Możecie powiedzieć, że to co zrobiłam, było niewłaściwe. Jednak ja tak nie uważam. Okey, może sypianie z przyjacielem swojego byłego, nie brzmi najlepiej, ale rozpatrując to w innym aspekcie, nie jest takie złe. Przynajmniej pozbyłam się tego wszechobecnego napięcia, które doprowadzało mnie do szału.
Co do mojej kłótni z Darcy... Cóż, można powiedzieć, że się pogodziłyśmy. Rozmowa nie należała do najłatwiejszych, ale w końcu doszło do porozumienia.
Wracając do mnie i Liama. Romans kwitnie. Chociaż ja bym tego nie nazwała romansem, bardziej jako "przyjaciół z seksem na dokładkę". Mi taki układ pasował. Spędzałam z Paynem sporo czasu, jednak staraliśmy się, żeby inni tego nie zauważyli. Szczerze, nie potrzebowałam kolejnego gadania.
To chyba właśnie dzięki Liamowi całkowicie wzięłam się w garść i zaczęłam funkcjonować w miarę normalnie.
- Musisz już iść? - mruknął zaspany Liam, przyciągając mnie do siebie.
- Muszę. - zaśmiałam się i zabrałam jego dłonie z mojej talii. - Pewnie już dawno się zorientowali, że nie ma mnie w domu.
- A co w tym złego? - cmoknął mnie w obojczyk.
- Oni nie mogą się o nas dowiedzieć. Nic dobrego by z tego nie wynikło.
- No dobra. - westchnął. - Jak sobie chcesz, ale przyjdziesz wieczorem?
- Odpada. Już dwie noce z rzędu nie było mnie w domu. Zaczną coś podejrzewać.
- To co, jesteś już dużą dziewczynką.
- Chcesz, możesz przyjść do mnie, ale tylko jako przyjaciel. Żadnych bonusów.
- Tak jest kapitanie. Ty tu rządzisz. - zaśmiał się i pocałował mnie w usta. - Jednak jakimś bonusikiem bym nie pogardził. - uśmiechnął się szelmowsko.
- Chciałbyś.
- Chciałbym.
- Szelma. - zaśmiałam się. - Koniec tego dobrego. Pora wracać do domu. Jutro mam do pracy, także muszę się przygotować.
Wstałam i zaczęłam szybko zbierać porozrzucane ubrania. Usłyszałam za sobą jęk.
- Wszystko w porządku? - zerknęłam na niego przez ramię.
- Taa, podziwiam widoki. - przechylił lekko głowę.
- I podoba ci się to co widzisz?
- No nie wiem, nie wiem. Trudno się zdecydować. - wciągnął gwałtownie powietrze, gdy schyliłam się nakładając bieliznę. - Mmmm... baaardzo trudno. - westchnął przeciągle i padł na łóżko. - Właśnie zobaczyłem niebo.
- Nie wiem, jak ludzie mogą myśleć, że ty to jesteś ten najmilszy i najsłodszy z zespołu, a jednocześnie ten najpoważniejszy i w ogóle. - powiedziałam zapinając stanik.
- Widocznie nie znają mnie całego. - odparł z prostotą.
- Może.
- Może.
Ubrałam jeansy, koszulkę i związałam włosy w niechlujnego koka, po czym usiadłam na łóżku i zaczęłam wkładać skarpetki wraz z kozaczkami. [LINK]
- A ty co sądzisz o tym innym Liamie? - spytał nagle.
Na chwilę przestałam zakładać buty.
- Myślę, że jest inny. - wróciłam do przerwanego zajęcia.
- Nie no, to była naprawdę konkretna odpowiedź.
- Oj no, myślę, że jest nawet w porządku.
- A coś jeszcze?
- Ma przeogromne ego, bo jest łasy na komplementy.
- Odszczekaj to! - krzyknął oburzony.
- Nie ma mowy. Prawda w oczy kole, panie Payne.
Liam przyciągnął mnie do siebie, także leżałam pod nim i zaczął mnie łaskotać.
- Odwołaj to a przestanę. - powiedział i znów połaskotał.
- Nigdy... w życiu! - powiedziałam między salwami śmiechu.
- Odwołaj! - zaczął coraz natarczywiej mnie gilgotać.
- Okey, okey. - zaprzestał łaskotanie. - Jesteś niesamowicie przystojny, seksowny, twój intelekt powala i po prostu cała twoja prezencja sprawia, że nie można ci się oprzeć tak bardzo, że przy tobie nie jest się w stanie myśleć logicznie.
- Naprawdę? - jego mina wyrażała mieszankę zadowolenia i konsternacji.
- Nie.
- Wiedźma. - uśmiechnął się krzywo. - Właśnie powinienem cię przełożyć przez kolano i sprać, to może byś miała mniej niewyparzoną buźkę.
- Chciałbyś.
- Chciałbym.
- Tylko jedno ci w głowie - seks i wiertarka. - pokręciłam głową i wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego wiertarka? - zmarszczył czoło.
- Nie wiem, tak było w kabarecie. - rozejrzałam się dookoła. - Gdzie moja bransoletka i zegarek?
- Nie wiem. Miałaś je w ogóle wczoraj?
- Tak!
- Wow, spokojnie. - uniósł dłonie w geście obrony. - Jak je znajdę, to ci przyniosę. Przynajmniej będę miał pretekst żeby cię odwiedzić.
- Od kiedy to ty potrzebujesz pretekstu. - burknęłam.
- Też prawda.
Kiedy byłam już gotowa do wyjścia, spojrzałam na Liama wciąż leżącego w łóżku. Był to widok miły dla kobiecego oka, a prześcieradło przykrywające nagie ciało nie pozostawiało zbyt wielkiego pola dla wyobraźni. To wszystko sprawiało, że miałam ochotę rzucić się na niego i uprawiać dziki seks.
- Czyżbyś się jednak zdecydowała zostać?
- Nie. - odchrząknęłam. - Definitywnie nie.
Czy tylko mi się wydaje, że moje słowa były mało przekonujące?
- Cóż, gdybyś jednak zmieniła zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać. - mrugnął do mnie.
Śmiejąc się, pokręciłam głową.
- Pa. - powiedziałam i wyszłam z mieszkania.
Właśnie wróciłam do domu i starałam się być jak najciszej, kiedy usłyszałam czyjeś kroki.
- Wracasz do własnego mieszkania, a skradasz się jakbyś się włamała do cudzego. - powiedział Alan.
- Eee... - nie byłam w stanie niczego z siebie wykrztusić.
- Naprawdę myślałaś, że nie zauważę jak co noc gdzieś znikasz? Już nie będę wnikać gdzie, ale mogłabyś poświęcić trochę czasu mi i Gabe'owi, skoro już tu przyjechaliśmy. - wciąż milczałam. - To do ciebie nie podobne. Zazwyczaj na moje jedno słowo potrafisz powiedzieć pięćdziesiąt, a teraz nic? Może ty jesteś chora albo język ci obcięli?
- Umm... - odkaszlnęłam. - Nic mi nie jest.
- Patrzcie państwo! Ona jednak mówi.
- Przestań Al. To mnie nie bawi.
Zapadła krępująca cisza.
- Zmieniłaś się. - powiedział cicho.
- Dorosłam. - odparłam.
- Nie, zgorzkniałaś. Zagubiłaś się gdzieś po drodze.
- Nie...
- Proszę cię, nie zaprzeczaj. Przecież widzę co się dzieje.
- Nic się nie dzieje. Wszystko jest okey.
- Właśnie, że nie. - w jego głosie pobrzmiewała irytacja i coraz większy gniew. - Myślałem, że jest porządny, inny niż Igor czy Dylan... - zacisnął wściekle pięści. - Pieprzona historia lubi się powtarzać. Powinienem wcześniej mu obić gębę.
- Al, uspokój się. - odparłam, po czym uświadomiłam sobie co on przed chwilą powiedział. - Alan, co ty zrobiłeś?
- Nic. - odwrócił wzrok.
- Alan, coś ty do cholery zrobił?! - podniosłam głos.
- Należało mu się! - krzyknął.
- Alan! CO ZROBIŁEŚ?! - wrzasnęłam.
Ręce mi drżały, a w głowie przelatywały mi tysiące różnych scenariuszy. Strasznie się bałam, że zrobił coś głupiego.
- Obiliśmy skurwielowi mordę.
- My?! Zabrałeś ze sobą Gabriela? Czyś ty do cholery człowieku rozum postradałeś? Naprawdę doskonały wzorzec do naśladowania pokazujesz bratu.
- Katherine...
- Zamknij się, bo jeszcze nie skończyłam! Jestem na ciebie wściekła! Pobiłeś każdego mojego byłego. Powoli wchodzi ci to w krew, a jeszcze wciągasz w to młodego. Myślisz, że robisz mądrze?! Do cholery, przestań być nadopiekuńczy! - klapnęłam na kanapę w salonie i zakryłam twarz dłońmi.
- Jestem taki, bo się o ciebie martwię.
- Ale to cię nie upoważnia do pobicia! - westchnęłam ciężko. - Alan, kocham cię. Ty i Gabriel jesteście najlepszymi braćmi na świecie, ale chyba już najwyższa pora żebym sama zajęła się swoimi problemami, bez twojego nadopiekuńczego wtrącania się za każdym razem, gdy powinie mi się noga.
Alan usiadł obok mnie na kanapie i wziął mnie za rękę.
- Rozumiem twój punkt widzenia, ale... po prostu nie mogę się patrzeć na to, że cierpisz.
- Ale teraz jest już dobrze, nie widzisz tego? - spytałam.
- No...
- Wiem, że dla ciebie zawsze będę twoją małą siostrzyczką Katy, ale pozwól mi żyć własnym życiem. - uśmiechnęłam się delikatnie i ścisnęłam jego dłoń. - Myślę, że już najwyższa pora, żebyś się skupił całkowicie na sobie. Wiesz, tylko bez bycia egoistą. - kąciki jego ust drgnęły. - Czas upływa, ja nie młodnieję, a jeszcze chciałabym zostać ciocią. - pokiwałam głową z poważną miną.
- Hej! - zaśmiał się i szturchnął mnie barkiem. - Nie wywołuj na mnie takiej presji. Nie jestem pewien czy zdołam sprostać twoim oczekiwaniom.
- Też coś, apartament na Manhattanie, piękna żona, trójka słodkich dzieci i kilka tysięcy zielonych na koncie, to nie są zbyt duże wymagania. - nonszalancko wzruszyłam ramionami.
- Powiedz mi Kath, czego ty się naćpałaś? Musi to być coś dobrego, bo gadasz od rzeczy.
- Zaraz naćpała, nie wyspałam się. Ot cała historia.
- No już nie strosz tak piórek. - zaśmiał się. - A teraz zmiataj do łóżka zanim się rozmyślę.
Przytuliłam go szybko i pobiegłam do siebie do pokoju, gdzie szybko przebrałam się w piżamę i padłam na łóżko.
Przez półgodziny przewracałam się z boku na bok, jednak nie mogłam zasnąć. Coś nie dawało mi spokoju.
W końcu nie wytrzymałam i wzięłam telefon, po czym wybrałam numer, pod który już dawno nie dzwoniłam.
- Halo? - usłyszałam zaspany głos i nagle uświadomiłam sobie, że nie wiem, co mam powiedzieć. - Kto dzwoni? - nadal milczałam. - Słyszę twój oddech. - powiedział lekko poirytowany.
- Przepraszam.
- Katherine?!
- Emm... Tak, chciałam cię przeprosić za to, co zrobili moi bracia.
- Taa, najpierw ich na mnie nasyłasz, a potem nagle po kilku dniach dzwonisz i przepraszasz. Piękna zagrywka, panno Glass.
- Myślisz, że ja ich nasłałam?! - byłam w szoku, takiego obrotu sprawy bym się nie spodziewała. - Chyba cię pojebało!
- A teraz jeszcze mnie obrażasz. Ty to masz tupet, Katherine.
- Kurwa! Dopiero dzisiaj się dowiedziałam, co oni zrobili. - przetarłam twarz dłonią. - Martwiłam się, dlatego zadzwoniłam i przeprosiłam za to, co się stało, ale jak zwykle, co by nie było, to zawsze jest moja wina.
- A czego ty się spodziewałaś? Że będę się przed tobą płaszczył?
- Miałam nadzieję, że chociaż raz zachowasz się jak facet, a nie jak rozkapryszony pięciolatek, który nie dostał cukierka!
- A ty nie jesteś lepsza! Wiecznie pokrzywdzona przez los, Katherine!
- Ale to nie ja ciebie zdradziłam, tylko ty mnie! Nigdy się nie pisałam na związek poligamiczny, do cholery!
- Jasne, bo uwierzę, że się nie puszczałaś z Nathanem.
- A ty zawsze wałkujesz ten sam temat! W przeciwieństwie do ciebie, ja cię nie zdradziłam. To nie ja zabrałam cię do mojej rodziny, żeby w tym samym czasie umawiać się na małe bzykanko w Nowym Jorku z przebrzydłą sukowatą Taylor.
- Ona nie jest sukowata.
- Och, proszę cię. Nie rób z niej świętej. Jakby była taka idealna, to nie sypiałaby z zajętym facetem. Zresztą, po co ją bronisz. Słyszałam, że zerwaliście.
- A nawet jeśli, to nie upoważnia cię do oceniania mnie. Nie jesteś dłużej częścią mojego życia.
- To działa w obie strony, Styles.
- Żałuję, że się w tobie zakochałem, że w ogóle cię spotkałem.
Myślałam, że już jestem ponad to, jednak jego słowa raniły, kaleczyły to, co jeszcze zostało z mojego serca.
- Nienawidzę cię! Jesteś najgorszą rzeczą, która mi się przydarzyła w życiu. - krzyczałam. - Idź do diabła! - po tym słowach rozłączyłam się i całkowicie się rozkleiłam.
To bolało, cholernie bolało. Czułam się jakby czołg mnie przejechał.
To nie jest tak, że pstrykniesz palcami i już kogoś nie kochasz. Tym bardziej bolała mnie ta sytuacja, bo w jakiś chory, nielogiczny i pokręcony sposób ja go dalej kochałam.
Potrzebowałam kogoś, do kogo mogłabym się po postu przytulić, poczuć, że gdzieś w tym osobistym piekle jest chociaż krzta dobroci. Dlatego też zadzwoniłam do Darcy.
- Cześć, tu Darcy. Prawdopodobnie jestem zajęta albo po prostu nie chce mi się z tobą rozmawiać. Jak musisz, to zostaw wiadomość. Może oddzwonię. - cholerna poczta głosowa.
Rozłączyłam się i wybrałam inny numer. Po czterech sygnałach odebrał.
- Halo? - chyba go obudziłam.
- Liam, mógłbyś przyjechać? - pociągnąłem nosem i otarłam łzy dłonią.
- Katherine, co się stało? - spytał już całkowicie rozbudzony.
- Po prostu, mógłbyś przyjechać?
- Oczywiście, będę za dwadzieścia minut. Trzymaj się. - rozłączył się.
Dwadzieścia minut później leżałam w łóżku z Liamem, który mocno mnie obejmował. Nie musiałam mu niczego mówić. Po prostu wszedł do sypialni, spojrzał na mnie, a potem znalazłam się w jego silnych ramionach. Łzy płynęły strumieniami, nie umiałam opanować drżenia, a on tylko głaskał mnie po plecach, całował w czubek głowy i szeptał kojące słowa. Czułam, że powoli się uspokajam.
Wtedy też uświadomiłam sobie, że będę musiała podjąć decyzję w sprawie, która jest nieunikniona - całkowicie dać sobie spokój i nie ratować tego, co zostało z mojej miłości do Harry'ego albo zawalczyć o to.
Jeśli dam sobie spokój, wtedy mogłabym zobaczyć, co wyniknie z mojego "romansu" z Liamem. Cóż, Liam to cudowny mężczyzna, jednak poza miłością platoniczną, z ogromną dozą pożądania, nie kocham go w ten sposób.
Z drugiej strony jest Harry. Moja pierwsza prawdziwa miłość. Tylko, że w tym przypadku jest zbyt wiele argumentów będących przeciw niemu, a tylko jeden argument za - to, że jestem w nim zakochana.
Impas. Po raz kolejny sytuacja bez wyjścia.
Leżałam tak, wtulona w Liama, wdychając jego charakterystyczny zapach - woda kolońska, dym papierosowy i coś jeszcze, tylko nie wiem, jak to sprecyzować. Jego dotyk, głos i zapach sprawiały, że czułam się lepiej, koił zszargane nerwy. Czułam, że powoli odpływam.
- Co by się nie działo, ja będę przy tobie. Obiecuję ci to. - szepnął cicho Liam.
Po tych sławach po prostu zasnęłam.
____________________________________________
Wybaczcie, że tyle to trwało, ale w końcu udało mi się skończyć rozdział.
Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu. :)
Postaram się teraz dodawać rozdziały częściej.
Osoby, które chcą być informowane o nowych rozdziałach na Twitterze, piszcie swoje nicki w komentarzach.
Miłych wakacji. :D
Buziaki. xx
~ unromanticgirl
Ona musi wrócić do Harrego... A rozdział bardzo ciekawy. :)
OdpowiedzUsuńCzekamm.. z niecierpliwością na następny... xD tylko daj go szybciej proszę... :3
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zawsze :*
OdpowiedzUsuńProszę, proszę i jeszcze raz prooooszę pisz dalej :( <3
OdpowiedzUsuń"To nie jest seks, to są tylko kłopoty." Zapraszam ;) http://troublefanfic.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń