* Sobota*
Dwa ostatnie dni minęły w miarę przyjemnej atmosferze. Oczywiście nie obyło się bez kilku sprzeczek z mamą, ale nie było tak źle.
Igora już na szczęście nie spotkałam.
Dziś mamy wielką sobotę, czas na święcenie koszyczka.
Ubrana w to <klik> i skórzaną kurtkę wsiadłam razem z Gabrielem do mojego auta i pojechaliśmy do kościoła.
Gabbe przez chwilę milczał, ale potem spytał.
- Wiem, że jest jeszcze sporo czasu, ale mam pytanie.
- Jakie? - odparłam. - Mów śmiało.
- No bo... czy poszłabyś do mnie na bal jako opiekun?
- A czemu nie rodzice?
- Wiesz jaka mama jest, a tata nie wie czy dostanie wolne.
- Hmm... myślę, że mogłabym przyjechać na kilka dni w czerwcu. Zwłaszcza, że mój bal był odwołany.
- Taa, wiem. Przykra sprawa.
- No. - popatrzyłam na niego. - Coś jeszcze cię trapi?
- Bo... będziesz moim świadkiem na bierzmowaniu?
- Okej... myślałam, że spytasz Alana.
Miło z jego strony, że mnie o to poprosił.
Zaśmiałam się.
- Widzę, że robisz mi wakacje w Polsce. - zamyśliłam się. - Na bal przylecę sama, ale na bierzmowanie może zabiorę Harry'ego. - powiedziałam i zaparkowałam samochód na parkingu przed kościołem.
Wysiedliśmy i zabrałam święconkę z tylnego siedzenia.
W kościele długo nam nie zeszło. Po jakiś 20 minutach wracaliśmy do domu.
- Co będziesz teraz robić? - spytał Gibby.
- Odwiozę ciebie i koszyk do domu, a sama pojadę do babci. - uśmiechnęłam się
- Łakomczuch. - stwierdził.
- I jest mi z tym bardzo dobrze.
"Under the lights tonight
Turned around
And you stole my heart
Just one look
And I saw your face
Fell in love
Take a minute, girl
To steal my heart tonight
Just one look, yeah
I'm waiting for a girl like you..."
And you stole my heart
Just one look
And I saw your face
Fell in love
Take a minute, girl
To steal my heart tonight
Just one look, yeah
I'm waiting for a girl like you..."
- Harry dzwoni. - stwierdziłam. - Weź wyjmij mój telefon z torebki.
- Okej. - odparł. - Mam.
- Odbierz.
- Hello Harry. - powiedział. - Nie, nie martw się. Katherine cię nie zdradza.
- Gabriel zamknij się. - niemal warknęłam. Żartowniś jeden.
- Kim jestem? Och, sorki. Zapomniałem się przedstawić. - pokazał mi język. - Gabriel, młodszy brat Kate.
- Gabryś zobaczysz uduszę cię w domu.
- Sama kazałaś mi odebrać. - odparł z niewinną miną.
- Wiem, ale nie po to, żebyś robił z siebie debila. - westchnęłam. - Powiedz Harry'emu, że zaraz do niego oddzwonię.
- Spoko. Kath powiedziała, że jak jej się zechce to do ciebie oddzwoni. Nie, ja też jej nie rozumiem. To cześć. - rozłączył się.
- Jak tatę kocham, niech cię tylko dorwę, a poszczuję Baxterem i urwę ci głowę.
- No nie złość się tak. - powiedział, kiedy zaparkowałam przed domem.
Wysiadł, zabrał koszyk i już go nie było.
Ja zostałam w samochodzie. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Harry'ego.
Odebrał po drugim sygnale.
- Ooo, zachciało ci się zadzwonić? - spytał.
- Tak, zachciało. - odparłam. - Kochanie, nie złość się. Nie mogłam odebrać, bo prowadziłam, a Gabriel nie mówił serio. Lubi mnie denerwować.
- Dobrze, już dobrze. - zaśmiał się. - Rozumiem.
- Tak trasa?
- Dobrze. Szkoda, że cię tu nie ma, ale nie nudzimy się. Zawsze jest coś do zrobienia.
- Tęsknię. - powiedziałam smutno.
- Ja też, ale może uda mi się przyjechać do Londynu na dzień lub dwa.
- Byłoby świetnie i tak nie mam zamiaru długo zostać w Polsce. To może ja was odwiedzę. - stwierdziłam.
- No. - usłyszałam jakieś hałasy w tle. - Nie, nie dam.
- O co chodzi?
- Niall chce moją koszulkę.
- To mu pożyć, przecież ci nie zje. Hahaha. - płakałam ze śmiechu. - Po nim można się wszystkiego spodziewać.
- Hahaha, no tak. - zamilkł, bo słuchał co mówi do niego Niall. - On chce z tobą porozmawiać.
- To daj go.
- Cześć Kate.
- Hej, co tam?
- A dobrze. - zaczerpnął powietrza. - DaszminumerdoCaitlyn?
- Co? Mów wyraźnie.
- Dasz mi numer do Caitlyn?
- Hmm... myślę, że tak. Chyba się nie obrazi. - uśmiechnęłam się do siebie. - Wiedziałam, że ci wpadła w oko.
- No co? Ładna jest i fajnie się z nią rozmawia.
- Ach, tak. - odparłam. - Numer wyślę ci później, bo zaraz jadę do babci na ciastko.
- Musiałaś to powiedzieć! - zaśmiał się.
- Ale co? - udawałam niewiniątko. - Dobra, daj Hazze.
- Okej, pa.
- Pa.
- O czym gadaliście? - spytał Harry.
- No nie mów mi, że nie podsłuchiwałeś.
- Nie... No może... troszkę...
- Tak? Jak miło. Dobra, muszę kończyć. Babcia czeka. Kocham cię. Pa.
- Ja ciebie też. Do usłyszenia. - rozłączył się.
Westchnęłam.
Jak ja wytrzymam te dwa miesiące.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wjechałam na ulicę.
Spojrzałam na deskę rozdzielczą. Była już dziesiąta.
Gadałam z nimi pół godziny. Musiało to dziwnie wyglądać. Siedzę sobie w samochodzie zaparkowanym na podwórku i gadam przez telefon.
W dwadzieścia minut byłam na miejscu.
Wysiadłam i zajrzałam do bagażnika. Wyjęłam ozdobną torebkę i poszłam do drzwi.
Zadzwoniłam. Po chwili pojawiła się babcia.
- Katherine! - uśmiechnęła się i uściskała mnie. - Jak miło, że mnie odwiedziłaś. Wchodź do środka.
Zaprowadziła mnie do przytulnej kuchni, w której pachniało piekącym się ciastem.
Usiadłam przy stole.
- Napijesz się czegoś? - spytała. - Kawy? Herbaty?
- Nie dzięki babciu. - uśmiechnęłam się do niej. - Mam coś dla ciebie. - podałam jej torebkę.
Wyjęła z torebki prostokątne pudełko i otworzyła je.
- Ooo, jakie śliczne filiżanki. Dziękuję. Nie trzeba było.
- Jak je zobaczyłam, w Londynie, to od razu pomyślałam o tobie i musiałam je kupić.
- Ale musiały dużo kosztować...
- Babciu, mnie na to stać i wcale tak dużo nie kosztowały.
- To może zjesz bananowca. Niedawno skończyłam.
- No pewnie, jeszcze się pytasz.
Spędziłyśmy miło czas, zajadając się ciastkiem.
- To jak ma na imię ten twój chłopak? - spytała w pewnym momencie babcia.
Prawie się udławiłam ciastkiem.
- No co? Oglądam telewizję i czytam gazety. - powiedziała babcia niczym niezrażona.
- Harry. Wiem babciu. Po prostu zaskoczyłaś mnie.
- Ile ma lat?
- Yyy... osiemnaście. Jest ode mnie o tydzień młodszy.
- Ach, tak. A jest dla ciebie dobry?
- Babciu! - zaśmiałam się. - Czy to jest jakieś przesłuchanie?
- Nie, po prostu chcę wiedzieć z kim zadaje się moja wnusia.
- Tak, jest dla mnie dobry. - uśmiechnęłam się szeroko. - Bardzo dobry. Ja go kocham, babciu.
- A on kocha ciebie?
- Tak. - zaśmiałam się. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Nie, to mi w zupełności wystarczy. - upiła łyk herbaty. - Bo trochę się o ciebie martwiłam.
- Nie ma czym. Wszystko jest w porządku.
- A między tobą i Gosią? - spojrzała na mnie przenikliwie.
Przestałam się uśmiechać.
- Sama babciu wiesz, jaka jest mama. - westchnęłam. - Wszystko musi być po jej myśli.
- Wiem o tym. Próbowałaś się z nią pogodzić?
- Jak na razie trwa jako taki spokój między nami, ale ona nie potrafi znieść tego, że nigdy nie będę jej idealną córeczką.
- A co ją najbardziej denerwuje? - zmarszczyła czoło.
- To, że w Polsce nie czuję się jak w domu. Owszem, mogę tu przyjechać na jakiś czas i mieszkać jak gdyby nigdy nic, ale po kilku miesiącach, zawsze chcę wracać do Anglii. Tam jest mój dom. Alan mieszka w Stanach i tam pracuje. Kiedy podjął decyzję o wyjeździe tam, poparłam go, a matka dostała szału. Skoro tak nie cierpi krajów anglojęzycznych, to czemu poślubiła Brytyjczyka?
Babcia jakby postarzała się jeszcze bardziej.
- Ponieważ była w ciąży, a Anthony to człowiek honoru. Tak jak jego ojciec. Przyjęła jego oświadczyny, bo jak to by wyglądało. Panna z dzieckiem. To były inne czasy.
- To rodzice zaliczyli wpadkę? - byłam zaszokowana.
- Tak, ale nie mów im, że wiesz to ode mnie.
- Spokojnie babciu, nikt się nie dowie. Tylko zastanawia mnie, dlaczego na mnie jest najbardziej zła. Jakbym to ja była wszystkiemu winna.
- Może dlatego, że bardziej przypominasz babcię Josephine i masz charakter ojca? Niewiele masz cech Lipiniuków. - uśmiechnęła się. - Jesteś pełnokrwistym Glassem.
- Tobie to nie przeszkadza?
- Nie, bo jesteś moją wnuczką i to mi wystarcza, by być z ciebie dumną. Bardzo lubiłam Josephine i Marcusa. To byli mili i spokojni ludzie, ale nie przypadli do gustu Małgosi, a po tym jak się dowiedziała, że Tony nie dziedziczy, tylko ty... całkowicie się zmieniła.
- To już nie jest ta sama kobieta. - westchnęłam. - Dlatego tak rzadko bywam w Polsce.
Spojrzałam na zegarek na ścianie. Było już po trzynastej.
- Późno już babciu. Będę się zbierać.
- Zaczekaj, to dam ci trochę ciasta dla ciebie i chłopców.
- Dobrze.
Babcia pakowała mi bananowca i dopiero upieczone ciastko z budyniem, a ja w tym czasie nalałam sobie soku i się napiłam.
Babcia spojrzała na moje buty marszcząc czoło.
- Jak ty możesz chodzić w takich butach?
- Normalnie babciu, są bardzo wygodne.
Pokręciła głową. Podała mi tackę z ciastem i pocałowała w policzek.
- Dziękuję za filiżanki. Odwiedzaj mnie częściej.
- Postaram się. Do zobaczenia.
- Pa.
Wyszłam z domu, spakowałam ciasto do bagażnika i pojechałam do domu rodziców.
W domu poszłam do kuchni i schowałam ciastka do lodówki.
- Alan! Gibby! Przywiozłam ciastko! - zaśmiałam się. - Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć...
Długo nie musiałam czekać.
- Gdzie? - spytał Al.
- W lodówce.
Zaraz wpadł Gabriel.
- Zostaw mi trochę. - powiedział zasapany Gabbe.
- Ty sobie możesz w każdej chwili pójść do babci i ci ona upiecze, a ja nie bywam zbyt często w Hrubku.
- Spadaj. Tylko Kath ma taki przywilej, że babcia zawsze piecze jej ciastko. Mi robi lemoniadę. - wyszczerzył się.
- Hola, hola, chłopcy. - odezwałam się. - To jest moje ciacho. Podzielę się z wami, ale trzeba jeszcze zostawić coś dla papy.
- Czy ktoś mnie wołał? - w drzwiach pojawił się tata. Spojrzał na mnie. - Przywiozłaś babcine ciastka?
- Mhm. - przytaknęłam.
W pięć minut chłopaki razem z tatą zjedli prawie wszystko co przywiozłam. Przynajmniej zostawili mi trochę.
Przyszła do kuchni mama.
- Tylko wróciłaś do domu, a już harmider. - psioczyła pod nosem.
Zignorowałam to. Nie sprowokuje mnie.
Nalałam sobie dużą szklankę soku pomarańczowego i zabrałam mój talerzyk z ciastkami. Pocałowałam tatę i poszłam do swojego pokoju. Po drodze zabrałam też psa.
Stęskniłam się za nim.
Spędziłam sporo czasu na czytaniu książki z mojej kolekcji i rzucaniu piłki Baxterowi.
Później włączyłam laptopa i gadałam sobie z Darcy, a potem z Michaelem.
W ten sposób minęła mi sobota.
_________________________
Cześć kochani.
Serdecznie dziękuję za tak liczne komentarze. To dla mnie wiele znaczy.
Nie wiem czy rozdział przypadł wam do gustu, ale mnie wydaje się taki sobie.
Nie wiem kiedy kolejny, zobaczymy jak będzie z weną.
Dedykuję go wszystkim czytelnikom, którzy wiernie komentują i zarazem mnie wspierają.
Wypełniajcie ankietę.
Buziaki. :*
~ unromanticgirl