sobota, 5 maja 2012

Przypadek.

   "Minęło już 2 miesiące odkąd dziadek nie żyje. Staram się jak mogę o tym nie myśleć, ale nie jest łatwo. Zwłaszcza, że tak wiele mu zawdzięczam. A mianowicie dziadek tuż przed śmiercią zmienił zapis w testamencie. Ustanowił mnie spadkobiercą jego "dóbr doczesnych" (Tak było napisane - normalnie średniowiecze jakieś.) Kto by pomyślał, że aż tyle tego było.
Po jego śmierci wyjechałam z Pemberley i przyjechałam do Londynu. Kupiłam mieszkanie i staram się usamodzielnić. Nie powiem żeby rodzice byli tym zachwyceni. Najpierw rzuciłam szkołę, potem wyjechałam z Polski, a teraz nie chcę tam wrócić. Jeśli chodzi im o moją edukację, to przecież chodzę do szkoły, tyle że w innym kraju.
Alan mnie poparł, bo jego zdaniem powinnam się usamodzielnić, ale Gabriel nie jest już tak zadowolony, gdyż jak to pięknie określił: "Rodzice wejdą mu na głowę, bo już tylko jedno dziecko mają do wychowania." Biedactwo. Chłopak ma trochę racji. Mama i Papa bywają nadopiekuńczy.
Od razu przypomina mi się jak mieszkaliśmy w Dorset. (Kocham to miejsce.) Ja i Alan mnieliśmy w zwyczaju się strasznie wygłupiać. Kiedy miałam 12 lat a Al 17, on pasjonował się fotografią, a ja lubiłam być jego modelką. Raz chciał zrobić zdjęcia w plenerze. Zgodziłam się od razu. Miałam wejść na jakieś drzewo i zawisnąć do góry nogami. Zrobiłam to, ale wybrałam trochę nieodpowiednie drzewo, ponieważ za nim była skarpa schodząca na plażę. Świenie się bawiłam, 
a nasz pies Baxter podstakiwał, próbując złapać moje włosy.
Pech chciał, że mama musiała akurat wtedy wyjść na dwór. Kazała natychmiast zejść z drzewa. Owszem zeszłam, ale nie tak jak chciała, bo spadłam.
Jaki koniec tej historii? Złamana ręka  i szlaban na miesiąc, a Alanowi zabrali aparat. Przynajmniej zdjęcia wyszły fajne.
Czasami za tym tęsknię. Za tą beztroską, niepochamowaną radością i dzieciństewm.
Czy wy też macie jakieś śmieszne historie z dzieciństwa? Piszcie.
Buziaki. :*"

Dobra, wpis na bloga skończony. Teraz tylko go opublikować na photoblogu, przetłumaczyć go na angielski i dodać na drugim blogu. Ach tak i jeszcze zrobić coś do jedzenia. Podeszłam do lodówki, otwieram ją, a ona pusta. W szafkach też nic nie ma. Jak miło. Znowu nie zrobiłam zakupów. Masakra.
TT:

Napisałam na kartce to co trzeba kupić, a potem poszłam do garderoby. Ubrałam czarne rurki, czarne conversy, szary t-shirt i czarną marynarkę. Obowiązkowo delikatny makijaż i biało - czarna bandanka we włosy. Włosy rano prostowane, więc są spoko.
Wzięłam klucze, torbę i zjechałam windą do podziemnego garażu. Wsiadłam do mojego Astona Martina Vanquisha i pojechałam na zakupy.
Dojechałam na miejsce po 15 minutach. Wzięłam wózek i zabrałam się za szukanie rzeczy z mojej listy zakupów. Właśnie sięgałam po płatki kukurydziane, gdy półka okazała się za wysoka. Miło. Stałam na palcach i nie mogłam dosięgnąć płatków! Fuck, dlaczego te półki są takie wysokie. Metr siedemdziesiąt wzrostu i takie coś. To już jest śmieszne.
Chyba bym dalej tak się wysilała i mentalnie klęła na półkę, gdyby ktoś nie zabrał mi dosłownie 
z przed nosa płatków. Już mega wkurzona się odwracam i patrzę na dwóch mega przystojnych chłopaków. Wydawali się jacyś znajomi.
- To chciałaś zdjąć ? - spytał ten z loczkami.
- Yyy... No. - nie no Katherine, piękna wypowiedź. I ty niby masz 18 lat. Brawo. - Dzięki.
Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale po prostu się odwróciłam i poszłam między regały. Kath, gratuluję ci inteligencji. Gdzie twoja odwaga? A w ogóle skąd ich znam? Czekaj, czy to nie czasem... Nie to nie mogą być oni.
Wychyliłam się zza półki i się im przyjrzałam. Akurat jeszcze tam stali. OMG! To oni! Aaaaaaaaaa!
Katherine ogarnij się. To tylko Louis Tomlinson i Harry Styles, który podał ci płatki. Nie no znowu gadam do siebie. Wzięłam kilka głębokich wdechów na uspokojenie i poszłam dokończyć zakupy.
Gdy pakowałam zakupy do samochodu znowu ich zobaczyłam i oni mnie też.
Podszedł do mnie Harry.
- Nawet cię nie spytałem o imię.
- Katherine.
- Miło cię poznać. Ja jestem Harry. - mówiąc to, uroczo się uśmiechnął - Dałabyś mi swój nr tel.?
- Pewnie. - też się uśmiechnęłam.
Wyjął swojego iPhone'a i podał mi go. Zrobiłam sobie zdjęcie i zapisałam mój nr tel. Oddając mu telefon pocałowałam go w policzek i powiedziałam:
- Zadzoń jeśli będziesz miał czas.
A potem wsiadłam i pojechałam do domu. Cały czas szczerzyłam się jak durna.
Po powrocie do domu, dodałam na tt:

Teraz mogę spokojnie przygotować coś do jedzenia.

_________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Piszcie w komentarzach co o nim sądzicie i czy w ogóle pisać kolejny. :)

Buziaki. :*
~ unromanticgirl

1 komentarz: