niedziela, 25 listopada 2012

Nicea.


"Nicea,  5 sierpnia 2012r.
Podziwiamy sobie widoki. :D Fotka jeszcze z Paryża. Obecnie jesteśmy w Nicei. Widoki są po prostu nieziemskie. Nowa opalenizna się produkuje, także jest okej. Wracając do Paryża. Zostaliśmy bardzo mile zaskoczeni z Harrym przez tamtejsze fanki. Obyło się pisków i innych dziwacznych szaleństw. W ogóle pełna kultura. Także mają duży plus u mnie. Jakie mamy plany na dziś? Ja będę się prawdopodobnie opalać, ale znając Hazzę nic z tego nie będzie. Kolejna notka jak zmienimy miejsce pobytu. Buziaki. :*"

- Ty przyjechałaś na wakacje, czy romansować z laptopem?
- No pewnie, że to drugie.
- Jesteś niemożliwa.
- I?
- Kocham cię. 
- Aha.
- Nie zapomniałaś o czymś? 
- Je t'aime. - uśmiechnęłam się do laptopa.
- To było do mnie czy do laptopa? - spytał Harry.
- Sam wybierz. - mruknęłam.
- Okeeej. To gdzie idziemy?
- Na plażę. 
- To się zbieraj.
- Tak jest agencie Loczek. - zaśmiałam się i zamknęłam laptopa.
- Widziałeś moją kosmetyczkę?
- Po co ci makijaż na plaży?
- Żebyś się pytał. - przerwałam na chwilę poszukiwania. - Ty masz go zamiar zmyć? 
- Może. - odparł niewinnie.
W końcu znalazłam to co szukałam i poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się na umywalce. Spojrzałam przelotnie w lustro i zaczęłam grzebać w kosmetyczce. Przecież musi tu być, pomyślałam. Jest. Wyjęłam małą fiolkę, wysypałam z niej dwie tabletki, wzięłam je do ust i popiłam wodą. Od razu lepiej.Szybko schowałam fiolkę na samo dno kosmetyczki i dla niepoznaki pociągnęłam rzęsy tuszem wodoodpornym, a usta błyszczykiem. 
- Już?!
- Tak. -powiedziałam wychodząc z łazienki. 
Jakieś 20 minut później byliśmy na plaży. Zdjęłam spodenki i bokserkę, a potem położyłam się na leżaku i zaczęłam się opalać, a Harry poszedł popływać. Jednak, tak jak przewidywałam, nie było mi dane się poopalać. Po zaledwie 15 minutach pojawił się Hazza i  ochlapał mnie wodą. Zaraz potem złapał w pasie i zaciągnął mnie do wody. Moje wyrywanie się i protesty nic nie dały. Kiedy byłam już cała mokra, dopiero był usatysfakcjonowany. Milusio. Żeby nie być mu dłużna, też zaczęłam go ochlapywać. Chwilę później leżeliśmy na mokrym piasku i śmialiśmy się wniebogłosy. Z boku musiało to wyglądać przekomicznie. Ludzie przystawali i przyglądali się nam, śmiejąc się z naszych wygłupów, a ci co nas rozpoznali robili nam zdjęcia lub nagrywali, ale nie byli nachalni.
- Może wystarczy już tego widowiska? - spytałam.
- Czy ja wiem? Świetnie się bawię. - odparł Harry.
- Ja też, ale  robi się trochę niezręcznie, kiedy się tak gapią.
Loczek rozejrzał się dookoła.
- Faktycznie. - wyciągnął w moją stronę rękę. - Pani pozwoli.
Zaśmiałam się. 
- Cóż za kurtuazja. - chwyciłam jego dłoń. - Ależ oczywiście, panie Styles.
Trzymając się za ręce poszliśmy zabrać nasze rzeczy z leżaków i skierowaliśmy się do baru. 
Harry zamówił piwo, a ja szklankę soku pomarańczowego. Ledwo upiłam łyk soku, kiedy zadzwonił mój telefon. Patrząc na wyświetlacz, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Witaj przystojny Irlandczyku. Jak sobie radzicie beze mnie? - spojrzałam na Harry'ego, który udawał, że się obraził.
- Jak na razie, dobrze. Tylko pół domu zdemolowaliśmy, ale jeszcze nie skończyliśmy, także do końca sierpnia na pewno się wyrobimy.
- Hmm... świetnie. Tylko zostawcie w spokoju moje łóżko, żebym miała na czym spać.
- Czy ja wiem... Liam stwierdził, że z niego niezła trampolina.
- Też to zauważyłam. - odparłam. - Czekaj, powiedziałeś Liam?
- No tak.
- A ja myślałam, że to taki porządny i odpowiedzialny facet. - westchnęłam. - Nic wam nie można zostawić, bo zaraz rozwalicie. Jak wrócę, wszystko ma być w całości, bo jak nie, to będziecie tego żałować do końca życia.
- Co nam zrobisz? - powiedział przerażonym głosem.
- Nie powiem, bo to tajemnica państwowa. - zaśmiałam się co popsuło mój efekt grozy. - Dzwonisz w jakimś konkretnym celu?- spytałam go i napiłam się trochę soku.
- No stęskniłem się trochę za wami. Poza tym w Londynie jest strasznie nudno. Louis z Eleanor pojechali do Doncaster. Jutro wraca Zayn z Darcy, ale tylko na dzień lub dwa, bo zaraz jadą do Bradford. 
- Słyszałam. - odparłam.
- A Liam z Danielle gruchają sobie jak dwa gołąbki, także siedzę sobie sam w mieszkaniu i nawet nie mam z kim pogadać. - zakończył smutno.
- Mój ty biedaku, a Josh gdzie jest? 
- U rodziców.
- To jedź do Mullingar. Pod koniec sierpnia na pewno tam przyjedziemy. 
- Możliwe, że  tak zrobię. To gdzie teraz jesteście?
- W Nicei. 
- Ale wam fajnie. Dobra będę kończył. Pozdrów Harry'ego.
- Trzymaj się. Pa, Nialler. - rozłączyłam się.
Schowałam telefon do torebki i spojrzałam na Harry'ego, który zdążył już zamówić drugie piwo.
- Masz pozdrowienia od Horanka. Biedak, siedzi sam i się nudzi. - westchnęłam. - Sam jeden w otoczeniu tylu szczęśliwych par. - pokręciłam głową. - Muszę mu koniecznie znaleźć dziewczynę. - mruknęłam sama do siebie.
- Nie martw się tak o niego. Poradzi sobie. Jest dorosłym facetem i na pewno na sobie redę.
- Za to ty nie jesteś dorosły i potrzebujesz mojej stałej opieki. - pokazałam mu język.
- Tego nie powiedziałem. - odparł urażony.
- Koniec tematu. Jestem głodna. Chodźmy coś zjeść.
Wstałam z krzesła i pociągnęłam Loczka za sobą.
- A na co masz ochotę? - spytał Hazza.
- Jeszcze nie wiem. Może kebab?
- Niech będzie kebab.
Dwadzieścia minut później jedliśmy kebab w jednej z plażowych restauracji.
- Długo tu jeszcze zostajemy, Katherine?
- Nie wiem, możliwe, że jeszcze tak z dwa góra trzy dni.
- Za blada jesteś? - zaśmiał się.
- Owszem. W Londynie nie ma tyle słońca co tutaj, ale i on ma swoje uroki.
- Na przykład?
- Mam wymieniać po kolei? Od A do Z?
- Może lepiej nie, bo zajmie ci to z godzinę jak nie dwie.
- Ma się do tego smykałkę.
- To zostań negocjatorem handlowym.
- Negocjacje to bardzo nudne zajęcie.
- Próbowałaś?
- Tak. Kiedy miałam 16 lat, przyjechałam do dziadka na wakacje. Któregoś wieczoru, wziął mnie do swojego gabinetu. Siedzieliśmy przed kominkiem i rozmawialiśmy o wszystkim, Dziadek chciał wiedzieć co bym chciała robić w przyszłości. Odpowiedziałam, że nie wiem. Też zaproponował negocjacje handlowe. Powiedział, że jeśli jego przekonam, to przekonam każdego. Podał mi scenariusz. Jest właścicielem sieci hoteli i mam go przekonać do zakupu kolejnego hotelu.
- I?
- Dziadek był trudnym przeciwnikiem. Na każdy twój argument znajdował kontrargument. To było jak partyjka szachów, wykonasz ruch, a on za każdym razem stawia cię w szachu. - przełknęłam trochę kebabu. - Rozmowa trwała godzinę. Wyczerpały mi się wszystkie pomysły. W końcu porównałam hotelarstwo do hodowania kwiatów. Tylko dobry ogrodnik wyhoduje piękne kwiaty. Nowy hotel jest jak nasionka nieznanej rośliny. Jest pewnie ryzyko, że roślinka nie urośnie, ale tylko żmudna praca daje efekty.
- Co ci odpowiedział?
- Że się zastanowi.
- Tylko tyle?
- Yhy. - uśmiechnęłam się. - Koniec historii. Zresztą co innego mnie pasjonuje.
- Muzyka. - odparł z prostotą.
- Owszem, ale koniec gadania o mnie. Co powiesz na to, żebyśmy wrócili do hotelu, przebrali się i poszli zwiedzać miasto.
- Skoro chcesz. Chociaż ja bym chętnie poprzestał na hotelu.
- Świntuch, Myślisz tylko o jednym.
- Jestem facetem, więc nie dziw mi się. Poza tym wyglądasz kusząco w tym kusym bikini.
- Nimfoman. - powiedziałam, kiedy szliśmy w stronę hotelu.
- Z ciebie jest. - odparł, obejmując mnie w talii.
- Wypraszam sobie. Z tobą nie da się rozmawiać.
- Ze mną?
- No chyba, że chodzę z jakimś innym Harrym.
- Pewnie tak. - zaśmiał się, ale zaraz skrzywił się, kiedy dostał kuksańca w żebra.
- To bolało. - poskarżył się.
- Też cię kocham. - odparłam i otworzyłam drzwi do naszego pokoju.
Harry, gdy tylko przekroczył próg pokoju, od razu padł na łóżko, a ja poszłam się przebrać. Przetrząsałam całą walizkę, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego, ale niczego takiego nie znalazłam. Jęknęłam.
- Nie mam się w co ubrać. - powiedziałam.
- Walizka pęka w szwach, a ty nie masz się w co ubrać. Zrób mi przysługę i najlepiej chudź nago. 
Padłam na fotel.
- A ty zrób mi przysługę i się nie nie odzywaj.
- Okej, ale nie miej do mnie pretensji, że ci nie odpowiadam.
- Spoko, nie ma problemu.
Przez 15 minut siedzieliśmy w ciszy. Potem zaczęłam gadać coś bez ładu i składu po polsku.
- O czym ty nawijasz, Katherine?
- ... krzesło się przewrócił, matka wpadła w szał, - zaczerpnęłam tchu. - a ja stałam i śmiała się jak durna. - spojrzałam na Loczka. - Ty się ponoć miałeś się nie odzywać.
- Trudno siedzieć cicho, Kath, kiedy ty trajkoczesz jak katarynka i to jeszcze nie wiadomo o czym.
- Czy ty właśnie mnie nazwałeś katarynką?
- Tak.
- Hmm... gdzie jet moja prostownica? - stukałam palcem wskazującym w brodę.
- Nie zrobisz tego. - powiedział wstając z łóżka.
Zaśmiałam się i rzuciłam w kierunku walizki. Ledwo ją dotknęłam, Harry złapał mnie w pasie i zaciągnął do łazienki. Tam wylądowałam pod prysznicem, gdzie zostałam oblana ciepłą wodą. Piszczałam, śmiałam się i wyrywałam, ale nie miałam szans na ucieczkę, no chyba, że kopnę go w kroczę, ale wolałam tego nie próbować. Poza tym to nie honorowe.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Zmywam głupie pomysły jakie masz w głowie.
Pokręciłam tylko głową na jego pokrętną logikę i wciągnęłam go pod prysznic. Opierając się o ścianę przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam go, raz skubiąc delikatnie dolną wargę, żeby zaraz pogłębić pocałunek.
- To też jest głupi pomysł. - uśmiechnęłam się do niego w strugach wody spływających po nas.
Hazza zaprzeczył i mocniej wpił się w moje usta, jedną rękę oparł na karku, a drugą gładził delikatnie, acz z niewielką zaborczości, biodro. Mmm... uwielbiam takie sytuacje.

______________________
Cześć. Oddaje w wasze ręce kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Kolejny nie wiem kiedy. Postaram się ja najszybciej. Niedługo pojawi się nowa postać, także kto ciekawy to cierpliwie czeka, bo naprawdę warto. 
Naprawdę zależy mi na waszej opinii i na tym, żebyście czytali moje opowiadanie. Gdybym nie miała tyle nauki, z pewnością dodawałabym rozdziały częściej.

Buziaki. :*

~ unromanticgirl

wtorek, 6 listopada 2012

Uroki Paryża.

#1235
"03.08.2012 , Paryż.
Co tam u was? U mnie jak najbardziej spoko. Paryż to piękne miasto. Jestem tu już drugi dzień. Wczorajszy spędziłam na spaniu, spaniu i jeszcze raz spaniu. Dopiero wieczorem wyszłam z hotelu. Najfajniej podziwia się Paryż nocą. Mniejszy wtedy ruch itp. Pola elizejskie - obłędne. Harry? Jest taki jak zwykle, czyli zagląda mi przez ramię i pyta co piszę. Taa, będę musiała go nauczyć polskiego. Koniecznie.
A i macie od niego pozdrowienia. Mówi, że was kocha. Robię się trochę zazdrosna. :P Co by tu jeszcze powiedzieć. Hmm... To jest dopiero początek naszych wakacji. Odwiedzimy jeszcze kilka miejsc. Fotka z wczoraj. :) Jak widać, w tle walają się walizki. :D Cóż będę kończyć, bo Hazza się niecierpliwi. Zaraz idziemy na miasto.  Buziaki. :*"

- Długo jeszcze? - spytał Harry.
- Oczywiście, że tak. - uśmiechnęłam się złośliwie. - Jeszcze nie skończyłam.
- To pójdę bez ciebie. - odparł.
- Gdzie, jeśli można wiedzieć?
Podszedł do mnie i szepnął mi na ucho, gdzie chce iść.
- Ty chyba sobie żartujesz ze mnie? - powiedziałam, patrząc na niego jakby wyrosła mu druga głowa.
- Nie. - uśmiechnął się łobuzersko. - Za każdym razem jak tu byłem, chciałem zobaczyć to miejsce, ale jakoś nie miałem okazji. Pomyślałem, ze może poszlibyśmy tam razem.
Położyłam się na wznak w poprzek łóżka i przykryłam twarz poduszką.
- Mnie w to nie wciągniesz. Jak nas przyłapią, to Scott mi żyć nie da.
- A od kiedy ty słuchasz kogokolwiek? - spytał zdejmując mi poduszkę z twarzy. - Odkąd jesteśmy razem zauważyłem, że kierujesz się własnymi zasadami i nic ani nikt nie jest w stanie tego zmienić. No chyba, że siłą.
- Bardzo  zabawne. - mruknęłam.
- Rozchmurz się. - pochylił się nad moją głową. - Będzie zabawnie, zobaczysz. - powiedział całując moje usta.

~*~

Boże, jak ja się dałam na to namówić, przecież to czyste szaleństwo. No, ale cóż, jego pocałunki bywają bardzo przekonujące. Jak na razie mieliśmy szczęście, bo nikt nas nie rozpoznał. O co się tak pieklę? Bo idziemy do muzeum. Taa, straszne. Twój facet ciągnie cię do muzeum. 
Tak dla jasności to nie jest zwykłe muzeum. Byliśmy na placu Pigalle, a dokładniej w Musée de l'érotisme czyli w Muzeum Erotyzmu. 
- Powiedz mi dlaczego ja się na to zgodziłam? - mruknęłam.
- Bo mnie kochasz. - odparł ze śmiechem.
- A wiesz, że zawsze mogę zawrócić?
- Wiem, ale wtedy byś się zastanawiała czy flirtuję z jakąś dziewczyną.
- Jesteś zbyt pewny siebie. Zobaczysz, że to się kiedyś obróci przeciwko tobie.
- Chcesz się założyć? - spytał.
- Dobra. - odparłam.
Chanelle Parks (19 l.)
Rozejrzałam się po placu i zauważyłam idealną kandydatkę.
- Widzisz tą brunetkę w szarym kapeluszu? - spytałam Harry'ego. - Siedzi na ławce i pije kawę.
- Widzę i co? - widziałam zainteresowanie w jego oczach.
- Podejdź do niej i zdobądź jej numer telefonu. 
- A co będę z tego miał?
- 100 funtów i jedno życzenie.
- Okej. To szykuj dla mnie kasę. - uśmiechnął się łobuzersko i poszedł sobie.
- Doigra się w końcu. - mruknęłam pod nosem.
Usiadł obok niej na ławce, uśmiechnął się, zagadał. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. 
Gadał już z nią bite 15 minut. Ładnie panie zdobywco, zaśmiałam się w duchu. Wyciągnęłam telefon.

"A może tak zakład w obie strony? Ja też trochę się zabawię. :] Powodzenia kochanie. :P"

Ksawery Reński (18 l.)
Harry jak tylko odczytał smsa wyglądał jakby się dławił. Spojrzał w kierunku, gdzie myślał, że stoję, ale mnie już tam nie było. Stałam obok przystojnego bruneta i bezwiednie rozglądałam się po placu.
Zauważyłam, że chłopak na mnie zerknął.
- Hmm... wiesz może, która godzina? - spytałam płynnym francuskim.
- Do you speak English or Polish? - spytał niepewnie.
Nie no ja to mam szczęście. 
- Polak? - spytałam po polsku, delikatnie się uśmiechając. 
Skinął głową.
- To wiesz może, która godzina? 
- Oto się pytałaś. - uśmiechnął się i wyciągnął telefon. - Mamy 12:26.
- Dzięki. Jestem Katherine. - wyciągnęłam do niego rękę.
- Ksawery. Miło cię poznać. Dobrze mówisz po polsku jak na Angielkę.
Zaśmiałam się i obejrzałam na Harry'ego. Jego mina jest bezcenna.
- Co prawda jestem Angielką, ale tylko w połowie. Skąd jesteś?
-  Z Sopotu. A ty?
- Prosto z nad pięknego Bałtyku. Ja całkowicie nie ta część Polski. Jestem z Hrubieszowa. Pewnie nic ci to nie mówi. Województwo lubelskie, niedaleko Zamościa.
- Teraz coś mi świta. - uśmiechnął się. 
- Pierwszy raz w Paryżu? - spytałam.
- Owszem, a ty?
- Nie, byłam już tu raz. Wakacje czy może praca?
- Wakacje. Przyjechałem ze znajomymi na 2 tygodnie, a ty?
- W Paryżu będę przez jeszcze dzień lub dwa, potem jadę zwiedzać inne miejsca w Francji.
- Może się jeszcze spotkamy. - uśmiechnął delikatnie.
Otworzył torbę, którą miał przerzuconą przez ramię, wyjął z niej kartkę, długopis i napisał coś na kartce. Po chwili podał mi ją.
- Jakbyś chciała pogadać albo będziesz w Sopocie to dzwoń.
- Okej. To ja już będę zbierać. Do zobaczenia. - powiedziałam z uśmiechem i odeszłam w kierunku skąd przyszłam. 
Jak zauważyłam, Harry nadal bajerował tą dziewczynę. Westchnęłam. Koniec tego dobrego, pomyślałam. Pewnym siebie krokiem zmierzałam w stronę Harry'ego.
- Cześć, kochanie. Gdzie się podziewałeś? Wszędzie cię szukałam. - powiedziałam mierzwiąc jego loki. - Co to za dziewczyna? Nie przedstawisz nas sobie? - uśmiechnęłam się zadziornie i wyciągnęłam rękę w stronę brunetki. - Katherine.
- Chanelle. - uścisnęła moją dłoń. - Miło cię poznać.
- Mnie również. - odwróciłam się do Harry'ego, który praktycznie zabijał mnie wzrokiem.
Ooo, jak słodko. Wyjęłam telefon z torebki i przyłożyłam do ucha.
- Halo? - powiedziałam. - Tak, zaraz będziemy z powrotem. Bliźniaki się niecierpliwią? Postaraj się jeszcze chwilę z nimi wytrzymać. Zaraz będziemy z Harrym w domu. - niby rozłączyłam się, a w duchu skręcałam się ze śmiechu na widok miny Hazzy. - Kochanie, będziemy musieli się pospieszyć. Chłopcy strasznie się niecierpliwią. - spojrzałam na Chanelle i z konspiracyjnym uśmieszkiem powiedziałam. - Zupełnie się wdali w ojca. 
Ta nie wiedząc jak się zachować też się uśmiechnęła zakłopotana.
- To ja już się będę zbierać. - powiedziała dziewczyna. - Cześć. - i już jej nie było.
Harry spojrzał na mnie rozbawiony.
- Bliźniaki? - spytał ledwo hamując śmiech. - Czy ja o czymś nie wiem?
Usiadłam obok niego.
- No co? Pierwsze co mi do głowy przyszło. Zresztą było widać, że na żonatych nie leci.
- A ja wyglądam na żonatego faceta? - zmarszczył czoło.
- Wystarczyło, że zauważyła u mnie obrączkę. Faceci mają tendencję do nienoszenia obrączek.
- I ty niby masz obrączkę? - spytał z powątpiewaniem.
- A nie widać? - wyciągnęłam w jego stronę lewą dłoń.
Kiedy zauważył obrócony pierścionek, Harry wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
- Kath, ty to masz pomysły. - pokręcił głową. - A jaka ty zazdrosna? Chociaż... zrobiłaś to celowo. Chciałaś żebym przegrał. 
- Może. - uśmiechnęłam się psotnie. - Ale sama zdobyłam numer. 
- Bo miałaś szczęście. - powiedział całując moje usta.
- Ta jasne. - wstałam z ławki ciągnąc go za sobą. -  Po prostu przyznaj, że faceci bardziej mnie pragnął niż ciebie kobiety. 
Boże, ta rozmowa jest tak absurdalna, że gdybym nie była teraz w miejscu publicznym, to już leżałabym i płakała ze śmiechu.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię.
- Mhm, duma ci nie pozwala. Jak sobie chcesz, ja i tak wiem swoje. - westchnęłam. - To idziemy do tego muzeum?
- Tak, tak. - uśmiechnął się uroczo.
- Czyżbyś był zakłopotany? - uniosłam jedną brew, gdy Harry się lekko zaczerwienił. - Nie wierzę, że tego dożyłam. Dobra, chodź przystojniaku, bo jak jeszcze jakaś dziewczyna znowu się za tobą obejrzy to nie ręczę za siebie.
- Zazdrośnica. - mruknął mi do ucha, obejmując mnie ramieniem.
- I dobrze mi z tym.

~*~

Leżałam sobie na łóżku, z głową zwisającą do dołu. Harry aktualnie brał prysznic. 
Jak było w muzeum? Całkiem fajnie.  
Wypad na miasto udałby się lepiej, gdyby nie w połowie drogi powrotnej do hotelu dorwali nas paparazzi. Chociaż uciekanie przed nimi było całkiem zabawne. Taka tam zabawa w chowanego w większym formacie.  
Mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz. Zayn? Lepiej odbiorę.
- Co tam, Zayn? Jeszcze coś popsuliście, niby przez przypadek?
- Taa, wywaliliśmy pół ściany, bo było za mało miejsca w salonie do gry w klasy.
- Cześć Dar. Swojego telefonu nie masz?
- Bateria padła, a ten był pod ręką.
- Cała ty. - mruknęłam.
- Jak Francja?
- Całkiem, całkiem. Jutro wieczorem zmieniamy miejsce.
- Gdzie teraz?
- Nie wiem, zobaczy się później, bo jak na razie nie mamy nic konkretnego.
- A co dzisiaj robiliście? - spytała jak zawsze ciekawa Darcy.
- Byliśmy w muzeum, znów spacerowaliśmy po polach elizejskich, oglądaliśmy panoramę miasta ze szczytu wieży Eiffla, jedliśmy obiad w przyjemnej restauracji i wialiśmy przed paparazzi, kiedy wracaliśmy do hotelu. 
- Byłaś w Luwrze i mnie nie zabrałaś? - obruszyła się Dar. - Chamstwo. Foch.
- Nie fochaj się. Ostatnio w Luwrze byłam z dziadkiem, a z Harrym byłam w muzeum przy placu Pigalle.
- To już bardziej w jego stylu. - skomentowała. - I jak było?
- Całkiem fajnie, jak na takie miejsce. Musisz się tam kiedyś wybrać.
- Bardzo chętnie, ale tylko w wyborowym towarzystwie. 
- No ba. - mruknęłam.
Harry właśnie wyszedł z łazienki w samym ręczniku, który niewiele zostawiał dla wyobraźni. Właśnie się schylił do walizki, żeby coś wyjąć, przy czym ostentacyjnie wypiął swoje zacne cztery litery, abym je podziwiała.
- Jesteś nie fair. - powiedziałam zapominając o telefonie. - Robisz to specjalnie.
Ten się tylko uśmiechnął zawadiacko i wrócił się do łazienki. Dopiero wtedy zauważyłam, że Spencerek trajkocze jak najęta.
- ... że co ja niby robię specjalnie?! O co ci chodzi Kath?!...
- Hola, hola. Spokojnie. To nie było do ciebie. - zaśmiałam się układając wygodniej na łóżku. - Uważaj, bo zaraz palpitacji dostaniesz. Wdech, wydech, pamiętasz?
- A ty co? Psychoterapeuta? - spytała już spokojniej.
- Twój? Można tak powiedzieć. Kiedy wracacie do Londynu?
- Jakoś na dniach, ale i tak nie na długo, bo mamy zamiar jechać do Bradford. 
- To fajnie. - Harry znów wyszedł z łazienki. 
Uśmiechał się łobuzersko i prowokacyjnie kręcił tyłkiem. Z wrażenia zaschło mi w gardle.
- Wiesz, ja będę kończyć. Pa, kocham cię. - rozłączyłam się.
- Masz ochotę się zabawić? - spytał niewinnie Hazza.
- Czemu nie. - odparłam siadając na łóżku.
Podszedł do mnie i zaczęliśmy się całować. Jego wilgotne po prysznicu loki, ocierały się o moją twarz, przyjemnie chłodząc rozgrzaną skórę. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i zaborcze, a atmosfera była przesycona elektryzującym pożądaniem.
Mmmmm... i jak tu się nie poddać urokom Paryża?

__________________________
Cześć skarby. Tyle osób czytało moje opowiadanie, a teraz tak marnie z komentarzami. Przykro mi się robi. Do tego, jak widzę, nie wiele osób zainteresowało się moim drugim opowiadaniem. Przeczytajcie je i piszcie co o nim sądzicie. Niektórzy twierdzą, że jest nawet lepsze od tego, chociaż ja sama nie wiem.
Naprawdę  mi przykro, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale to jest raczej kwestia tego, że nie wyrobiłam sobie jeszcze odpowiedniego tępa z odrabianiem lekcji i uczeniem się do sprawdzianów itp.
Także zrozumcie mnie i czekajcie cierpliwie, a na pewno wam to wynagrodzę.
Jeśli macie jakieś pytania odnoście opowiadania lub jakieś propozycje, zapraszam na mojego aska: http://ask.fm/unromanticgirl lub do pisania na gg 12531955.

10 komentarzy = rozdział

Buziaki.:*

~ unromanticgirl