Stąd też, tak radykalne środki.
Dzisiaj w fundacji "organizowaliśmy" dzień artystyczny, a jako że Darcy jest malarką, a Ed muzykiem, postanowiłam ich oboje zaprosić, nie mówiąc, że drugie się pojawi.
Sheeran oczywiście przystał na taką propozycję, bo lubi współpracować z fundacją, a granie z dzieciakami, to jak sam ciągle powtarza "wielka frajda".
Nasza droga panna Spencer miała trochę obiekcji co do tego. Powiedzmy sobie szczerze, Darcy nie przepada za dziećmi i z własnej woli raczej z nimi nie będzie siedzieć, także pomogła tu dopiero duża doza perswazji (Okey, okey, obiecałam jej nowe płótna i że zabiorę ją potem na duży obiad.).
Właśnie jechałyśmy z Dar do fundacji, Ed wysłał mi SMS'a, że już tam jest. Miałam ogromną nadzieję, że mój plan wypali, inaczej w najgorszym przypadku Darcy mnie zabije albo przestanie się odzywać, a Ed raczej nie będzie na mnie zły za to. Tak myślę.
- To w sumie co ja mam tam robić? - spytała moja przyjaciółka, wciąż niezbyt zachwycona, że bierze w tym udział.
- Malować, pomagać dzieciom w malowaniu i tak dalej.
- Ale ty jesteś konkretna.
- Sorry, ale to ty znasz się na tym, a nie ja.
- Robię to tylko dla ciebie. - mruknęła.
- A nie dla płócien i obiadu? - zaśmiałam się.
- Oj, cicho. - uśmiechnęła się delikatnie.
Chwilę później już byłyśmy na miejscu.
- To do której sali idziemy?
- Do... - sprawdziłam na telefonie jaką salę podałam Edowi. - Do piątki na drugim piętrze.
- Okey, miejmy już to z głowy. - odparła zniecierpliwiona. - Ale wisisz mi naprawdę wielki obiad.
- A zmieścisz go?
- Stawiasz wyzwanie mojemu żołądkowi? To już przegrałaś.
- Kobieta powinna jeść jak ptaszyna.
- Kiedy to było... w średniowieczu? Chociaż nie, wtedy wszyscy jedli jak prosiaki, także bardziej to pasuje do angielskiego okresu regencji i tych damulek z dobrego domu.
- Mama cię dobrze wychowała, także też jesteś panną z dobrego domu.
- To nie ma żadnego związku. Powiedzmy sobie szczerze, lubię jeść i nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej.
- Doskonale to wiem. - zaśmiałam się. - To ta sala. - wskazałam na drzwi naprzeciwko. - Idź, ja cię dogonię.
- Nie idziesz? - spytała zdziwiona.
- Idę, idę, ale najpierw muszę zajrzeć do pani Stenton, bo zapomniałam wczoraj podpisać jakieś dokumenty.
- Rozumiem, ale nie możesz zrobić tego później?
- Nie, a dzieci cię nie zjedzą, także spokojnie. Idź już. - pchnęłam ją lekko w plecy. - Zaraz przyjdę.
- Okey, ale pospiesz się, bo może mnie nie zjedzą, ale zostawienie mnie samej z gromadką dzieci, to nie najlepszy pomysł. - widziałam obawę w jej oczach.
Gdyby tylko znała prawdę...
- Nie martw się, to zajmie dosłownie chwilę i zaraz wracam. - odwróciłam się plecami i skręciłam w boczny korytarz.
Wyjrzałam z zza rogu, Darcy szła z lekkim oporem do sali. Przed drzwiami zatrzymała się wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Mając wciąż zamknięte oczy nacisnęła klamkę i weszła do sali. Po chwili drzwi się za nią zamknęły i miałam dosłownie minutę, zanim się zorientuje, co się tam dzieje.
Szybko podbiegłam do drzwi, wyciągnęłam klucz z kieszeni, włożyłam w zamek i przekręciłam go. Chwilę później usłyszałam walenie w drzwi.
- Ty podstępna żmijo! Wrobiłaś mnie! Wypuść mnie natychmiast! - waliła w drzwi wściekła Darcy.
- Nie, dopóki wszystkiego sobie nie wyjaśnicie.
- Do tego nigdy niedojdzie! Zadzwonię do Zayna i on mnie stąd uwolni!
- Nie masz telefonu.
- A właśnie, że mam! Mam go w...
- W torebce, ale twoja torebka jest w moim samochodzie.
- To jemu zabiorę telefon!
- Hmm... zostawiłem telefon w swojej szafce w szatni. - usłyszałam przytłumiony głos Eda, dochodzący z końca sali.
- TY IMBECYLU!!! JAK MOGŁEŚ NIE WZIĄĆ TELEFONU?! KTO W XXI WIEKU NIE MA PRZY SOBIE TELEFONU?! KATHERINE, JUŻ JESTEŚ MARTWA! NIECH TYLKO STĄD WYJDĘ, A URWĘ CI TĄ CHOLERNĄ GŁOWĘ! KURWA! - Darcy wrzeszczała jak opętana.
Naprawdę nie rozumiem, dlaczego się tak wścieka. Minęło tyle czasu, że mogliby w końcu oczyścić atmosferę między sobą.
Zrobiłam co mogłam. Teraz tylko od nich zależy jak długo będą tu siedzieć.
* Perspektywa Darcy. *
Nie no, w tej chwili mam ochotę zabić moją "najlepszą" przyjaciółkę. No kurwa, jaka przyjaciółka robi coś takiego.
- Co jej kurwa, odjebało żeby tak robić? - odgarnęłam włosy z twarzy. - Jak mogła MI zrobić coś takiego?- byłam naprawdę ściekła.
- Na pewno chciała dobrze... - mruknął Ed.
- Zamknij się! - krzyknęłam. - To wszystko twoja wina! Pewnie to ty to wszystko ukartowałeś, a Kath jak zwykle pieprzona zbawczyni uciśnionych musi się we wszystko wpierdalać.
- Nie miałem z tym nic wspólnego. - odparł spokojnie. - Zaprosiła mnie tu, bo niby organizowali tu dzień artystyczny dla dzieci i chętnie się zgodziłem, a kiedy tu przyszedłem, nikogo nie było.
- Cholera, wrobiła nas, ale czego ona chce? - uspokoiłam się trochę i usiadłam opierając się o drzwi.
- Zważywszy, że zamknęła akurat naszą dwójkę, to przypuszczam, że chce żebyśmy się pogodzili.
- To ona ma cholerny problem, bo ja nie mam zamiaru dawać jej tej satysfakcji.
- Tak ciężko jest ci ze mną porozmawiać? - spytał smutno.
- Wiesz co? Gdybym miała pistolet, w którym byłyby tylko dwa naboje, a w tej sali byliby jeszcze Hitler i Bin Laden, to strzeliłabym do ciebie. Dwa razy.
- Hmm... - odchrząknął. - Widzę, że postawiłaś sprawę dość jasno.
- Tak.
- I nie masz zamiaru się ze mną godzić.
- Tak.
- Mimo, że męczy cię cholernie ta sytuacja.
- Tak... Ta sytuacja wcale mnie nie męczy! Po prostu mnie wkurwiasz samym byciem tu.
- Co ja ci takiego zrobiłem?
- Przespałeś się ze mną, a potem wywaliłeś jak zużytą chusteczkę albo raczej prezerwatywę.
- I będziesz to tak roztrząsać do końca życia, bo zachowałem się jak palant, wyjątkowo mało inteligentny, który powiedział coś czego żałuje do dzisiaj. Rozumiem cię, wiem że wciąż cię to boli, tak jak ja każdego dnia próbuję sobie wybaczyć to, jak cię potraktowałem, ale nie umiem, bo ty mi nie chcesz wybaczyć. Jak mam sobie przebaczyć, kiedy kobieta, na której zależy mi jak na żadnej innej, nie potrafi tego zrobić. Co mogę jeszcze powiedzieć? Przepraszam? To słowo ma zbyt słaby wydźwięk, nie jest w stanie opisać tego jak bardzo jest mi przykro, jak bardzo chciałbym ci wynagrodzić cały ból, którego przyczyną byłem ja.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, że tak to go męczy. W sumie miał trochę racji, bo mnie też to męczyło, ale nie wiedziałam, że jego aż tak bardzo. O ile mi wiadomo, Ed nie miał nikogo odkąd ze sobą zerwaliśmy, a ja mam Zayna.
Zayn, moje światełko w tunelu, nadzieja, że nie wszyscy faceci to skurwiele. Zayn był idealny, czasami zbyt idealny. Zawsze na pierwszym miejscu ma moje dobre samopoczucie i cierpliwie znosi moje złe humory. Poza tym potrafi skutecznie odwracać uwagę. Oczywiście zdarza nam się pokłócić, ale nigdy to nie jest nic poważnego.
Mój związek z Edem był nieco bardziej burzliwy. Owszem Sheeran jest słodki i bardzo romantyczny, ale nie boi się wyrazić własnego zdania, przez co często się kłóciliśmy i to całkiem na poważnie. Wiecie, rzeczy latały w powietrzu (głównie przeze mnie, bo Ed się nie odważył), wrzaski, że aż cała przecznica nas słyszy... taki trochę męczący związek dwojga ludzi, którzy są kompletnymi przeciwieństwami. Jednak to nie przeszkadzało nam w spotykaniu się. Naiwna siedemnastolatka, po uszy zakochana w dwudziestoletnim facecie, który cudownie śpiewa i gra na gitarze... Och, i te dłonie... Matko, Darcy! Ogarnij się!
A teraz zobaczyłam to z jego perspektywy i nie czułam się z tym lepiej.
- Ed ja... - zaczęłam.
- Nie wymagam od ciebie żebyś zaraz ze mną się przyjaźniła czy coś, bo nie mam do tego prawa, a nawet śmiałości, żeby cię o to prosić, ale czy mogłabyś mi chociaż przebaczyć? Dać temu odejść? Chcę iść do przodu, ale ta jedna sprawa nie daje mi spokoju. Możesz chociaż spróbować?
Westchnęłam ciężko, wstałam z podłogi, podeszłam do Sheeran'a i usiadłam obok niego.
- Beznadziejna sytuacja. - mruknęłam.
- Aż za bardzo. - odparł, po czym wyjął gitarę z futerału i zaczął na niej brzdąkać.
Po chwili usłyszałam pierwsze akordy "Cold Coffee".
Czułam łzy pod powiekami. To była nasza piosenka. Czasami kiedy się pokłóciliśmy, brał gitarę, siadał obok mnie i cicho śpiewał do mojego ucha "Cold Coffee". Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Wszystkie wspomnienie powróciły. Wspólne wieczory spędzone w jego mieszkaniu na kanapie przed telewizorem, Ed gotujący kolacje, ja rysująca Eda podczas gry na gitarze... to wszystko sprawiło, że rozpłakałam się na dobre.
Potem, sama nie wiem jak to się stało, siedziałam na kolanach Eda, a on mnie ściśle obejmował. Całowaliśmy się. Znacie to uczucie, kiedy ogarnia was błogi spokój, a jednocześnie przemożne pragnienie, graniczące z obsesją? To właśnie czułam, jakbym przebudziła się z długiego snu. Tylko... jak to możliwe? Co on miał takiego w sobie, że moje ciało nie potrafiło mu się oprzeć?
- Nie powinniśmy... - mruknął Ed, odsuwając się.
- Zamknij się i całuj mnie. - odparłam, przyciągając jego twarz do swojej.
* Perspektywa Katherine. *
Szczerze, to trochę się martwiłam co wyniknie z tej konfrontacji. Wiem, że Darcy jest ciężko przekonać do zmiany zdania, także jak się uprze, to nic jej nie ruszy. Z drugiej strony, Ed łatwo się nie poddaje. Prawdopodobnie jest to jedyna osoba, która może ją przekonać.
Minęła prawie godzina odkąd zamknęłam Darcy z Edem. Właśnie szłam sprawdzić jak im idzie, ale pierwsze co zauważyłam, gdy weszłam na korytarz na drugim piętrze, to to, że jest cicho. Zbyt cicho.
Szybko podeszłam do drzwi, przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi.
To co zobaczyłam, kompletnie mnie zamurowało.
Oni się obściskiwali! I to tak konkretnie!!!
Czekaj.
CZY ON WŁOŻYŁ JEJ RĘKĘ POD SPODNIE?!
- O MÓJ BOŻE!!! - krzyknęłam.
Jak na zawołanie, oboje się odwrócili w moją stronę.
- Czy ja wam w czymś nie przeszkadzam? - splotłam ręce na piersiach.
Ed chrząknął i podrapał się po karku, a Darcy jedynie uniosła brwi.
- Chciałam tylko żebyście się pogodzili, a nie robili cokolwiek wy tam robiliście.
- Jak widzisz, troszkę opacznie cię zrozumieliśmy. To się zdarza jak ktoś nie wyraża się wprost. - skomentowała Darcy.
- To i tak tego nie tłumaczy!
- "Tego"? Och Katherine, nie bądź taka nieśmiała i święcie oburzona. Przyznajmy sobie szczerze, robiłaś gorsze rzeczy. I nazywaj rzeczy po imieniu. Palcówka, Kath. To nic strasznego. - zakończyła niemal szeptem, po czym zaśmiała się głośno.
- A chociaż przez chwilę pomyślałaś o tym, co się stanie jak Zayn się dowie?
- A kto powiedział, że się dowie?
- Ja nie mam zamiaru cię z tym kryć. Jak mnie spyta wprost, to powiem mu prawdę.
- Dziewczyny... - wtrąci się Ed.
- Zamknij się! - krzyknęłyśmy jednocześnie.
- Okeey. - uniósł dłonie w geście poddania.
- Co wyście sobie myśleli?! - krzyknęłam.
- Nic. W takich momentach się nie myśli, tylko czuje. - odparła nonszalancko Darcy.
- Darcy, nie wkurwiaj mnie!
- Ja cię wkurwiam?! No sorry, ale to nie ja się wszędzie wpierdalam i użalam się nad sobą, bo facet mnie zdradził. - otarła wyimaginowaną łzę spod oka. - To takie smutne, że aż żałosne.
Byłam w szoku.
- Hmm... Nie wiedziałam, że tak to odbierasz. - pokręciłam głową. - Cóż, skoro tak bardzo ci to przeszkadza, zabiorę swoją "żałosną" osobę stąd i nie będę ci przeszkadzać. - odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę wyjścia.
- Katherine... - zaczęła Darcy.
- Jeśli chodzi ci o torebkę, znajdziesz ją w szatni. Eddie pokaże ci gdzie. Cześć wam. - mówiąc to, opuściłam pomieszczenie.
Kiedy myślałam o katastrofalnych skutkach mojego wtrącania się, w życiu nie wyobrażałam sobie tego. To było po prostu tak nie realne, że aż chore.
W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak wrócić do domu.
Wchodząc do domu nie myślałam o niczym, robiłam wszystko mechanicznie, także nawet nie zauważyłam Nialla w samych bokserkach, stojącego centralnie przede mną.
- Ehm... Hej? - spytał uśmiechając się niemrawo.
Skwitowałam to tylko uniesieniem brwi i minęłam go, a potem zauważyłam Megan w koszulce Nialla i...
- Czy wszyscy wokół mnie muszą uprawiać seks?! - krzyknęłam i wbiegłam po schodach na górę.
- My nie... - usłyszałam za sobą głos Meg.
Zatrzymałam się i częściowo się odwróciłam.
- Och, proszę cię! Tylko mi nie wmawiaj, że nagle wszystkie twoje ubrania trafiły do prania i dlatego masz na sobie koszulkę Niallera, a jemu było gorąco i chodzi niemal nago.
- No może nie tak, ale...
- Nie kończ. - uniosłam dłoń jakbym chciała ją powstrzymać. - Pozostaw mnie w tej błogiej nieświadomości.
- Okey, jak sobie chcesz. - odparła i wzruszyła ramionami.
- A tak w ogóle, gdzie Al i Gabe? - spytałam.
- Stwierdzili, że mają coś zarąbiście ważnego do załatwienia na mieście i poszli sobie. - powiedziała Megan.
- Albo raczej pojechali, bo wzięli Maserati. - dodał Niall.
- Nie poprawiaj mnie.
- No co, taka jest prawda.
- Jesteś beznadziejny. - stwierdziła Meg i poszła w stronę kuchni.
- Ja? Beznadziejny? Niby jak?
Matko! Dlaczego mi się to przytrafia?! Muszę gdzieś wyjść, inaczej zeświruję.
Z braku lepszego pomysłu, postanowiłam wyjść do klubu. Dla zabicia czasu, całkowicie skupiłam się na przygotowaniu się do wyjścia. Zajęło mi to prawie cztery godziny, ale skutecznie odwróciło uwagę. Ubrana w elegancką sukienkę [LINK], dopieszczona z każdej strony, założyłam płaszcz i zeszłam na dół.
W salonie zastałam Alana z Gabem grających na konsoli.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał się Al.
- Wychodzę na miasto.
- Sama? - zdziwił się Gabe.
Było powszechnie wiadomo, że na wypady zazwyczaj chodziłam z Darcy, ale dzisiaj... Zresztą sami wiecie jak jest.
- Tak, sama i nie powinno cię to w ogóle obchodzić. - odparłam zgryźliwie i wyszłam z salonu. - Nie wiem, kiedy wrócę.
Wyszłam z domu, wsiadłam do windy i zjechałam nią do holu. Miałam zamiar trochę zabalować, dlatego zadzwoniłam po taksówkę. Dziesięć minut później zjawiła się taksówka, co jak na londyńskie standardy było dość szybko, zważywszy na to, że mamy piątkową noc i o tej porze ruch jest wzmożony.
- To gdzie jedziemy? - spytał uprzejmie kierowca.
- Do jakiegoś dobrego klubu. Zna pan jakiś? - spytałam.
- Dość często wożę ludzi do Funky Buddha. Ponoć to dobry klub.
- To niech będzie Funky Buddha. - odparłam.
Szczerze, to nigdy nie byłam w tym klubie, ale w tej chwili było mi obojętne gdzie pójdę.
Po mniej więcej dwudziestu minutach dojechałam na miejsce. Zapłaciłam za kurs, życzyłam taksówkarzowi dobrej nocy i ustawiłam się w kolejkę przed klubem. Po tym jak przestałam w kolejce chyba wieczność, w końcu weszłam do środka. Wnętrza były urządzone stylowo i ze smakiem.
Podeszłam do szatniarza, u którego zostawiłam płaszcz, po czym poszłam prosto do baru i usiadłam na wolnym stołku. W tle przyjemnie dudniła muzyka, a wszyscy dobrze się bawili. Muszę przyznać, niezłe miejsce.
- Co podać? - spytał uśmiechnięty barman.
- Mogłabym prosić kartę alkoholi?
- Oczywiście. - podał mi kartę.
- Hmm... - zamyśliłam się. - To na początek poproszę "Funky Lady".
- Otworzyć rachunek?
- Tak.
- Będzie pani płacić kartą czy gotówką?
- Kartą.
- Poproszę kartę.
Położyłam kartę na ladzie i przesunęłam nią po blacie, lekko się przy tym uśmiechając.
Kilka minut później pojawił się przede mną mój drink. Wypiłam troszeczkę i był naprawdę dobry. Zestawienie soku z limonki z truskawkami... obłęd.
Pierwszą godzinę spędziłam w niemrawej atmosferze. Przystawiał się do mnie jakiś facet po trzydziestce. Może nie wyglądał najgorzej, jednak tak bardzo cuchnęło od niego potem, że myślałam, że zaraz zacznę haftować. W każdym bądź razie miał tak beznadziejne teksty na podryw, a to w połączeniu z jego całą osobą stanowiło bardzo odpychającą mieszankę.
- Pocałuj mnie jeśli się mylę, ale masz na imię Bernadette.
Nie no serio? Ten wieczór nie mógł być gorszy.
- Och, skąd znałeś moje imię? - zrobiłam zaskoczoną minę. - To po prostu niewiarygodne.
- Naprawdę tak masz na imię?! - zdziwił się.
- Tak. Nazywam się Bernadette Constanza De La Rosa. - uśmiechnęłam się krzywo i wróciłam do picia mojego drinka.
- Felix. - przedstawił się.
- Aha.
Przez chwilę zapadło milczenie i już myślałam, że da mi spokój, ale znowu się odezwał.
- A masz chłopaka? - spytał.
- To jakieś przesłuchanie?
- Nie, ale masz chłopaka?
- No mam i co w związku z tym?
- To teraz możesz mieć mężczyznę.
- Którym jesteś ty?
- No oczywiście, że ja.
Boże, widzisz a nie grzmisz!
- A twój chłopak jest tutaj? Co robi? Bo ja zajmuję się funduszami hedgingowymi.*
- Mój chłopak jest seryjnym zabójcą. Zabija ludzi za pieniądze. - odwróciłam się do barmana. - Mogę poprosić Waikiki? - znów spojrzałam na tego typka. - Hmm... Ostatnio planował w coś zainwestować. Masz wizytówkę?
Jego mina była bezcenna. Wtedy też zauważyłam Liama. Szedł z zamyśloną miną w stronę baru, ale jeszcze mnie nie zauważył. To była moja jedyna szansa żeby uwolnić się od tego typa.
Szybko wstałam ze stołka i niemal rzuciłam się Liamowi na szyję.
- Cześć kochanie. - zawołałam głośno i mocno wtuliłam się w Payne'a.
Był nieźle zaskoczony, ale odwzajemnił uścisk.
- Jestem Bernadette, a ty moim chłopakiem, seryjnym zabójcą. - szeptałam mu gorączkowo do ucha. - Błagam cię, ratuj mnie, bo przy barze jakiś palant nie daje mi spokoju. - odsunęłam się troszeczkę i spojrzałam mu w oczy. - Zrobisz to dla mnie?
Liam skinął nieznacznie głową po czym pocałowałam go przelotnie w kącik ust. Następnie podeszłam z Liamem do baru, gdzie siedział ten Felix.
- To mój chłopak, Kastiel. - uśmiechnęłam się słodko.
- Emmm... - zaciął się Felix, a jego mina zrzedła. - Hmm... Miło mi cię poznać.
Interwencja Payne'a okazała się bardzo skuteczna i momentalnie facet dał mi spokój.
Liam zaprezentował się jako idealny kandydat na wybawcę dam w opałach, a w roli seryjnego zabójcy sprawdził się zadziwiająco dobrze. Nawet jego wygląd idealnie pasował. Czarne rurki nisko wiszące w kroku, czarne martensy, zwykły biały T-shirt i czarna, skórzana kurtka. Do tego kilkudniowy zarost. Normalnie seks bomba. O matko! Czy ja tak właśnie pomyślałam o moim przyjacielu? Cóż, upiłam się.
- Pani drink. - powiedział barman.
Szybko wzięłam swój napój i napiłam się troszkę.
- Chodź do mojego boksu. - powiedział cicho do mojego ucha Payne.
- Jasne. - odparłam i zwróciłam się do barmana. - Będziemy w boksie...
- Numer dwanaście. - dodał pomocnie Payno.
- Właśnie, także zamówienia wpisuj na mój rachunek.
- Nie trzeba. - sprzeciwił się Liam.
- Cicho, ja dzisiaj stawiam.
- No dobra. - odparł z rezygnacją, po czym poszedł ze mną do boksu.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, którą przerwałam śmiejąc się głośno.
- Co? - spytał zdziwiony brunet.
- Nic, po prostu ten facet wkurwiał mnie od prawie godziny, a potem jak na zawołanie zjawiłeś się ty w momencie, kiedy cię potrzebowałam. To było coś, także dziękuję ci.
- Nie ma za co. Od czego ma się przyjaciół.
- Przyszedłeś sam czy gdzieś tu jest Danielle? - zmieniłam temat i zaczęłam rozglądać się dookoła.
- Nie ma jej tu. Przyszedłem sam. My... - westchnął ciężko. - My zerwaliśmy ze sobą.
- To straszne! Co się stało? - zmartwiłam się nie na żarty.
Liam i Danielle stanowili bardzo dobraną parę, a to że rozstali się po raz drugi, chociaż niedawno się zeszli, bardzo mnie zdziwiło.
- Stwierdziła, że ciągle mamy ten sam problem co kiedyś. Nie mamy dla siebie w ogóle czasu i to dla niej jest męczące i zerwała ze mną.
- Nieciekawie. - skomentowałam jego wypowiedź, nie bardzo wiedząc co innego mogłabym powiedzieć.
- A ty co tutaj robisz? - spytał.
- Pokłóciłam się z Darcy i stwierdziłam, że mam ochotę się upić.
- O co poszło?
- Powiedzmy, że o różnice w spojrzeniu na pewne sprawy.
- Rozumiem. - mruknął. - No to musimy się upić. - powiedział i przywołał gestem kelnerkę.
- W czym mogę pomóc?
- Poprosimy sześć shot'ów Funkybuddha i... - Liam spojrzał na mnie. - Coś jeszcze?
- Dwa razy Tequila Sunrise.
- Właśnie. - poparł mnie.
Po chwili kelnerka się oddaliła, a my zaczęliśmy rozmawiać o różnych bzdetach.
Bawiliśmy się całkiem nieźle. Wraz ze wzrostem poziomu alkoholu we krwi, zabawa rozkręcała się coraz bardziej. Trochę tańczyliśmy, dużo się śmialiśmy i przekomarzaliśmy. Czuliśmy się bardzo swobodnie. Do czasu.
Właśnie puścili jakąś wolną piosenkę, a ja się święcie upierałam, że to moja ulubiona i koniecznie musimy zatańczyć. W końcu po długich namowach się zgodził.
Rozpoczęliśmy powolny taniec ściśle do siebie przylegając. Oparłam głowę na klatce piersiowej Liama, a on oparł podbródek na moje głowie.
Czułam się tak dobrze, w odróżnieniu od kilku ostatnich tygodni. Odsunęłam się troszeczkę z zamiarem powiedzenia mu czegoś, ale gdy spojrzałam na jego twarz, wszystkie słowa wyparowały, za to całą moją uwagę pochłonęła jego twarz. Piwne oczy, lekko przymknięte jakby w poczuciu błogości. Pełne usta w kolorze malin wygięte w uśmiechu. Zarost sprawiający, że świrowałam. Jednak moją największą uwagę przyciągały usta i wiedziona jakąś dziwną myślą, jakby nie moją, pochyliłam się i pocałowałam go w nie. Z początku Liam sprawiał wrażenie zaskoczonego, a potem odwzajemnił pocałunek, pogłębiając go.
Czułam jak budzi się we mnie pożądanie i w żaden sposób nie chciałam przerwać tego, co działo się między nami.
Liam odsunął się troszeczkę.
- Chodźmy stąd. - powiedział patrząc mi głęboko w oczy, a ja tylko skinęłam głową.
Szybko zabraliśmy swoje rzeczy, ja uregulowałam rachunek i już nas nie było.
Droga do mieszkania Payne'a zleciała nam dość szybko. Ledwo weszliśmy do mieszkania, a już zaczęliśmy się całować, jednocześnie gorączkowo się rozbierając. Chwilę później wylądowaliśmy w jego sypialni niemal nadzy.
Napięcie było wyczuwalne w całym pokoju. Gorączkowe ruchy, ciało przy ciele, nieustające jęki, niezłomne dążenie do zaspokojenia... Tak w wielkim skrócie można opisać to co się działo w zaciszu mieszkania Liama.
Gdy było po wszystkim leżeliśmy obok siebie ciężko oddychając.
- O Matko! - zaśmiałam się wciąż dysząc. - Musimy kiedyś to powtórzyć.
- Koniecznie. - odparł Liam uśmiechając się szelmowsko. - Co powiesz na rundę drugą?
- Teraz? - Li skinął głową. - Czemu nie. - odparłam i odwróciłam się do niego i pocałowałam go tuż pod uchem. - Ale teraz będzie znacznie pikantniej. - szepnęłam i przygryzłam mu płatek ucha.
I uwierzcie mi - było.
_________________________________
Fundusz hedgingowy – rodzaj instytucji finansowej pobierającej opłatę za zarządzanie powierzonym kapitałem, w którym dokonuje się kupna i krótkiej sprzedaży papierów na rynku kapitałowym w celu ograniczenia ryzyka wahań cen obejmujących swoim zasięgiem cały rynek dla maksymalizacji zysków.
_______________________________________________________
W końcu skończyłam rozdział!!!
Na wstępie chciałam przeprosić za to opóźnienie, ale przy tym rozdziale miałam straszny problem z weną.
Mam nadzieję, że chociaż w niewielkim stopniu zrekompensuje wam to długość rozdziału.
Czytasz - komentuj.
Kolejny rozdział powinien pojawić się przed 28 maja.
Do następnego rozdziału.
_______________________________________________________________________
29.05.14r.
Niestety nie udało mi się dodać rozdziału, a teraz przez kilka dni mnie nie będzie, także postaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej.
Buziaki. xx
~ unromanticgirl
* Perspektywa Katherine. *
Szczerze, to trochę się martwiłam co wyniknie z tej konfrontacji. Wiem, że Darcy jest ciężko przekonać do zmiany zdania, także jak się uprze, to nic jej nie ruszy. Z drugiej strony, Ed łatwo się nie poddaje. Prawdopodobnie jest to jedyna osoba, która może ją przekonać.
Minęła prawie godzina odkąd zamknęłam Darcy z Edem. Właśnie szłam sprawdzić jak im idzie, ale pierwsze co zauważyłam, gdy weszłam na korytarz na drugim piętrze, to to, że jest cicho. Zbyt cicho.
Szybko podeszłam do drzwi, przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi.
To co zobaczyłam, kompletnie mnie zamurowało.
Oni się obściskiwali! I to tak konkretnie!!!
Czekaj.
CZY ON WŁOŻYŁ JEJ RĘKĘ POD SPODNIE?!
- O MÓJ BOŻE!!! - krzyknęłam.
Jak na zawołanie, oboje się odwrócili w moją stronę.
- Czy ja wam w czymś nie przeszkadzam? - splotłam ręce na piersiach.
Ed chrząknął i podrapał się po karku, a Darcy jedynie uniosła brwi.
- Chciałam tylko żebyście się pogodzili, a nie robili cokolwiek wy tam robiliście.
- Jak widzisz, troszkę opacznie cię zrozumieliśmy. To się zdarza jak ktoś nie wyraża się wprost. - skomentowała Darcy.
- To i tak tego nie tłumaczy!
- "Tego"? Och Katherine, nie bądź taka nieśmiała i święcie oburzona. Przyznajmy sobie szczerze, robiłaś gorsze rzeczy. I nazywaj rzeczy po imieniu. Palcówka, Kath. To nic strasznego. - zakończyła niemal szeptem, po czym zaśmiała się głośno.
- A chociaż przez chwilę pomyślałaś o tym, co się stanie jak Zayn się dowie?
- A kto powiedział, że się dowie?
- Ja nie mam zamiaru cię z tym kryć. Jak mnie spyta wprost, to powiem mu prawdę.
- Dziewczyny... - wtrąci się Ed.
- Zamknij się! - krzyknęłyśmy jednocześnie.
- Okeey. - uniósł dłonie w geście poddania.
- Co wyście sobie myśleli?! - krzyknęłam.
- Nic. W takich momentach się nie myśli, tylko czuje. - odparła nonszalancko Darcy.
- Darcy, nie wkurwiaj mnie!
- Ja cię wkurwiam?! No sorry, ale to nie ja się wszędzie wpierdalam i użalam się nad sobą, bo facet mnie zdradził. - otarła wyimaginowaną łzę spod oka. - To takie smutne, że aż żałosne.
Byłam w szoku.
- Hmm... Nie wiedziałam, że tak to odbierasz. - pokręciłam głową. - Cóż, skoro tak bardzo ci to przeszkadza, zabiorę swoją "żałosną" osobę stąd i nie będę ci przeszkadzać. - odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę wyjścia.
- Katherine... - zaczęła Darcy.
- Jeśli chodzi ci o torebkę, znajdziesz ją w szatni. Eddie pokaże ci gdzie. Cześć wam. - mówiąc to, opuściłam pomieszczenie.
Kiedy myślałam o katastrofalnych skutkach mojego wtrącania się, w życiu nie wyobrażałam sobie tego. To było po prostu tak nie realne, że aż chore.
W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak wrócić do domu.
Wchodząc do domu nie myślałam o niczym, robiłam wszystko mechanicznie, także nawet nie zauważyłam Nialla w samych bokserkach, stojącego centralnie przede mną.
- Ehm... Hej? - spytał uśmiechając się niemrawo.
Skwitowałam to tylko uniesieniem brwi i minęłam go, a potem zauważyłam Megan w koszulce Nialla i...
- Czy wszyscy wokół mnie muszą uprawiać seks?! - krzyknęłam i wbiegłam po schodach na górę.
- My nie... - usłyszałam za sobą głos Meg.
Zatrzymałam się i częściowo się odwróciłam.
- Och, proszę cię! Tylko mi nie wmawiaj, że nagle wszystkie twoje ubrania trafiły do prania i dlatego masz na sobie koszulkę Niallera, a jemu było gorąco i chodzi niemal nago.
- No może nie tak, ale...
- Nie kończ. - uniosłam dłoń jakbym chciała ją powstrzymać. - Pozostaw mnie w tej błogiej nieświadomości.
- Okey, jak sobie chcesz. - odparła i wzruszyła ramionami.
- A tak w ogóle, gdzie Al i Gabe? - spytałam.
- Stwierdzili, że mają coś zarąbiście ważnego do załatwienia na mieście i poszli sobie. - powiedziała Megan.
- Albo raczej pojechali, bo wzięli Maserati. - dodał Niall.
- Nie poprawiaj mnie.
- No co, taka jest prawda.
- Jesteś beznadziejny. - stwierdziła Meg i poszła w stronę kuchni.
- Ja? Beznadziejny? Niby jak?
Matko! Dlaczego mi się to przytrafia?! Muszę gdzieś wyjść, inaczej zeświruję.
Z braku lepszego pomysłu, postanowiłam wyjść do klubu. Dla zabicia czasu, całkowicie skupiłam się na przygotowaniu się do wyjścia. Zajęło mi to prawie cztery godziny, ale skutecznie odwróciło uwagę. Ubrana w elegancką sukienkę [LINK], dopieszczona z każdej strony, założyłam płaszcz i zeszłam na dół.
W salonie zastałam Alana z Gabem grających na konsoli.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał się Al.
- Wychodzę na miasto.
- Sama? - zdziwił się Gabe.
Było powszechnie wiadomo, że na wypady zazwyczaj chodziłam z Darcy, ale dzisiaj... Zresztą sami wiecie jak jest.
- Tak, sama i nie powinno cię to w ogóle obchodzić. - odparłam zgryźliwie i wyszłam z salonu. - Nie wiem, kiedy wrócę.
Wyszłam z domu, wsiadłam do windy i zjechałam nią do holu. Miałam zamiar trochę zabalować, dlatego zadzwoniłam po taksówkę. Dziesięć minut później zjawiła się taksówka, co jak na londyńskie standardy było dość szybko, zważywszy na to, że mamy piątkową noc i o tej porze ruch jest wzmożony.
- To gdzie jedziemy? - spytał uprzejmie kierowca.
- Do jakiegoś dobrego klubu. Zna pan jakiś? - spytałam.
- Dość często wożę ludzi do Funky Buddha. Ponoć to dobry klub.
- To niech będzie Funky Buddha. - odparłam.
Szczerze, to nigdy nie byłam w tym klubie, ale w tej chwili było mi obojętne gdzie pójdę.
Po mniej więcej dwudziestu minutach dojechałam na miejsce. Zapłaciłam za kurs, życzyłam taksówkarzowi dobrej nocy i ustawiłam się w kolejkę przed klubem. Po tym jak przestałam w kolejce chyba wieczność, w końcu weszłam do środka. Wnętrza były urządzone stylowo i ze smakiem.
Podeszłam do szatniarza, u którego zostawiłam płaszcz, po czym poszłam prosto do baru i usiadłam na wolnym stołku. W tle przyjemnie dudniła muzyka, a wszyscy dobrze się bawili. Muszę przyznać, niezłe miejsce.
- Co podać? - spytał uśmiechnięty barman.
- Mogłabym prosić kartę alkoholi?
- Oczywiście. - podał mi kartę.
- Hmm... - zamyśliłam się. - To na początek poproszę "Funky Lady".
- Otworzyć rachunek?
- Tak.
- Będzie pani płacić kartą czy gotówką?
- Kartą.
- Poproszę kartę.
Położyłam kartę na ladzie i przesunęłam nią po blacie, lekko się przy tym uśmiechając.
Kilka minut później pojawił się przede mną mój drink. Wypiłam troszeczkę i był naprawdę dobry. Zestawienie soku z limonki z truskawkami... obłęd.
Pierwszą godzinę spędziłam w niemrawej atmosferze. Przystawiał się do mnie jakiś facet po trzydziestce. Może nie wyglądał najgorzej, jednak tak bardzo cuchnęło od niego potem, że myślałam, że zaraz zacznę haftować. W każdym bądź razie miał tak beznadziejne teksty na podryw, a to w połączeniu z jego całą osobą stanowiło bardzo odpychającą mieszankę.
- Pocałuj mnie jeśli się mylę, ale masz na imię Bernadette.
Nie no serio? Ten wieczór nie mógł być gorszy.
- Och, skąd znałeś moje imię? - zrobiłam zaskoczoną minę. - To po prostu niewiarygodne.
- Naprawdę tak masz na imię?! - zdziwił się.
- Tak. Nazywam się Bernadette Constanza De La Rosa. - uśmiechnęłam się krzywo i wróciłam do picia mojego drinka.
- Felix. - przedstawił się.
- Aha.
Przez chwilę zapadło milczenie i już myślałam, że da mi spokój, ale znowu się odezwał.
- A masz chłopaka? - spytał.
- To jakieś przesłuchanie?
- Nie, ale masz chłopaka?
- No mam i co w związku z tym?
- To teraz możesz mieć mężczyznę.
- Którym jesteś ty?
- No oczywiście, że ja.
Boże, widzisz a nie grzmisz!
- A twój chłopak jest tutaj? Co robi? Bo ja zajmuję się funduszami hedgingowymi.*
- Mój chłopak jest seryjnym zabójcą. Zabija ludzi za pieniądze. - odwróciłam się do barmana. - Mogę poprosić Waikiki? - znów spojrzałam na tego typka. - Hmm... Ostatnio planował w coś zainwestować. Masz wizytówkę?
Jego mina była bezcenna. Wtedy też zauważyłam Liama. Szedł z zamyśloną miną w stronę baru, ale jeszcze mnie nie zauważył. To była moja jedyna szansa żeby uwolnić się od tego typa.
Szybko wstałam ze stołka i niemal rzuciłam się Liamowi na szyję.
- Cześć kochanie. - zawołałam głośno i mocno wtuliłam się w Payne'a.
Był nieźle zaskoczony, ale odwzajemnił uścisk.
- Jestem Bernadette, a ty moim chłopakiem, seryjnym zabójcą. - szeptałam mu gorączkowo do ucha. - Błagam cię, ratuj mnie, bo przy barze jakiś palant nie daje mi spokoju. - odsunęłam się troszeczkę i spojrzałam mu w oczy. - Zrobisz to dla mnie?
Liam skinął nieznacznie głową po czym pocałowałam go przelotnie w kącik ust. Następnie podeszłam z Liamem do baru, gdzie siedział ten Felix.
- To mój chłopak, Kastiel. - uśmiechnęłam się słodko.
- Emmm... - zaciął się Felix, a jego mina zrzedła. - Hmm... Miło mi cię poznać.
Interwencja Payne'a okazała się bardzo skuteczna i momentalnie facet dał mi spokój.
Liam zaprezentował się jako idealny kandydat na wybawcę dam w opałach, a w roli seryjnego zabójcy sprawdził się zadziwiająco dobrze. Nawet jego wygląd idealnie pasował. Czarne rurki nisko wiszące w kroku, czarne martensy, zwykły biały T-shirt i czarna, skórzana kurtka. Do tego kilkudniowy zarost. Normalnie seks bomba. O matko! Czy ja tak właśnie pomyślałam o moim przyjacielu? Cóż, upiłam się.
- Pani drink. - powiedział barman.
Szybko wzięłam swój napój i napiłam się troszkę.
- Chodź do mojego boksu. - powiedział cicho do mojego ucha Payne.
- Jasne. - odparłam i zwróciłam się do barmana. - Będziemy w boksie...
- Numer dwanaście. - dodał pomocnie Payno.
- Właśnie, także zamówienia wpisuj na mój rachunek.
- Nie trzeba. - sprzeciwił się Liam.
- Cicho, ja dzisiaj stawiam.
- No dobra. - odparł z rezygnacją, po czym poszedł ze mną do boksu.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, którą przerwałam śmiejąc się głośno.
- Co? - spytał zdziwiony brunet.
- Nic, po prostu ten facet wkurwiał mnie od prawie godziny, a potem jak na zawołanie zjawiłeś się ty w momencie, kiedy cię potrzebowałam. To było coś, także dziękuję ci.
- Nie ma za co. Od czego ma się przyjaciół.
- Przyszedłeś sam czy gdzieś tu jest Danielle? - zmieniłam temat i zaczęłam rozglądać się dookoła.
- Nie ma jej tu. Przyszedłem sam. My... - westchnął ciężko. - My zerwaliśmy ze sobą.
- To straszne! Co się stało? - zmartwiłam się nie na żarty.
Liam i Danielle stanowili bardzo dobraną parę, a to że rozstali się po raz drugi, chociaż niedawno się zeszli, bardzo mnie zdziwiło.
- Stwierdziła, że ciągle mamy ten sam problem co kiedyś. Nie mamy dla siebie w ogóle czasu i to dla niej jest męczące i zerwała ze mną.
- Nieciekawie. - skomentowałam jego wypowiedź, nie bardzo wiedząc co innego mogłabym powiedzieć.
- A ty co tutaj robisz? - spytał.
- Pokłóciłam się z Darcy i stwierdziłam, że mam ochotę się upić.
- O co poszło?
- Powiedzmy, że o różnice w spojrzeniu na pewne sprawy.
- Rozumiem. - mruknął. - No to musimy się upić. - powiedział i przywołał gestem kelnerkę.
- W czym mogę pomóc?
- Poprosimy sześć shot'ów Funkybuddha i... - Liam spojrzał na mnie. - Coś jeszcze?
- Dwa razy Tequila Sunrise.
- Właśnie. - poparł mnie.
Po chwili kelnerka się oddaliła, a my zaczęliśmy rozmawiać o różnych bzdetach.
Bawiliśmy się całkiem nieźle. Wraz ze wzrostem poziomu alkoholu we krwi, zabawa rozkręcała się coraz bardziej. Trochę tańczyliśmy, dużo się śmialiśmy i przekomarzaliśmy. Czuliśmy się bardzo swobodnie. Do czasu.
Właśnie puścili jakąś wolną piosenkę, a ja się święcie upierałam, że to moja ulubiona i koniecznie musimy zatańczyć. W końcu po długich namowach się zgodził.
Rozpoczęliśmy powolny taniec ściśle do siebie przylegając. Oparłam głowę na klatce piersiowej Liama, a on oparł podbródek na moje głowie.
Czułam się tak dobrze, w odróżnieniu od kilku ostatnich tygodni. Odsunęłam się troszeczkę z zamiarem powiedzenia mu czegoś, ale gdy spojrzałam na jego twarz, wszystkie słowa wyparowały, za to całą moją uwagę pochłonęła jego twarz. Piwne oczy, lekko przymknięte jakby w poczuciu błogości. Pełne usta w kolorze malin wygięte w uśmiechu. Zarost sprawiający, że świrowałam. Jednak moją największą uwagę przyciągały usta i wiedziona jakąś dziwną myślą, jakby nie moją, pochyliłam się i pocałowałam go w nie. Z początku Liam sprawiał wrażenie zaskoczonego, a potem odwzajemnił pocałunek, pogłębiając go.
Czułam jak budzi się we mnie pożądanie i w żaden sposób nie chciałam przerwać tego, co działo się między nami.
Liam odsunął się troszeczkę.
- Chodźmy stąd. - powiedział patrząc mi głęboko w oczy, a ja tylko skinęłam głową.
Szybko zabraliśmy swoje rzeczy, ja uregulowałam rachunek i już nas nie było.
Droga do mieszkania Payne'a zleciała nam dość szybko. Ledwo weszliśmy do mieszkania, a już zaczęliśmy się całować, jednocześnie gorączkowo się rozbierając. Chwilę później wylądowaliśmy w jego sypialni niemal nadzy.
Napięcie było wyczuwalne w całym pokoju. Gorączkowe ruchy, ciało przy ciele, nieustające jęki, niezłomne dążenie do zaspokojenia... Tak w wielkim skrócie można opisać to co się działo w zaciszu mieszkania Liama.
Gdy było po wszystkim leżeliśmy obok siebie ciężko oddychając.
- O Matko! - zaśmiałam się wciąż dysząc. - Musimy kiedyś to powtórzyć.
- Koniecznie. - odparł Liam uśmiechając się szelmowsko. - Co powiesz na rundę drugą?
- Teraz? - Li skinął głową. - Czemu nie. - odparłam i odwróciłam się do niego i pocałowałam go tuż pod uchem. - Ale teraz będzie znacznie pikantniej. - szepnęłam i przygryzłam mu płatek ucha.
I uwierzcie mi - było.
_________________________________
Fundusz hedgingowy – rodzaj instytucji finansowej pobierającej opłatę za zarządzanie powierzonym kapitałem, w którym dokonuje się kupna i krótkiej sprzedaży papierów na rynku kapitałowym w celu ograniczenia ryzyka wahań cen obejmujących swoim zasięgiem cały rynek dla maksymalizacji zysków.
_______________________________________________________
W końcu skończyłam rozdział!!!
Na wstępie chciałam przeprosić za to opóźnienie, ale przy tym rozdziale miałam straszny problem z weną.
Mam nadzieję, że chociaż w niewielkim stopniu zrekompensuje wam to długość rozdziału.
Czytasz - komentuj.
Kolejny rozdział powinien pojawić się przed 28 maja.
Do następnego rozdziału.
_______________________________________________________________________
29.05.14r.
Niestety nie udało mi się dodać rozdziału, a teraz przez kilka dni mnie nie będzie, także postaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej.
Buziaki. xx
~ unromanticgirl
http://1d-she-diary-beautiful-butterfly.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzapraszam nowy rozdział :)
Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, Ed i Darcy, Katherine i Liam. Po prostu nie wierzę Oo.
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście czekam na nexta :D
daj szybko nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie pisania rozdziału. Rozdział powinien pojawić się do niedzieli, a jeśli mi się uda, to może go skończę dzisiaj. :)
UsuńBuziaki. xx
~ unromanticgirl
prosssszze... daj nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńkocham toooo... pisz dalej... :*
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuń