środa, 30 października 2013

Fałszywa przyjaciółka.

Po tym małym, że tak to nazwę "wypadku" Megan nie potrafiła spojrzeć Harry'emu w twarz bez czerwienia się jak piwonia, a Hazzę to najwyraźniej strasznie bawiło. Czasami myślę, że spotykam się z czterolatkiem, a nie z osiemnastoletnim facetem, ale to już mniejsza z tym. Chciałam wam opowiedzieć o czymś innym. Otóż jakieś 2 tygodnie po tej nieszczęsnej kolacji, zjawił się nieproszony gość. Była to jakaś przyjaciółka Nialla z dzieciństwa. Noelle - uosobienie wszystkiego co irlandzkie: ruda, piegowata, o zielonych oczach. Bywa, że się zastanawiam czy się zaraz nie zmieni w skrzata i pobiegnie szukać końca tęczy, ale to niepotrzebna dygresja. Wracając do tematu, nie powiem, że Niall się nie ucieszył, bo się ucieszył. Jednak tego samego nie mogę powiedzieć o Meg. Ostatnio jest jakaś nieswoja. Jakoś dziwnie się zachowuje w towarzystwie Noelle, szczególnie,  że wszystko się psuje w jej towarzystwie. W sumie, to nie wiem jak to wam wytłumaczyć. Chyba najlepiej opowie wam to sama Megan.

*Perspektywa Megan.*

Ta cała Noelle to mała, perfidna suka i szmata. Jakże ja nienawidzę takich ludzi. Myśli, że wszystkie rozumy pozjadała. Czy ona się z choinki urwała?! Zresztą wcale bym się nie zdziwiła, skrzat jeden.
Nie rozumiem, dlaczego inni nie zauważali jej prawdziwej natury. Przecież to jest widoczne gołym okiem - ona nie leci na Horana, tylko na jego pieniądze i sławę. Naprawdę nie mam pojęcia jak to zrozumieć. No chyba, że jej "słodycz" omamiła wszystkich z wyjątkiem mnie. Chyba, że... ona próbuje ze mnie zrobić idiotkę i zrazić do mnie wszystkich, a w szczególności Nialla. To by miało jakiś sens.
Zaczęło się dość niewinnie, można powiedzieć, że zachowała się dość dziecinnie, ponieważ, kiedy Niall przyprowadził ją do domu Kath i chciałam usiąść obok Blondyna, Noelle najnormalniej w świecie podstawiła mi nogę. To było po prostu dziecinne. Nie dość, że musiałam znieść to upokorzenie, że runęłam jak długa prosto na Zayna krocze, to jeszcze ta krowa usiadła na moim miejscu. Zanim zrobiła minę matki Teresy z Kalkuty, widziałam ten błysk satysfakcji w jej oczach.
Najpierw Harry, teraz Zayn... nie wiem jak ja będę w stanie z nimi siedzieć w jednym pomieszczeniu, a co więcej rozmawiać, nie paląc się przy tym ze wstydu.
Jednak O'Connor na tym nie poprzestała. Kilka dni później wywaliła mój talerz z jedzeniem na siebie, a potem pobiegła z płaczem (powinna dostać Oskara za te udawane łzy), że "Megan jest bezczelna! Chlip... Rzuciła we mnie jedzeniem, chociaż ja jej nic nie zrobiłam. Chlip... Dlaczego ona mnie tak nie lubi. Chlip... Niall, może ja powinnam wrócić do Irlandii, skoro ona ma taki problem z akceptacją mnie. Chlip..."
A potem, tak jak już zapewne się domyślacie, zostaję oficjalnie "zlinczowana", wszyscy mają mnie za bezduszną kreaturę, która się znęca nad "słabszymi" od siebie. I niech cię w tym momencie krew nie zaleje. Pal go licho to, co myślą o mnie inni. Jakoś się tym nie przejmuję. Jednak wyraz oczu Nialla, kiedy na mnie spojrzał... chciałabym o tym zapomnieć. Poczułam wtedy jak grunt osuwa mi się pod nogami, a ja wpadam, nie do króliczej nory, to nie ta bajka, ale do mojego największego koszmaru, z którego nie jestem w stanie się obudzić.
To była tylko zapowiedź tego, co nadchodziło.
Od tamtego zdarzenia minęły 3 tygodnie, a wciąż jest coraz gorzej. Powoli wszyscy się ode mnie odwracają. Katherine jest pomiędzy młotem a kowadłem, jej przywiązanie do rodziny i lojalność walczą z tym, co podsuwa jej Noelle. Przez to wszystko to, co się zaczęło układać między nią a Hazzą uleciało gdzieś, a ja i Niall... No właśnie, nie ma mnie i Nialla. Wszystko zasługa tej perfidnej lisicy.
Jednak wczoraj zrobiła coś, co z pewnością przekreśliło moje jakiekolwiek szanse u Horana - wrobiła mnie w zniszczenie jego ulubionej, szczęśliwej gitary. To był po prostu cios poniżej pasa, a ja nie wiem jak się teraz z tego wykaraskać.
Właśnie siedziałam w swoim pokoju i rozmyślałam jak wyjść z tej sytuacji, kiedy ktoś zapukał do mojego pokoju. Po chwili drzwi się uchyliły i ujrzałam w nich Kath.
- Mogę? - spytała, na co ja skinęłam głową.
Zamknęła drzwi i usiadła obok mnie na podłodze.
- Wymyśliłaś już coś?
- Nie mam pojęcia co mogłabym zrobić. - odpowiadam poirytowana. - To była jego ulubiona gitara. Dostał ją od rodziców, kiedy przeszedł eliminacje w X Factorze, a teraz ta małpa wrobiła mnie w to co sama zrobiła.
- Spokojnie. Na pewno coś da się z tym zrobić. - mruczy, w skupieniu przyglądając się swoim paznokciom.
Kiedy tak się jej przyglądam, wpadam na pewien pomysł.
- A gdybym mu tak odkupiła gitarę? - pytam nieśmiało. - Może nawet lepszą niż tamta.
- Zawsze to już coś. - kiwa głową w zamyślaniu.
- Katherine, wszystko w porządku? - pytam zaintrygowana jej zachowaniem.
Przez chwilę w ogóle nie reaguje na to, co do niej mówię. Jest jak w transie. Dopiero jak ją szturcham, patrzy na mnie, a minę ma skruszoną.
- Tak, wszystko jest okey. - mówi bez przekonania, jednak postanawiam nie drążyć tematu. - Jak chcesz, to mogę się wybrać z tobą do sklepu muzycznego i pomóc wybrać gitarę. O ile dobrze pamiętam, mowa tu o akustycznej? - unosi brew.
- Tak. - przełykam ślinę. - Dzięki, że mi pomagasz, mimo że większość nie wierzy w moją niewinność.
- Nie jestem po niczyjej stronie. Noelle osobiście nie zalazła mi za skórę. Jednak znam cię na tyle i wiem jak bardzo zadurzyłaś się w Niallu, także wiem, że nie zrobiłabyś czegoś takiego celowo.
- Twoja wiara we mnie jest rozbrajająca. - mówię z sarkazmem. - To co, idziemy?
- Także teraz? - pyta Kath lekko rozkojarzona.
- No a kiedy? - odpowiadam pytaniem na pytanie. - Im szybciej będę miała tą sprawę za sobą tym lepiej. - po chwili dodaję z troską. - Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, tak. Nie masz czym się martwić. - uśmiecha się, ale ten uśmiech nie dosięga oczu.
Godzinę później w moim pokoju stoi nowiuteńka gitara akustyczna w skórzanym futerale. Moja kuzynka okazała się niezastąpiona, jeśli chodzi o zakup instrumentu, mimo że wydawała się nieobecna.
Cóż, skoro gitarę już mam, pozostaje mi już tylko w jakiś sposób ściągnąć Horana do mojego pokoju.

* Perspektywa Nialla. *

Leżałem w salonie na kanapie oglądając telewizor, kiedy do pomieszczenia weszła Megan. Poczułem nagłe ściskanie w dołku i pragnienie, żeby do niej podejść, ale musiałem się powstrzymać i przypomnieć sobie, że jestem na nią zły za jej zachowanie w stosunku do Noelle.
Tu już nie chodziło o gitarę, mówi się trudno i kupuje się nową. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ona tak nie przepada za Noelle.
- Hej. - powiedziała Megan cicho.
- Cześć.
Meg bierze głęboki wdech.
- Mam do ciebie sprawę. Możesz na chwilę przyjść do mojego pokoju? - uśmiecha się nieśmiało.
- A muszę? - pytam.
- Och. - mina jej rzednie. - Oczywiście, że nie musisz. - kręci głową. - Po co ja cię w ogóle pytałam. - odwraca się na pięcie i wybiega z salonu.
Brawo Horan! Popisałeś się. Nie ma co, dziewczyna, na której ci tak bardzo zależy, właśnie dała dyla, bo zachowałeś się jak ostatni cham.
- Megan! Zaczekaj! - krzyknąłem zrywając się z kanapy i biegnąc za nią.
Niestety, gdy ją dogoniłem, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
- Meg, otwórz drzwi. - mówię spokojnie.
- Idź sobie!
- Proszę, otwórz.
- Po moim trupie! Idź sobie!
- Nigdzie się stąd nie ruszę.
- To proszę bardzo, siedź sobie pod drzwiami.
- Dobra.
- Dobra.
Usiadłem na podłodze i oparłem się o drzwi. Po chwili usłyszałem stłumiony szloch.
- Głupia, głupia, głupia! I po co się ja tak staram?! Przecież wiedziałam, że to się nie uda.  - słyszałem zza drzwi.
Pięknie, a teraz ona przeze mnie płacze. No po prostu świetnie.
Westchnąłem ciężko i poszedłem szukać Katherine. Może ona mi coś doradzi. W końcu jest ona kuzynką Megan, no nie?
Znalazłem ją w pokoju muzycznym. Gdy tylko otworzyłem drzwi, spojrzała na mnie, a gdy zobaczyła moją minę, poklepała miejsce obok siebie, na ławeczce przy fortepianie i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- W czym problem? - spytała.
- Jestem skończonym idiotą. - mruknąłem.
- Co się stało?
A wtedy wszystko jej powiedziałem. Słuchała mnie w skupieniu, nic nie mówiąc, a gdy skończyłem, długo milczała. Westchnęła.
- Zachowujecie się jak małe dzieci. - powiedziała w końcu. - Może nie tak dziecinnie, jak zdarza się mi i Harry'emu, ale jednak.
Nie no, to było naprawdę pocieszające.
- I co ja mam teraz zrobić?
- A jak myślisz?
- No, myślałem, że ty mi coś doradzisz.
- To twoja sprawa, którą musisz sam rozwiązać i nikt ci w tym nie pomorze. Niall, gdybym ci cokolwiek doradziła, a potem to nie wyszło, do kogo byś miał pretensje? Choć tego nie przyznasz, to w duchu i tak będziesz zły na mnie. Dlatego mogę ci powiedzieć tylko tyle, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Skoro Megan tak bardzo nie przepada za Noelle, to musi mieć jakiś konkretny powód. I nie, to na pewno nie jest czysta zazdrość. Szukaj sensu głębiej. Może ona widzi coś, co nam umyka? Nie wiem. Zaufaj swojemu sercu i zrób coś, co uważasz dla siebie za najlepsze.
- Co prawda, nie takich słów się spodziewałem, ale dzięki. - odpowiedziałem.
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się delikatnie. - A teraz idź do niej.
I tak też zrobiłem.

* Perspektywa Katherine. *

To był raczej zwariowany dzień. Trzeba to przyznać. Zastanawiacie się co z Megan i Niallem? W końcu doszło między nimi do porozumienia. Nie mam stu procentowej pewności, ale po zadowolonej Meg, chodzącej po domu i dźwiękach gitary akustycznej, wniosek wysnuwa się jeden. Całe szczęście.
Niestety, nie mogę powiedzieć, że u mnie jest tak kolorowo. W sumie, to jedna sprawa nie daje mi spokoju.
- Halo?
- Darcy, mogłabyś do mnie przyjść?
- Katherine, czy coś się stało? - spytała zaniepokojona.
- Sama nie wiem. Po prostu, potrzebuję tu mojej przyjaciółki. Teraz.
- Oczywiście, zaraz będę. Trzymaj się kochana.
- Pa.
Odłożyłam telefon na półkę nocną i zapatrzyłam się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Po jakimś czasie. Minucie? Dwóch? Godzinie? Zjawiła się w mojej sypialni Darcy. Podeszła do mnie i objęła mnie mocno.
- Katherine? Co się dzieje? - spytała z troską.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. - oczy mi się zaszkliły. - Ja czuję, że coś jest nie tak. Wszystko zmierza w złym kierunku.
- Ale co? - objęła mnie ciaśniej.
- Mój związek. My prawie wcale ze sobą nie rozmawiamy. - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. - Nasze rozmowy... nie można nawet ich określić tym mianem. To jakieś pomruki, zdawkowe pytania, odpowiadanie monosylabami. Tylko kiedy się kłócimy, to tak jakbyśmy naprawdę ze sobą rozmawiali. To takie frustrujące. - rozkleiłam się na całego.
- Cii... Nie płacz. Nie warto. - rytmicznie głaszcze mnie po plecach.
- Kiedy ja go tak bardzo kocham. Jestem zakochana po same uszy,ale kiedy mu to mówię, to odpowiada tak jakby z wahaniem. Jestem tym wszystkim cholernie zmęczona. Ostatnie tygodnie to jedna wielka plątanina kłótni, cichych dni, pretensji, względnego spokoju i seksu. Wiesz, że nawet seks jest już nawet inny? Nie wiem jak to określić. Brakuje w nim tego czegoś, może czułości i tego magnetyzmu. To tylko zaspokajanie potrzeb. Czasami mam wrażenie, że on jest ze mną tylko dla seksu. - kręcę powoli głową. - Jestem taka żałosna. Zawszę muszę coś spieprzyć.
- Dlaczego uważasz, że to ty tu zawiniłaś?
- Bo to zawsze była moja wina. Ojciec zdradził Margaret, to było moją winą, bo się urodziłam. Gabriel rozrabiał, bo ja mu "kazałam". - kreślę w powietrzu cudzysłów. - Mój związek z Igorem, to że on był na mnie cały czas wściekły, to że się to rozpadło, to też moja wina. Przynajmniej on tak twierdzi. Wypadek, to też moja wina. Margaret, nazwała mnie głupią, upartą smarkulą, bo chciałam wtedy wrócić do Londynu. Harry obwinia mnie, choć tego głośno nie mówi, o ten wypad do klubu w Dublinie. Jakbym to ja kazała Nathanowi być tam wtedy, pójść w tym klubie, spić się, a potem na mnie napaść. A teraz to też będzie moja wina, bo chcę coś sama osiągnąć. Chcę się sprawdzić jako kompozytorka i tekściarka. Ale to wszystko idzie kosztem mojego związku z Harrym.
- Katherine, ale czy ty sama czujesz się winna? Czy tylko czujesz, że inni obarczają cię winą.
- Nie wiem, nie wiem. Nic nie wiem. - szepczę drżącym głosem.
Nawet nie zauważam kiedy łapię się za włosy i ciągnę za nie mocno.
- Spokojnie. - Darcy delikatnie wyplątuje moje palce z włosów.
- Niall prosił mnie o radę względem Megan. To powiedziałam mu, że nic się nie dzieje bez przyczyny. W takim razie, co takiego poszło nie tak, że tak bardzo oddalamy się od siebie. Zawsze dwa kroki w przód, jeden wstecz.
- Katie, związek, jak już sama nazwa wskazuje, to więcej niż jedna osoba. Tu nie tylko ty mogłaś zawinić. A co  z Harrym? Przecież on wcale taki święty nie jest.
Nie wiedząc co odpowiedzieć, wzruszyłam tylko ramionami.
- Kath, nie możesz się skupiać tylko na swoich wadach. Każdy ma wady. Nawet Zayn.
- Serio?
- Wiesz, mieszkam z nim, to co nieco o nich wiem.
Pokiwałam głową.
- Koniec tego smucenia się. Popraw sobie makijaż i chodź na dół.
- No dobrze.
- I uśmiechnij się. - uniosłam brwi. - No dalej. Mam czas. - uśmiechnęłam się delikatnie.  - Tak lepiej.
Podeszłam do toaletki i szybko poprawiłam makijaż po czym zeszłyśmy razem na dół.
Wszyscy bawili się w najlepsze. Zayn i Michael grali przeciwko Eleanor i Toni na Nintendo Wii w sportowe gry drużynowe, Liam, Louis i Megan grali w karty, a Niall pobrzdąkiwał na nowej gitarze, coraz wtrącając parę słów do rozmowy prowadzonej przy kartach. Jednak kogoś mi tu brakowało. Czyżby nie przyszedł?
Poczułam jak robi mi się niedobrze.
- Muszę się iść napić. - powiedziałam cicho do Darcy i wyszłam z salonu.
Szczerze powiedziawszy, to chciałabym wymazać ten moment z pamięci. Naprawdę. Chociaż gdybym tak zrobiła, to tępy ból i tak by pozostał.
Otóż zobaczyłam... Boże, nawet napisać tego nie jestem w stanie. Katherine weź się w garść. Zobaczyłam Harry'ego i Noelle w dwuznacznej sytuacji.
Harry opierał się o blat, ten sam, na którym wielokrotnie się obściskiwaliśmy, a Noelle trzymała ręce na jego ramionach. Gdy tylko mnie spostrzegli, Loczek odepchnął ją od siebie, a ona zrobiła niewinną minę, ale satysfakcja w jej oczach ją zdradzała.
- Katherine, to nie tak jak myślisz. - od razu zaczął się bronić.
Nie rozpłaczę się, nie rozpłaczę się. Cholera, nawet moje własne ciało mnie nie słucha.
Odwracam się na pięcie i wchodzę do salonu, po czym podchodzę do Megan i szepczę jej do ucha.
- Cokolwiek postanowisz z nią zrobić, masz we mnie sojusznika. Zadarła nie z tą rodziną co trzeba.
- Kath, ale co się... - spojrzała na mnie zaskoczona, a potem na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. - Rozumiem.
Skinęłam głową i wyszłam z salonu, kierując się do schodków prowadzących na dach. Słyszałam za sobą wołanie Harry'ego i krzyki Darcy, ale w tej chwili mnie to nie interesowało. Byłam tylko ja, ból i wieczorne chłodne powietrze przyjemnie chłodzące moje rozgrzane ciało.

______________________________________________________
No i jest kolejny rozdział. Trochę mi zajęło napisanie go, ale dałam radę. Za to jest dość długi i mam nadzieję, że wa się podoba.

Proszę was o komentarze, nawet zwykły ":)" wystarczy, bo będę wiedzieć, że wam się podobało.

Kolejny rozdział w listopadzie. Którego? Dokładnie nie wiem. Postanowiłam dodawać rozdziały raz w miesiącu, także mogę obiecać, że kolejny rozdział się pojawi.


Buziaki, Joseph. xx