut chłopaki razem z tatą zjedli prawie wszystko co przywiozłam. Przynajmniej zostawili mi trochę.
Przyszła do kuchni mama.
- Tylko wróciłaś do domu, a już harmider. - psioczyła pod nosem.
Zignorowałam to. Nie sprowokuje mnie. 
Nalałam sobie dużą szklankę soku pomarańczowego i zabrałam mój talerzyk z ciastkami. Pocałowałam tatę i poszłam do swojego pokoju. Po drodze zabrałam też psa.
Stęskniłam się za nim.
Spędziłam sporo czasu na czytaniu książki z mojej kolekcji i rzucaniu piłki Baxterowi.
Później włączyłam laptopa i gadałam sobie z Darcy, a potem z Michaelem.
W ten sposób minęła mi sobota.

_________________________
Cześć kochani.
Serdecznie dziękuję za tak liczne komentarze. To dla mnie wiele znaczy.
Nie wiem czy rozdział przypadł wam do gustu, ale mnie wydaje się taki sobie.
Nie wiem kiedy kolejny, zobaczymy jak będzie z weną.
Dedykuję go wszystkim czytelnikom, którzy wiernie komentują i zarazem mnie wspierają.
Wypełniajcie ankietę.

Buziaki. :*

~ unromanticgirl

czwartek, 26 lipca 2012

Wspominki.

No cóż, muszę przyznać, ze nie było tak źle. Mama naturalnie się wściekała, że "zrobiliśmy ją w konia", ale papa był zadowolony. Widziałam, że za mną tęsknił. Ja za nim z resztą też.
Smsa od Harry'ego otrzymałam dopiero po 12.  U nich było już grubo po 22.


"Już wylądowaliśmy. Bardzo za tobą tęsknię. Kocham Cię.
Harry. xx"

Słodziak. 
Westchnęłam ciężko. To nie będą łatwe święta.
W domu nie miałam zbyt wiele do roboty. Mama już dawno wszystkim się zajęła. 
Dlatego poszłam do mojego starego pokoju, żeby się rozpakować.
Otworzyłam drzwi i mimowolnie się uśmiechnęłam. Nic się tu nie zmieniło. Plakaty nadal wisiały na ścianach. Oczywiście Muse, One Direction, Pamiętniki Wampirów i Zmierzch. Na pułkach stało mnóstwo zdjęć i książek. Nazbierała się niezła kolekcja. 
Ciekawe czy to tu nadal jest. 
Położyłam się płasko na podłodze i wślizgnęłam się pod łóżko. 
Stukałam w panele aż usłyszałam głuchy dźwięk. Wyszłam z pod łóżka i zaczęłam szukać pilniczek. Znalazł się w kosmetyczce. Odważyłam panel i zajrzałam do środka. 
Nadal tam to było. Wyciągnęłam dość sfatygowaną kasetkę. 
Usiadłam na łóżku i otworzyłam ją.
Oprócz drobnych oszczędności było tam: moje zdjęcie z Liamem z obozu, zabawkowy pierścionek, który dostałam od Darcy na znak przyjaźni, muszla z plaży koło naszego domu w Dorset i dość zniszczony zeszyt.
To były moje skarby. Zajrzałam do zeszytu. Praktycznie cały był zapisany. Tu teksty, a tam nuty. Trochę pokreślone, ale jednak było.
Trochę bałam się, że mama odkryje tą kryjówkę. Tata ją dla mnie zrobił. To była taka nasza tajemnica.
Zamknęłam wszystko w puszce i wzięłam się za rozpakowywanie.
Zajęło mi to około pół godziny.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - krzyknęłam chowając walizkę do szafy.
- Co tam córciu? - spytał tata.
- A nic, papciu. Mam się świetnie. - odparłam. - Jak tam w pracy?
- Dobrze. - usiadł ma krześle przy biurku. - Możesz mi wyjaśnić, dlaczego rzuciłaś studia?
Zaczerwieniłam się lekko, zacisnęłam pięści i popatrzyłam na sufit.
- Alan, niech ja cię tylko dorwę, a normalnie ci nogi z tyłka powyrywam. - mamrotałam pod nosem.
- Usłyszę odpowiedź?
Westchnęłam i usiadłam na łóżku.
- No cóż, stwierdziłam, że studia nie są dla mnie. Chodzi konkretnie o historię sztuki i zarządzanie. Wiem, że zarządzanie by mi się przydało w Harrodsie, ale po prostu wiem, że to nie dla mnie.
- A czy to nie przypadkiem zasługa tego twojego chłopaka?
- Harry'ego? Nie papo. Zanim zaczęłam z nim chodzić to już zrezygnowałam z historii sztuki. Faktycznie rozmawiałam z nim o tym, ale on powiedział, że zrobię co zechcę, bo powinnam robić to co najbardziej lubię. 
- Mądry chłopak. - tata uśmiechnął się do mnie. - Tak szczerze to wiedziałem, że to były studia z obowiązku.
- No wiesz co tato?! - udałam oburzenie. 
- Co? - spytał.
- Kocham cię. - odparłam ze śmiechem.
- Ja ciebie też córciu. - popatrzył na kasetkę i lekko posmutniał.
- Kiedy przestałaś pisać?
- Hmm... chyba kiedy grandma umarła. Tak mi się zdaje. Z resztą nie pamiętam. 
- Dlaczego?
- Co dlaczego? 
- Dlaczego przestałaś?
- Nie wiem. Po prostu... tak jakoś wyszło.
Westchnęłam ciężko. Doskonale wiedziałam, dlaczego przestałam pisać, ale nie chciałam obciążać tym taty.
To jest zbędne w tej chwili.
Zadzwonił mój telefon.

"Pull up! Kiedy Jamal tu pobicie hula.
To jest sound co Cię nie rozczula.
Ej Miodula. Powiedz jak to jest..."

Przez chwilę szukałam telefon.
- Sorki tato, ale muszę odebrać. - powiedziałam. - Halo?
- Hej, Kath. Masz czas?
- Caitlyn! Jak miło, że dzwonisz. Może by się i znalazł, a co?
- Wpadłabyś do mnie? Nadrobiłybyśmy trochę twoją nieobecność.
- Chętnie. O której? 
- Choćby zaraz. Tak jak ci pasuje.
- Ok, to ja się zbieram. Pa.
- Pa. - powiedziała i rozłączyła się.
Przebrałam się w to <klik>, spakowałam laptopa do torby i zeszłam na dół.
- Dokąd się wybierasz? - spytała mama.
- Do Cait. Pa. - powiedziałam i wyszłam z domu.
Stwierdziłam, że spacer dobrze mi zrobi, a że pogoda wyjątkowo dopisywała trzeba było to wykorzystać.
Rozglądałam się po okolicy. Praktycznie nic się tu nie zmieniło, a nie było mnie tu już z rok. Jak nie dłużej.
Tyle wspomnień i tych dobrych, i tych złych.
W pół godziny byłam u Caitlyn. Otworzyła mi jej mama.
Przywitałam się z nią i poszłam na górę i otworzyłam  drzwi do pokoju C.
Jak zwykle siedziała przy komputerze oglądając jakiś serial. 
Podeszłam bliżej, tak jak myślałam - "Pamiętniki Wampirów".
- Hello.
Aż poskoczyła na fotelu. Odwróciła się.
- Ludu, Kate, ale mnie przestraszyłaś. - złapała się za serce.
- Taa, wiem. Straszna jestem. - odparłam. - No cóż, to moja wizytówka. 
Obie wybuchłyśmy gromkim śmiechem.
Podsunęłam taboret do ściany i usiadłam na nim.
- Co tam u ciebie słychać? - spytałam.
- Ujdzie. Nie chodzę już z Tomkiem, bo zdradził mnie z drugoklasistką. Od nie dawna jestem z Ernestem. - powiedziała z rozmarzoną miną.
- Uuu... już dawno miałaś na niego chrapkę. -odparłam. 
- Yhm. A u ciebie jak?
- Dobrze. Rzuciłam studia, chodzę z Harrym. Jestem zadowolona z życia. 
- Właściwie... jak to jest chodzić z takim sławnym facetem?
- Różnie. Paparazzi są denerwujący i wściekłe fanki też, ale do tego można się przyzwyczaić.
- To się dowiedziałam. - powiedziała z sarkazmem.
- Cait, to są normalni ludzie. Jak ty czy ja.
- Ty się nie liczysz, bo jesteś milionerką.
- Och i dlatego jestem jakaś inna?
- No nie, ale...
- To, że dostałam spory spadek po dziadku nie znaczy zaraz, że to mnie jakoś zmieniło. Okej, mam teraz mnóstwo kasy, ale wciąż jestem sobą. Tą samą Katherine, która nie lubi wiórków kokosowych i potrafi czytać książki do szóstej nad ranem. To ciągle ja.
- Okej, okej. Nie unoś się tak. - powiedziała zmieszana.
- Wcale tego nie robię. Po prostu nie lubię takiego gadania. Artysta też człowiek. Koniec tematu.
- Dobra, masz jakieś wasze fotki?
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się. - Dokumentacja musi być.
Włączyłam laptopa i pokazałam jej zdjęcia z naszej ostatniej imprezy.
Właśnie doszliśmy do zdjęcia, na którym ja idę w bokserkach Harry'ego, a on majta moją bielizną.
- Hahaha, a tu o co chodzi?
- Zayn tak jakby się na mnie zemścił. - zarumieniłam się lekko. - Bez komentarza.
Usłyszałam dźwięk nawiązywania połączenia na skype. Sprawdziłam kto to.
- Harry, o tej porze? - zdziwiłam się. - Przecież u nich jest już koło pierwszej nad ranem.
- Odbieraj. Może to coś ważnego.
Odebrałam. Zobaczyłyśmy wszystkich chłopaków stłoczonych przed ekranem.
- Hello Kaleb!
Zabije normalnie.
- Cześć zbóje, a wy czego nie śpicie? - gładko przeszłam na angielski.
Niall zaśmiał się.
- Bo nie powiedzieliśmy ci dobranoc. - odparł Louis.
- Jak miło. - odwróciłam się do Cait. - Chodź, poznasz chłopaków.
Miała niepewną minę, ale podeszła. Przywitała się z nimi.
- Chłopaki to jest Caitlyn. Caitlyn to jest Harry, Louis, Liam, Zayn i Niall. Dobra, konwenansów stało się zadość.
- Ładna. Mmm... apetyczna. - powiedział Niall po irlandzku.
Zaczęłam się śmiać. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
- No co? Śmiać się nie można? Niall, to było do mnie czy koło mnie?
Zaczerwienił się lekko.
- Rozumiem. Wiecie chłopaki naprawdę powinniście się już położyć spać. Jutro też jest dzień, a wy jesteście zmęczeni lotem.
- Ale... - powiedzieli chórem.
- Żadnego ale. Już kłaść się spać. Dobranoc.
- No dobrze. - odparł zrezygnowany Harry. - Kocham cię. Dobranoc, chociaż jak widzę do nocy to u was jeszcze daleko.
- Też cię kocham. Taa, u nas dopiero 15. Dobranoc, a teraz spać i to już.
- Tak mamo. - powiedział Louis.
Pomachali nam na pożegnanie i się rozłączyli. Spojrzałam na C.
- Oryginalni ludzie, nieprawdaż?
- Masz rację. - uśmiechnęła się do mnie, ale zaraz zmarszczyła czoło. - Co powiedział Niall?
- Cóż, wpadłaś mu w oko. - zaśmiałam się z jej miny.
- Jaja sobie ze mnie robisz?
- Nie.
Rozmawiałam jeszcze z nią przez jakąś godzinkę, a potem postanowiłam wrócić do domu. Jakby nie było, też jestem zmęczona lotem.
Igor Krymski. (18 lat.) Były Katherine.
Arogancki i piekielnie pewny siebie.
Mimo przyjemnej dla oka fasady, w środku
jest równie okropny jak najgorsze postacie
z koszmarów i horrorów.
Byłam już nie daleko domu kiedy wpadłam na Igora.
- Ooo, kogo my tu mamy. Kaśka przyjechała do Polski. Czyżbyś się za mną stęskniła?
- Za tobą? W życiu i nie nazywaj mnie tak.
- Ostra jak brzytwa. Naturalnie. - przyparł mnie do słupa. - Niestety nie miałem okazji cię trochę przytępić, ale mogę to teraz nadrobić. - szepnął mi do ucha.
Byłam kompletnie przerażona, ale mój strach sprawiał mu tylko przyjemność. 
- Mało oberwałeś od Alana? - powiedziałam hardo.
- Może. - zaśmiał się. - Och, zapomniałem spytać. Jak się miewa twój pedałkowaty chłoptaś. Pojechał na zjazd gejów, gdzie będą liczyć swoje jednorożce?
Tym razem przesadził. Odepchnęłam go z całej siły.
- Znalazł się prawdziwy mężczyzna. Ucieleśnienie męskich cnót. - niemal warczałam. - Oto Igor Krymski. Perfidny kłamca, despota i damski bokser. Co mu sprawia największą przyjemność? Rozkochiwanie w sobie niewinnych dziewcząt, udając idealnego faceta, a co potem robi? Niszczy im życie. Sprawia, że mają ochotę się zabić, tylko po to, żeby się od niego uwolnić. Zadowolony jesteś z siebie?! - krzyczałam.
Stał i patrzył na mnie skołowany. Miałam to gdzieś.
- Dlatego powiem ci teraz jedno, żeby nie było, że cię nie ostrzegałam. - spojrzałam na niego z całą pogardą na jaką mnie było stać. - Jeszcze raz mnie dotkniesz, albo choćby obrazisz, to zrobię ci takie piekło, że pożałujesz, że mnie spotkałeś. Zrozumiałeś?! 
- Tak. - odparł nadal zszokowany.
- Nie będę już potulna. Delikatność wobec bydlaków takich jak ty nie jest wskazana. A teraz zjeżdżaj mi stąd w tej chwili i nie pokazuj mi się na oczy. Już!
Szybko mnie wyminął i poszedł sobie, a ja stałam i trzęsłam się na całym ciele. 
To było ponad moje siły. Ledwie powstrzymywałam łzy.
Niemal pobiegłam do domu i od razu poszłam do swojego pokoju. Położyłam rzeczy na fotelu.
Naszykowałam sobie piżamę i poszłam do łazienki.
Wzięłam szybki, gorący prysznic.
Tego mi było trzeba, na moje skołatane nerwy.
Gdy wróciłam do pokoju, szybko się przebrałam i położyłam się.
Ledwie moja głowa dotknęła poduszkę - zasnęłam.

_________
Jestem zaskoczona ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Mam nadzieję, że ten też wam się tak spodoba.
Także zostawiam rozdział do waszej oceny.
Buziaki. :*

PS. Ankieta ponownie aktualna. Wypełnijcie ją, proszę. To dla mnie ważne.
~ unromanticgirl

wtorek, 17 lipca 2012

Gibby!!!

Ubrana w to <klik>, czekałam na Harry'ego i resztę.
Nienawidzę rozstań i pożegnań. To jest jak cios w serce.
Zauważyłam go. Szedł z chłopakami otoczony wianuszkiem fanek. Miał zamyśloną minę.
Popatrzył w moją stronę. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a on odpłacił mi się tym samym. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
- Nie martw się. - szepnął mi do ucha. - Te dwa miesiące szybko miną.
- Wiem. - odparłam. - Będę tęsknić. Jak już będziesz na miejscu to napisz do mnie, żebym się zanadto nie martwiła.
- Ty masz zrobić to samo jak wylądujesz w Polsce.
- Okej. Po drugie masz być grzeczny. - zaśmiałam się. - Ja się o wszystkim dowiem.
Skinął głową.
- Wzajemnie. - pocałował mnie w usta. - Kocham cię i o tym nie zapominaj.
- Ja ciebie też kocham i ty też o tym pamiętaj.
Jeszcze raz się pocałowaliśmy. Stanowiliśmy niezłe widowisko. Przytuliłam resztę chłopaków.
- Uważaj na siebie, Kaleb. - powiedział Lou, całując mój policzek.
- A ty uważaj żeby ci marchewek nie ukradli.
- No przecież one są najważniejsze.
Ktoś chrząknął koło nas.
- Poprawka. Marchewki są ważne, ale nie tak ważne jak moja Eleanor. - wyszczerzył się Louis.
- Teraz lepiej. - odparła El, robiąc nadąsaną minę, chociaż oczy szczerze się śmiały.
- Na nas już czas. - powiedział Liam. - Trzymajcie się dziewczyny.
- Paa. - powiedziałyśmy jednocześnie.
Teraz gdy się odwrócili, dopiero było widać jak jest mi ciężko.
Eleanor objęła mnie.
- Za pierwszym razem, zawsze jest ciężko. - powiedziała. - Ważne żeby nie okazywać jak bardzo, bo im też jest wtedy ciężej.
- Wiem. - westchnęłam. - Dobra ja muszę już iść. Wieczorem sama mam samolot.
- Pa. - pocałowała mnie w policzek i rozeszłyśmy się.
W domu czekał na mnie Alan ze śniadaniem.
- I jak poszło? - spytał stawiając przede mną talerz z jajkami na bekonie.
- Ciężko. - odparłam grzebiąc w  talerzu.
- Młoda będzie dobrze. - poklepał mnie po ramieniu. - A teraz wcinaj, bo chyba nie chcesz żeby mama gadała, że jesteś za chuda i tak dalej.
- Ty się tak nie martw o moją tuszę. - zaśmiałam się. - Jak odwiedzę  babcię Marysię, to na pewno przytyję. Znając ją upiecze dla mnie bananowca i ciastko z budyniem. - westchnęłam. - Mmm... aż ślinka cieknie.
- Czy ty masz coś do mojego gotowania? - spytał z groźną miną.
- Oczywiście, że nie. Po prostu się rozmarzyłam.
W dość swobodnej atmosferze minęło nam południe.
Z doświadczenia wiedzieliśmy, że odprawa trochę potrwa, dlatego już o 18:30 pakowaliśmy walizki do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko.
Zaraz po odprawie wsiedliśmy do samolotu.
Po 4 godzinach lotu wylądowaliśmy w Okęciu.
Potem pojechaliśmy taksówką do cioci Karoliny, która mieszka w Warszawie.
W 10 minut byliśmy na miejscu.
Alan wypakowywał nasze walizki, a ja podeszłam do drzwi.
Kurde, trochę głupio budzić ciocię o pierwszej nad ranem, tylko po to, żeby zabrać swój samochód.
Nacisnęłam dzwonek i odwróciłam się do Ala, który ciągnął nasze walizki.
Nawet nie zauważyłam kiedy drzwi się otworzyły.
- Kogo niesie o tej porze? - spytała ciocia. - Katherine? Alan? Co wy tu robicie?
- Cześć ciociu. - powiedział Al. - Przyszliśmy po samochód Kath, bo jedziemy do rodziców.
- Ach tak. - uśmiechnęła się do nas. - Wchodźcie. Wasza matka narzekała, że nie chcecie przyjechać na święta.
- No bo nie wie, że przyjechaliśmy. - powiedziałam. - To jest niespodzianka. Mój samochód nadal stoi w garażu?
- Tak. Masz kluczyki?
- Chyba mam je w torebce. - zajrzałam do torebki. - Mhm, są.
- Napijecie się czegoś? A może chcecie zostać na noc?
- Nie, ciocia. Będziemy się zbierać. - stwierdził Alan. - Idź się kładź spać, a my zabieramy samochód i już nas nie ma.
- Jesteście pewni? Na pewno jesteście zmęczeni po podróży.
- Nic nam nie będzie. - pocałowałam ciocię w policzek. - Pa ciociu.
- Cześć dzieciaki. - odparła z uśmiechem kręcąc głową. - W kogo wy się wdaliście?
Odwróciłam się.
- W tatę, a kogo innego?
- Też racja. - zaśmiała się.
Zeszłam za Alem do garażu. Obok czarnego mercedesa stało BMW x5.
Tak macie rację, mam słabość do BMW. No i do prawie wszystkich samochodów.
Otworzyłam garaż, potem samochód. Wsiadłam i wyjechałam z garażu.
Zatrzymałam się żeby Al mógł zapakować nasze walizki, zamknął garaż i otworzył bramę.
Zamknął ją za nami. Pomachałam do cioci, która stała w oknie.
Ta uśmiechnęła się i odmachała mi.
- To co, jedziemy? - spytał Al.
- Tak.
Popatrzyłam na zegarek. Była prawie druga.
Ogółem droga zajęłaby nam cztery i pół godziny, ale musieliśmy jeszcze zatankować i po drodze zjedliśmy śniadanie, i zmienialiśmy się za kierownicą. Także w Hrubieszowie byliśmy dopiero koło ósmej.
- Wysadź mnie tutaj. - powiedział Al kiedy byliśmy koło Kauflanda.
- Po co? Zakupy chcesz zrobić?
Alan spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Nie, chcę najpierw zajrzeć do Patryka.
- Dobra. Jak coś to dzwoń, to po ciebie przyjadę.
- Okej. - odparł i już go nie było.
Już sama pojechałam w stronę osiedla, na którym mieszkają moi rodzice, ale kiedy przejeżdżałam koło mojej starej szkoły, nie mogłam się oprzeć pokusie i zaparkowałam samochód przy krawężniku.
Wysiadłam i spojrzałam na stary budynek.
A co mi tam.
Wyjęłam telefon.
Wybrałam numer. Nie odebrał czyli jest lekcja.
Poszłam po schodach na korytarz.
Praktycznie nic się tu nie zmieniło. Zauważyła mnie nauczycielka.
- Katherine?! Prawie bym cię nie poznała, ale się zmieniłaś. - powiedziała moja dawna nauczycielka od rosyjskiego, a zarazem była wychowawczyni.
- Ja pani też bym nie poznała. Ma pani jakąś nową klasę?
- Nie, w ubiegłym roku miałam klasę twojego brata, ale teraz już nie mam wychowawstwa. Kiedy przyjechałaś?
- Tutaj? Przed chwilą, a w Polsce jestem od koło pierwszej nad ranem.
- O, to dopiero przyjechałaś.
- Tak. - uśmiechnęłam się. - Przyszłam zrobić Gabrielowi niespodziankę.
- To miło. - stwierdziła. - Jak coś to odwiedź nas jeszcze. Chętnie dłużej z tobą pogadam, a teraz muszę iść skserować sprawdziany dla drugich klas.
- Oczywiście. Do widzenia.
- Do widzenia. - powiedziała i poszła schodami na dół.
Podeszłam do planu lekcji i sprawdziłam jaką lekcję ma teraz Gibby.
Dziś jest środa, więc ma teraz...  polski. No to fajnie.
Oparłam się o ścianę i czekałam. Po dziesięciu minutach zadzwonił dzwonek.
Drzwi się od klasy otworzyły.
Zaraz zauważyłam go, szedł i sprawdzał telefon.
- Gibby! A siostry to już nie raczysz zauważyć? - powiedziałam.
Od razu się odwrócił.
- Katherine! Co ty tu robisz? - spytał zaskoczony. - Miałaś nie przyjechać.
- Wiesz, ja jedno mówię, a drugie robię. - uniósł lekko brew. - No okej, Harry pojechał w trasę, więc nie miałam co robić. Nie przytulisz siostry?
- No dobra. - objął mnie w pasie.
- Kurde, ale urosłeś. - zaśmiałam się.
- No trochę. - odsunęliśmy się od siebie.
Usłyszałam pisk. O matko, zaczyna się. Mogłam wziąć okulary.
- Kath! - zauważyłam Caitlyn. - Cześć. - przytuliła mnie. - Dawno się nie widziałyśmy.
- Tak. - przytaknęłam.
- Rodzice wiedzą, że jesteś w Hrubku? - spytał Gabbe.
- Jeszcze nie. - odparłam. - Czekam aż Alan zadzwoni i jedziemy razem do rodziców.
- On też przyjechał?
- Też.
Zadzwonił dzwonek na lekcję.
- Dobra, my idziemy na matmę.
- Już zmykać żeby nie było, że was zniechęcam do nauki.
Odwiedziłam jeszcze panią ze sklepiku i kilka innych nauczycielek. Po pół godzinie zadzwonił Alan.
- To co, jedziemy do jaskini lwa zwanego mamą? - spytał.
- Niestety. Po to tu przyjechaliśmy.
Wyszłam ze szkoły i zajechałam po Ala.
Skręciłam w stronę osiedla.
No to raz kozie śmierć.

wtorek, 10 lipca 2012

Jednak witaj Polsko.

* Kilka dni później. *

Leżałam na łóżku z głową na klatce piersiowej Harry'ego. To co nam wiecznie przerywano, doszło do skutku i jestem z tego powodu zadowolona. Czułam się cudownie.
Okazało się, że trochę narozrabialiśmy po pijaku, ale przynajmniej nie pamiętam, żeby pierwszy raz bolał. To już jakiś plus.
Harry głaskał moje włosy. Zadzwonił jego telefon.
- Kto to? - spytałam go kiedy sprawdził wyświetlacz.
- Lou. - odparł.
- Nie odbierzesz?
- Po co? On doskonale wie, że jestem zajęty i nie odbiorę. - uśmiechnął się do mnie.
- A może to coś ważnego? 
- To może poczekać, ale rozpieszczanie ciebie nie może poczekać.
Telefon przestał dzwonić, ale zaraz znów zaczął. Louis nie dawał za wygraną.
Zabrałam mu telefon i ode brałam. Jeszcze nawet się nie odezwałam, a on już mówił.
- Harry, czego ty nie odbierasz?! Ja tu dzwonię w pilnej sprawie, chciałbym cię poinformować, że masz wrócić do domu i się pakować. Paul przed chwilą nam powiedział, że jutro rano mamy samolot do Australii. Nasza trasa koncertowa się zaczyna. Będzie trwała dwa miesiące. Cieszysz się? - umilkł na chwilę. - Harry? Czy coś się stało? Harry?!
Podałam telefon Harry'emu, a sama wstałam z łóżka i poszłam do łazienki wziąć prysznic.
Strumienie wody spływały po mnie, a ja nie mogłam się otrząsnąć.
Nasz związek to jeszcze świeża sprawa, a tu coś takiego. Bardzo go kocham, ale nie jestem pewna czy nasz związek zniesie tak długą rozłąkę.
Usłyszałam otwierające się drzwi.
- Kath, wszystko w porządku? - spytał.
Nie, nic nie jest w porządku. Ja nie potrafię sobie poradzić z rzeczywistością.
Widziałam niewyraźnie przez szybę, jak ,już w bokserkach, usiadł na podłodze.
- Też nie jestem zbyt zachwycony wyjazdem, ale to moja praca.
- Wiem, tylko... kiedy jest już dobrze, to wszystko się wali mi na głowę. Nic na to nie poradzę, że zbytnio się nie ciesze na tą trasę. - z trudem przechodziło mi to przez gardło. - Miłość to nie tylko przyjemności, ale także wyrzeczenia, a skoro kochasz to robić to jedź. Może jednak pojadę na święta do rodziców.
Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem.
Patrząc na jego twarz, widziałam, że jemu też jest ciężko. Mimowolnie pojedyncze łzy spłynęły po mojej twarzy.
Wstał z podłogi, otarł mi łzy i mocno mnie przytulił.
- Kochanie, to nie jest rozłąka na zawsze. Poza tym zawsze możesz mnie odwiedzić.
- Wiem. - szepnęłam.
Trwaliśmy jeszcze chwilę w uścisku, później poszliśmy się ubrać.
Ubrałam się w to <klik>.
Zeszliśmy na dół złożyłam na wierzch skórzaną kurtkę.
Postanowiliśmy iść na spacer, a potem może na zakupy.
Na dworze było już o wiele cieplej. Śnieg stopniał, a słońce przebijało się zza chmur. W powietrzu był wyczuwalny zapach wiosny.
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu trzymając się za ręce.
Znów zadzwonił telefon Harry'ego.
Dzwonił Paul. Kazał mu wracać do domu, bo chce omówić szczegóły trasy koncertowej.
Z dołującym bólem serca pożegnałam się z nim.
On poszedł w stronę ich domu, a ja do centrum handlowego.
Nie zwracałam na nikogo uwagi. Niby oglądałam ubrania i buty, ale tak naprawdę ich nie widziałam. Myślami byłam całkowicie gdzie indziej.
Zastanawiałam się, co ja będę robić przez dwa miesiące bez niego.
Szłam dalej przed siebie.
Nawet nie zauważyłam, że na kogoś wpadłam.
- Przepraszam. - wymamrotałam i szłam dalej.
- Katherine. Co ty taka jak zombie?
Dopiero wtedy spostrzegłam, że tą osobą, na którą wpadłam, była Darcy.
- Zamyśliłam się. - odpowiedziałam.
- Wiesz co? Może pójdziemy na kawę, to sobie pogadamy.
- Okej.
Poszłyśmy  w kierunku najbliższej kawiarni. Tam usiadłyśmy przy stoliku i złożyłyśmy zamówienie.
- No to mów co cię gryzie. - powiedziała Darcy.
- Harry jedzie w trasę, na dwa miesiące do Australii.
- Wiem, Zayn mi powiedział. - zarumieniła się lekko.
Zmiana tematu była dla mnie wygodna.
Kelnerka właśnie przyniosła naszą kawę.
- Co wy robiliście jak poszliście ode mnie? Bo Zayn już nie wrócił. - spytałam.
- To i owo... - powiedziała wymijająco.
- Dar, przyjaźnimy się od kołyski. Możesz mi powiedzieć.
- Oj Kath, dobrze wiesz, że co by się nie wydarzyło, to i tak dowiadujesz się o tym ode mnie prędzej czy później.- zamilkła na chwilę. -  Zazwyczaj prędzej i tym razem też tak będzie. - dodała. - Został u mnie na noc. Jeszcze trochę u mnie wypiliśmy. Było późno, więc go prosiłam żeby został. Ot i cała historia.
- Czy aby na pewno? Coś się za bardzo rumienisz. - powiedziałam.
Teraz to już była czerwona na twarzy. To musiało być poważnego, bo jak się umawiała z Edem, to się tak nie rumieniła.
- No całowaliśmy się, ale nic poza tym. - upiła łyk kawy. - Teraz jest jakoś inaczej. - zmarszczyła brwi. - On jest inny niż Ed. Niby wszyscy robią z niego bad boya, ale to miły i wrażliwy facet.
- Może już pora znowu zacząć się umawiać? - powiedziałam
- Też mi się tak wydaje. - uśmiechnęła się szeroko.
- To co szukasz w centrum? - spytałam.
- Yyy... stanika.
- Oddałaś mu serio stanik? - spytałam z niedowierzaniem.
- No chciał mi go zwrócić, ale zrobił taką minę zbitego psiaka, że po prostu nie mogłam go przyjąć i tak Zayn stał się właścicielem mojego stanika. Urocza historia, nieprawdaż?
- A żebyś wiedziała. - uśmiechnęłam się i napiłam się kawy.
- Co zamierzasz robić w święta? - zmieniła temat.
- Jeszcze nie wiem. Może pojadę do rodziców.
- To bardzo dobry pomysł. Pogodziłabyś się w końcu z mamą.
- Wiem. - westchnęłam. - Boli mnie kiedy się z nią kłócę, ale jak zacznie tą swoją tyradę to po prostu szlag mnie trafia. Jestem jej jedyną córką i może nie potrafi ścierpieć, że nie jestem jej idealną córeczką.
- Z tego co pamiętam bardziej się złościła, że wolisz siedzieć z dziadkiem i tatą niż z nią. -odparła Dar.
- Może masz rację. - otworzyłam torebkę i wyjęłam z niej portfel. - Wiesz co? To ty idź dalej szukać stanik. Pamiętaj koronkowy, bo bardziej seksowny. - puściłam do niej oko. - A ja wracam do domu i bukuję najbliższy bilet do Polski.
Zapłaciłam za kawę, przytuliłam Darcy na pożegnanie i wyszłam z kawiarni.
Tam jeszcze raz pomachałam Dar i poszłam w stronę wyjścia z centrum.
Zadzwonił mój telefon.


"Hold you in my arms
I just wanted to hold
 You in my arms..."

Alan.
- Halo?
- Cześć siostra. Co u ciebie?
- Różnie. Mama się już skarżyła?
- Jakbyś zgadła. To nie jedziesz do domu na święta?
- Alan, ja jestem w domu. Anglia to mój dom. Nie, jadę do Polski. Właśnie idę do domu żeby zabukować bilet.
- Zmieniłaś zdanie?
- Tak.
- Gdzie jesteś?
- Właśnie idę koło twojego ulubionego baru w Londynie.
- O, fajnie.
- Taa, bardzo. Wiesz... - wtedy zauważyłam czarne Maserati Granturismo.
Moja mina musiała być komiczna.
- Kocham cię braciszku, ale twoje auto kocham bardziej. Jesteś bardzo wrednym człowiekiem, bo nie powiedziałeś mi, że przyjeżdżasz. - rozłączyłam się.
Podparłam ręce na biodrach i zrobiłam minę typu: "Moje rodzeństwo jest nie do zniesienia.", a kierowca maserati, czyli Alan, szczerzył się jak durny.
Zaparkował samochód, wysiadł, podszedł do mnie i mocno objął.
- Stęskniłaś się? - spytał.
- I to bardzo. Chodź, pojedziemy do mnie do domu.
- Okej.
Po chwili byliśmy na miejscu.
Weszliśmy do domu. W salonie on sobie leżał na kanapie, a ja bukowałam dla nas bilety.
- A ty mówiłeś mamie, że będziesz na święta?
- Oczywiście, że nie. - odparł. - Gdyby wiedziała, że będę to by była masakra piłą mechaniczną. Ja bym tego nie przeżył.
- Coś o tym wiem.


"Under the lights tonight
Turned around
And you stole my heart
Just one look
And I saw your face
Fell in love
Take a minute, girl
To steal my heart tonight
Just one look, yeah
I'm waiting for a girl like you..."

- Sorki. - powiedziałam do Alana. - Tak kochanie?
- Wpadniesz dzisiaj do nas?
- Niestety nie mogę, bo przyjechał mój brat, ale jutro będę na pewno na lotnisku. O której macie lot?
- O dziewiątej.
- Będę na pewno. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia. - rozłączył się.
Odłożyłam telefon na blat.
- Kocham cię! - przedrzeźniał mnie Al. - Moja siostra robi się sentymentalna. Gość cię całkiem zawojował.
- Wiesz, ja już się nie mogę się doczekać kiedy tak na serio się zakochasz. Twoja przyszła żona będzie cię zwalała z nóg.
- Będzie mnie popychać? - dalej droczył się ze mną.
- Nie głupolu. Z resztą co ja będę ci tłumaczyć, sam się kiedyś przekonasz.
Byłam tak pochłonięta laptopem, że nie zauważyłam poduszki, która leciała w moją stronę.
- To za głupola.- powiedział.
Zabrał pilot z ławy i skakał po kanałach.
- Mamy samolot jutro o dwudziestej.
- Spoko. 
Spędziliśmy jeszcze trochę czasu w salonie. Potem Al poszedł gotować kolację, a ja pakować swoją walizkę.
Wzięłam prysznic i przebrałam się w to <klik>.
Zeszłam na dół i zjedliśmy razem kolację wspominając minione lata.
Koło dwudziestej trzeciej położyliśmy się spać.
Zasnęłam zaraz po tym jak przyłożyłam głowę do poduszki.
_______________
Tak jak pod poprzednim rozdziałem. Ma być co najmniej 5 komentarzy. Moje się nie liczą.
Buziaki. :*
~ unromanticgirl

niedziela, 8 lipca 2012

"Co ten kac robi z człowiekiem."

Obudziłam się rano ze strasznym kacem.
Głowa mi wręcz pękała. Pamiętam, że piliśmy piwo i wino, ale nic poza tym. Chyba, że chłopcy dobrali się do barku. Obok mnie wciąż spał Harry.
Przyjrzałam mu się. Tak słodko wyglądał... i był nagi. Popatrzyłam na siebie. Nie miałam koszulki, a bokserki były rozpięte.
- Cholera! - powiedziałam. - Harry, wstawaj!
- Mhm... Coo? - powiedział zaspany.
- Dlaczego jesteś nagi? - spytałam. - Chyba nie strzeliło nam nic durnego do głowy.
- W nocy było mi gorąco, a że nie chciało mi się iść otworzyć okno, zdjąłem spodnie. To ty masz moje bokserki, dlatego jestem nagi. Wyczerpująca odpowiedź? Pozwolisz mi teraz spać?
- To jak wyjaśnisz mój brak koszulki i rozpięte bokserki?
Teraz oderwał głowę od poduszki i spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Tego to nie wiem. Pamiętam wszystko do momentu kiedy zdjąłem spodnie. Później nic.
- U mnie się film po trzeciej urwał.
- Ale ty chyba nie myślisz, że ze sobą spaliśmy... prawda?
- Eee... nie wiem. - zaczęłam chichotać.
- Z czego się śmiejesz?
- Wiesz, bo teraz nie wiem czy jestem dziewicą czy nie.
Teraz to go kompletnie zaskoczyłam.
- To ty byłaś dziewicą?
Wzruszyłam ramionami.
- Pozory mylą. - zmieniłam temat. - Która godzina?
Spojrzał na budzik za sobą.
- Dochodzi dwunasta.
- Już tak późno? O kurde. - skrzywiłam się. - Nie poszłam na uczelnię.
- Trudno się mówi. - ziewnął. - Ja idę spać.
- O nie, mój drogi. - usiadłam mu na plecach. - Wstajesz w tej chwili.
- Dobra, jeśli dasz mi solidnego buziaka.
- Niech się zastanowię. Aaa! Hahaha! Harry, ty brutalu, jak mogłeś.
- No co, lubię być na górze. - stwierdził łobuzersko się uśmiechając.
Dłuższą chwilę Harry leżał na mnie i patrzył na mnie z rozmarzoną miną.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Hmm... Podziwiam widoki. - poruszył śmiesznie brwiami. - Uuu, a jest na co patrzeć. Dwie idealnie krągłe piersi i są do mojej dyspozycji.
Nie powiem żeby mi się to nie podobało. Wręcz przeciwnie. Co ten kac robi z człowiekiem. Sam jego wzrok sprawiał, że byłam podniecona.
Nadal mi się przyglądał.
- A masz na nie dowód własności? - droczyłam się z nim.
Obróciłam nas tak, że teraz to ja byłam na górze.
Uśmiechnął się, nadal patrząc na moje piersi.
- Poniekąd. - odparł.
- Harry, wiesz, oczy to ja mam trochę wyżej.
Pogłaskał moje udo. Pochyliłam się i pocałowałam go namiętnie w usta. Przy nim wszystko wydawało się takie proste. Teraz to on znowu był na górze. Całował moje: wargi, powieki, policzki, kąciki ust, szyję. Zjeżdżał coraz niżej, aż dotarł do piersi. Przy nich zatrzymał się na dłuższą chwilę. Całował je, pieścił dłońmi.
Czułam się cudownie.
Dotarł do pępka, a potem spojrzał na bokserki.
- Bardzo ładnie ci w nich, ale może je zdejmiemy? - spytał.
Niezdolna do odpowiedzi, skinęłam lekko głową. Zaraz ich nie było.
Teraz całował wrażliwą stronę ud.
Napięcie zbierało się w moim podbrzuszu i błagało o spełnienie.
Harry był już coraz bliżej, kiedy nagle ktoś zastukał w drzwi.
Cała aura romantyczności i czystego seksu momentalnie się ulotniła.
- Cholera! - szepnęłam.
- Katherine, gdzie masz spiżarnię? - spytał Niall przez drzwi.
- Spieprzaj Niall, jestem zajęty! - krzyknął Harry.
- Ouu... przeszkodziłem wam w czymś? Sorki. - powiedział z drwiną. - Już sobie idę, tylko niech ona mi powie gdzie jest spiżarnia.
Westchnęłam. Nie ma co liczyć na to, że to dojdzie dziś do skutku.
- Harry, złaź ze mnie.
Zrobił minę zbitego psiaka.
- No co? Niestety dokończymy innym razem.
- No dobra. - popatrzył na drzwi. - Ja go kiedyś uduszę albo przerwę mu też w takim momencie.
Harry cały czas psioczył pod nosem równocześnie się ubierając.
- Niall, ja zaraz zejdę na dół, tylko niech się ubiorę.
- Okej. - odparł. - To poczekam w salonie.
Poszłam do garderoby i ubrałam się w to. <klik>
W salonie, oprócz Nialla, była jeszcze Eleanor, której Louis masował skronie.
Danielle urzędowała w kuchni, gdzie robiła wszystkim kawę, a Liam najprawdopodobniej brał prysznic, gdyż było słychać szum wody.
- To gdzie ta spiżarnia? - dopytywał się blondasek.
Wskazałam na drzwi między wejściem do kuchni a drzwiami do składziku.
- Tam.
Od razu się rozpromienił. Otworzył drzwi, a to co tam zobaczył wprawiło go w jeszcze większe szczęście.
- Witam moje kochane. - powiedział z rozmarzeniem. - Tęskniłyście za mną?
Usiadłam obok Louisa.
- Przewiduję, że moje zapasy mocno ucierpią.
- Może nie ucierpią, ale uszczuplą na pewno. - stwierdził Harry, opierając swoją głowę na moim ramieniu.
- Jak miło. - powiedziałam z sarkazmem.
Dan przyszła z tacą,  na której stały kubki z parującą kawą.
- Kto ma ochotę na zastrzyk energii? - spytała uśmiechając się wesoło.
- Ja, ale nie wiem z czego tu się cieszyć. W domu bałagan, kac męczy, a moje jedzenie jest właśnie wyjadane przez zawodowego pożeracza. - stwierdziłam.
- Oj, nie marudź, kochanie. - powiedział Harry, całując mój nos.
Wziął kubek z kawą, posłodził 3 łyżeczki, zamieszał i podał mi go.
Upiłam łyk i się delikatnie uśmiechnęłam.
Myślałam, że jak wtedy jadł ze mną śniadanie, to nie zwrócił na to uwagi, a jednak.
Dylan i Igor nigdy by nie zwrócili na to uwagi.
- Lepiej? - spytał troskliwie Hazza.
Skinęłam głową.
Wszyscy się odwrócili w stronę otwartych drzwi do spiżarni, kiedy usłyszeli okrzyk niepochamowanej radości.
- Patrzcie co znalazłem! Mufinki z czekoladą i budyniem. Jeszcze świeże.
- A tee. Przywiozłam je z Hoboken. Jakoś tak mam, że jak jeżdżę do Alana, to muszę też pojechać do New Jersey, odwiedzić moją koleżankę, Poppy i odwiedzić cukiernię Carla. Kupuję tam connoli i mufinki. - wyjaśniłam.
- Jak będę w Stanach, to muszę tam pojechać. -stwierdził Niall z poważną miną, na co wszyscy zareagowali salwą śmiechu.
W takiej oto atmosferze minął nam "poranek" (Tak na serio, była już prawie trzynasta.)
__________
Od razu zastrzegam, jeśli nie będzie co najmniej 5 komentarzy (moje się nie liczą!), nie dodam kolejnego rozdziału.
Buziaki. :*
~ unromanticgirl

piątek, 6 lipca 2012

Domówka.

Na towarzystwo długo nie musieliśmy czekać. Pierwsza przyszła Darcy, a za nią zeszła się reszta.
Zasiedliśmy wszyscy w salonie.
- To co robimy? - spytał Lou.
- Hmm... może... - zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.
Niall właśnie zauważył, że na półce stoi Guitar Hero i Singstar.
- Zagramy w Guitar Hero? - powiedział z rozmarzoną miną.
Wszyscy dość chętnie przystali na ten pomysł. Zaczęła się ostra rywalizacja między Niallem, Lou, Harrym.
Właśnie rozmawiałam z Eleanor, Danielle i Liamem, kiedy zauważyłam, że Darcy rozmawia z Zaynem.
Po prostu zobaczyłam coś, na co czekałam od miesięcy. Dar uśmiechała się, ale to nie był wymuszony uśmiech, tylko taki szczery, a z oczu biło zainteresowanie.
El spojrzała w tym samym kierunku.
- Ładna byłaby z nich para. - powiedziała cicho.
Liam i Dan przytaknęli.
- Zayn już od dłuższego czasu nie ma dziewczyny. - stwierdził Liam.
- Perrie go zraniła, chociaż on uparcie twierdzi, że to nieprawda. - dodała Danielle.
- Darcy też od dłuższego czasu nikogo nie ma. Po tym jak zerwała z Edem, nie szukała już drugiej połówki.
- To ona była z Edem Sheeranem? - spytała Eleanor.
- Tak, ale nie wspominajcie o nim przy niej, bo u niej to temat tabu.
- Ooouuu yeah!!! Wygrałem!!! - wrzeszczał Niall. - Składajcie pokłony królowi Guitar Hero.
Wszyscy odwróciliśmy się w tamtą stronę. Niall właśnie tańczył taniec zwycięstwa.
Całkiem zabawnie to wyglądało, kiedy on tak sobie tańczył, a Lou i Harry zabijali go wzrokiem.
- To może zagramy w Singstar? - zaproponowałam. - Wiem, że nie mam z wami szans, bo wy śpiewacie zawodowo, ale zawsze można się zabawić.
- Ale ty... - zaczął Liam.
- Zamknij się Liam, z łaski swojej. - mój tekst spowodował salwę śmiechu. - To jest w tej chwili nieważne. To kto stanie ze mną w szranki?
Przez chwilę się zastanawiałam. Kogo  by tu wziąć.
- Już wiem. Mam idealną piosenkę. - popatrzyłam na wszystkich. - Zayn śpiewasz ze mną.
- Co?! Ja? - spytał zaskoczony.
- A widzisz tu kogoś innego kto by się nazywał Zayn Malik? Bo ja nie.
- No dobra. - zgodził się wstając z kanapy. - Co to za piosenka?
- Stereo Hearts. Śpiewasz kwestie Travisa.
- Ok.
No to bitwa się zaczęła.

"My heart's a stereo,
It beats for you, so listen close,
Hear my thoughts in every no-o-o-te.
Make me your radio,
And turn me up when you feel low,
This melody was meant for you,
Just sing along to my stereo..."

Szło nam całkiem nieźle. Mieliśmy nawet kibiców. Wygrywałam. No ale Mr. Marchewka musiał zacząć się wygłupiać. W końcu zaczęłam się śmiać. Powstała niezgodność z tekstem i przegrałam.
Wtedy to już byłam zła. Popatrzyłam na niego groźnie.
- Wiesz co Louis? Irytujesz mnie. Tyle razy ci to darowałam, ale teraz przegiąłeś. Przez ciebie przegrałam.
- Ocho, zaczyna się. - stwierdziła Darcy.
Złapałam za poduszkę i rzuciłam w Lou. Oberwał w głowę.
Wszyscy zaczęli się śmiać. 
Podeszłam do niego i zaczęłam udawać, że go duszę, przy okazji łaskocząc go.
- Pomocy! Ratunku! Dziewczyna Harry'ego mnie dusi. Eleanor ratuj!
Reszta już płakała ze śmiechu.
Eleanor odegrała scenkę załamanej dziewczyny.
- Och nie! - przyłożyła rękę do czoła. - Mój chłopak umiera. 
Niall tarzał się po podłodze. 
- Już widzę... jutrzejsze... pierwsze strony... gazet. Hahaha. - mówił Niall, krztusząc się śmiechem. - "Zabójstwo z premedytacją. Louis Tomlinson zamordowany przez dziewczynę Harry'ego Stylesa. Czyżby konflikt interesów?"
Nie no teraz to już nawet ja się śmiałam.  Jeszcze raz trzepnęłam Lou poduszką i usiadłam sobie koło Harry'ego, a on mnie objął i pocałował w głowę.
- Grzeczna dziewczynka. - szepnął mi do ucha.
- Aha. Jesteś pewien?
- Nie. - zaśmiał się.
Teraz śpiewać poszedł Liam z Danielle. 
Całkiem dobrze im szło. Spojrzałam na ławę. Połowy przekąsek już nie było.
Pociągnęłam Harry'ego za rękę do kuchni. 
- O co chodzi? - spytał.
- Przekąsek brakuje.
- Ach, tak.
- A ja muszę się napić wina.
Zajrzałam do lodówki. Stało tam gdzie je zostawiłam. Wyjęłam je z lodówki i nalałam trochę do kieliszka.
Upiłam łyk.
- Chcesz trochę? Bardzo dobre.
- Może później. - odpowiedział i zabrał się za robienie przekąsek.
Ja usiadła sobie na blacie kuchennym, oparłam się o ścianę i popijałam wino.
- Dawno się tak dobrze nie bawiłam.
- Ja też. 
Po 15 minutach wszystko było gotowe.
Podszedł do mnie i dał mi buziaka.
- Chodź do salonu. - powiedział.
- Zaraz. 
Zaczęłam go namiętnie całować, a on nie był mi dłużny. Jego ręce zawędrowały pod moją bluzkę. 
Przez przypadek strąciłam deskę do krojenia na podłogę. Rozległ się huk, ale my nie zwróciliśmy na to uwagi.
- Historia lubi się powtarzać, co? - spytała się Darcy, która opierała się o futrynę.
Widziałam, że ledwie hamowała śmiech. Za nią stał Zayn.
Fajnie, ten blat kuchenny zawsze jest skazany na niepowodzenie. 
Zeskoczyłam z blatu, zabrałam butelkę wina i kieliszki z szafki, a Harry przekąski.
Dar nie wytrzymała i zaczęła się z nas śmiać.
- Gdybyście widzieli swoje miny. - zanosiła się śmiechem. - Wyglądacie jak dzieci, którym zabrało się ulubioną zabawkę.
- No co ty nie powiesz. - mruknęłam.
Miała trochę racji, bo tak się czułam.
Reszta wieczoru minęła w miarę spokojnie, aż do chwili, kiedy Lou chciał zagrać w butelkę.
Lekko podchmieleni, chętnie przystaliśmy na to.
Pierwszy jako pomysłodawca kręcił Lou.
Wypadło na mnie.
- Prawda czy wyzwanie? - spytał.
- Prawda.
- Imię faceta, z którym chodziłaś i uważasz, że to był najbardziej nieudany związek.
- Igor. - odpowiedziałam.
Zakręciłam butelką. Wypadło na Zayna.
- Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Już ja mam dla ciebie idealne wyzwanie.
- Chodź tu.
Wyszeptałam mu na ucho co ma zrobić. Trochę go zaskoczyłam.
- Ok. 
Podszedł  do Darcy i pociągnął ją za rękę do kuchni.
- O co chodzi? - spytała. - Katherine, zatłukę cię. - powiedziała wchodząc do kuchni.
- Też cię kocham! Jeszcze mi za to podziękujesz. 
Nie było ich z 5 minut. Kiedy wyszli, mina Dar mówiła sama za siebie, za to Zayn był bardzo zadowolony.
- Zadanie wykonane. - uśmiechnął się do mnie i rzucił we mnie jej stanikiem.
- Dziękuję. Ooo, ładny. - odrzuciłam  mu stanik. - Trzymaj. To będzie twój łup wojenny.
- Ja też tak chce! - krzyknął Harry.
Wszyscy go zignorowali.
Zayn zakręcił butelką. 
Zrządzenie losu. Znowu wypadło na mnie.
- Wyzwanie. 
Podszedł do mnie i szepnął mi na ucho wyzwanie, przy tym głupio się uśmiechając.
- Zayn!!! Ja tego nie zrobię. W życiu.
- Twoje zadanie. Do roboty.
- Co ty jej kazałeś? - spytał zaciekawiony Niall.
- Zobaczysz. - nadal się uśmiechał.
Popatrzyłam na Malika i powiedziałam: 
- Głupek. Chodź Harry.
- Po co? 
- Zobaczysz.
Pociągnęłam go za rękę do mojej sypialni.
Kiedy już byliśmy w pokoju, Harry spytał się:
- On nie kazał nam uprawiać seksu, prawda?
- Nie, coś innego.
Podeszłam do niego i zaczęłam go całować.
- A mogłabyś konkretniej? - spytał między pocałunkami.
- Tak, mam zdobyć twoje bokserki.
- Mhm... Jak tak dalej pójdzie to na pewno będą twoje.
Położył mnie na łóżku i ściągnął moją koszulkę.
- Ale chcę coś w zamian.
- Co?
- Twoje majtki.
- Wykorzystujesz sytuację.
- Może i tak.
Dalej się całowaliśmy. Ze stanikiem już dawno się pożegnałam. 
- Masz ładne piersi.
- No co ty nie powiesz.
Teraz całował moją szyję, piersi, gryzł je lekko.
Czułam się jak rażona prądem, ale za to jakie to było przyjemne.
- Harry, przystopujmy trochę. Serio. To miało być tylko wyzwanie.
- Ok. - powiedział ze smutną miną.- Ale będziemy musieli to później dokończyć.
- Dobra. Dostanę te bokserki?
- Oczywiście, ale najpierw oddaj mi swoje majtki.
- Drań.
Ale zrobiłam ta jak chciał. Zdjęłam spodnie, on też swoje zdjął. Przyszła kolej na majtki.
Czułam, że jestem cała czerwona na twarzy.
Zamknęłam oczy i zdjęłam majtki.
Słyszałam jak wciąga powietrze.
- Mmm... Ładne widoki.
Otworzyłam oczy. On też już był bez bokserek.
No cóż... Natura hojnie go obdarzyła. Nawet bardzo.
Podał mi bokserki, a ja mu majtki.
Włożyłam jego bokserki.
- To kolejny etap wyzwania?
- No. Odegram się na nim za to. - spojrzałam na niego. - Ubierz się. Bo zaraz idziemy na dół. Podaj mi stanik.
- Nie, to też jest mój łup wojenny.
- Aha.
Poszłam do garderoby i wyciągnęłam T-shirt i ubrałam go.
- Tak ładnie było ci bez niego.
- Koniec gadania. Idziemy na dół.
Na dole wszyscy bawili się w najlepsze.
- Ooo, zobaczcie. Nasze gołąbeczki wróciły. - stwierdził Lou.
Wszyscy popatrzyli na nas.
Harry bardzo zadowolony z siebie usiadł, dumnie trzymając moją bieliznę.
- Zayn popatrz co dostałem? - pomachał ręką, na której dyndał się stanik i majtki. - Fajne wyzwanie.
- Dzięki.
- Wykonałam zadanie. To są jego bokserki.
- Wiem, byłem przy tym jak je kupował. - stwierdził Malik. - No to jesteśmy kwita.
- Nie było was ze dwadzieścia minut. - powiedział bardzo nietaktownie Lou.
Usiadłam na swoim miejscu.
Świetnie się bawiliśmy. Koło pierwszej, Darcy stwierdziła, że na nią już pora.
Zayn zaoferował się, że ją odprowadzi, na co ona chętnie przystała. 
Reszta towarzystwa siedziała do trzeciej nad ranem. (Bez Zayna, który, bardzo prawdopodobnie, został u Darcy w akademiku.)
Od ilości wypitego piwa i wina, szumiało mi w głowie.
Wszyscy zbierali się do wyjścia, ale stwierdziłam, że mogą nocować u mnie.
Harry położył się ze mną, Lou i Eleanor w pokoju gościnnym na dole, a Liam i Danielle w pokoju gościnnym na górze. Niall już od godziny spał na kanapie, przytulając paczkę chipsów.
Zdecydowanie udała nam się ta impreza.

środa, 4 lipca 2012

Spóźnienie, kłótnia i plany na wieczór.

Obudziłam się wyjątkowo wyspana, mimo że Harry praktycznie na mnie leżał. Spojrzałam na szafkę nocną. Już się nie uśmiechałam.
- O cholera jasna. - krzyknęłam. - Już dziewiąta. Harry wstawaj!
- Co? - powiedział zaspanym głosem. - Ja jeszcze nie wstaje. Jest za wcześnie.
- O matko! Pierwszy dzień nowego trymestru, a ja już takie coś odwalam. Hazza wstawaj do cholery! Nie mamy czasu.
Szybko wybiegłam do garderoby, ubrałam się w to <klik>.
- Jak mogłam zaspać?! Przecież nastawiałam budzik. Dobra Harry, ja nie mam czasu. Zamkniesz dom i później oddasz mi klucze. Znajdziesz je w misie na korytarzu. Pa.- podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
- Pa. - wymamrotał i przewrócił się na drugi bok.
Na korytarzu złapałam pierwsze lepsze klucze do samochodu. Darcy już nie było.
Wredota jedna, nawet mnie nie zbudziła.
Przekręciłam klucz w zamku i wbiegłam do windy. Tam przyjrzałam się jakie klucze wzięłam.
No pięknie, ale sobie samochód wybrałam - Porsche Panamera. Mam nadzieję, że nie ukradną.
Jeden plus - bardzo szybki wóz. Sprawdziłam zegarek - 09:10.
Cudownie, mam tylko 5 minut.
Szybko wsiadłam za kierownicę i wyjechałam z garażu.
Na miejsce zajechałam w 3 minuty. Jak dobrze, że nie było korków.
Ledwie wysiadłam z auta, już wszyscy zaczęli się gapić. No tak, samochód przyciąga wzrok.
Zauważyłam Darcy.
- Czemu mnie nie zbudziłaś?
- Słyszałam u ciebie budzik, więc nie wchodziłam. Myślałam, ze już wstałaś.
- Aha, fajnie. Harry wyłączył budzik. Dobra mykam na zajęcia.
Miałam niezłego fuksa, wyprzedziłam wykładowcę o jakieś pół minuty.
Do lunchu czas upłynął mi całkiem spokojnie.
Poszłam z Darcy do kawiarenki blisko uczelni. Złożyłyśmy zamówienia i zaczęłyśmy gadać o wszystkim i o niczym. W końcu zeszłyśmy na drażliwy dla niej temat.
- Widziałam się z Edem. - powiedziałam.
- I co z tego? - odparła obojętnie. - To jest już zamknięty rozdział i dobrze o tym wiesz.
- Nie wybaczysz mu?
- Mam mu wybaczyć, że zachował się jak gnojek? Oddałam mu serce, a on co? "Nie jestem pewien czy cię kocham bla, bla, bla..." Co ciekawsze, zorientował się dopiero wtedy, kiedy już poszłam z nim do łóżka. I po co mu były te miesięczne podchody, po co trzy miesiące związku skoro sobie uświadamia, poniewczasie, że nie wie czy mnie kocha. Kath nie mówmy o tym.
Reszta lunchu minęła w miłej atmosferze.
O 15:30 byłam wolna. Nareszcie.
Dar wróciła do akademika, a ja do swojego mieszkania.
Byłam zmęczona.
Otworzyłam drzwi do domu. Z kuchni dobiegały jakieś hałasy, ale za to zapach... mmm... ślinka cieknie.
Zdjęłam płaszcz i buty. Po cichu weszłam do kuchni i oparłam się o futrynę.
Widok był niezły. Harry stał przy kuchence i zawzięcie coś mieszał.
Przechyliłam głowę lekko na bok.
Nie zauważył mnie, ani nie usłyszał, ale zdradził mnie telefon.

"About as subtle as an earthquake, I know
My mistakes were made for you
And in the back room of a bad dream, she came
And whisked me away, enthused..."

Ocho, chyba coś narozrabiałam.
- Tak mamo? - spytałam.
- Katherine Margaret Torence Glass! Dlaczego w ogóle nie dzwonisz do domu?!
Teraz to już mam przerąbane.
Harry oparł się o blat kuchenny i przyglądał mi się robiąc głupie miny.
I weź bądź tu poważna.
- Yyy... no bo nie miałam czasu. Dzwoniłam tydzień temu. Rozmawiałam wtedy z tatą.
- Wiem, ale mogłabyś się częściej odzywać, a nie tylko myślisz o sobie.
Teraz to już nie wytrzymałam. Coś we mnie puściło. Harry zauważył zmianę w wyrazie mojej twarzy.
- Mam tego dość! Wiecznie mnie się czepiasz. Boli cię to, że nigdy nie będę twoją idealną córeczką? Może ja po prostu nie chcę!
- Zawsze stawiałaś ojca i dziadka na piedestale.
- Bo oni się naprawdę mną interesowali. Nie chcieli mnie na siłę zmieniać. Mamo, mam osiemnaście lat i jestem pełnoletnia. Mam dość twojego gderania, o tym jaką niewdzięczną córką jestem. Teraz jestem niezależna i już nie możesz mi rozkazywać. Sama się utrzymuje.
- Jesteś taka harda, bo Marcus zapisał wszystko tobie...
- Tu cię boli. To już twój problem. Mnie to nie interesuje. Myślałam, że sobie odpuścisz, ale ty dalej swoje. Chciałam przyjechać na święta, ale w tej sytuacji po prostu nie ma sensu. Pozdrów tatę i Gabriela. Cześć. - rozłączyłam się.
Harry podszedł do mnie i mnie objął.
- Co się stało?
- Na to wygląda, że wygarnęłam matce, to co leżało mi na sercu. - szybko zmieniłam temat. - Co takiego pichcisz?
- Taco.
- Ty to wiesz jak poprawić humor.- uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam go w usta. - To ty sobie gotuj, a ja pójdę wziąć prysznic. bo rano nie miałam okazji.
- Sorki. - powiedział ze skruszoną miną. - To chyba ja przez przypadek wyłączyłem ten budzik.
- Trudno się mówi. No, ale zdążyłam na zajęcia, więc jest okej.
Dałam mu całusa w usta i poszłam pod prysznic.
Nie chciałam się kłócić z matką, ale zawsze miała do mnie jakieś pretensje.
Westchnęłam ciężko. Wyszłam z pod prysznica i przebrałam się w to: <klik>.
Zeszłam na dół i usiadłam przy stole obok Harry'ego.
Wyraźnie widział, że coś mnie gryzło.
- Hej, co się dzieje? - spytał.
- Nic. - odparłam.
- Na pewno?
- Nie. Wszystko wali mi się na głowę. - spojrzałam na niego, a on gestem zachęcił mnie abym kontynuowała. - Bo ja już nie wiem co chcę robić w życiu. Dziadek zadbał o to, żebym nie musiała się martwić o pieniądze. Zawsze mi powtarzał, że powinnam robić w życiu to co naprawdę kocham, bo inaczej nic nie będzie miało sensu. Zaczęłam studia. Myślałam o historii sztuki, bo malarstwo wydawało mi się tym co chcę robić w przyszłości.
- I co byłaś w tym kiepska? - spytał zainteresowany.
- Sam oceń. Niektóre obrazy wiszą w salonie.
- To ty je namalowałaś? - zaskoczenie malowało się na jego twarzy.
- Dziękuję za ta małą wiarę we mnie. - powiedziałam z sarkazmem.- No ale zrezygnowałam z tego, bo to mnie nie kręci. Dzisiaj podczas zajęć uświadomiłam sobie, że licencjat z zarządzania też mnie nie kręci. Ja nie potrafię być poważną bizneswoman. To nie moja bajka.
- Chcesz rzucić całkiem studia?
- Zastanawiam się nad tym. Może to by nie był taki głupi pomysł? Co o tym myślisz?
- Cóż, to twoje życie i  ty o nim decydujesz. Jeśli ci nie odpowiadają te studia, to może znajdziesz coś innego, jakąś pasję, niespełnione marzenie. Wiedz, że bez względu jaką podejmiesz decyzję ja będę przy tobie.
- Ooo, ale jesteś słodki. - zamyśliłam się na chwilę. - Co powiesz na to, żeby ściągnąć tu chłopaków, Darcy, Eleanor i Danielle, i urządzić sobie wyborowy wieczór?
- Ja jestem za.
- To ogarnijmy tu trochę, a potem do nich zadzwonisz, a ja do dziewczyn.
- Okej.
Po obiedzie posprzątaliśmy kuchnię. Oczywiście nie obyło się bez przekomarzania i rzucania się ścierkami.
Chłopaki przystali na naszą propozycję, dziewczyny zresztą też. Darcy trochę się opierała, ale w końcu się zgodziła.
Harry przygotowywał przekąski, a ja zajrzałam na mojego Photobloga.
Wygrałam moją fotkę z Harrym, jak się do siebie przytulamy. Ładne zdjęcie.

" Stęskniłyście się za mną? Bo ja za wami tak. Sorki, że długo nic nie dodawałam, ale trochę się ostatnio w moim życiu dzieje. :D Niedawno byłam na koncercie Muse. Było niesamowicie, a poza tym spotkanie z Alem też całkiem spoko. Fotka z ubiegłego tygodnia - wieczór filmowy. Oczywiście horrory, nic się innego nie można było spodziewać. :P Dobra ja kończę. Zaraz mam mieć gości. :D Szykuje się niezła imprezka. Chociaż znając ich, to nie wiadomo co się wydarzy.
Buziaki. :*"

No to pora się zabawić.

_________________________
Chcecie w kolejnym rozdziale "niegrzeczną" scenkę?
Piszcie w komentarzach, z kogo udziałem ona ma być.
Buziaki. :*
~ unromanticgirl