piątek, 11 stycznia 2013

Gołąbki.

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest przyjechać do domu wariatów? Ja nie, jednak przekonałam się o tym na własnej skórze. Po tym jak zeszłam z Loczkiem na dół, otrzymaliśmy powtórkę z rozrywki w wykonaniu Ani. Skakała wokół nas jak mały szczeniaczek i radośnie trajkotała. W pewnym momencie  rzuciła mi się na szyje, przez co solidnie uderzyłam plecami o ścianę. Mimowolnie się skrzywiłam.  Poszliśmy razem do kuchni, gdzie ciocia robiła coś do jedzenia.
- Cześć ciocia. - cmoknęłam ja w policzek.
- Cześć słonko. - spojrzała na mnie. - Anulka?
- Aż tak widać?
Skinęła tylko głową.
- Co to? - spytał Harry wskazując na to, co robiła ciocia.
- Gołąbki.
- Kevin? - Hazza lekko zbladł.
Zaśmiałam się.
- Jasne. My w Polsce nie mamy co jeść tylko gołębie.
- Nie ważne.
- Spoko. - czułam, że dłużej nie wytrzymam. - To ty sobie pogadaj z ciocią, a ja wrócę się do pokoju, bo czegoś zapomniałam. - posłałam mu wymuszony uśmiech i już mnie nie było.
Biegiem wpadłam do pokoju i zaczęłam przetrząsać kosmetyczkę. W końcu znalazłam upragnione tabletki. Nie zwracając na nic uwagi, wysypałam 4 na dłoń i szybko je połknęłam. Od razu lepiej. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam na moje blade odbicie w lustrze. Nie wiedziałam jak długo tak pociągnę. Byłam tym po prostu wykończona. Żeby doprowadzić się do stanu używalności, poprawiłam makijaż i dla nabrania kolorów, uszczypnęłam się w oba policzki. Miałam już wyjść z łazienki, ale poczułam przeszywający ból w plecach. Ciężko oparłam się o umywalkę i zaczęłam głęboko oddychać. Usłyszałam jak drzwi się uchylają.
- Katherine, wszystko w porządku? - spytał zatroskany Harry.
- Nic mi nie jest. - powoli się wyprostowałam. - Złapał mnie skurcz w łydce, ale już mi lepiej.
Widziałam, że ta odpowiedź go nie zadowoliła, ale nie drążył tematu.
Potem zjedliśmy, względnym spokoju, śniadanie i wyszliśmy na spacer. Przytuleni, spacerowaliśmy po warszawskich Łazienkach, jedliśmy lody w pobliskiej lodziarni i wygłupialiśmy się w parku.



Godzinę później wróciłam z Harrym do domu cioci w sam raz na obiad, na który były pyszne gołąbki. Hazza, przez chwilę, dziwnie na nie patrzył. Zaśmiałam się.
- Hazza, to tylko ryż, mięso mielone i kapusta.
- Jakie mięso?
- Na pewno nie gołębie. Wieprzowe, głuptasie. Takie od świnki. Ojnk, ojnk.
- Dobra, zrozumiałem.
Wszyscy przy stole mieliśmy z niego niezły ubaw. Brał się za jedzenie jak pies do jeża, chociaż wiedziałam, że jest strasznie głodny, ale kiedy już spróbował to jadł aż mu się uszy trzęsły.
Później kiedy wszyscy siedzieliśmy w salonie i słuchaliśmy Mel, która opowiadała co się działo na obozie tanecznym, z którego dzisiaj wróciła, zauważyłam, że Harry dodał coś na Twitterze.


Komentarze pod spodem zabijały śmiechem. Niall z Louisem kłócili się o te gołąbki, które zjadł Harry, o czym nie omieszkałam wspomnieć. Nie wywołało to ich zachwytu, ale przynajmniej się zamknęli. Jednak prośba Nialla, abym mu takie ugotowała, wywołała u mnie szeroki uśmiech.

- A mi to nie chcesz gotować. - mruknął Hazza, opierając głowę na moim ramieniu.
- Sam świetnie gotujesz, także nie umrzesz z głodu. - odparłam.
- Też prawda.
Resztę dnia spędziliśmy w towarzystwie mojej ciotki i jej rodziny. Nie narzekaliśmy na brak atrakcji, bo Ania zachowywała się, jakby zjadła za dużo słodyczy. Raz jest tu, potem tam, gada jak najęta, śpiewa coś, tańczy, zaczepia Harry'ego, ucieka przed nim. Tak patrząc z boku było widać, że przypadli sobie do gustu, chociaż totalnie się nie rozumieli. W końcu koło dwudziestej, Loczek padł na kanapę obok mnie.
- Wysiadam. - wysapał. - Nie mam już siły.
- Biedactwo. - powiedziałam. - Może się napijesz?
- Chętnie.
Nalałam mu trochę soku do szklanki. Wypił wszystko, oparł się o zagłowię i zamknął oczy.
- Odpocznij sobie, bo rano jedziemy do moich rodziców.
- Już? - zdziwił się.
- Już. - przeciągnęłam się. - Najwyższa pora abyś poznał moich rodziców. - mówiąc to przyglądałam się cioci Karolinie przytulonej do wujka Konrada, gdy wspomniałam o rodzicach, nieznacznie się skrzywiła.
Było to trochę dziwne, ale nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, bo Ania wskoczyła mi na kolana, nachyliła się i szepnęła mi do ucha:
- Lubię go. - powiedziała z powagą. - Możesz z nim chodzić, ale mi ciebie nie zabierze?
- No co ty, słoneczko. Nikt nikomu nikogo nie zabiera.
- A kochasz mnie jeszcze trochę?
- Oczywiście. - przytuliłam ją mocno.
- To dobrze. - pogłaskała mnie po plecach. - To dobrze.

__________________
Zacznę od tego, że bardzo was przepraszam za tak długą przerwę między rozdziałami, ale jakoś tak wyszło. Kolejny rozdział postaram się dodać szybciej. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i zostawicie po sobie komentarz.

Buziaki. :*
~ unromanticgirl

________________________________________________________________________

Tak dla zobrazowania. :D
Ania Skierska (Anulka) - Sześcioletnia siostra cioteczna  Katherine.

Marcelina Skierska (Mel) - Czternastoletnia siostra cioteczna Katherine.

8 komentarzy:

  1. Finally xD I' still waitin' for Megan, please.. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mówiłam żebyś nic nie mówiła, bo wszystko pozmieniam, jak będziesz tak na lewo i prawo gadać o niej. -.-

      Usuń
  2. Okey, don't be mad on me...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie wściekam, ale ty się nadmiernie ekscytujesz. Cierpliwości, na wszystko przyjdzie czas i pora.

      Usuń
  3. Rozdział świetny. Ja cię po prostu ubustwiam świetnie piszesz na prawdę powtarzam ci to już od dawna. Robisz kawał świetnej roboty !

    ~ Kamila

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chcę już dalsze rozdziały :D Pisz póki masz pomysły, bo będzie tak jak z Liamem, którego niestety zaniedbujesz :<

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiście piszesz! :)) Nadajesz się do tego jak nikt inny!!! :* :) Powodzenia w dalszym kształceniu, pisarka się szykuje1!! ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i bardzo mi miło.
      Aż łezka się zakręciła w oku. :*

      Usuń