niedziela, 22 grudnia 2013

Madison Square Garden.

Ostatnimi czasy, wiele się dzieje w naszym życiu. Chłopcy wydali Take Me Home, Niall i Megan zostali oficjalnie parą (co nie obyło się bez dramy na Twitterze), okazało się, że 1D będą mieli w grudniu koncert na Medison Square Garden i... mój związek z Harrym, to ostatnio jedna wielka porażka, ale to już wiecie i od dłuższego czasu was tym zanudzam. Co z Noelle? Szczerze, to nie wiem. W każdym bądź razie nie pojawiła się więcej w moim mieszkaniu i dla dobra związku Horana z moją kuzynką, nikt o tym nie rozmawia.
Dobra, nie wytrzymam. Muszę to gdzieś napisać czy powiedzieć komuś, bo szlag mnie trafi. Chciałabym o tym zapomnieć.
Chodzi o to, że...
To był poniedziałek. A może wtorek? Nie, poniedziałek. Oj, mniejsza z tym.
Tak jak każdego dnia, od ponad 3 miesięcy, siedziałam w studiu i pracowałam nad piosenkami do nowego albumu Conora.
Tego dnia byłam w studiu do późnych godzin nocnych. Byłam pewna, że nie ma nikogo w studiu, poza mną i ochroną, dlatego byłam mocno zdziwiona, kiedy pojawił się tu Conor.
Nie miało go dzisiaj tu być, tym bardziej o tej porze.
- Co ty tu robisz? - spytałam lekko zaskoczona.
- Mógłbym cię spytać o to samo.
- Kończę "Lost Happiness". Chcę teraz zrobić jak najwięcej, bo za niecałe 2 tygodnie jadę do Stanów, na koncert mojego chłopaka.
- Rozumiem, myślę, że to żaden problem. - uśmiechnął się. - A właśnie, jak tam twój chłopaczek?
- Nie nazywaj go tak i ma się całkiem dobrze, a teraz przepraszam, ale chciałabym wrócić do pracy.
I przez jakiś czas mogłam spokojnie pracować, poza tym, że denerwowało mnie to jak zaglądał mi przez ramię i oglądał poprawki, które wprowadzałam. Zignorowałam go.
Potem poczułam jak kładzie dłoń na moich plecach, to również zignorowałam, ale zaczął mnie głaskać po karku, to myślałam, że szlag mnie trafi.
- Mógłbyś przestać?
- Przeszkadza ci to?
- Tak! - spojrzałam na niego jak na idiotę.
Conor obrócił fotel, na którym siedziałam, także byłam teraz dokładnie naprzeciw niego.
- Ale dlaczego to ci przeszkadza? - spytał pochylając się nade mną. - Jakoś twoje ciało mówiło co innego.
- To jakoś kiepsko czytasz z mowy ciała. - próbowałam wstać, ale popchnął mnie z powrotem na fotel i pochylił się jeszcze bardziej nade mną. - Przestań. - powiedziałam.
- Wiem, że tego chcesz. - szepnął mi do ucha, gładząc mój policzek. - Katherine, nie bądź taka. Tylko trochę się zabawimy. - musnął moje usta, a ja odruchowo uderzyłam go z liścia w twarz.
- Nigdy więcej tego nie rób! - krzyknęłam, wstając z fotela. - Łączą nas relacje czysto zawodowe i nie próbuj tego zmieniać. Doskonale wiesz, że jestem zajęta, a nawet gdybym nie była, to też nie rób sobie nadziei.
- Co tak ostro? - spytał, masując swój czerwony policzek. - Z tego co słyszałem, to ten twój związek się sypie, także równie dobrze mogłabyś się ze mną... trochę zabawić.
- Czy ty się aby na pewno dobrze czujesz? Bo bredzisz jakbyś miał gorączkę. Nigdy, ale to nigdy, nie zabawię się z tobą, jak ty to ująłeś.
- Jeszcze zmienisz zdanie. - mówiąc to podszedł do mnie, przyparł mnie do ściany i zaczął całować. Broniłam się jak mogłam, odpychałam go, biłam na oślep. Miałam właśnie posunąć się do ostateczności i kopnąć go w krocze, ale wtedy drzwi się otworzyły... Pewnie już się domyśliliście. W moim przypadku, to chyba pieprzona historia lubi się powtarzać. To takie frustrujące. Czasami mam wrażenie, że przyciągam jak magnes jakiś zboczeńców czy coś.
Dlaczego?
Po pierwsze - Igor. Próbował mnie zgwałcić, Alan go pobił.
Po drugie - Nathan. Po pijaku zaczął mnie całować, Harry go pobił.
Po trzecie - Conor.
To się nazywa zasrane szczęście.
W takich momentach czuję się jak idiotka. Tak po prostu stałam i patrzyłam jak Harry spuszcza mu łomot.
A potem tak jakbym się ocknęła.
- Boże, Harry przestań! Zabijesz go!
- I bardzo dobrze. - odparł, kopiąc go w brzuch.
- Przestań! Już wystarczy. Już zapłacił za swoje. - powiedziałam mocno łapiąc Harry'ego za ramię.
Chłopak przestał, gwałtownie oddychając.
- Zapomnijmy o tym co tu się stało, dobrze? - spojrzałam na Conora. - Ty nie wniesiesz oskarżenia o pobicie, ja nie zgłoszę próby gwałtu, zrozumieliśmy się? - Conor skinął powoli głową, a ja mu podałam rękę, żeby pomóc mu wstać.
Potem złapałam moją torebkę leżącą na stole i wyciągnęłam Hazzę z budynku studia.
Szliśmy w milczeniu do samochodu Loczka, kiedy on w końcu postanowił się odezwać.
- Jak to jest, że za każdym razem jakiś fagas przyczepi się akurat do ciebie?
- No chyba nie myślisz, że ja ich zachęcam? - zatrzymałam się gwałtownie.
- Zastanawiałem się nad tym.
- No chyba ocipiałeś! Ja nie mam do cholery co robić, tylko zachęcać facetów do "rzucania" się na mnie. Brawo Styles, skoro masz takie zdanie o mnie.
Wtedy on mnie uderzył, a mnie normalnie zatkało. Zaszokowana złapałam się za czerwony policzek i spojrzałam wściekle na Harry'ego.
- Katherine, ja...
- Zamilcz! - krzyknęłam.
- Ale...
- Po prostu się zamknij, już wystarczająco dzisiaj powiedziałeś i zrobiłeś. - odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę ulicy.
- Zaczekaj, podwiozę cię!
- Dziękuję, wolę się przejść.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi samochodu i pomruk silnika. Chwilę później Harry jechał tuż obok mnie.
- Katherine, podwiozę cię.
Zignorowałam go i dalej szłam przed siebie.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałem tego zrobić.
Nadal go ignorując wyjęłam telefon z torebki i wybrałam numer do Darcy.
- Hej Darcy. Nie przeszkadzam?
- Nie. Czy coś się stało?
- Nie, ale mogłabyś po mnie przyjechać?
- Mówiłaś, że Harry cię odbierze.
- Wiem, ale mogłabyś przyjechać?
- Oczywiście, gdzie jesteś? Zaraz tam będę.
- Katherine, wsiadaj do tego cholernego samochodu! - krzyknął Harry.
- Zaraz, czy to nie Harry? - spytała zaskoczona Darcy.
- Owszem, ale nie mam zamiaru nigdzie z nim jechać. Opowiem ci wszystko potem. Idę w stronę Starbucks'a  koło studia. Do zobaczenia.

Piętnaście minut później siedziałam razem z Darcy popijając gorącą kawę i rozmawiając o tym co się stało.
- Harry nie powinien tak się zachować. - stwierdziła Darcy. - Ale nie skreślaj go jeszcze. Zrobił to w przypływie emocji. Może to go nie usprawiedliwia, ale daj mu szansę.
- Darcy, nie wiem czy warto. Kocham go, bardzo, ale z każdym dniem jest coraz gorzej. A kiedy znów jest dobrze, wtedy dzieje się coś, co to wszystko niszczy.
- Poczekaj na rozwój wypadków. Może to, że cię uderzył podziała na niego jak katalizator i przestanie się zachowywać jak totalny idiota i znów będzie tym facetem o zniewalającym uśmiechu, którego tak bardzo pokochałaś.
- Darcy, gadasz jakbyś się czegoś naćpała.
- Miłość. Uwierz mi, na początku twojej znajomości z Harrym, gadałaś dokładnie tak samo.
- Z twojego zdania można wywnioskować, że nie kocham mojego chłopaka, co jest kompletną bzdurą. Naprawdę go kocham. Ja... po prostu mu nie ufam. Wiem, że coś jest nie tak, ale gdy chcę z nim o tym porozmawiać, to zmienia temat lub robi cokolwiek, byle o tym nie rozmawiać.
- Dam czas, może to przez stres. - odparła Dar.
Przez długą chwilę milczałam i zastanawiałam się co mam zrobić.
Owszem, nie chciałam tak tego kończyć, ale nie potrafiłam tego zlekceważyć, że on mnie rani. Oboje siebie ranimy.
- Dobrze, dam mu czas. - westchnęłam. - Co nie zmienia faktu, że dzisiaj się do niego nie odzywam.
Spencer zaśmiała się.
- Cała ty. - uśmiechnęła się.

Czas do dnia koncertu płynął dość szybko. Napięta sytuacja między mną a Harrym zelżała. Za to w pracy nie było najlepiej. Conorowi cały czas coś się nie podobało w nowych piosenkach. A tu  zwrotka nie taka, a tam słówko nie takie, a tu to już całkiem melodia do dupy. No i weź się tu nie wkurw.
Jednak punktem kulminacyjnym był dzień, w którym miałam pojechać do Nowego Jorku.
Otóż Conor ubzdurał sobie, że akurat tego dnia muszę być koniecznie w pracy. Starałam się go przekonać, że nie jestem mu akurat dzisiaj potrzebna, ale on był głuchy na moje słowa.
Darcy razem z Megan, Eleanor, Michaelem i Toni polecieli do NYC wczoraj wieczorem, a ja miałam dzisiaj rano, a teraz okazuje się, że będę musiała lecieć dopiero wieczorem, także niewiele brakuje żebym się spóźniła na koncert. Cudownie, nieprawdaż? Jednak mój "zachwyt" sięgnął zenitu, kiedy okazało się, że będę musiała być w pracy zaraz, następnego dnia. Co prawda nie będzie mnie rano, bo w tym czasie, będę w samolocie, ale i tak na jedno wychodzi.
Pora poinformować o tym Harry'ego.
Za pierwszym razem nie mogłam się do niego dodzwonić, za drugim to samo, dopiero za trzecim w końcu odebrał.
- Halo? - powiedział zaspanym głosem.
- Cześć Harry. Przepraszam, jeśli cię obudziłam.
- Cześć. Nie, nic się nie stało. A nie powinnaś być teraz w samolocie? No chyba, że poleciałaś trochę później niż reszta i już tu jesteś. - mówił z ekscytacją w głosie.
- Harry... - powiedziałam i już wiedziałam, że nie będzie taki zadowolony jak mu powiem.
- Ty jeszcze w ogóle nie poleciałaś, prawda?
- Naprawdę chciałabym tam już z wami być, ale nie wiem co Conorowi strzeliło do łba, skoro powiedział, że nie da mi tych 3 dni wolnego, o które prosiłam. Teraz wygląda to tak, że polecę dopiero wieczorem, także przylecę do Nowego Jorku dopiero przed samym koncertem albo nawet spóźnię się na koncert.
Harry cały czas milczał.
- Jest mi naprawdę przykro. Nie wiedziałam, że tak się na nas zemści, za to co się wtedy stało.
- A zostaniesz chociaż później? - nadzieja, którą wyczuwałam w jego słowach, sprawiała, że to co miałam mu powiedzieć bolało jeszcze bardziej.
- Bo właściwie to...
- No nie mów, że nie zostaniesz! Cholera jasna! Zabije patafiana.
- Muszę być jutro w pracy. Co prawda, przylecę do Londynu dopiero o 12, ale i tak mam być w studiu.
- Przecież to chore!
- Wiem, Harry.
- Dlaczego tego po prostu nie rzucisz?
- A dlaczego ty nie przestaniesz śpiewać? - nie odpowiedział. - Doskonale wiesz, dlaczego tego nie zrobię. Ty spełniasz swoje marzenia, ja próbuję swoje. Nie zabraniam ci ich spełniać, a nawet zachęcam cię do spełniania, a ty mi mówisz, że mam przestać? To było bardzo nie fair z twojej strony. Do zobaczenia wieczorem.
Rozłączyłam się.
Boże, dlaczego to jest takie trudne? - pomyślałam, po czym wzięłam się za tekst nowej piosenki.
Jakiś czas później zadzwonił mój telefon. Nie patrząc kto to, odebrałam.
- Tak?
- Możesz nam powiedzieć, bo wszyscy jesteśmy bardzo ciekawi, co takiego powiedziałaś Harry'ego, jak dzwoniłaś do niego w nocy, że chociaż bardzo się stara to ukryć, jest cały czas mega wkurwiony?
- Hmm... Darcy, jak miło, że dzwonisz. Cześć wszystkim. - mruknęłam. - Wiem, że tam jesteście.
- Cześć. - po chwili usłyszałam resztę.
- No to powiesz co mu powiedziałaś? - spytałam Darcy.
- Że się spóźnię na koncert i nie będę mogła zostać dłużej w Nowym Jorku.
Zaraz usłyszałam szmery, kiedy to zaczęli rozmawiać o tym co im przekazałam.
- Bardzo miło z twojej strony. - stwierdził cierpko Louis.
- Dzięki, Lou. To naprawdę moja wina, że nie dostałam urlopu, bo mój facet pobił mojego szefa, przez co on się mści i nie dał mi tego pieprzonego urlopu, bo wiedział jak bardzo mi na tym zależy. Naprawdę dziękuję.
- Przepraszam, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało.
- Wybaczam ci, a teraz muszę was przeprosić, bo im szybciej uwinę się z pracą, tym szybciej wyjdę i może jeszcze zdążę na koncert. Do zobaczenia.
- Paa. - okrzyknęła reszta i Dar się rozłączyła.
Ten dzień zdecydowanie nie mogę uważać za najlepszy.

W końcu nadeszła upragniona godzina 18.
Szybko zgarnęłam swoje rzeczy i wyszłam ze studia, po czym pojechałam do mieszkania, przebrałam się [LINK], zabrałam pokrowiec z ubraniem na koncert i pojechałam na lotnisko.
Po ekspresowej odprawie, siedziałam w prywatnym samolocie do Nowego Jorku.
Sześć godzin lotu, to naprawdę długi czas, dlatego postanowiłam się położyć się spać.
Na jakieś godzinę przed lądowaniem, obudziłam się.
Poprosiłam stewardesę - Clary, o coś do zjedzenia. Po szybkim posiłku, poszłam się przebrać [LINK] i poprawić makijaż.
Wylądowałam o godzinie 19:30, co dawało mi tylko półgodziny na dotarcie na Madison Square Garden.
Kurde, to bardzo mało czasu, zwłaszcza, że straciłam już 10 min. na odprawę paszportową.
Zaczął się wyścig z czasem. Złapałam taksówkę i szybko do niej wsiadłam. Wszystko szło dobrze, dopóki nie zatrzymaliśmy się w korku.
Cholera! Zostało mi 8 min. do rozpoczęcia koncertu. Boże, jak ja mam zdążyć, skoro stoję w gigantycznym korku.
- Przepraszam, jak daleko jest stąd na Medison Square Garden? - spytałam taksówkarza.
- Tak ze 4 przecznice.
- A są może jakieś skróty?
- Hmm... niech pomyślę. Jedziemy z lotniska LaGuardia... jeżeli teraz by pani wysiadła i poszła na stację kolejową, to za jakieś 20, góra 25 minut była by pani na Medison Square Garden.
- Gdzie jest najbliższa stacja kolejowa?
- Ma pani szczęście. - uśmiechnął się taksówkarz. - Znajduje się tuż obok. - wskazał na drugą stronę ulicy
- Dziękuję panu bardzo. - powiedziałam, po czym zapłaciłam za kurs, dając przy okazji wysoki napiwek i szybko wysiadłam z taksówki.
Chwilę później jechałam pociągiem. Sprawdziłam zegarek - była 20:12, koncert zaczął się 12 minut temu.
Cholera, Harry się wścieknie.

Przed salą koncertową na MSG byłam o 20:36. Jak pech, to pech.
Od wejścia na salę dzieliło mnie tak niewiele, wtedy pojawił się kolejny problem. Ochroniarz stojący przy drzwiach nie chciał mnie wpuścić, mimo że na szyi miałam zawieszoną wejściówkę na koncert.
- Wszystko dzisiaj sprzysięgło się przeciwko mnie. - mruknęłam pod nosem. - Nie rozumie pan,  że jestem dziewczyną Harry'ego Stylesa? Członka zespołu, który w tej chwili tam występuje?
- Wiesz, nie jedna dziewczyna dzisiaj twierdziła, że jest ich dziewczyną, a nawet żoną.
- Boże, jak można być tak tępym. - zakryłam twarz dłońmi, a potem wzięłam głęboki wdech. - Dzwonię do Paula. - spojrzałam na irytującego gościa z ochrony.
- A proszę cię bardzo. - powiedział lekko rozbawiony.
Naprawdę skąd się tacy ludzie biorą.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Paula. Odebrał po trzech sygnałach.
- Paul Higgins, słucham?
- Cześć Paul. - spojrzałam spode łba na faceta stojącego przede mną, a on tylko założył ręce na klatce piersiowej. - Tu Katherine. Mam mały problem. Przez korki spóźniłam się na początek koncertu, a teraz ochroniarz nie chce mnie wpuścić. Mógłbyś coś z tym zrobić?
- Zayn i Liam coś wspominali, że się spóźnisz. Poczekaj, zaraz do ciebie zejdę.
- Dziękuję, byłabym ci niezmiernie wdzięczna z tego powodu. - powiedziałam i rozłączyłam się. - Paul już tu idzie. - powiedziałam z satysfakcją.
- Poczekamy, zobaczymy. - odparł tylko.
Jakieś 5 minut później w drzwiach pojawił się Paul. Mina ochroniarza była bezcenna.
- Przepraszam cię, Kath, za tą sytuację, ale to jest akurat tutejszy ochroniarz, a nie jeden z naszych. - powiedział Paul na powitanie.
- Zdążyłam się przekonać, ale nie przedłużajmy już, bo i tak straciłam prawie godzinę z ich występu.
I w ten oto "magiczny" sposób znalazłam się na najbardziej wyczekiwanym koncercie One Direction.
Trzeba przyznać, że łatwo nie było.
Koncert okazał się być stu procentowym sukcesem, chłopcy wypadli po prostu fenomenalnie, a w trakcie całego koncertu miałam gęsią skórkę.

Po koncercie, wszyscy zebraliśmy się za kulisami, gdzie chcieliśmy pogratulować chłopcom wspaniałego występu. Od razu przywitałam się z resztą, pogadałam chwilę z mamą Harry'ego i Gemmą. Potem zauważyłam Alana i nie myśląc wiele, rzuciłam mu się na szyję.
- Al! Nie wiedziałam, że tu będziesz. - uśmiechnęłam się i mocno go przytuliłam.
- Jak mógłbym przegapić okazję, żeby się zobaczyć z moją małą siostrzyczką? Poza tym byłam ciekawy, czy twój chłopak w rzeczywistości jest taki dobry jak mówią.
- I co?
- Ludzie mieli rację. - zaśmiał się. - Ale wiesz, wydaję mi się, że jest ktoś, kto też chciałby się z tobą przywitać. - wskazał głową na kogoś za nami.
Gdy odwróciłam się, ujrzałam Harry'ego. Wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego.
Uśmiechnęłam się do niego, a on po chwili odwzajemnił uśmiech i wyciągnął ramiona w moją stronę.
- Idź. - powiedział śmiejąc się Alan i pchnął mnie w jego stronę.
Nie potrzebując dalszych motywacji, podbiegłam do Harry'ego i mocno go przytuliłam.
- Przepraszam, za to co ci rano powiedziałam. Nie chciałam, żebyś był zły.
- To nic, ważne, że jesteś. - odparł, opierając brodę na mojej głowie.

Chwilę później wszyscy pojechaliśmy na after party. Było całkiem fajnie. Jednak nim się obejrzałam wybiła północ i musiałam się spieszyć na powrotny samolot do Londynu.
- Naprawdę musisz iść? - spytał zawiedziony Harry. - Nie możesz zostać jeszcze chwilę?
- Uwierz mi Harry, naprawdę bym chciała, ale za kilka godzin muszę być w pracy, a sam lot trwa 6 godzin. - wiedziałam w jego oczach zawód. - Hej, nie smuć się. Przecież się zobaczymy jak przyjedziesz do Londynu.
- No okey. - pocałował mnie. - Już za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też. - jeszcze raz go cmoknęłam, a potem odsunęłam się i podeszłam do Megan.
- Wracasz ze mną? - pytam.
- A mogłabym jeszcze zostać? - prosi.
- Tylko jeżeli Darcy i Alan zgodzą się ciebie niańczyć.
- Hej! Nikt nie musi mnie niańczyć! - oburzyła się.
- No więc? - pytam patrząc na Darcy i Alana.
Oboje po chwili zgodnie kiwnęli głowami.
- No okey, zostajesz. Ale bez żadnych głupot. - zrobiłam groźną minę. - Nie mam zamiaru tłumaczyć się wujkowi Johnny'emu, jak to się stało, że będzie dziadkiem.
- Boże, Katherine. Wyluzuj. - odparła ze śmiechem.
- No co ty, ja cały czas jestem wyluzowana. Jak coś, to samolot będzie na was czekał na lotnisku JFK, okey?
- Pewnie. - odparła Meg.
Po krótkim pożegnaniu ze wszystkimi, szybko wsiadłam do taksówki, która na mnie czekała.
Półgodziny później znów byłam w samolocie i czekała mnie długa podróż powrotna.
Muszę przyznać, że było warto przylecieć tu, choćby na chwilę.

__________________________________
W końcu dobrnęłam do końca tego rozdziału. Myślę, że to był chyba najtrudniejszy w realizacji rozdział, jaki się podjęłam napisać.
Mam nadzieję, że wam się spodobał. :)
Kolejny rozdział w styczniu, ale jeśli dam radę napisać go wcześniej, to będzie nieźle.
Właśnie pracuję nad nowym opowiadaniem pt.: "Mismatched Couple". Mam już napisany prolog i prawie cały pierwszy rozdział, ale na razie nic nie dodaję, bo chcę mieć kilka w zapasie zanim zacznę coś dodawać.

Przy tej też okazji chciałabym wam życzyć zdrowym, spokojnych świąt Bożego Narodzenia. Masy prezentów pod choinką i śniegu, którego akurat u mnie nie ma, i żeby spełniły się wasze najskrytsze marzenia. :)

~ unromanticgirl xx

sobota, 30 listopada 2013

Akcja "Poskromić Noelle" rozpoczęta!

Nie mogę powiedzieć, że nie robiłam z siebie rozlazłej pizdy, ryczącej po kątach, bo robiłam, ale tak tylko troszeczkę. Po tym co zobaczyłam, wstąpiła we mnie mnie nowa determinacja. Chciałam się jej odpłacić, ale tak, żeby sobie zapamiętała, że zadarła z równie ostrym graczem.
Jedyne chwile załamania nachodzą mnie nocą. Leżę bezsennie w łóżku, płaczę w poduszkę i zasypiam ze zmęczenia. Tak było od tygodnia.
Przez pierwsze 3 dni telefon non stop dzwonił, przychodziło multum smsów od niego, ale... potem przestał. Tak po prostu.
Wciąż obmyślałam plan, jak się na niej zemścić. Tak, wiem. Zemsta to zła rzecz itd. itd., ale w tym przypadku biorę to za punkt honoru. Chcę jej po prostu udowodnić, że nie zawsze wszystko ujdzie jej na sucho.
Pamiętnik Noelle.
Dzisiaj znowu przyszła odwiedzić Nialla. Właśnie siedziałem w salonie i pracowałam nad papierami, które Scott mi przysłał do zatwierdzenia spraw w fundacji, kiedy weszła z nim do salonu. Wtedy to zauważyłam i poczułam się jakbym dostała nagłego olśnienia. Jak udowodnić, że Noelle nie jest taka święta? Potrzeba mieć konkretny dowód - jej pamiętnik.
To nie powinno być trudne, szczególnie, że wszędzie z nim chodzi, a jeśli nie uda się tu, co nie wchodzi w rachubę, no to... trzeba będzie zrobić coś nielegalnego.

~*~

- Serio, chcesz się jej włamać do domu?! - spytała zaskoczona Megan. 
- Katherine, to nie jest dobry pomysł. - dodała Darcy.
- Ale nie mamy lepszego! To jest jedyny sposób! - byłam bardzo pewna swego.
Dar westchnęła.
- Kath, musi być inny sposób. Jeśli cię przyłapią, to koniec. Będziesz miała zszarganą reputację i wpis aktach. 
- Nie bądź taką pesymistką. Po prostu musimy zadbać o to, żeby jej w tym czasie nie było w domu. Pójdę tam, sfotografuje cały pamiętnik, odłożę na miejsce i już mnie nie ma. Szybko się z tym uwinę.
Do tej pory milcząca Megan zabrała głos.
- Darcy ma rację. Ten plan nie ma racji bytu. - pokręciła głową sceptycznie.
- Och, dziękuję wam za waszą wiarę. Normalnie nie spodziewałam się, że aż tak wam się spodoba. - powiedziałam z sarkazmem, lekko rozdrażniona. - Skoro, tak stawiacie sprawę, poradzę sobie sama.
- Katherine, nie bądź głupia! - krzyknęła Dacy. - To się nie uda. Po prostu odpuść sobie.
Spojrzałam na Dar, a ona aż się skrzywiła widząc moją minę.
- Ja tego tak nie zostawię. - odparłam z prostotą i wyszłam z mojej sypialni. 

- Tonący brzytwy się chwyta. - szepnęła cicho Darcy.
- Co? - spytała Megan.
- Katherine jest zdesperowana. Jej oczy... dzieje się naprawdę coś złego.
- I co teraz?
- Ona jest uparta. Wpakuje się w niezłą kabałę, jeśli jej nie powstrzymamy.
- W takim razie co zrobimy?
- Nie pozostaje nam nic innego jak pomóc jej. 

*Następnego dnia.*

Nadeszła godzina W. Pora się zbierać, póki Noelle nie ma w domu. Westchnęłam głośno i zaczęłam się przebierać [LINK].
Wtedy ktoś wszedł do mojego pokoju bez pukania. Harry. Och, jeszcze tylko jego mi tu brakowało.
- Zanim mnie stąd wyrzucisz, chciałbym z tobą porozmawiać.
- Ale my nie mamy o czym. - odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam wiązać włosy w kucyk.
- Jest. Katherine, ja chciałem cię przeprosić za to co się wtedy stało, ale to nie było to co myślisz. Ona się potknęła i żeby nie upaść złapała mnie za ramiona.
- Skoro tak uważasz, to nie mamy o czym rozmawiać. - pociągnęłam za włosy mocniej niż było trzeba. - Przyjmij do wiadomości, że ona zrobiła to celowo, mami cię jak innych. - odwróciłam się i podeszłam do drzwi od pokoju. - A teraz wybacz, ale mam pilną sprawę do załatwienia.
- Ważniejszą od nas? - spytał.
Nie odpowiedziałam mu, tylko opuściłam pokój. Po drodze spotkałam Megan.
- Wiesz co masz robić. - Meg odpowiedziała skinieniem. - Zadzwoń do Darcy i powiedz, że już wychodzę. - kolejne skinienie.
Wzięłam kluczyki do Maserati Alana i wyszłam z mieszkania. Harry nadal deptał mi po piętach. Wsiadłam do windy, on za mną.
- Masz tak zamiar za mną łazić?
- Tak.
- Nie masz nic lepszego do roboty? Może jakąś próbę czy coś?
- Zrobiłem sobie wolne.
- Rozumiem. - zacisnęłam usta w cienką linię.
Cholera, muszę się go jakoś pozbyć, bo inaczej cały plan nie wypali, a to jest bez sensu.
- To możesz iść na próbę, bo ja i tak nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. - wysiadłam z windy. - A teraz żegnam.
Pięć minut później przeklinałam się w duchu, że nie byłam bardziej przekonująca. Dlaczego? Bo ten cholerny idiota, który jest moim chłopakiem, siedzi obok mnie, a ja jadę do mieszkania Noelle.
Teraz to i ja wiem, że ten plan nie ma racji bytu. Nie z nim.
- To gdzie jedziesz? - Harry silił się na swobodę.
- Tam, gdzie nie powinno cię być. - burknęłam i zatrzymałam się na czerwonym świetle.
Zresztą mnie też tam nie powinno być, ale to już mniej istotna kwestia.
- Nie złość się na mnie.
- To po co się wtrącasz w nieswoje sprawy.
- Chyba mam prawo wiedzieć. Jestem twoim chłopakiem.
- Ty mi się ze wszystkiego nie spowiadasz, to dlaczego ja bym miała. Jest jeszcze coś takiego jak brawo do przestrzeni osobistej. - ruszyłam i skręciłam w prawo. - A to jest przestrzeń osobista i ty ją naruszasz.
- Masz się zamiar tak kłócić?
- Sam zacząłeś.
Im bliżej byłam mieszkania Noelle tym bardziej się denerwowałam i wściekałam na Harry'ego.  W końcu zaparkowałam przed jej kamienicą. Gaszę silnik i odwracam się do Harry'ego.
- Zostań tu, zaraz wrócę.
- Dlaczego zaparkowałaś przed mieszkaniem Noelle? - spytał Hazza z konsternacją.
Cholera! Cholera! Cholera! Tego nie przewidziałam.
- Po prostu zostań tu, dobra?
- Idę z tobą.
Jeszcze lepiej. Wiedziałam, że nic na to nie poradzę.
Przeszliśmy razem przez ulicę.
- Po co tu jesteśmy?
- Po coś, czym nie będziesz zachwycony i lepiej żebyś nie był w to zamieszany, bo zrujnujesz cobie karierę.
- Katherine, co ty chcesz zrobić?!
- Włamać się do cudzego mieszkania.
- Ale po co?
- Idziesz ze mną, czy zamierzasz tak trajkotać? Bo jak tak, to ja panu podziękuję.
- Idę z tobą. Pomogę ci.
- Pomożesz mi?! - aż przystanęłam z wrażenia. - W ogóle nie wiesz w jakim celu chcę to zrobić i wiesz, że to nielegalne, a ty mówisz, że mi pomożesz? Ot tak? Na pewno dobrze się czujesz?
- Tak, czuję się dobrze. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. - Chodź. Sama mówiłaś, że jest mało czasu.
No takiego obrotu sprawy to nikt by się nie spodziewał. No... przynajmniej ja bym się tego po nim nie spodziewała.
Byliśmy już pod drzwiami mieszkania Noelle na ostatnim piętrze kamienicy.
- A teraz co zamierzasz? Pogrzebać wsuwką w zamku, jak robią na filmach?
- Chcesz, możesz spróbować. - wyjęłam wsuwkę z włosów i podałam mu ją.
Gdy Harry mocował się z zamkiem, ja rozglądałam się po otoczeniu. Wycieraczka - to zbyt oczywiste. Pod doniczką z kwiatkiem - łatwo się domyślić. Jednak kwiatek mnie zainteresował. Przyjrzałam mu się dokładniej. Doniczka!
- Udało ci się?
- Nie, tylko zmarnowałem ci wsuwkę.
- Przeżyję bez niej. - powiedziałam.
Podeszłam do kwiatka, przytrzymałam doniczkę butami, po czym pociągnęłam za kwiatka. Okazało się, że kwiatek stał w dwóch doniczkach, a w tej, którą przytrzymałam butami był klucz.
Chociaż raz los się do mnie dzisiaj uśmiechnął.
- Hazz, odsuń się. Mam klucz.
- Skąd?
- Był w doniczce.
- Jak się domyśliłaś?
- Sam wiesz, że mam skrytkę na klucz, to jest też jakieś prawdopodobieństwo, że inni też tak robią. - otworzyłam drzwi. - Tylko z tą różnicą, że moja skrytka stoi pusta.
Szybko doprowadziłam doniczkę do pierwotnego stanu i weszłam z Harrym do mieszkania, po czym zamknęłam za nami drzwi na klucz. Rozglądałam się wszędzie. Nawet ładne mieszkanie, ale nie w moim guście.
- Gdybym była Noelle, gdzie bym to schowała.
- Co?
- Pamiętnik. - spojrzałam na uchylone drzwi. - W sypialni, no oczywiście.
Potem zaczęły się poszukiwania. Było o tyle trudniej, że od razu musieliśmy odkładać rzeczy aby leżały tak jak przedtem. Przetrząsnęliśmy pół pokoju i nic nie znaleźliśmy. Jednak nasze poszukiwania nie potrwały długo. Usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego zamka i Noelle, która rozmawiała przez telefon.
O kurwa! Rozejrzałam się po pokoju, złapałam Harry'ego za rękę i zamknęłam nas w szafie. Nie powiem żeby to było genialne posunięcie z mojej strony. Cholera!
Muszę szybko coś wymyślić, zanim ona tu przyjdzie.
Szybko wyjęłam telefon z kieszeni i postanowiłam napisać smsa do Megan.

"Megan, zrób coś! Noelle wróciła do domu, a my utknęliśmy w szafie w sypialni. Weź do niej zadzwoń albo poproś Nialla żeby zadzwonił, żeby do was przyszła. Po prostu zrób cokolwiek, żeby wyszła z mieszkania!!!"

Nie powiem, że to był najmilszy sms, ale to jest cholernie kryzysowa sytuacja.
Staliśmy na przeciw siebie już od dłuższego czasu, mieliśmy tak ograniczone pole manewru, że w żaden sposób nie mogliśmy się ruszyć. 
Wtedy coś poczułam.
- Co robisz? - szepnęłam cicho.
- Nic. - odparł również szeptem.
- Część ciebie "coś" robi. - upierałam się przy swoim, zerkając przy tym w dół.
- Och, przepraszam. - w końcu zrozumiał, mogłam sobie wyobrazić jak zaczyna się rumienić.
- Przestań!
- Tak jakby nie kontroluje tego. - wiedziałam, że jest mu coraz bardziej głupio.
- No dobra, to się odwrócę. - proponuję.
- Tak, zdecydowanie. - żywo mi przytakuje.
- Eee... Katherine? - słyszę chwilę później.
- Tak?
- Jest jeszcze gorzej. - powiedział z zażenowaniem.
Nie musiał mi tego mówić, bo doskonale to wiedziałam. Dlatego też, znowu się odwróciłam, a wtedy przepadłam z kretesem.
Znacie to uczucie przyciągania? Tak silnego, że czujesz się bezwolny? Tak właśnie poczułam się ja. Gdy spojrzałam na jego usta... po prostu musiałam go pocałować. Wiedziałam, że on czuje to samo, bo zdradzały go oczy.
Już prawię się pocałowaliśmy, gdy Harry niebezpiecznie się przechylił i prawie upadł na wiszące za nami ubrania.
W tym momencie weszła  do sypialni Noelle. Cholera! Teraz to już jesteśmy martwi.
Uratował nas dźwięk jej dzwoniącego telefonu.
- Halo? O! Cześć Niall. - mruczała niczym kotka. - Chcesz się spotkać? Ty i Megan zapraszacie mnie na kręgle? Czy przyjdę? Ależ oczywiście, że tak. Tylko się przebiorę. Nie przebierać się? Och, jesteś taki słodki. Masz rację, już wychodzę. - usłyszeliśmy jej oddalające się kroki.
Dzięki ci Boże!
Potem było już tylko trzaśnięcie drzwiami i dźwięk przekręcanego klucza, a my straciliśmy równowagę i wypadliśmy z szafy, przewracając jakieś pudełko.
Los do nas się uśmiechnął. Między fałdami seksownej bielizny leżało to, czego szukaliśmy - pamiętnik Noelle.

~*~

- Nie wiem, jak żeście to zrobili, ale muszę przyznać, że wykazaliście się nie lada odwagą i sprytem, ale też zachowaliście się jak totalni idioci. - powiedziała Darcy przeglądając zdjęcia stron pamiętnika. - Kurczę, będę musiała powiedzieć Zaynowi, żeby wyjął klucz ze skrytki, bo jeszcze do mnie się włamiesz. - zerknęła na mnie uśmiechając się krzywo.
- O tak. Otworzę sobie, kiedy będziecie bardzo sobą zajęci i powiem: "Ups, czy ja wam w czymś przeszkadzam?". Zresztą to nie było włamanie, bo mieliśmy klucz, który sobie pożyczyliśmy.
- Jak zwał tak zwał. - odparła. - O, tu jest ciekawy kąsek, chociaż nie wywołuje u mnie zachwytu.
- Czytaj. - mówimy jednocześnie ja, Harry i Megan.
- Okey, okey, już czytam. - pokręciła głową. - "Niall to nie jest jakiś tam mega seksowny. To raczej przeciętny okaz chłopaka, bo na moje oko, to do faceta mu jeszcze daleko. Jednak Zayn to co innego. Wygląd przyjemny dla oka, a w łóżku też musi być niezły. Szkoda tylko, że marnuje się przy tej jego pseudo artystce. Nie wiem, skąd się tacy ludzie biorą." A to suka! - oburzyła się Darcy. - To wpis z przed tygodnia.
Biorę inną kartkę i czytam.
- "Katherine, to ciężki orzech do zgryzienia. Nigdy nie wiem jak mam się przy niej zachować." To mi akurat nie przeszkadza. - powiedziałam. - "Z początku myślałam, że jeśli będę miła i w ogóle, to może wkupię się w jej łaski, ale nie, Megan wszędzie się wpierdziela!!! Już ją prawie miałam. Te jej kłótnie z Harrym to niezła gratka. Zawsze mogę odbić Harry'ego. Szkoda tylko, że nie jest tak naiwny ja Niall." - westchnęłam. - Wpis z przed 10 dni.
- Ale ona po nas jeździ. - nachmurzył się Harry i wziął kolejną kartkę. - "Och, ten wieczór był niesamowity!!! Tyle się działo. Boże, do tej pory nie mogę opanować śmiechu, jak sobie przypomnę minę Katherine. Ten szok, rozczarowanie... coś pięknego. Myślałam, że Harry nie jest taki głupi na jakiego wygląda, szczególnie, że sprawiał zupełnie inne wrażenie, ale ta akcja w kuchni... Hyh, bidulek. Myślałam, że narobi w gacie, tak się przestraszył. A już myślałam, że będzie z kim poflirtować." Nie skomentuję tego. - powiedział Hazza, wściekle przyglądając się fotografii. - Teraz doskonale cię rozumiem, Kath. Miałaś rację, a przede wszystkim Megan.
- To napisała w dniu przyjazdu do Londynu. - powiedziała Meg. - "Kariery jako modelka nie zapoczątkuję, jeśli nie będę miała jakiś "pleców". Od bidy może zawsze być Niall, który z pewnością wygląda o wiele lepiej niż dawniej, szczególnie że nie ma już tych potwornych krzywych zębów. Mam nadzieję, że przestał się już śmiać jak hiena, bo tego bym nie zniosła." Zdzira! - krzyknęła z oburzeniem. - A  dwa dni później pisze: "No, no, no. Kto by pomyślał, że Niall będzie zarywał do takiego pasztetu? Cóż, gustów się nie ocenia, ale nawet on mógł wybrać lepiej." - Megan zerwała się szybko z miejsca. - Zabije ją. Przegięła tym razem.
Również wstałam i złapałam ją za ramię.
- Megan, nie rób niczego pochopnie.
- A ty nie zrobiłaś niczego pochopnie? Hmm... Na przykład włamałaś się do cudzego domu?!
- Nie w tym rzecz. Mamy tu niepodważalne dowody na to, że Noelle coś knuje i nie możemy od tak wyskoczyć jak Filip z konopi. Trzeba to dobrze rozegrać, dlatego najpierw musimy pogadać z Niallem.
- A co ci to da?! Kompletnie nic! To jego pseudo przyjaciółeczka i będzie jej bronił. - odparła wściekle Meg.
- Nie mów co zrobi, bo i tak tego nie wiesz. - odparłam starając się być spokojna.
- Dziewczyny spokojnie! - powiedział Harry kładąc mi rękę na ramieniu.
- Co tu się dzieje?! Słychać was w całym domu.
Nagłe pojawienie się Nialla sprawiło, że wszyscy zamilkliśmy jak jeden mąż.
- Powie mi ktoś co tu jest grane?
Darcy pobieżnie przejrzała zdjęcia i podała niektóre z nich Niallowi. Ten przeczytał je, a potem spojrzał na nas.
- Co to jest?
- Pamiętnik Noelle. - mruknęłam cicho.
- To nie jest jej pamiętnik.
- To jest jej charakter pisma. - dodała Darcy.
- Wiem, ale to nie jest on. - Niall gwałtownie kręcił głową, sam sobie zaprzeczając.
- Ona naprawdę to napisała. - stwierdził Harry z poważną miną.
- Kłamiesz! - krzyknął Niall. - Ona by czegoś takiego nie zrobiła.
- Niall... - zaczęła mówić Megan.
- Ty też?! - spojrzał na nią. - Wierzysz im?! Skąd do cholery wy to macie?! - Horan złapał się za włosy. - Nie wierzę, nie wierzę... - cały czas powtarzał.
Chwilę później wyciągnął telefon z kieszeni.
- Noelle, możesz przyjść do mieszkania Katherine? Nie, nic się nie stało, po prostu chcę z tobą porozmawiać. Okey, poczekam. - rozłączył się.
Jeszcze raz na nas spojrzał, po czym zebrał wszystkie zdjęcia i wyszedł bez słowa z pokoju.
W pokoju zapadła grobowa cisza.
- A nie mówiłam? - szepnęła Megan drżącym głosem.
Nie powiem, że to był najlepszy sposób na powiedzenie mu prawdy, ale... nie jestem pewna czy inny sposób by zadziałał.
Bez zbędnych słów wyszłam z pokoju. Miałam pójść do salonu, ale rozmyśliłam się i poszłam na dach.
Spędziłam tam ponad godzinę, oglądając jak słońce chyli się ku zachodowi i powoli zapada noc.
Moje ciało drżało z zimna, ale nie chciałam jeszcze wracać do tego bagna.
Nagle usłyszałam uchylające się drzwi i stek przekleństw, którymi mógłby się poszczycić niejeden bandzior.
- Och, Katherine. Nie wiedziałem, że tu jesteś. - powiedział Niall, kiedy mnie zauważył.
- Siadaj. - poklepałam miejsce obok siebie, na co on chętnie przystał.
Przez długi czas milczeliśmy.
- W życiu się czegoś takiego nie spodziewałem. Nie wiedziałem, że Noelle jest zdolna do takich rzeczy. No może coś podejrzewałem, ale to i tak nie zmienia faktu, a Megan...
- Nie wiń ją o nic. - przerwałam. - To był mój pomysł z tym włamaniem i tylko mnie możesz za to winić.
- Wcale nie to miałem na myśli. Chociaż szczerze, to się zastanawiam, co ci strzeliło, że postanowiłaś coś takiego zrobić. Co do Megan, to ona od początku wiedziała, że coś jest nie tak, ale ja po prostu nie chciałem w to uwierzyć. Myślisz, że wybaczy mi moją głupotę?
- Nie wiem, bardzo przeżyła to, że jej nie wierzyłeś. Musisz dać jej trochę czasu i zaufać. To podstawa związku.
- Nie wiele to pomogło, ale dziękuję.  - uśmiechnął się delikatnie.
- Uścisk? - wyciągnęłam ramiona.
- Pewnie. - powiedział i przytuli mnie mocno. - Cholera, Katherine, ale jesteś zimna.
- Udam, że tego nie słyszałam. - mruknęłam ze śmiechem.
- Mówię serio. - odsunął się trochę. - Lepiej chodźmy do domu.
- No dobra, masz rację. Jest już za zimno i za późno na siedzenie na dachu.
- Ale na zjedzenie czegoś dobrego nigdy nie jest za późno.
- Pewnie. - zaśmiałam się. - Szczególnie jeśli nazywasz się Niall Horan i jest się głodnym 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu.
Ze śmiechem, w przyjemnej atmosferze wróciliśmy do domu.
Miejmy nadzieję, że teraz wróci wszystko do normy.

______________________________________________
Jak się macie? U mnie jest ok.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Naprawdę bardzo was proszę, że jeśli czytasz rozdział, to zostaw po sobie komentarz i podziel się ze mną swoją opinią.
Myślę, że rozdział nie jest taki zły, ale wiem, że końcówka mogła być lepsza.
Kolejny rozdział w grudniu.

Buziaki. xx
~ unromanticgirl

środa, 30 października 2013

Fałszywa przyjaciółka.

Po tym małym, że tak to nazwę "wypadku" Megan nie potrafiła spojrzeć Harry'emu w twarz bez czerwienia się jak piwonia, a Hazzę to najwyraźniej strasznie bawiło. Czasami myślę, że spotykam się z czterolatkiem, a nie z osiemnastoletnim facetem, ale to już mniejsza z tym. Chciałam wam opowiedzieć o czymś innym. Otóż jakieś 2 tygodnie po tej nieszczęsnej kolacji, zjawił się nieproszony gość. Była to jakaś przyjaciółka Nialla z dzieciństwa. Noelle - uosobienie wszystkiego co irlandzkie: ruda, piegowata, o zielonych oczach. Bywa, że się zastanawiam czy się zaraz nie zmieni w skrzata i pobiegnie szukać końca tęczy, ale to niepotrzebna dygresja. Wracając do tematu, nie powiem, że Niall się nie ucieszył, bo się ucieszył. Jednak tego samego nie mogę powiedzieć o Meg. Ostatnio jest jakaś nieswoja. Jakoś dziwnie się zachowuje w towarzystwie Noelle, szczególnie,  że wszystko się psuje w jej towarzystwie. W sumie, to nie wiem jak to wam wytłumaczyć. Chyba najlepiej opowie wam to sama Megan.

*Perspektywa Megan.*

Ta cała Noelle to mała, perfidna suka i szmata. Jakże ja nienawidzę takich ludzi. Myśli, że wszystkie rozumy pozjadała. Czy ona się z choinki urwała?! Zresztą wcale bym się nie zdziwiła, skrzat jeden.
Nie rozumiem, dlaczego inni nie zauważali jej prawdziwej natury. Przecież to jest widoczne gołym okiem - ona nie leci na Horana, tylko na jego pieniądze i sławę. Naprawdę nie mam pojęcia jak to zrozumieć. No chyba, że jej "słodycz" omamiła wszystkich z wyjątkiem mnie. Chyba, że... ona próbuje ze mnie zrobić idiotkę i zrazić do mnie wszystkich, a w szczególności Nialla. To by miało jakiś sens.
Zaczęło się dość niewinnie, można powiedzieć, że zachowała się dość dziecinnie, ponieważ, kiedy Niall przyprowadził ją do domu Kath i chciałam usiąść obok Blondyna, Noelle najnormalniej w świecie podstawiła mi nogę. To było po prostu dziecinne. Nie dość, że musiałam znieść to upokorzenie, że runęłam jak długa prosto na Zayna krocze, to jeszcze ta krowa usiadła na moim miejscu. Zanim zrobiła minę matki Teresy z Kalkuty, widziałam ten błysk satysfakcji w jej oczach.
Najpierw Harry, teraz Zayn... nie wiem jak ja będę w stanie z nimi siedzieć w jednym pomieszczeniu, a co więcej rozmawiać, nie paląc się przy tym ze wstydu.
Jednak O'Connor na tym nie poprzestała. Kilka dni później wywaliła mój talerz z jedzeniem na siebie, a potem pobiegła z płaczem (powinna dostać Oskara za te udawane łzy), że "Megan jest bezczelna! Chlip... Rzuciła we mnie jedzeniem, chociaż ja jej nic nie zrobiłam. Chlip... Dlaczego ona mnie tak nie lubi. Chlip... Niall, może ja powinnam wrócić do Irlandii, skoro ona ma taki problem z akceptacją mnie. Chlip..."
A potem, tak jak już zapewne się domyślacie, zostaję oficjalnie "zlinczowana", wszyscy mają mnie za bezduszną kreaturę, która się znęca nad "słabszymi" od siebie. I niech cię w tym momencie krew nie zaleje. Pal go licho to, co myślą o mnie inni. Jakoś się tym nie przejmuję. Jednak wyraz oczu Nialla, kiedy na mnie spojrzał... chciałabym o tym zapomnieć. Poczułam wtedy jak grunt osuwa mi się pod nogami, a ja wpadam, nie do króliczej nory, to nie ta bajka, ale do mojego największego koszmaru, z którego nie jestem w stanie się obudzić.
To była tylko zapowiedź tego, co nadchodziło.
Od tamtego zdarzenia minęły 3 tygodnie, a wciąż jest coraz gorzej. Powoli wszyscy się ode mnie odwracają. Katherine jest pomiędzy młotem a kowadłem, jej przywiązanie do rodziny i lojalność walczą z tym, co podsuwa jej Noelle. Przez to wszystko to, co się zaczęło układać między nią a Hazzą uleciało gdzieś, a ja i Niall... No właśnie, nie ma mnie i Nialla. Wszystko zasługa tej perfidnej lisicy.
Jednak wczoraj zrobiła coś, co z pewnością przekreśliło moje jakiekolwiek szanse u Horana - wrobiła mnie w zniszczenie jego ulubionej, szczęśliwej gitary. To był po prostu cios poniżej pasa, a ja nie wiem jak się teraz z tego wykaraskać.
Właśnie siedziałam w swoim pokoju i rozmyślałam jak wyjść z tej sytuacji, kiedy ktoś zapukał do mojego pokoju. Po chwili drzwi się uchyliły i ujrzałam w nich Kath.
- Mogę? - spytała, na co ja skinęłam głową.
Zamknęła drzwi i usiadła obok mnie na podłodze.
- Wymyśliłaś już coś?
- Nie mam pojęcia co mogłabym zrobić. - odpowiadam poirytowana. - To była jego ulubiona gitara. Dostał ją od rodziców, kiedy przeszedł eliminacje w X Factorze, a teraz ta małpa wrobiła mnie w to co sama zrobiła.
- Spokojnie. Na pewno coś da się z tym zrobić. - mruczy, w skupieniu przyglądając się swoim paznokciom.
Kiedy tak się jej przyglądam, wpadam na pewien pomysł.
- A gdybym mu tak odkupiła gitarę? - pytam nieśmiało. - Może nawet lepszą niż tamta.
- Zawsze to już coś. - kiwa głową w zamyślaniu.
- Katherine, wszystko w porządku? - pytam zaintrygowana jej zachowaniem.
Przez chwilę w ogóle nie reaguje na to, co do niej mówię. Jest jak w transie. Dopiero jak ją szturcham, patrzy na mnie, a minę ma skruszoną.
- Tak, wszystko jest okey. - mówi bez przekonania, jednak postanawiam nie drążyć tematu. - Jak chcesz, to mogę się wybrać z tobą do sklepu muzycznego i pomóc wybrać gitarę. O ile dobrze pamiętam, mowa tu o akustycznej? - unosi brew.
- Tak. - przełykam ślinę. - Dzięki, że mi pomagasz, mimo że większość nie wierzy w moją niewinność.
- Nie jestem po niczyjej stronie. Noelle osobiście nie zalazła mi za skórę. Jednak znam cię na tyle i wiem jak bardzo zadurzyłaś się w Niallu, także wiem, że nie zrobiłabyś czegoś takiego celowo.
- Twoja wiara we mnie jest rozbrajająca. - mówię z sarkazmem. - To co, idziemy?
- Także teraz? - pyta Kath lekko rozkojarzona.
- No a kiedy? - odpowiadam pytaniem na pytanie. - Im szybciej będę miała tą sprawę za sobą tym lepiej. - po chwili dodaję z troską. - Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, tak. Nie masz czym się martwić. - uśmiecha się, ale ten uśmiech nie dosięga oczu.
Godzinę później w moim pokoju stoi nowiuteńka gitara akustyczna w skórzanym futerale. Moja kuzynka okazała się niezastąpiona, jeśli chodzi o zakup instrumentu, mimo że wydawała się nieobecna.
Cóż, skoro gitarę już mam, pozostaje mi już tylko w jakiś sposób ściągnąć Horana do mojego pokoju.

* Perspektywa Nialla. *

Leżałem w salonie na kanapie oglądając telewizor, kiedy do pomieszczenia weszła Megan. Poczułem nagłe ściskanie w dołku i pragnienie, żeby do niej podejść, ale musiałem się powstrzymać i przypomnieć sobie, że jestem na nią zły za jej zachowanie w stosunku do Noelle.
Tu już nie chodziło o gitarę, mówi się trudno i kupuje się nową. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ona tak nie przepada za Noelle.
- Hej. - powiedziała Megan cicho.
- Cześć.
Meg bierze głęboki wdech.
- Mam do ciebie sprawę. Możesz na chwilę przyjść do mojego pokoju? - uśmiecha się nieśmiało.
- A muszę? - pytam.
- Och. - mina jej rzednie. - Oczywiście, że nie musisz. - kręci głową. - Po co ja cię w ogóle pytałam. - odwraca się na pięcie i wybiega z salonu.
Brawo Horan! Popisałeś się. Nie ma co, dziewczyna, na której ci tak bardzo zależy, właśnie dała dyla, bo zachowałeś się jak ostatni cham.
- Megan! Zaczekaj! - krzyknąłem zrywając się z kanapy i biegnąc za nią.
Niestety, gdy ją dogoniłem, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
- Meg, otwórz drzwi. - mówię spokojnie.
- Idź sobie!
- Proszę, otwórz.
- Po moim trupie! Idź sobie!
- Nigdzie się stąd nie ruszę.
- To proszę bardzo, siedź sobie pod drzwiami.
- Dobra.
- Dobra.
Usiadłem na podłodze i oparłem się o drzwi. Po chwili usłyszałem stłumiony szloch.
- Głupia, głupia, głupia! I po co się ja tak staram?! Przecież wiedziałam, że to się nie uda.  - słyszałem zza drzwi.
Pięknie, a teraz ona przeze mnie płacze. No po prostu świetnie.
Westchnąłem ciężko i poszedłem szukać Katherine. Może ona mi coś doradzi. W końcu jest ona kuzynką Megan, no nie?
Znalazłem ją w pokoju muzycznym. Gdy tylko otworzyłem drzwi, spojrzała na mnie, a gdy zobaczyła moją minę, poklepała miejsce obok siebie, na ławeczce przy fortepianie i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- W czym problem? - spytała.
- Jestem skończonym idiotą. - mruknąłem.
- Co się stało?
A wtedy wszystko jej powiedziałem. Słuchała mnie w skupieniu, nic nie mówiąc, a gdy skończyłem, długo milczała. Westchnęła.
- Zachowujecie się jak małe dzieci. - powiedziała w końcu. - Może nie tak dziecinnie, jak zdarza się mi i Harry'emu, ale jednak.
Nie no, to było naprawdę pocieszające.
- I co ja mam teraz zrobić?
- A jak myślisz?
- No, myślałem, że ty mi coś doradzisz.
- To twoja sprawa, którą musisz sam rozwiązać i nikt ci w tym nie pomorze. Niall, gdybym ci cokolwiek doradziła, a potem to nie wyszło, do kogo byś miał pretensje? Choć tego nie przyznasz, to w duchu i tak będziesz zły na mnie. Dlatego mogę ci powiedzieć tylko tyle, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Skoro Megan tak bardzo nie przepada za Noelle, to musi mieć jakiś konkretny powód. I nie, to na pewno nie jest czysta zazdrość. Szukaj sensu głębiej. Może ona widzi coś, co nam umyka? Nie wiem. Zaufaj swojemu sercu i zrób coś, co uważasz dla siebie za najlepsze.
- Co prawda, nie takich słów się spodziewałem, ale dzięki. - odpowiedziałem.
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się delikatnie. - A teraz idź do niej.
I tak też zrobiłem.

* Perspektywa Katherine. *

To był raczej zwariowany dzień. Trzeba to przyznać. Zastanawiacie się co z Megan i Niallem? W końcu doszło między nimi do porozumienia. Nie mam stu procentowej pewności, ale po zadowolonej Meg, chodzącej po domu i dźwiękach gitary akustycznej, wniosek wysnuwa się jeden. Całe szczęście.
Niestety, nie mogę powiedzieć, że u mnie jest tak kolorowo. W sumie, to jedna sprawa nie daje mi spokoju.
- Halo?
- Darcy, mogłabyś do mnie przyjść?
- Katherine, czy coś się stało? - spytała zaniepokojona.
- Sama nie wiem. Po prostu, potrzebuję tu mojej przyjaciółki. Teraz.
- Oczywiście, zaraz będę. Trzymaj się kochana.
- Pa.
Odłożyłam telefon na półkę nocną i zapatrzyłam się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Po jakimś czasie. Minucie? Dwóch? Godzinie? Zjawiła się w mojej sypialni Darcy. Podeszła do mnie i objęła mnie mocno.
- Katherine? Co się dzieje? - spytała z troską.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. - oczy mi się zaszkliły. - Ja czuję, że coś jest nie tak. Wszystko zmierza w złym kierunku.
- Ale co? - objęła mnie ciaśniej.
- Mój związek. My prawie wcale ze sobą nie rozmawiamy. - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. - Nasze rozmowy... nie można nawet ich określić tym mianem. To jakieś pomruki, zdawkowe pytania, odpowiadanie monosylabami. Tylko kiedy się kłócimy, to tak jakbyśmy naprawdę ze sobą rozmawiali. To takie frustrujące. - rozkleiłam się na całego.
- Cii... Nie płacz. Nie warto. - rytmicznie głaszcze mnie po plecach.
- Kiedy ja go tak bardzo kocham. Jestem zakochana po same uszy,ale kiedy mu to mówię, to odpowiada tak jakby z wahaniem. Jestem tym wszystkim cholernie zmęczona. Ostatnie tygodnie to jedna wielka plątanina kłótni, cichych dni, pretensji, względnego spokoju i seksu. Wiesz, że nawet seks jest już nawet inny? Nie wiem jak to określić. Brakuje w nim tego czegoś, może czułości i tego magnetyzmu. To tylko zaspokajanie potrzeb. Czasami mam wrażenie, że on jest ze mną tylko dla seksu. - kręcę powoli głową. - Jestem taka żałosna. Zawszę muszę coś spieprzyć.
- Dlaczego uważasz, że to ty tu zawiniłaś?
- Bo to zawsze była moja wina. Ojciec zdradził Margaret, to było moją winą, bo się urodziłam. Gabriel rozrabiał, bo ja mu "kazałam". - kreślę w powietrzu cudzysłów. - Mój związek z Igorem, to że on był na mnie cały czas wściekły, to że się to rozpadło, to też moja wina. Przynajmniej on tak twierdzi. Wypadek, to też moja wina. Margaret, nazwała mnie głupią, upartą smarkulą, bo chciałam wtedy wrócić do Londynu. Harry obwinia mnie, choć tego głośno nie mówi, o ten wypad do klubu w Dublinie. Jakbym to ja kazała Nathanowi być tam wtedy, pójść w tym klubie, spić się, a potem na mnie napaść. A teraz to też będzie moja wina, bo chcę coś sama osiągnąć. Chcę się sprawdzić jako kompozytorka i tekściarka. Ale to wszystko idzie kosztem mojego związku z Harrym.
- Katherine, ale czy ty sama czujesz się winna? Czy tylko czujesz, że inni obarczają cię winą.
- Nie wiem, nie wiem. Nic nie wiem. - szepczę drżącym głosem.
Nawet nie zauważam kiedy łapię się za włosy i ciągnę za nie mocno.
- Spokojnie. - Darcy delikatnie wyplątuje moje palce z włosów.
- Niall prosił mnie o radę względem Megan. To powiedziałam mu, że nic się nie dzieje bez przyczyny. W takim razie, co takiego poszło nie tak, że tak bardzo oddalamy się od siebie. Zawsze dwa kroki w przód, jeden wstecz.
- Katie, związek, jak już sama nazwa wskazuje, to więcej niż jedna osoba. Tu nie tylko ty mogłaś zawinić. A co  z Harrym? Przecież on wcale taki święty nie jest.
Nie wiedząc co odpowiedzieć, wzruszyłam tylko ramionami.
- Kath, nie możesz się skupiać tylko na swoich wadach. Każdy ma wady. Nawet Zayn.
- Serio?
- Wiesz, mieszkam z nim, to co nieco o nich wiem.
Pokiwałam głową.
- Koniec tego smucenia się. Popraw sobie makijaż i chodź na dół.
- No dobrze.
- I uśmiechnij się. - uniosłam brwi. - No dalej. Mam czas. - uśmiechnęłam się delikatnie.  - Tak lepiej.
Podeszłam do toaletki i szybko poprawiłam makijaż po czym zeszłyśmy razem na dół.
Wszyscy bawili się w najlepsze. Zayn i Michael grali przeciwko Eleanor i Toni na Nintendo Wii w sportowe gry drużynowe, Liam, Louis i Megan grali w karty, a Niall pobrzdąkiwał na nowej gitarze, coraz wtrącając parę słów do rozmowy prowadzonej przy kartach. Jednak kogoś mi tu brakowało. Czyżby nie przyszedł?
Poczułam jak robi mi się niedobrze.
- Muszę się iść napić. - powiedziałam cicho do Darcy i wyszłam z salonu.
Szczerze powiedziawszy, to chciałabym wymazać ten moment z pamięci. Naprawdę. Chociaż gdybym tak zrobiła, to tępy ból i tak by pozostał.
Otóż zobaczyłam... Boże, nawet napisać tego nie jestem w stanie. Katherine weź się w garść. Zobaczyłam Harry'ego i Noelle w dwuznacznej sytuacji.
Harry opierał się o blat, ten sam, na którym wielokrotnie się obściskiwaliśmy, a Noelle trzymała ręce na jego ramionach. Gdy tylko mnie spostrzegli, Loczek odepchnął ją od siebie, a ona zrobiła niewinną minę, ale satysfakcja w jej oczach ją zdradzała.
- Katherine, to nie tak jak myślisz. - od razu zaczął się bronić.
Nie rozpłaczę się, nie rozpłaczę się. Cholera, nawet moje własne ciało mnie nie słucha.
Odwracam się na pięcie i wchodzę do salonu, po czym podchodzę do Megan i szepczę jej do ucha.
- Cokolwiek postanowisz z nią zrobić, masz we mnie sojusznika. Zadarła nie z tą rodziną co trzeba.
- Kath, ale co się... - spojrzała na mnie zaskoczona, a potem na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. - Rozumiem.
Skinęłam głową i wyszłam z salonu, kierując się do schodków prowadzących na dach. Słyszałam za sobą wołanie Harry'ego i krzyki Darcy, ale w tej chwili mnie to nie interesowało. Byłam tylko ja, ból i wieczorne chłodne powietrze przyjemnie chłodzące moje rozgrzane ciało.

______________________________________________________
No i jest kolejny rozdział. Trochę mi zajęło napisanie go, ale dałam radę. Za to jest dość długi i mam nadzieję, że wa się podoba.

Proszę was o komentarze, nawet zwykły ":)" wystarczy, bo będę wiedzieć, że wam się podobało.

Kolejny rozdział w listopadzie. Którego? Dokładnie nie wiem. Postanowiłam dodawać rozdziały raz w miesiącu, także mogę obiecać, że kolejny rozdział się pojawi.


Buziaki, Joseph. xx

sobota, 17 sierpnia 2013

Wpadka.

Myślałam, że teraz wszystko wróci do normy. Zaczął się październik. Rozpoczęłam współpracę z Conorem Maynardem. Praca nad nowym albumem szła nam całkiem dobrze, jednak... coś było nie tak. Nie chodzi mi tutaj o album, a oto, co działo się ze mną i Harrym. Teraz spędzaliśmy mniej czasu, bo ja byłam zajęta, a on i chłopcy mieli koncerty, przygotowywali się do wydania "Take me home" i w ogóle.
Byłam powoli tym wszystkim zmęczona. Czasami miałam wrażenie, że Hazza zachowuje się jak jaskiniowiec. Okey, rozumiem to, że nie lubi, kiedy inni faceci się koło mnie kręcą, ale żeby się wściekać z powodu mojej pracy, to już gruba przesada. Wszystko  przez to, że on i Conor jakoś specjalnie za sobą nie przepadają, a prasa też nie ułatwia naszych relacji. Po tej całej akcji z Nathanem, Harry zrobił się strasznie cięty na mężczyzn, którzy mi zazwyczaj towarzyszą podczas pracy itd. To bywa męczące, szczególnie wtedy, kiedy prasa wymyśla jakieś bezsensowne plotki, które powodują kolejną kłótnię, kolejną nieprzespaną noc, kolejne wylane łzy. Zwykła przerwa w pracy i wyjście z Conorem do Starbucks, zamienia się w romantyczną schadzkę, cytuję, "pod samym nosem zazdrosnego gwiazdora - Harry'ego Stylesa". No proszę was, takich bajek to ja w życiu nie słyszałam. Nie zwracałabym na to takiej uwagi, ale każdy kolejny artykuł sprawia, że Harry wścieka się i żąda wyjaśnień. Powoli jestem tym wszystkim zmęczona.
Dzisiejszy dzień niczym nie różnił się od innych. Jak zwykle wstałam, wzięłam prysznic, ubrałam się [LINK], zrobiłam delikatny makijaż i związałam włosy na czubku głowy. Na korytarzu spotkałam Nialla, który jak urzeczony gapił się na drzwi do pokoju Megan, zza których dochodził jej śpiew. Zapewne bierze prysznic.
- I'll never be good enough - You make me wanna die. And everything you love - will burn up in the light. Every time I look inside your eyes - You make me wanna die... - śpiewała piosenkę The Pretty Reckless.
Uchyliłam drzwi od jej pokoju i zajrzałam do niego.
- Megan! - wrzasnęłam.
- Co?! - odwrzasnęła.
- Zmień repertuar, bo dołujesz mnie z samego rana!
- Okey! Just tonight I will stay and we'll throw it all away. When the light hits your eyes, it's telling me I'm right and if I, I am through it's all because of you. Just tonight...
- Hmm... dzięki. - odparłam z sarkazmem.
Zatrzasnęłam drzwi i odwróciłam się do Horana, który stał z otwartymi ustami.
- Wyglądasz przekomicznie. - powiedziałam, lekko przechylając głowę w bok.
- To... to ona tak śpiewa?! - wydusił z siebie.
- A co niby ja? - przyjrzałam mu się dokładniej. - No nie gadaj, że nie wiedziałeś, że to ona. - powiedziałam zaskoczona. - Zresztą nieważne. - wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół.
Z haczyka na klucze zdjęłam kluczyki do Astona i wyszłam z mieszkania. Po drodze do pracy, wstąpiłam do Stabucksa, gdzie kupiłam ciabattę  z jajecznicą i bekonem oraz "Iced White Caffe Mocha" na wynos. Po upływie 15 minut, dostałam swoje zamówienie, zapłaciłam i z cudownie pachnącym śniadaniem, pojechałam do wytwórni, gdzie pracowałam nad utworami na nowy album Conora. W spokoju zjadłam śniadanie, po czym wzięłam się do pracy. Wprowadziłam ostatnie poprawki do piosenki, nad którą pracowałam przed weekendem i właśnie miałam wziąć się za kolejną, jednak nie miałam żadnego pomysłu.
Wciąż rozmyślałam nad tym, jakby tu uspokoić Harry'ego na tyle, żeby móc spędzić spokojny wieczór w domu, bez kłótni, rzucania czym popadnie i wrzasków, które słyszy cała kamienica.
Obracałam się na fotelu patrząc się w sufit i planowałam co zrobić na romantyczną kolację, kiedy ktoś wszedł do pomieszczenia i zatrzymał fotel w połowie obrotu.
- O czym tak zawzięcie myślisz? - spytał Conor.
- Yhm... - odkaszlnęłam i wyprostowałam się. - Zastanawiam się nad słowami nowej piosenki.
- Okeey... załóżmy, że ci wierzę. - zmarszczył brwi. - Coś cię gryzie.
- To nie było pytanie. - spojrzałam mu w oczy. - To nie jest nic na tyle ważnego, że musisz się tym przejmować. - pokręciłam głową, jakbym chciała odegnać ponure myśli, po czym uśmiechnęłam się z przymusem. - O czym miałaby być piąta piosenka?
- Hmm... - Conor oparł się o stolik i spojrzał zamyślonym wzrokiem na przeciwległą ścianę. - Album jest o miłości, stracie, bólu po stracie, powrocie do normalności i ponownym zakochaniu. Czwarta piosenka była o stracie, wiec piata niech będzie o bólu i radzeniu sobie z nim.
- W porządku. - odparłam. - No to bierzmy się do pracy.
Czas szybko płynął. Praca nad tekstem trwała. Kolejne wersy powstawały, a ilość zgniecionych kartek na podłodze stale rosła.
Koło godziny osiemnastej zaczęłam się zbierać do domu. Niosąc w jednej dłoni torebkę i teczkę, w drugiej trzymałam telefon. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale, jak na złość, nie odbierał.
- No, Harry, odbierz! - szeptałam do telefonu. - Przestań być taki dziecinny!
- Halo?
- Cześć, kochanie.
- Wiesz, że nie lubię jak tak mnie nazywasz.
- A jak mam cię nazywać? - spytała poirytowana. - Panem Stylesem czy może Wielkim Panem Gwiazdą. Zresztą do tej pory ci nie przeszkadzało, że cię tak nazywam. - westchnęłam. - Poza tym, co ty taki drażliwy?
- Przepraszam, po prostu jestem zmęczony. - wcale mu się nie dziwie. - Jak ci minął dzień?
- Nie lepiej niż tobie. - odparłam, wsiadając do samochodu. - Conor jest strasznie kapryśny. Chyba 50 razy pisałam tekst piątej piosenki i to go jeszcze nie skończyłam.
- To nieciekawie.
- Też tak myślę. - przekręciłam kluczyk w stacyjce, przełączyłam rozmowę na głośnomówiący i wyjechałam z podziemnego garażu. - A jak u ciebie?
- Cały czas mamy próby, a między nimi są tak krótkie przerwy, że nie ma czasu na odpoczynek.
- Masz jakieś plany na wieczór? - spytałam, kierując samochód na moje osiedle.
- W sumie, to nie. A co?
- Hmm... co byś powiedział na kolacje, u mnie. Tylko ty i ja. Megan z Niallem wychodzą na randkę, uwierzyłbyś? Ale cieszę się, bo Megan to odpowiednia dziewczyna dla niego. - westchnęłam. - Żeby jeszcze Gabriel znalazł sobie jakąś porządną dziewczynę. Przepraszam, trochę odbiegłam od tematu. To jak, przyjdziesz wieczorem? - spytałam z nadzieją.
- Będę u ciebie o ósmej. Muszę już kończyć. Właśnie zaczyna się ostatnia próba na dziś. Do zobaczenia.
- Pa. Kocham Cię. - powiedziałam wjeżdżając na parking kamienicy.
- Ja ciebie też. - odparł po dobrej minucie i się rozłączył.
Jednak odpowiedź nadeszła zbyt późno, a ziarnko niepewności zostało zasiane.
Starając się o tym nie myśleć, wsiadłam do windy, wybrałam ostatnie piętro, po czym wpisałam pin umożliwiający wjazd na moje piętro. W sumie, w kamienicy, znajdowały się dwie windy, które prowadziły na wszystkie piętra, z tym zastrzeżeniem, że musiałeś znać pin do danego piętra.
Muzyka w windach jest taka irytująca. Niby ma relaksować, a robi dokładnie odwrotnie.
W końcu winda zatrzymała się na moim piętrze i wyszłam na niewielki korytarzyk, który prowadził do mojego mieszkania.
- Wróciłam! - krzyknęłam zamykając za sobą drzwi.
- Aha. - powiedział Niall, wychylając się z kuchni z wielką kanapką.
- A wy nie mieliście gdzieś wyjść? Razem? Z Megan? - zmarszczyłam czoło.
-Yhym. - przełknął kanapkę. - No, ale Megan jeszcze się szykuje. - wziął kolejnego kęsa. - Coś mi się wydaje, że nie ma się w co ubrać. - stwierdził dość niewyraźnie.
Weschnęłam ciężko. Kiedy dziewczyna stwierdza, że nie ma się w co ubrać, to nie wróży niczego dobrego.
Kilka minut później byłam  już w pokoju Megan i patrzyłam na nią siedzącą po turecku przed garderobą. Westchnęłam po raz kolejny.
- Pomóc ci jakoś? - spytałam.
- Nie mam się w co ubrać, Kath. Tak bardzo się cieszyłam, że w końcu mnie zaprosił na tą randkę, a teraz może się okazać, że na nią nie pójdę, a to że on tu mieszka, niczego nie ułatwia. - odwróciła się i spojrzała na mnie błagalnie. - Ratuj. - szepnęła.
- A jak chcesz się ubrać?
- Znasz mój styl, jakoś za bardzo nie widzę się w kwiecistych sukieneczkach. Nie lubię być pieprzoną lalką Barbie. - zmrużyła oczy. - Najlepiej bym się czuła w tym, co ty masz na sobie. To jest bardzo w moim stylu.
- No tego to już ci raczej nie dam, ale... w mojej garderobie na pewno znajdziesz coś odpowiedniego.
- Ratujesz mi życie! - krzyknęła, rzucając mi się na szyję, a zaraz potem pomknęła do mojej sypialni.
- Raczej ratuję swoją kolację. - mruknęłam. - Ale tego już nie musisz wiedzieć.
Wyszłam z pokoju Meg i skierowałam się do kuchni. Zajżałam do lodówki, a ta praktycznie świeciła pustkami.
- Niall znowu wyżarł wszystko z lodówki. Szkoda, że równie chętnie nie uzupełnia zapasów. - westchnęłam ciężko i pokręciłam głową. - Boże, z kim ja żyje.
Na szczęście w spiżarni znalazłam składniki na lasagne ze szpinakiem, także nie jest jeszcze tak źle, ale i tak jutro czekają mnie zakupy.
Właśnie wstawiłam lasagne do piekarnika i pozostało mi jeszcze pół godziny do przyjścia Harry'ego, kiedy na dole zjawiła się Megan i Niall gotowi do wyjścia.
- Ooo! Słodko razem wyglądacie. Może wam zrobić zdjęcie, jak to robią rodzice na kiczowatych filmach z balem maturalnym?
- Naprawdę możesz sobie darować. - odparła Meg, robiąc minę pt.: "Zamilcz kobieto, bo psujesz tą cudowną chwilę." - To my będziemy już wychodzić. Udanej kolacji.
- Miłej zabawy. - odparłam przecierając oko.
- Kath, nie musisz się rozczulać jak kwoka nad jajkiem.
- To nie z waszego powodu, Megan. Serio, wpadło mi coś do oka. - znów potarłam oko. - Cholerny tusz! Kto robi takie dziadowskie badziewie, że się kruszy?!
Meg tylko pokręciła głową, wzięła Nialla pod ramię i wyszła z nim z mieszkania.
- Prawdziwa Glassówna. - mruknęłam ze śmiechem.
Wciąż się śmiejąc, poszłam do mojej garderoby, gdzie się przebrałam [LINK] i poprawiłam makijaż.
Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Już idę! - krzyknęłam zbiegając po schodach.
-Hej. - powiedział Harry, kiedy otworzyłam mu drzwi.
- Cześć. - odparłam, ale zatrzymałam go, kiedy chciał wejść. - Wszelkie urazy i złości pozostawiamy poza tym mieszkaniem, okey?
- Dobrze, a teraz mogę wejść? - uśmiechnął się.
- No chyba, że chcesz żebym sama zjadła całą kolację. - zaśmiałam się, kiedy przepuszczałam go w drzwiach.
Spędziliśmy całkiem miły wieczór. Było tak jak kiedyś. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i czułam, że wszystko może jeszcze wrócić do normy.
Po skończonej kolacji, zanieśliśmy brudne naczynia do kuchni. Właśnie wkładałam naczynia do zmywarki, kiedy Harry objął mnie w pasie i oparł głowę na moim ramieniu.
*włącz*
- Brakowało mi tego. - szepnął mi do ucha.
- Czego?
- Bycia ze sobą bez tych wszystkich spięć. - pocałował mnie w szyję.
- I rzucania talerzami? - spytałam ledwo mogą się skupić na tym co robię.
- Mhm, tym też. - przygryzł płatek mojego ucha.
Zamknęłam zmywarkę i oparłam się o nią plecami.
Spojrzałam Harry'emu głęboko w oczy, po czym pochyliłam się i pocałowałam go delikatnie w usta.
To było jak iskra powodująca ogień. Pocałunek za pocałunkiem, dotyk za dotykiem, a namiętność i pożądanie rosły. Chwilę później byliśmy już w mojej sypialni, a ubrania walały się wszędzie.
Szczerze powiedziawszy, nie miałam tego w planach, ale... pójście na żywioł nie jest takie złe. Na przykład w tej chwili, nie miałam co narzekać.

* Perspektywa Megan. *

To była najlepsza randka w moim życiu.
Kiedy siedzieliśmy w parku, spoglądając na rozgwieżdżone niebo i słuchałam śmiechu Nialla, czułam, że z każdą chwilą kocham go coraz bardziej.
- Megan?
- Tak? - odwróciłam twarz w stronę blondyna.
Ledwie to zrobiłam, nasze usta złączyły w pocałunku. Tego na pewno się nie spodziewałam. Po chwilowym szoku, oddałam pocałunek. Trzeba przyznać, że Niall wiedział co robi, ale ja nie pozostawałam mu dłużna. Po pocałunku trwającym chyba wieczność, w końcu musieliśmy zaczerpnąć oddech, ale nie mogę powiedzieć, że tylko ja miałam trudności z oddychaniem.
- To było... - zaczęłam.
- Tak, wiem. Nie powinienem był tego robić. - zwiesił smętnie głowę.
- Nie, nie. Nie to chciałam powiedzieć. W sumie to podobało mi się... nawet bardzo. - czułam jak moje policzki robią się czerwone.
W tym momencie oboje czuliśmy się równie niezręcznie. Zaraz potem wstaliśmy z ławki i niespiesznym krokiem zmierzaliśmy do mieszkania Katherine. Między nami panowała przyjemna cisza. Wciąż oszołomiona pocałunkiem nawet nie zauważyłam, kiedy Niall wziął mnie za rękę i delikatnie ją ścisnął. Nie powiem, że mi się to nie podobało, bo czułam, że jeszcze chwila, a zemdleję ze szczęścia. Jak nic będę musiała to wszystko opowiedzieć Kath. Najlepiej, jeśli to zrobię zaraz po powrocie. Harry'ego pewnie już nie ma, szczególnie, że ostatnio w ogóle nie zostawał na noc.
Półgodziny później dotarliśmy na miejsce. Byliśmy już przy windzie, kiedy Niall nagle się zatrzymał.
- Tutaj się rozstaniemy. - powiedział.
- Nie idziesz na górę? - spytałam, ledwo kryjąc zawód z tego powodu.
- Nie. - odparł. - Obiecałem Liamowi, że jeszcze do niego wpadnę. To była najlepsza randka w moim życiu. - podszedł do mnie bliżej, przytulił i delikatnie pocałował. - Do zobaczenia jutro. - szepnął po chwili i znów mnie pocałował, po czym odsunął się, i wyszedł z budynku.
Westchnęłam ciężko, z trudem łapiąc oddech.
- Tak, to też była moja najlepsza randka w życiu. - szepnęłam do siebie, po czym weszłam do windy.
Wciąż przeżywając na nowo wydarzenia dzisiejszego wieczoru, nie wiele myśląc, poszłam do pokoju Katherine i bez pukania otworzyłam drzwi. To, co za nimi zobaczyłam, uwierzcie mi, jest czymś, co chcę wymazać z pamięci. Otóż Kath i Hazza... przerwałam im w trakcie... Boże, nawet w myślach nie umiem tego opisać. Dobra, powiem to prosto z mostu. Katherine i Harry uprawiali seks, a ja bezceremonialnie im to przerwałam.
Czułam, że cała robię się czerwona, a moja szczęka leży gdzieś na podłodze, razem z ich ubraniami.
- Cześć. - powiedział Harry i uśmiechnął się do mnie.
Kath była równie zażenowana co ja, ale Hazze ta sytuacja najwidoczniej bawiła i nie przeszkadzało mu to, że widzę go półnagiego w tej oto sytuacji.
- Harry, złaź ze mnie. - szepnęła Kate, a ja od razu zakryłam sobie oczy.
- Nie, nie, nie przeszkadzajcie sobie. Już możecie wrócić eee... do tego co robiliście... zanim wam przerwałam. Już... już sobie stąd idę. - jąkałam się, jednocześnie paląc się ze wstydu.
- Ludu,  Megan. To tylko seks. Nie musisz tak panikować. - powiedział Harry cały czas się śmiejąc.
- Przepraszam. - powiedziałam i zanim ktokolwiek coś dodał, dałam dyla do swojego pokoju, w duchu się przeklinając za to, że nie zapukałam.

* Perspektywa Katherine. *

Leżałam na łóżku zakrywając oczy ramieniem, a Harry leżał obok mnie, cały czas zanosząc się śmiechem.
- Przestań rżeć. - powiedziałam poirytowana. - Nie byłabym taka pewna czy nadal byś się śmiał, gdyby to Gemma nam przerwała, a nie Meg. Myślę, że wtedy twoje rozbawienie osiągnęłoby pułap ujemny.
- Cóż, zapewne wtedy nie byłoby mi tak do śmiechu, ale jej mina... - znów zachichotał. - Po prostu była bezcenna.
- Jesteś beznadziejny. - odparłam i zaczęłam stawać z łóżka.
- Dokąd się pani wybiera? - spytał Hazza, oplatając swoje ramiona wokół mojej talii.
- Pod prysznic.
- Tak beze mnie? Mogę się przyłączyć?
- A zasłużyłeś?
- Myślę, że za przerwanie nam w tak mało dogodnym momencie, coś mi się należy. - stwierdził z poważną miną, ale w jego oczach czaiły się iskierki rozbawienia.
- Twój błąd. - zaśmiałam się, uwalniając z jego uścisku i wstając z łóżka. - Za dużo myślisz.
Po tych słowach weszłam do łazienki, w której po chwili był także Harry.
Cóż, ten to sobie nigdy niczego nie odmawia.

_____________________________________________
Kolejny rozdział za nami. Przepraszam, że musieliście na niego tyle czekać, ale najpierw była szkoła i poprawianie ocen, potem przygotowania do wyjazdu do UK, w końcu sam wyjazd trwający 3 tygodnie. Wróciłam do domu dopiero w środę (14.08), ale nie myślcie, że przez wyjazd, rozdział olałam, właśnie większa część tego rozdziału powstała tam. W sumie można powiedzieć, że angielskie powietrze dobrze działa na wenę.
Kiedy kolejny rozdział? Nie mam pojęcia. Jedyne co mogę obiecać to to, że na pewno kolejny rozdział będzie.
Rozdział dedykuje mojej Megan, która jest dla mnie wielką inspiracją w kreowaniu jej postaci. Pamiętam jak jeszcze w zimie rozmawiałyśmy o tym rozdziale. Byłyśmy w tedy w parku, było ciemno i strasznie zimno, ale jednak... dało mi to wielką wskazówkę, co do miejsca, gdzie Niall i Megan po raz pierwszy się pocałują. Dziękuję. xx Love You. xx

Buziaki. xx
~ unromanticgirl

wtorek, 28 maja 2013

Wrzesień - powtórka z rozrywki.

Wrzesień minął nam w całkiem miłej atmosferze. Wszystko szło ku lepszemu.
Moje szpilki nareszcie wróciły do łask, Megan zadomowiła się u mnie, a chłopcy postanowili sprzedać swój wspólny dom.
Harry kupił własne mieszkanie, bo nie byłam jeszcze gotowa na to, żeby razem zamieszać. Nie po tym, co się stało w sierpniu. Jednak te wydarzenia pozostawiły na moim sercu jakąś rysę.
Darcy i Zayn kupili wspólne mieszkanie, co, moim zdaniem, było świetnym posunięciem. Louis i Eleanor także zamieszkali razem.
Między Liamem a Danielle działo się coś złego, tylko nie potrafiłam określić co. Lecz kiedy powiadomili mnie, że zerwali ze sobą, miałam wrażenie, jakbym dostałą obuchem w głowę. Bardzo nieprzyjemne uczucie.
Co do Nialla, kiedy chłopcy postanowili sprzedać mieszkanie, chłopak był lekko zdezorientowany i smutny. Widziałam, że nie chciał zamieszkać sam. W końcu zaproponowałam mu, aby zamieszkał u mnie. Był wniebowzięty, czego nie mogłam powiedzieć o Meg. Dlaczego? Bo, że tak powiem, dziewczyna zagięła parol na Pana Horana. Obserwowanie ich było zabawnym doświadczeniem. Megan, za każdym razem, kiedy Niall na nią spojrzał, zaraz paliła cegłę. W ogóle strasznie się wstydziła chłopaków.
Następnego dnia, zaraz po moim powrocie ze szpitala, zrobiliśmy sobie miły wieczór w towarzystwie przyjaciół. Świetnie się bawiliśmy, piliśmy, śmialiśmy się, graliśmy w głupie gry. Taka tam powtórka domówki. Jedynie Meg nie chciała do nas dołączyć. Chodziłam do niej i namawiałam ją, ale powiedziała, że zadowoli się książką. Okey, zostawiłam ją. Półgodziny później swoich sił próbował Hazza. Też nic nie wskórał. Wrócił do nas z kwaśną miną i poduszką w ręku.
- Dostałem poduszką w twarz. - dąsał się. - A byłem naprawdę miły.
- Moje biedactwo. - przytuliłam go. - Zostałeś znokautowany przez młodszą od siebie dziewczynę. - zakpiłam, a reszta wybuchła śmiechem.
- To nie jest śmieszne. - obraził się jeszcze bardziej.
Postanowiliśmy dać sobie spokój i bawić się dalej.
Znowu obściskiwałam się z Hazzą na blacie kuchennym. Jednak, tym razem nikt na mnie przeszkodził. Darcy i Zayn byli zbyt zajęci szukaniem stanika Dar, który, podczas gry w butelkę, dobrze ukryłam. Taa, złośliwa jestem.

* Perspektywa Nialla. *

Impreza trwała w najlepsze, a ona wciąż nie schodziła. Ciekawiło mnie dlaczego. Ewidentnie unikała naszego towarzystwa. Korzystając z chwilowej nieuwagi innych, czmychnąłem na górę. Było tu nieco ciszej. Spod drzwi na końcu korytarza, wydobywała się smuga światła. Zapukałem delikatnie i uchyliłem drzwi. Chwilę później zostałem znokautowany przez książkę.
- O Boże! Przepraszam Niall. Naprawdę nie chciałam. Myślałam, że to znowu był Harry.
- Ładne mi powitanie. - mruknąłem masując policzek. - Ale nic się nie stało. Aż tak bardzo nie ucierpiałem.
- To dobrze. - miała minę jakby naprawdę jej ulżyło. - Jeśli przyszedłeś tu w tym samym celu, co Hazza, to nic tu po tobie. Ja nie zejdę na dół.
- Mogę wejść? - spytałem po prostu.
- Okeeeey. - odparła patrząc na mnie dziwnie.
Pokój był całkiem ładny, urządzony ze smakiem. Mimo że dość często odwiedzałem Katherine, jakoś nigdy nie widziałem tego pokoju.
Pokój Megan.
- Ładnie tu. - mruknąłem.
- Też tak myślę. - odparła.
Raptem zrobiło się tak jakoś niezręcznie, nie wiedzieliśmy o czym mamy ze sobą rozmawiać. Wtedy zauważyłem zdjęcia poustawiane na półce. Podszedłem bliżej, aby lepiej się im przyjrzeć. 
- To twoja mama? - wskazałem na fotografię.


- Tak. Jechałyśmy wtedy na zakupy. To było 2 miesiące przed wypadkiem samochodowym, w którym zginęła. - parzyła na zdjęcie niewidzącym wzrokiem.
- Przykro mi. 
- Mnie też jest przykro, ale nie zawsze jest słodko i cudownie. Czasami życie nieźle kopie nas w tyłek. - zamilkła na chwilę. - Najgorsze jest to, że ona jechała wtedy po mnie. Zadzwoniłam do niej, żeby zabrała mnie ze szkoły, bo spóźniłam się na autobus. Padał deszcz, samochód wpadł w poślizg, a ona zginęła na miejscu. Od tamtej pory, nigdy nie jeżdżę samochodem, kiedy pada deszcz.
- A ty czujesz się winna? - spytałem, jednocześnie podchodząc do niej i próbując ją przytulić, lecz ona się ode mnie odsunęła.
- A kto by się nie czuł?! Z własnej głupoty, spóźniłam się na ten cholerny autobus, a moja matka teraz nie żyje. - westchnęła i potrząsnęłam głową, jakby odganiała niechciane myśli. - Po co ja ci to w ogóle opowiadam.
- Nie wiem, ale cieszę się, że mi to powiedziałaś.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się nieśmiało, po czym podeszła do łóżka, usiadła na nim, opierając się o ścianę i poklepała miejsce obok siebie.
Spędziliśmy sporo czasu na rozmowie o mniej lub bardziej błahych sprawach.

*Tymczasem gdzieś w mieszkaniu Katherine.*

- Zayn, do cholery, gdzie jest ten stanik!
- Nie wiem, ale bez niego też dobrze wyglądasz. Mmm... bardzo seksownie.
- Ty byś tylko o jednym myślał. - pokręciła głową, rozglądając się po mieszkaniu. - Nie mam zamiaru mieć obwisłych piersi, więc do cholery jasnej, pomóż mi go znaleźć.
- No już nie wściekaj się tak. Na pewno go zaraz znajdziemy.
- Ona zrobiła to celowo. Za każdy raz, kiedy jej przerwałam.
- Trzeba przyznać trochę tego było. Też bym się wkurwił. - przyznał z namysłem. - Jest dobrze, a nawet cudownie, a tu raptem czar pryska, bo ktoś ci przerywa. Nie fajnie. 
- A ciebie co zebrało na refleksje.
- No bo, w sumie, to my dawno to robiliśmy. - zrobił niewinną minę. - Nie przesadzaj, Malik. Wcale nie tak dawno.
- Dla mnie 2 tygodnie, to jednak dawno. - rzucił mi znaczące spojrzenie.
- Zaczynam się martwić, że ciebie interesuje tylko sfera fizyczna naszego związku.
- Nie gadaj bzdur. Dobry seks, to tylko bonus. Liczysz się ty.
Darcy lekko się zarumieniła. Przemierzali kolejny pokój gościnny, w poszukiwaniu stanika.
- Kochasz ty mnie jeszcze? - spytała dziewczyna spoglądając niepewnie na Mulata, delikatnie marszcząc przy tym czoło.
- Oczywiście, że tak. Jestem cały twój. - uśmiechnął się, gładząc policzek Darcy.
- A mógłbyś mi to udowodnić? - spytała lekko przygryzając wargę, co skierowało jego wzrok na jej usta.
Zayn wziął dziewczynę w ramiona, a następnie położył ją na łóżku. Jego głowa nalazła się w zagłębieniu między barkiem a szyją, po czym zaczął je delikatnie całować, skubać zębami i lizać. Jego gorący oddech zbliżył się do jej ucha.
- Mam dalej udowadniać? - spytał, przygryzając płatek ucha, co wywołało jej jęk rozkoszy.
- Tak, Panie Malik. - odpowiedziała z prostotą, rozkoszując się słodkimi torturami.
Ich ubrania powoli lądowały na podłodze. Każdy ich dotyk przepełniony był miłością, a także chęcią zadowolenia partnera. Postronny obserwator mógł uznać ich zbliżenie za zwykłe zaspokojenie niekontrolowanej chuci, ale jeśli przyjrzysz się głębiej, zauważasz, że po powłoką niesłabnącego erotyzmu, kryła się tkliwość, delikatność, czułość, a przede wszystkim obezwładniająca miłość.

________________________
Po dość długiej przerwie, pojawił się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba.
Nie mam pojęcia, kiedy dodam kolejny, także cierpliwości.


Buziaki. xx

~ unromanticgirl

czwartek, 9 maja 2013

Szpital, nowa współlokatorka i szokująca Darcy.

Patrząc na to teraz, muszę stwierdzić, że głupotą było to, co zrobiłam. Serio. Powinnam wcześniej iść do lekarza, a nie bagatelizować sprawę. Ale tak już jest, że człowiek jest zawsze mądry po fakcie.
Aktualnie znajduję się w szpitalu, prawdopodobnie na intensywnej terapii. Czemu prawdopodobnie? Bo, jakby to ująć, jestem nieprzytomna, ale słyszę wszystko, co dzieje się dookoła mnie. Trochę głupio, bo nie mogę ruszyć ani ręką, ani nogą, a tego co już się nasłuchałam... bez komentarza.
Najgorsze było to, że wszyscy myśleli, że chciałam się zabić, nawet lekarze. No błagam was, niby z jakiego powodu? Bo pokłóciłam się z Harrym i wróciłam do Londynu? Fakt faktem, pokłóciłam się z nim, ale jakoś nie słyszałam słów zerwania. W każdym bądź razie, ja z nim nie zerwałam, nie wiem jak on, ale ja nie, dlatego określmy to jako tymczasową separację. Ale i tak to nie jest wystarczający powód.
W takich momentach jak ten, poważnie zaczynam się martwić o dzisiejszą służbę zdrowia. No bo niby lekarz mówił mi przy wypisie, że plecy mogą mnie czasami trochę pobolewać, ale do cholery!, nie przy każdym najmniejszym ruchu. Coś zdecydowanie było nie tak i ja tu widziałam błąd lekarza.
Niech się tylko ocknę, a ja już sobie z nimi pogadam, zaraz po tym jak przekonam ich, że to nie była próba samobójcza.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Szedł powoli, jakby z lekkich przestrachem. Znałam te kroki. To musiał być Hazza. Usiadł obok mnie i wziął za rękę.
- Cześć Katherine.
Błagam, tylko nie kolejny monolog o poczuciu winy, pomyślałam, po prostu nie zdzierżę tego.
- Tęsknię za tobą, wiesz?
Naprawdę? Jeszcze nie tak dawno, moje towarzystwo ci przeszkadzało. Tak, jestem na niego trochę zła, ale z drugiej strony, wiem jak się teraz musi czuć.
Zapadło niezręczne milczenie, a po chwili poczułam, jak ścisnął moją dłoń.
- Tak bardzo mi przykro. Zachowałem się jak totalny idiota. Powinienem był ci zaufać, ale wtedy... nie myślałem racjonalnie. Byłem nieźle wstawiony, zazdrosny i wściekły. - westchnął. - Trochę głupio gadać do nieprzytomnej osoby. Zupełnie jakbym gadał sam do siebie.
A co powiedzieć mam ja?! Mogę mu nazwymyślać od najgorszych, a on i tak nic nie usłyszy. Może to i lepiej, a jednak było to frustrujące.
Wtedy drgnęła mi dłoń. Ta, którą ściskał Harry. Od razu cały zesztywniał.
- Kath, czy ty mnie słyszysz? Spróbuj jeszcze raz ruszyć ręką. - powiedział z nadzieją.
Spróbowałam się poruszyć, ale nic się nie stało. Widocznie moje ciało było jeszcze ociężałe po lekach, które zażyłam. Cóż, taki urok.
Czas ciągnął mi się niemiłosiernie. Ludzie wchodzili i wychodzili, rozmawiali i milczeli. Powoli wszystko wracało do normy. Nie wiem ile czasu upłynęło, zanim się obudziłam.
Kiedy otworzyłam oczy, w sali panował półmrok, a na krześle, z głową opartą  na łóżku, spała Darcy. Widać było, że jest wykończona, na co wskazywały podkrążone oczy. Nie miałam serca jej budzić, dlatego ułożyłam się wygodniej, pośród tej plątaniny kabli i próbowałam zasnąć. Jednak mój ruch obudził ją. Zaraz zerwała się jak oparzona.
- Matko! Katherine, ale nam napędziłaś stracha. Co ci strzeliło do łba, że to zrobić?!
Chciałam jej odpowiedzieć, ale ledwo wychrypiałam:
 - Wody.
Szybko podała mi szklankę, a ja łapczywie piłam, kojąc wysuszone na wiór gardło.
- To dlaczego to zrobiłaś? Wiesz, że Harry nie jest tego wart.
Miliony słów cisnęły mi się na usta, jednak byłam zbyt osłabiona, żeby wszystko jej tłumaczyć.
- Kręgosłup. - wyszeptałam.
- Co?
- Kręgosłup.
- No to usłyszałam, ale co on ma wspólnego z Hazzą?
Pokręciłam gniewnie głową, co spowodowało, że zrobiło mi się ciemno przed oczami, dlatego zamknęłam je.
- Nic. To nie... przez... Harry'ego. Bolały mnie... plecy.
- I wzięłaś za dużo tabletek? To nie jest normalne. - odparła nie przekonana moją wymówką.
- Jakby... moje życie... było normalne. - mruknęłam.
- Wszyscy martwiliśmy się o ciebie. - westchnęła i podniosła się z krzesła - Pójdę po lekarza. - otwierał już drzwi, jednak się zatrzymała. - Był tutaj twój wuj.
- Jonathan czy Jack?
- Jonathan. Miał do ciebie jakąś pilną sprawę, ale nie wiem o co może chodzić.
- Dzięki.
Później też nie było za ciekawie. Badania, spotkania z psychologiem, wyjaśnienia, kolejne badania. Normalnie szlag jasny mnie trafiał.
Co do mojego kręgosłupa - miałam rację. Operacja, tuż po katastrofie lotniczej, nie została przeprowadzona zbyt dokładnie, także miałam prawo zaskarżyć chirurga, który wykonywał operację. Ten błąd lekarski mógł mnie kosztować zbyt wiele. Mogłam doznać paraliżu od pasa w dół. Wszystko za sprawą fragmentu kadłuba samolotu, nie większego od zwykłej szpilki. To "coś" urażało nerwy, dlatego cały czas bolały mnie plecy, a szamotanina z Nathanem sprawiła, że odłamek wbił się między kręgi kręgosłupa i jeszcze bardziej urażał nerwy. Cudowne uczucie nieprawdaż?
Jednak nie zaskarżyłam tego lekarza, bo miałam wystarczająco problemów, żeby jeszcze latać po sądach.
Kilka dni później operacja została pomyślnie przeprowadzona, a ja, gdzieś pod powłoką bólu spowodowanego szwami, poczułam dojmującą ulgę.
Co do mnie i Hazzy - to i owo sobie wyjaśniliśmy. Możecie uznać mnie za idiotkę, ale wybaczyłam mu to, że mi nie ufał i znów jesteśmy razem.
Wokół tego, że jestem w szpitalu, zrobił się niezły szum medialny. Nie obyło się bez licznych spekulacji. Dopóki nie odzyskałam przytomności, nikt nie podał oficjalnej przyczyny mojego pobytu tutaj. Dzięki Bogu i zapewne Scottowi, nikt się nie dowiedział, że z początku uważano to za próbę samobójczą. Chyba będę musiała dać Scottowi premię, a nawet na pewno. Także oficjalna wersja jest taka, że trafiłam do szpitala z powodu problemów z kręgosłupem, co nie jest nawet kłamstwem.
Wracając do wuja Jonathana czy też Johnny'ego, jak nazywają go najbliżsi. Nigdy bym się nie spodziewała, że mnie o to poprosi. No bez jaj. Wujek Johnny poprosił mnie, żebym zaopiekowała się jego córką, Megan. Jego praca wymaga stałych wyjazdów, przez co nigdzie nie zagrzali dłużej miejsca.  Ostatnio mieszkali w Nowym Jorku, ale teraz wuj będzie przez jakiś czas w Australii. Meg nie uszczęśliwiają ciągłe przeprowadzki, a teraz jeszcze musiała się rozstać z chłopakiem, przez kolejne przenosiny. Dlatego wuj chciał, żeby Megan zamieszkała u mnie, o ile oczywiście się zgodzę, co akurat zrobiłam.
Nie wiele pamiętam Meg  Ostatni raz ją widziałam, kiedy miała z sześć lat, a ja siedem. Była małą rozbrykaną dziewczynką ze słodkimi loczkami, typowymi dla żeńskiej części klanu Glassów i aparatem na zębach. Teraz ma siedemnaście lat i jest rozgoryczona wyjazdem z wielkomiejskiego Nowego Jorku do deszczowego Londynu. Wiem, pakuję się w kłopoty, ale czego się nie robi dla rodziny.
W końcu dostałam ten cholerny wypis i mogłam wrócić do domu. To było to na co czekałam od tych dwóch tygodni spędzonych w szpitalu, w ciągu których Megan zdążyła się do mnie wprowadzić, a wuj wyjechać. Rolę tymczasowej niańki odgrywała Darcy. Zanim się zgodziła, musiałam ją błagać godzinę, ale w końcu ją ubłagałam, zaraz po tym, jak obiecałam jej dać zapasowe klucze do domku nad jeziorem w Dorset,ale wolę nie wiedzieć po co jej one.
Hazza pakował moje ostatnie pozostawione rzeczy, a ja spokojnie się przebierałam [LINK]. Zaraz potem pojawiła się pielęgniarka z moim wypisem i mogliśmy już jechać.
Miałam nadzieję, że jak wrócę do domu, w końcu zaznam trochę spokoju, ale kiedy byliśmy już na miejscu, zrozumiałam, że jest to nie możliwe. W mieszkaniu byli chyba wszyscy: Liam, Danielle, Eleanor, Louis, Niall, Zayn, Darcy, Megan, Michael, Toni (a ona co tu robi?!),  no i ja z Harrym. A i nie zapomnijmy o pudłach walających się dosłownie wszędzie. Miałam ochotę walić głową w ścianę. Darcy, widząc moją minę, podbiegła do mnie i delikatnie przytuliła.
- No chodź, słoneczko. Powinnaś się położyć. - powiedziała i pociągnęła w stronę schodów.
- Dziękuję. - szepnęłam i oparłam się o nią.
Kiedy znalazłam już się w ciepłym łóżku, od razu poczułam się lepiej.
- Mam sobie iść i zabawiać to stadko na dole czy zostać z tobą?
- Jak chcesz. Mi to obojętne. - mruknęłam zakopując się w pościeli.
-Ahaaaaaa. Uwaga! - krzyknęła, a potem poczułam, jak skoczyła na łóżko.
Zachichotałam.
- Tobie to nigdy się nie znudzi.
- No co, to łóżko jest wręcz do tego stworzone.
- Skoro tak uważasz... - uśmiechnęłam się.
- No chodź już. - wyciągnęła do mnie ręce i już po chwili leżałam przytulona do jej ramienia. - Od razu lepiej.
- Stęskniłam się za tobą.
- Ja za tobą też.
- To może opowiesz mi co się tutaj działo i co w ogóle robi tu Toni. Nie spodziewałam się jej tutaj.
- To ty nie wiesz? Dziwne, że Mike ci się jeszcze nie pochwalił. On i Toni chodzą ze sobą.
- Mówisz serio?! Przecież mówiła, że nigdy się z nim nie umówi, po tym jak wylał na nią wazę ponczu.
- Miłość nigdy nie kieruje się logiką, a ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.
- Czy to jakaś aluzja?
- No co ty. Swoją kochaniutką Darcy o coś podejrzewasz? Nie ładnie panno Glass.
- A panna Spencer jak zwykle wygadana. - zaśmiałam się, a ona zbyła to machnięciem ręką.
- Oj przestań. Chcesz wiedzieć co się tu działo, to przestań się śmiać.
- Okej, okej.
- No cóż... - zaczęła wyliczać na palcach. - Przegapiłaś urodziny Liama, premierę Live While We Young, urodziny Nialla, mój wernisaż, to jak przyłapaliśmy z Zaynem Michaela z Toni w kiblu na moim wernisażu...
- Hahaha, wy pewnie szliście tam w tym samym celu. Swoją drogą, ciągle kogoś przyłapujecie. Najpierw mnie i Hazzę, teraz Mike'a i Toni. Hmm... - udałam zamyśloną minę i potarłam kciukiem brodę. - Albo nas szpiegujecie, albo jesteście bardziej zboczeni niż myślałam.
- No wiesz co?! Mnie posądzasz? To nie ja uprawiałam z Harrym seks w ogrodzie na dachu.
- Eeeee... - zatkało mnie.
- Och nie martw się, nie podglądałam was. Nikt poza mną o tym nie wie. Pamiętasz jak w lipcu miałyśmy taki babski wieczór? - skinęłam głową. - Trochę za dużo wypiłyśmy i potem gadałaś jak najęta.
- O Boże... - zakryłam twarz dłońmi. - Dar, zapomnij o tym co ci gadałam.
- Będzie trochę trudno, bo mówiłaś bardzo szczegółowo.
- Zamknij się. - zachichotałam. - W ogóle nie znasz umiaru.
- Też cię kocham. - prychnęłam.
- Hmm... co tu cię jeszcze minęło... a no tak. Minęła cię gala VMA, na której Niall i Harry dali buziaka, w usta, Katy Perry.
- Co?! - krzyknęłam i aż z wrażenia usiadłam, ale zaraz się skrzywiłam z bólu.
- Spokojnie, Kath. To nie było na poważnie.
- No ja myślę. - burknęłam, kładąc się z powrotem.
- Dalej... Zayn skręcił sobie kostkę, ale wszystko jest już w porządku...
- Siostra Darcy wkracza do akcji.
- A jak! - zaśmiała się. - Bardzo troskliwie się nim zajęłam. Potem Styles i Malik zrobili sobie nowe tatuaże.
- Obsesja jakaś normalnie.
- Też tak myślę, ale co ja im na to poradzę. - przygryzła paznokieć. - Mówię ci trochę tak nie po kolei, ale to nic.
- Yhym. Mów dalej.
- To chyba tyle. Wracając do teledysku do Live While We Young - boski. Mówię ci, miny Zayna - bezcenne.
- Zakochana po uszy, jak widzę.
- Jeszcze nigdy nie byłam tak zakochana w jakimkolwiek facecie.
- Nawet w Edzie?
- Oj weź! - westchnęła. - To było tylko zauroczenie.
- Cieszę się twoim szczęściem i przykro mi, że nie było mnie na twoim wernisażu.
- Nic się nie stało, chociaż szkoda, że nie widziałaś swojego portretu.
- Mojego portretu?
- Tak. Dałam kilka prac, na których mi pozowałaś i portret Alana.
- Och, cudownie i ja to przegapiłam. - mruknęłam. - Jak ja nienawidzę szpitali.
- Spokojnie. - powiedziała i wyciągnęła telefon. - Tu są zdjęcia niektórych:














- Darcy... one są świetne! Jak widzę, zróżnicowana technika wykonania.
- Yep. 
- Szkic Zayna z papierosem - niesamowity, ale zarazem bardzo realistyszny. A Hazza w koszulce Ramones... - spojrzałam błagalnie na Dar. - Spencerku... oddasz mi tą pracę? Proooooooszę.
Zaśmiała się.
- Wiedziałam. Okej, jest twoja.
- Dzięki. Teraz wracajmy do rzeczywistości, jak sprawuje się moja kuzyneczka?
- W porządku. Jest nawet miła, jak już przebijesz się przez fasadę nieufności, rozgoryczenia i nieśmiałości. 
- To żeś mi dowaliła.
- Lepsza najgorsza prawda, niż wierutne kłamstwo.
- Wiem, sama nie raz ci to mówiłam.
Nagle usłyszałyśmy delikatne pukanie, a po chwili w uchylonych drzwiach zobaczyłyśmy głowę Zayna.
- Żyjecie?
- A nie widać? - spytałam. 
- Widać, widać, ale wolę nie wiedzieć co wy robiłyście.
Spojrzałyśmy na siebie - leżałyśmy przytulone do siebie. Darcy spojrzała  odważnie na Malika.
- Właśnie uprawiałyśmy ostry lesbijski seks. - powiedziała, uśmiechnęła się do mnie uwodzicielsko i pogłaskała po policzku. - Nawet  nie wiesz, jaka Kath jest w tym dobra.
- Wkręcasz mnie, prawda? - spytał skołowany.
- Touché, panno Spencer. - zaśmiałam się, a Zayn tylko pokręcił głową.
- Dar, ja już będę się zbierał. Jedziesz ze mną czy może chcesz kontynuować wasz "ostry lesbijski seks"? - mówiąc to, nakreślił w powietrzu cudzysłów.
- Starczy ze mnie. Dokończę innym razem.
Zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej, także cała się trzęsłam.
- Idźcie już, bo już ze śmiechu nie wyrabiam, a moje szwy tego nie wytrzymają. 
- Pa, słoneczko. Dbaj o siebie. - powiedziała Darcy i cmoknęła mnie w policzek, po czym złapała Zayna za rękę i pociągnęła w stronę drzwi. - Chodź Zayn, mam ochotę zabawić się w chowanego.
- Cześć Kath.
- Cześć Zayn. Tylko zbytnio nie rozrabiajcie! Nie chcę być jeszcze ciocią!
Usłyszałam już tylko śmiech. To by było na tyle z bycia odpowiedzialną Katherine.
Potem zdrzemnęłam się trochę, do czasu, aż, w moim pokoju, zjawiła się Megan.
- Hej. - powiedziała.
- Cześć. - odparłam. - Wszyscy się zmyli? - skinęła głową. - Chodź. - poklepałam miejsce obok siebie. - Opowiadaj co u ciebie. W końcu nie widziałyśmy się jedenaście lat.
- Nie wiem, czy jest tu coś do opowiadania. - powiedziała i nieśmiało usiadła obok mnie.
- Z pewnością jest, a nieśmiałość jest zbędna, w końcu jesteśmy rodziną.
- Dzięki, że zgodziłaś się, żebym u ciebie zamieszkała.
- Nie ma sprawy. Mieszkanie jest i tak duże.
- Serio, jeszcze jedna przeprowadzka, a bym totalnie zwariowała. Kiedy już gdzieś jest mi dobrze, to zaraz musieliśmy się z tatą przenosić, bo firma go wysyłała go gdzie indziej. Kiedy mama żyła, było całkiem inaczej.
- Przykro mi. Bardzo lubiłam ciocię Jezebel. - westchnęłam. - No cóż, witaj w moich skromnych progach. - uśmiechnęłam się.
- Ja bym nie powiedziała, że są one skromne. - uśmiechnęła się.
- Ale z pewnością moje.
- Co to za drzwi? - wskazał na duże rozsuwane drzwi.
- Tam jest moja garderoba. Chcesz, to możesz ją zobaczyć. - oparłam się wygodniej o ramę łóżka.
Zamknęłam na chwilę oczy, usłyszałam szuranie, a potem pisk. Zaraz otworzyłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mina Meg była bezcenna.
- Gdyby wystawić twoją garderobę na eBay'u, zarobiłabyś krocie. - zaśmiałam się. - Serio. To bardziej wygląda jak sklep.
Garderoba Katherine.

- Czy ja wiem? Lubię moje ubrania, nawet bardzo. W szczególności uwielbiam moje szpilki, buty na platformie, koturny, wszelkiej maści buty na wysokim obcasie, o którym mogę na razie sobie tylko pomarzyć i powzdychać. Jedynym minusem takiej garderoby jest to, że nie mogę usprawiedliwiać się tym, że nie mam się w co ubrać. - widziałam jak oczy jej się świecą na widok tego wszystkiego. - Śmiało, pożycz coś sobie. Chyba mamy ten sam rozmiar, chociaż jesteś ode mnie nieco niższa.
 Nie musiałam jej dwa razy powtarzać, od razu zniknęła między półkami. 
- Trzydzieści osiem! - wykrzyknęła radośnie. - Jak dobrze. Twoje buty będą na mnie dobre.
Tak więc, za sprawą mojej ogromnej garderoby, pierwsze lody zostały przełamane. Teraz mogło być już tylko lepiej.

________________________________
Cześć. Znów dodaję po długiej przerwie, ale w ramach rekompensaty rozdział jest dłuższy.
Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo teraz mam do zrobienia zaległy referat z wosu do zrobienia i prezentację na konkurs z historii. Trzymajcie za mnie kciuki. :P
W tym rozdziale mogliście nieco bliżej poznać pokręcony charakter Darcy. *__*
Pojawiła się też nowa postać - Megan. Jej krótki opis znajduje się w zakładce "Bohaterowie". 
Ten rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom, że tak wytrwale czytacie moje wypociny i wciąż jesteście ze mną. Kocham was. xx

Buziaki. :*
~ unromanticgirl