wtorek, 21 sierpnia 2012

Długa droga i jeszcze dłuższe rozmowy.

* Perspektywa Darcy. *


Dzisiaj miałam odebrać Katherine ze szpitala. Cieszyłam się z tego powodu. Wiedziałam, że pobyt w tym miejscu jeszcze przez tydzień bądź kilka dni złamałby ją całkowicie. 
I tak była już osowiała i często nie słyszała, co się do niej mówi. Miałam wrażenie, że to nie moja najlepsza przyjaciółka tylko jakiś obcy człowiek, jej sobowtór, stara się ją udawać z różnym efektem.
Wydaje mi się, że jest to spowodowane tym, że Kate ma spore trudności z chodzeniem. Opisała to tak jakby w pewnym momencie traciła czucie w nogach i one wrastały jej w podłoże, albo nogi robią się jej jak z waty i upada.
Współczuję jej z całego serca, ale ona nie chce litości. Dla niej to jak ujma dla jej dumy.
Cóż, Glassowie są z reguły dumni, ale i honorowi.
Westchnęłam. Pora się zbierać.
Szybko się przebrałam w to <klik> i zamówiłam taksówkę.
Pojechałam do mieszkania Kath. Tam naszykowałam dla niej ubranie, wzięłam kluczyki do BMW i pojechałam do szpitala.
Zastałam ją siedzącą na łóżku i patrzącą w okno. Oparłam się o futrynę.
Nie od razu mnie zauważyła.
- O, już jesteś. - uśmiechnęła się delikatnie. - Masz jakieś normalne ciuchy? Tych szpitalnych nie zniosę już ani chwili dłużej.
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. - zaśmiałam się z jej przerażonej miny i wyciągnęłam reklamówkę zza pleców. - Masz. - podałam ją jej.
Gdy ona przebierała się w to <klik>, ja zbierałam jej rzeczy do torby.
Przeprawa do samochodu nie była łatwa, gdyż Katy opierała się przed jazdą wózkiem inwalidzkim. Z 15 minut zajęło nam przekonanie jej.
W końcu zgodziła się, chociaż bardzo niechętnie.
Jechałyśmy do jej domu  w ciszy. Siedziała z przodu wyglądając przez okno.
- Zawieziesz mnie do Winchester? - spytała nagle.
- Po co? Przecież masz tu wszystko czego ci trzeba i do tego najlepszych specjalistów.
- Chcę po prostu do domu. - odparła. - Z dala od miejskiego szumu, prasy i tego wszystkiego. A specjalistę mogę mieć też w Pemberley, chociaż nie wiem czy to cokolwiek da.
- Nawet tak nie mów, Katherine. - powiedziałam. - Na pewno wszystko wróci do normy. Zobaczysz.
Zaczerpnęła długi, drżący wdech.
- Boję się. - szepnęła. - Boję się, że... że nie będę mogła chodzić, że... będę przykuta do wózka jak ludzie w filmach, że... nie będę mogła prowadzić durnego samochodu. To mnie przytłacza. - zamilkła na chwilę. - Chwilami żałuję, że wsiadłam do tego cholernego samochodu, bo przez ten wypadek, mój świat legł w gruzach, ale wtedy przypomina mi się Rose. - zaśmiała się mimo łez, które spływały jej po twarzy. - Taka szczęśliwa, że mnie spotkała... i w głowie mam obraz jej zniszczonego fotela, wiem, że mimo tego, że nie mogę chodzić, ona nadal żyje i ma się dobrze. Gdym ja nie siedziała na fotelu obok, mogłaby tam siedzieć jej mama lub babcia, a może wtedy nie miałyby tyle szczęścia.
Zastanawiałam się, czy warto ją zawozić do Winchester.
Ja nie będę mogła tam na razie zostać, dopóki sesje się nie skończą, ale w Londynie byłaby przez większość czasu sama.
W Pemberley jest Nana, więc ona się nią zaopiekuje i nie pozwoli jej na załamywanie się.
- Okej, zawiozę cię do Winchester, jeśli mi obiecasz, że mimo wszystko będziesz ćwiczyć i nie odsuniesz się od nas wszystkich, dobrze?
- Dobrze. - szepnęła.
Przez chwilę panowała cisza.
- Wiedziałaś, że Caitlyn nie żyje? - spytała.
- Umm... tak. - odparłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam cię martwić. - rzuciła mi pytające spojrzenie. - Twój tata mi powiedział.
- Jak cię nie było, zadzwonił Gibby i mi o wszystkim powiedział.
- Papla. - stwierdziłam.
- Ty go nie rozumiesz. Musiał się komuś wyżalić. - powiedziała smutno i zapatrzyła się w okno. - On ją kochał, przez długi czas, ale nigdy zbytnio nie zwracała na niego uwagi. Ostrzegałam go, że Cait złamie mu serce, ale nie słuchał. Spotykali się przez miesiąc. Nikt o tym nie wiedział. W końcu poszła z nim do łóżka, ale po tym wydarzeniu zerwała z nim. Nie powiedziała dlaczego, tylko zaraz zaczęła się spotykać z Tomkiem, z potem z Ernestem. - zamilkła na chwilę. - Znam mojego brata. Nigdy nie brał dziewczyn zbyt poważnie, ale ją naprawdę kochał. W dniu wypadku, nawrzeszczał na nią przy znajomych. Przy wszystkich powiedział, że z nią spał, a o co poszło? O mnie. Bo ona rozsiewała plotki na mój temat.
- Nie wiedziałam. - powiedziałam wjeżdżając do podziemnego garażu.
Naprawdę o tym nie wiedziałam.
- Z miłości robi się różne głupie rzeczy. - stwierdziłam z goryczą.
Katherine nic nie odpowiedziała. Doskonale wiedziała o co chodzi.
Zaparkowałam samochód na jej miejscu parkingowym. Wysiadłam i zabrałam jej torbę.
Kath powoli, o kulach, wysiadła z samochodu. Widziałam, że czuje się niepewnie na nogach, dlatego ją objęłam i w ciszy zmierzałyśmy do windy.
Pakowanie jej zajęło nam półgodziny. Zejście po schodach, dojście do winy, a potem do samochodu zajęło trochę mniej czasu, ale nie obyło się bez parkotania pod nosem o tym jak to "człowiek po osiemnastu latach życia, w chodzeniu jest na poziomie rocznego dziecka".
Uważam, że Kate trochę za poważnie bierze swój uszczerbek na zdrowiu.
Katy usiadła na fotelu pasażera, a ja w tym czasie spakowałam jej walizkę do bagażnika.
Usiadłam za kierownicą i wyjechałam z garażu, podążając w kierunku wyjazdu z Londynu.
Glassy włączyła radio i zaczęła nucić. W końcu zaczęła śpiewać, a ja razem z nią.
Przez chwilę było jak za dawnych czasów. Ona taka wesoła i roześmiana wygłupiała się ile dało.
- Don’t let go. Don’t run away love. I still got feelings, you are my passion... - śpiewała Katherine.
W pewnym momencie zamilkła i westchnęła.
- Wiesz ile ta piosenka ma racji? - spytała. - On... był... jest - poprawiła się. - jest moją pasją.
- Kochasz go? - zapytałam.
- Życie bym za niego oddała, gdyby to cokolwiek dało. - Kath zbladła.
- To dlaczego go odtrącasz?
- Sama nie wiem. - zapatrzyła się w okno. - Kocham go tak bardzo, że gdy go przy mnie nie ma czuję się jak kwiat łaknący wody i odrobiny słońca. Ale... po tym wypadku... nie potrafię być zakochaną po uszy nastolatką. Nie umiem być taka jak kiedyś. Czuję się tak jak zaraz po śmierci dziadka - nic nie ma sensu.
- Och, Katy. Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałaś?
- Bo masz własne życie i swoje problemy. - odparła. - Poza tym, poradzę sobie.
- Katherine, nie zapominaj, że Harry to nie Igor lub Dylan.
- Wiem.
- On cię szczerze kocha. Ty go nie widziałaś jak przyjechał do szpitala.
- Aż tak źle?
- Wyglądał jak 7 nieszczęść. Starał się panować nad sobą, ale rozpacz w oczach go zdradzała. - wzięłam głęboki wdech.- Nie będę ci dyktować jak powinnaś postąpić, ale za nim cokolwiek zrobisz, przemyśl to dobrze... Takiego faceta to ze świecą szukać.
- Darcy! - zrobiła zaskoczoną minę. - Czyżby podobał ci się mój facet?
- Owszem, jest przystojny... ale nie tak bardzo jak pewien mulat, który... zaprosił mnie na randkę po powrocie do kraju.
- Umówiłaś się z Zaynem?! - krzyknęła. - I nic mi nie powiedziałaś?
Hmm... jej twarz nabrała kolorów. To dobry znak.
- No przecież ci powiedziałam. Przed chwilą.
- Gdzie idziecie? - pytała zaciekawiona.
- Nie mam pojęcia. Powiedział, że to będzie niespodzianka.
- Ooo, Malik włącza tryb "romantyk". - Katherine poruszyła śmiesznie brwiami, przez co wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Cóż, widzę, że ona się bardziej cieszy z tej randki niż ja.
To znaczy oczywiście, że się cieszę, ale ona to bierze sto razy poważniej niż ja.
Spotykałam się kiedyś z gwiazdą i... to nie są zbyt miłe wspomnienia.
Zmarszczyłam czoło.
Ed może i na początku był czuły i zapewniał jak bardzo mnie kocha, a po tym jak poszłam z nim do łóżka...
"Nie jestem pewien czy cię kocham. Jesteś wyjątkowa i niepowtarzalna, ale..."
Po tych słowach go nie słuchałam. Pamiętam to jakbym była tylko obserwatorem.
Ed mówi do mnie , a ja go uderzyłam w twarz tak, że aż mu głowa odskoczyła, nazwałam go świnią, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju iście majestatycznym krokiem.
Chamsko zrobił wyznając mi to na urodzinach Kath, ale przeszłości nie zmienię.
Oczywiście, nie wszyscy faceci są tacy sami, ale... bałam trochę się tej randki, bo... Zayn za szybko mi się spodobał.
Tak, można się śmiać na wstępie.  Zayn ma wszystko czego brakowało Edowi.
Pomijam kwestię anatomiczną, bo nie oceniam facetów po wyglądzie.
Miły, wrażliwy, jest dobrym słuchaczem, zabawny, inteligentny, świetnie całuje...
Mogłabym tak wymieniać przez połowę drogi do Winchester.
Spojrzałam na Kate. Spała.
Nie dziwię jej się, też bym była tym wszystkim  zmęczona.
Po pokonaniu 2 godzinnej drogi, wjeżdżałam samochodem na długi podjazd.
Dawno tu nie byłam. Nic się nie zmieniło. No może z wyjątkiem tego, że teraz nie ma śniegu, a wtedy było go tu mnóstwo.
Jak ten dwór pięknie wyglądał w popołudniowym słońcu.
Ktoś przycinał żywopłoty, inny kosił trawę... taki sielski widok.
Każdy wiedział co ma robić. Nawet pszczoły na kwiatkach.
Zaparkowałam tuż przy schodach. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu.
Przywitał mnie pan George, wytłumaczyłam mu co się dzieje, a on tylko skinął głową i zawołał chłopaka, który niedaleko nas przycinał żywopłot.
Ten wziął śpiącą Kath i zaniósł do jej sypialni. Ja w tym czasie wyjęłam walizkę z bagażnika.
Chciałam zaparkować samochód w garażu, ale pan George zapewnił mnie, że ktoś się tym zajmie.
Zabrałam bagaż i kule Kate i weszłam za nim do środka.
- Zostanie panienka razem z panną Katherine? - spytał George dobrotliwie.
- Niestety nie. Jeszcze nie teraz. - odparłam. - Ja mam jeszcze sesje końcowe, więc będę mogła przyjechać dopiero za kilka dni. Nana jest w kuchni?
- Tak, na pewno ucieszy się na twój widok.
Faktycznie zastałam ją we wskazanym miejscu. Siedziała przy kuchennym stole i pisała coś w zeszycie.
Podniosła na chwilę głowę i znowu zaczęła pisać. Nagle przerwała pisanie i popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Darcy! Jak miło cię widzieć! - uśmiechnęła się szeroko. - Co cię do nas sprowadza?
Podeszłam do niej i uścisnęłam ją przyjacielsko. Usiadłam obok niej przy stole.
- Opowiadaj co tam u ciebie. - powiedziała klepiąc mnie po dłoni.
- Przywiozłam wam rekonwalescentkę, która teraz śpi w swoim pokoju. Co do mnie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Niedługo zakończą się sesje, potem mam wakacje. Pewnie przyjadę tutaj na dłużej, później pojadę do mamy. Przed rozpoczęciem roku akademickiego zacznę szukać sobie mieszkanie, bo pokój w akademiku już praktycznie pęka w szwach.
Nana zaśmiała się.
- Nic się nie zmieniłaś. - stwierdziła kręcąc głową. - Wiecznie rozgadana i wesoła Darcy Spencer.
Uśmiechnęłam się lekko.
Może aż tak bardzo się nie zmieniłam, ale jednak...
Pomyślałam o tej nocy, kiedy Zayn u mnie nocował. Była taka... magiczna. Może do niczego nie doszło, no może z wyjątkiem kilku pocałunków, na których wspomnienie miękną mi kolana, ale tak poza tym to głównie rozmawialiśmy. Sporo się o sobie dowiedzieliśmy.
Nie wiem dlaczego, ale opowiedziałam mu całą historię z Edem, o której wiedziała tylko Kath.
Może to wina wypitego wtedy wina, może magia chwili, albo po prostu... chciałam mu powiedzieć.
Jednak nie powiedziałam mu, kto to tak naprawdę był.
Nana spojrzała na mnie badawczo.
- Gdzieś ty tak odpłynęła? - spytała z uśmiechem.
- Zamyśliłam się trochę. - poczułam, że telefon wibruje mi w kieszeni spodni. - Przepraszam na chwilę.
Spojrzałam na wyświetlacz i mimowolnie się uśmiechnęłam.
Wyszłam z kuchni podążając w kierunku wyjścia.
- Halo?
- Cześć Darcy. Co tam u ciebie?
- Właśnie o tobie myślałam. - zaśmiałam się. - Dzwonisz do mnie w nocy, żeby zapytać co u mnie?
- Przecież u was nie jest noc.
- Wiem, bo akurat jestem na dworze. U mnie wszystko w porządku. A co słychać w Australii?
- Chłopaki nie mogą się doczekać powrotu do Londynu. W szczególności Harry, on tu już świruje.
- To się chłopak rozczaruje. - stwierdziłam.
- Dlaczego?
- Bo Katherine nie ma w stolicy.
- To gdzie jest?
- W Winchester. Dopiero tu ją przywiozłam.
- Po co?
- Bo tego chciała, a ja nie chciałam zostawiać jej samej. Mam egzaminy, dlatego nie mogę być przy niej cały czas.
- Rozumiem. - zamilkł na chwilę. - Stęskniłem się za tobą.
- Widziałeś mnie ledwie kilka razy. - wzięłam głęboki w dech. - Ja... też za tobą tęsknię, chociaż wydaje się to absurdalne, zwłaszcza, że ledwie się znamy.
- Czy musisz być taka rozsądna? - spytał.
- Życie mnie tego nauczyło. - po chwili dodałam. - W szczególności jeśli chodzi o słynnych bad boyów, pochodzących z Bradford, którzy aż za dobrze mnie rozumieją.
- Czuję się zaszczycony. - zaśmiał się. - A ja muszę w szczególności zwrócić uwagę na długonogie piękne rudowłose dziewczyny, które są najlepszymi przyjaciółkami dziewczyn moich najbliższych przyjaciół.
- Hmm... to musi być ich sporo. Cóż, na wstępie możesz mnie wykluczyć, pięknością to ja nie jestem.
- Ja się z tym nie zgodzę. Uważam, że jesteś piękna. - westchnął. - Czy nasza randka nadal aktualna?
- Nie wiem, czy mam wolny termin. Wiesz, faceci pchają się do mnie drzwiami i oknami. - zaśmiałam się. - O, właśnie młody ogrodnik puścił do mnie oko. Sprawdzę w kalendarzu i powiem czy ten wieczór mam akurat wolny.
- Mam być zazdrosny o ogrodnika? - spytał. - Nie wpuszczaj mnie w maliny, nie masz przy sobie kalendarza.
- Jesteś pewny? Ooo, mam zajęty ten wieczór. - zrobiłam smutną minkę, ale w duchu skręcałam się ze śmiechu.
- Tak, bo stoisz oparta o jabłoń i masz minę narwanego chochlika.
- Skąd wiesz? - rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie zauważyłam.
- Mam swoich tajnych agentów. - zaśmiał się.
- A ładnie to tak szpiegować ludzi?! - udawałam, że się obraziłam.
Nagle usłyszałam jakiś szelest, ale nie wiedziałam skąd dobiegał.
- Zayn, to zaczyna się robić dziwne. - powiedziałam, ale nic nie odpowiedział. - Zayn? Zayn?!
Wtedy ktoś zakrył mi oczy rękami. Aż krzyknęłam, tak się przestraszyłam.
- Kimkolwiek jesteś, przestań, bo to nie jest wcale zabawne. - szepnęłam przerażona.
Poczułam jak czyjeś usta całują mój kark. Potem zabrał ręce, które zakrywały mi oczy.
Odwróciłam się i ujrzałam Zayna szczerzącego się do mnie.
Byłam zaskoczona. Mieli dopiero wrócić za 5 dni.
Odwzajemniłam uśmiech i uściskałam go, a potem uderzyłam w ramię.
- Aua, za co to?!
- Za straszenie ludzi. Myślałam, że zawału dostanę.
- Ale musisz przyznać, że miła niespodzianka.
- W porównaniu z czym?
- Wiesz na początku miałem w planach wejść na drzewo i potem z  niego zeskoczyć.
- A skąd wiedziałeś, że wyjdę na dwór?
- Hmm... nie wiedziałem. - stwierdził i uśmiechnął się rozbrajająco.
- A gdzie reszta? Też się gdzieś pochowali?
- Nie, oni na serio są w Australii. Jeden z nas mógł wrócić wcześniej, bo i tak już nie mamy żadnych koncertów tylko spotkania z fanami i wywiady. Zagraliśmy w "Kamień, papier, nożyce" i oto jestem. - śmiejąc się wskazał na swoją osobę.
- Wygrałeś? - spytałam, chociaż znałam odpowiedź. - Tylko skąd wiedziałeś, gdzie będziemy? Albo nie, nie mów mi. Niech zgadnę. Rozmawiałeś z Katherine?
Skinął głową.
- Swatka. - mruknęłam pod nosem.
- Coś mówiłaś? - spytał Zayn obejmują mnie w pasie.
- Nie, nic. - odparłam. - Może przejdziemy się? Nie daleko stąd jest jezioro.
- Chętnie.
Tak też zrobiliśmy.

_________________________
Jak się podoba rozdział?
Z tego co mi się zdaje, to chyba najdłuższy jaki napisałam.
Chcecie już perspektywę Katherine czy może jeszcze trochę pociągnąć perspektywę innych bohaterów?

Buziaki. :*

~ unromanticgirl

21 komentarzy:

  1. Fajnie , że taki długi rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze świetnie xdd

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba wole perspektywę Katherine! ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na nn! ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Suuper.! <3
    czekamna nowy ; >

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow ! Jak zawsze super !
    Już się nie mogę doczekać następnego. I może tak jak mówisz perspektywa Katherine może być ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wciągneło mnie na maxaa..

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ja lubię to opowiadanie^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Dawaj już perspektywę Katherine ;p

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z komentarzami powyżej xdd

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj jak szybko rozdział , a jak ja się ciesze ;]
    Pozdrawiam xd

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję Ci za to opowiadanie ... ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W życiu bym się takiego komentarza nie spodziewała.
      Aż popłakałam się ze wzruszenia. :)
      To ja raczej dziękuję wam. Za to, że czytacie.

      Buziaki.:*

      Usuń
  13. Wspaniały rozdział tak jak inne ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. jest zajebiscie! ;*

    OdpowiedzUsuń