Wracaliśmy właśnie z Holmes Chapel. Teraz, po fakcie, mogę powiedzieć, że nie było tak źle. Co prawda, byłam strasznie zestresowana i miałam wrażenie, że idę na własną egzekucję, ale wystarczyło półgodziny rozmowy z Anne, żebym się uspokoiła.
- Za półgodziny będziemy w mieście. - stwierdził Harry. - Jedziemy najpierw do ciebie, czy może do chłopaków?
- Jedźmy do was. Chcę się z nimi pożegnać, a ty się spakujesz i weźmiesz walizkę do mnie.
- Mnie pasuje. - odparł.
Chwilę później poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni. Sprawdziłam wyświetlacz. Szybko odebrałam.
- Jeśli rozwaliliście mi domek, to ukatrupię. - powiedziałam z udawaną powagą.
- No bo... - jąkała się Darcy. - Jakby ci to powiedzieć...
- Co już naknociliście? - zaśmiałam się.
- No bo rama twojego łóżka się połamała. Tak troszeczkę. Ale to nie nasza wina. I tak już była stara.
Oparłam głowę o szybę i chichotałam jak głupia. Harry zerknął na mnie z konsternacją na twarzy.
- Jak mogliście rozwalić mi łóżko?! - mój śmiech był zaraźliwy, bo Hazza też ryczał ze śmiechu. - Owszem było stare i niejednokrotnie po nim skakałam, ale... co wyście u diabła robili?! Albo wiesz... wole nie wiedzieć.
- Ale... to nie to co myślisz!
- Dar, niewinni się nie tłumaczą. Moje biedne łóżko. Będę za nim tęsknić. Ale cóż, trudno się mówi. Najwyżej odkupicie mi łóżko.
- Na pewno tak zrobimy. Będę już kończyć. Pa.
- Pa niszczycielko łóżek. - zaśmiałam się i rozłączyłam się.
Schowałam telefon i oparłam podbródek na dłoni.
- Boże, w jakim ja świecie żyje? - powiedziałam.
- W takim, co przyjaciele rozwalają ci meble. - zaśmiał się Harry.
- Hmm... miło. Niall przy każdej okazji wyżera mi spiżarnię, Zayn i Darcy rozwalają mi łóżko, Louis wymyśla mi coraz to nowsze przezwiska, Liam zabrał mi wszystkie płyty z filmami i bajkami Disneya, a Harry...
- No powiedz, co ci robi Harry? - spytał mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- A Harry przywłaszcza sobie moją kuchnię i wygania mnie z niej i... pożytkuje blat kuchenny do niecnych celów.
- Nie no, to ten Harry musi być naprawdę wredny.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- A tobie co zrobiła Katherine? - spytałam.
- Mam wymieniać?
- Tak.
- Zabrała ulubione bokserki, zjadła moje płatki...
- No przepraszam bardzo, ale one stały w mojej kuchni i nie pisało na nich własność Harry'ego.
- ...zorganizowała wielką bitwę wodną, zjadła moją kanapkę, oberwała guziki koszuli... - i tak jeszcze wymieniał przynajmniej z 5 minut.
Co za pamiętliwy człowiek. Pokręciłam głową i zapatrzyłam się na widoki za oknem. Byliśmy już niedaleko Londynu. Odwróciłam się do Harry'ego, który teraz nucił jakąś nieznaną mi piosenkę.
- Och, aż taka straszna jest? - spytałam z sarkazmem.
On tylko skinął głową.
- To będzie straszniejsza. - mówiąc to zabrałam jego nerdy i Twixa.
- Tylko nie Twixy. Proszę zostaw chociaż jednego.
- Może. - odparłam zadziornie i delektowałam się batonikiem.
Jego mina była bezcenna.
Żeby nie być aż tak wredną, zostawiłam mu drugiego Twixa.
Reszta drogi minęła nam w ciszy, gdyż Harry postanowił udawać naburmuszone dziecko. Chociaż...
Gdy tylko zaparkował samochód na podjeździe, wysiadłam z niego i jak wystrzelona z procy, pomknęłam do drzwi wejściowych.
Chłopców zastałam w salonie.
- Czołem załogo. - powiedziałam i wcisnęłam się na kanapę, między Nialla a Liama.
- Cześć, a co ty tu robisz? - spytał zdziwiony Lou.
- Siedzę. - odparłam bardzo inteligentnie. - Przyjechaliśmy z Harrym, że by mógł się spakować. Także posiedzę sobie z wami, bo Hazza najwyraźniej się na mnie obraził i wolę nie wiedzieć co on pakuje do walizki.
- A co mu zrobiłaś? - spytał zaciekawiony Liam.
Westchnęłam i wygodnie oparłam głowę o kanapę.
- Zjadłam jego świętego grala, zwanego Twixem.
- Nie no katastrofa normalnie. - stwierdził Lou. - Może jak się ładnie uśmiechniesz, to ci wybaczy.
- Czy ty sam wierzysz w to co mówisz? - spytałam zirytowana jak i rozbawiona jego dziwnym poczuciem humoru.
Lou nic nie odpowiedział tylko się zaśmiał.
- Będziecie grzeczni ja mnie nie będzie?
- Tak mamo. - odparł Lou. - Będziemy ostro imprezować, zalewać alkoholem i sypiać na cudzych trawnikach. Dla ciebie wszystko.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Chcesz, żebym została i was niańczyła? - uniosłam brwi. - Bo w tej chwili jest to bardzo możliwe.
- Nie potrzebujemy całodobowej niańki. - burknął Niall. - Ale jeśli mowa o całodobowej kucharce, to bardzo chętnie.
- Boże, w jakim ja świecie żyje?! - mruknęłam po raz kolejny tego dnia.
- W takim co twój facet obraża się na ciebie za zjedzenie mu batona. - odparł Lou i zaczął rżeć jak koń.
Nie miałam ochoty słuchać kolejnych, jakże "zacnych" sucharów Louisa, dlatego poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole, wyjęłam telefon i zauważyłam nieodebrane połączenie. A temu co znowu? Wybrałam numer i po dwóch sygnałach usłyszałam dobrze znany mi głos.
- W końcu odebrałaś. - powiedział Scott.
- Co jest tak ważnego, że tak się pieklisz? - odparłam spokojnie.
- Twoja reputacja.
- A co znowu jest z nią nie tak?
- Prasa niezbyt przychylnym okiem patrzy na twoje ostatnie ekscesy.
- Ludu, Scott, ty naprawdę nie masz już co robić? Zajmij się rodziną, a nie będziesz się wściekał o każde małe przewinienie. Poza tym nie mam zamiaru udawać kogoś kim nie jestem.
- Obiecałem twojemu dziadkowi, że będę o ciebie troszczyć, gdy go zabraknie, to to właśnie robię! A kompanie się w Tamizie w Hyde Parku to nie jest niewinne przewinienie. Ja tu staje na głowie, żeby uciszyć prasę.
- Spokojnie Scott, bo ci zaraz żyłka pęknie. Jakoś się z tego wykaraskam.
- Katherine! Bądź poważna.
- Wiesz, przez całe życie byłam poważna, a teraz gdy chcę się trochę wyluzować, odprężyć, ty rozstawiasz mnie po kątach. Mam dość. Jutro jadę z Harrym do Francji i do jeszcze kilku miejsc żeby odpocząć i nie chcę nic słyszeć o tym, co o mnie myślisz. Nie pozwolę sobie włazić na głowę. Zachowałam się jak się zachowałam, ale ty nie masz prawa suszyć mi o to głowę, bo jestem pełnoletnia i nie zapominaj kto tu jest pracodawcą a kto pracownikiem. - taa, Glassowa duma wkracza do akcji.
- Jeśli tak dalej ma wyglądać twoje zachowanie to na pewno nigdzie nie pojedziesz.
- Do cholery, Scott. Nie rozkazuj mi! - wrzasnęłam. - Tu już nie chodzi o to co obiecałeś dziadkowi, ale o to jak mnie traktujesz, a traktujesz jak nieopierzonego dzieciaka, który nie wie co robi.
- Bo tak się zachowujesz! W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy, robisz same głupie rzeczy. Zaczęłaś się spotykać z chłopakiem z boysbandu, który jest strasznym kobieciarzem i nie ma za dobrej opinii po romansach z o wiele starszymi od siebie kobietami. Rzucasz studia, zaniedbujesz swoje obowiązki w fundacji. Niczym się nie przejmujesz tylko sobą. Przestań być egoistką i zastanów się co robisz, bo od twojego widzi mi się zależy to czy wiele osób będzie miało co do garnka włożyć.
- Wiesz co? Mam w tej chwili ogromną ochotę z miejsca cię zwolnić, ale nie zrobię tego ze względu na pamięć o dziadku, ale jak jeszcze raz choćby spróbujesz pisnąć słowem, że nie podoba ci się to co robię, zwolnię cię. I nie zawaham się, bo w tej chwili zachowałeś się bardzo nieprofesjonalnie. Zwolnię cię bez rekomendacji. To nie groźba tylko ostrzeżenie. Tak na przyszłość. Bo widzisz, zadarłeś nie z tą osobą co trzeba. A i jeśli by ci to umknęło, to w ciągu ostatnich czterech miesięcy walczyłam o normalne funkcjonowanie. Jak ci coś nie pasuje, to droga wolna. A teraz żegnam.- powiedziałam i rozłączyłam się.
Westchnęłam i oparłam się ciężko o ścianę. Cóż... nie lubię krytyki, ale jeszcze nigdy nie zrobiłam takiej awantury. Był to dla mnie niejaki sygnał, że coś jest nie tak, ale nie miałam szansy się nad tym zastanowić, gdyż zauważyłam Harry'ego stojącego w drzwiach.
- Tamiza? - spytał.
Skinęłam głową. Boże, fakt faktem, kąpiel w rzece po północy to nie jest nic normalnego, zwłaszcza, że byłam zalana w trupa i to było w ramach mojego zakładu z Lou. Taa, niezbyt mądrze. Wiem to odkąd wytrzeźwiałam następnego ranka. Leżałam w łóżku z Loczkiem śpiącym na moim ramieniu, a po podłodze walały się mokre ciuchy.
- No to kiepsko. - stwierdził.
- Gdybym wtedy tyle w klubie nie wypiła i nie było tam Louisa, na pewno bym tego nie zrobiła.
On tylko uniósł brwi.
- No dobra, może bym zrobiła, ale coś mniej głupiego. Wiesz co, może zmieńmy temat. Co już nawrzucałeś do tej walizki?
Harry momentalnie się zarumienił.
- No wiesz co? - udałam zbulwersowanie i szturchnęłam go w ramię. - Wstydził byś się. Chociaż... ty już się wstydzisz.
On tylko pokazał mi język. Zaśmiałam się i chciałam wyjść z kuchni, ale zatrzymał mnie.
- A ty się gdzie wybierasz? - spytał, przyciągając mnie do siebie.
- Zrewidować twoją walizkę, żebyś jakiś głupot nie zabrał.
- Mnie też zrewidujesz? - pocałował moją szyję.
Oparłam się o niego i zaśmiałam delikatnie.
- Gdzie się podział ten słodki chłopak ze spożywczego? - mruknęłam.
- Czy ktoś coś mówił o jedzeniu? - spytał Niall, który nagle zjawił się w kuchni. - O przepraszam. - powiedział, gdy tylko nas zobaczył. - Nie przeszkadzajcie sobie, przyszedłem tylko po przekąskę i już mnie tu nie ma.
Hmm... jeśli za przekąskę można uznać wyniesienie połowy zawartości lodówki, to ja z pewnością jestem Krystyna z gazowni.
- Gotowy? - spytałam Harry'ego.
- Jeśli ty jesteś gotowa. - odparł delikatnie się uśmiechając.
Ręka w rękę, wyszliśmy z kuchni i poszliśmy się pożegnać z chłopcami. Przytuliłam każdego z osobna i każdemu o czymś przypomniałam.
- Będę za tobą tęsknić, Niall. - przytuliłam chłopaka. - Dbaj o siebie, nie jedz tyle fast foodów i chodź dwa razy w tygodniu na siłownię. Jakby się coś działo, gdybyś miał jakiś poważny problem, to dzwoń. - pod powiekami zapiekły mnie łzy. - Obiecujesz? - szepnęłam.
- Oczywiście. - odparł. - Tylko się nie rozklejaj. W końcu to tylko miesiąc i to z facetem, którego szalenie kochasz. - pocałowałam go w policzek i podeszłam do Liama.
- Opiekuj się nimi, bo z nimi to jak z dziećmi w przedszkolu. - szepnęłam mu na ucho.
- Ludu, Kath. Żegnasz się tak jakby miało cię nie być co najmniej z rok. - zaśmiał się.
- Bo mam takie wrażenie. - odparłam smutno. - Masz o nich dbać i o Danielle też. Zrozumiano?
- Tak.
- Tobie zostawiam klucze do mojego mieszkania i masz ich strzec jak oka w głowie.
- Okej.
- A i dopilnuj, żeby Zayn ich nie znalazł.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony.
- Nie chcesz wiedzieć. - skrzywiłam się lekko. - Wszystko jasne?
- Jak słoneczko.
Podeszłam do Louisa.
- A ty Tommo masz się ogarnąć przez ten miesiąc. Żadnych spisków przeciwko mnie i wymyślania przezwisk. Naprawdę, bo powieszę cię za gumkę od majtek.
- Uuu... to będzie to dość dramatyczne. - wyszczerzył się jak głupi do sera.
- A żebyś wiedział.
- A ty dbaj o Larry'ego i Kaleba.
- Mam ochotę ci przyfasolić. - mruknęłam. - Na pewno będę o niego dbać.
- Do zobaczenia za miesiąc. Macie wrócić, wypoczęci, cudownie opaleni i oczywiście zadowoleni.
- Zobaczę co da się zrobić. - ucałowałam go w policzek i rozczochrałam mu gęstą grzywę. - Trzymaj się urwisie.
Miałam ochotę się rozpłakać. Jakby nie było przywiązałam się do nich, ale muszę myśleć pozytywnie. To miesiąc wakacji sam na sam z Harrym. Bez Nialla jęczącego, że jest głodny. Bez Louisa atakującego marchewkami fortepian. Bez Liama i Danielle, z którymi można pogadać o wszystkim. Bez Darcy i Zayna, którzy odkąd są parą, żyją w swoim małym idealnym świecie. Bez Eleanor, która jest niezastąpiona podczas zakupów. Bez Michaela gotowego o każdej porze cię pocieszyć. Wakacje z Harrym, który teraz najchętniej byłby gdzie indziej. Ja zresztą też, dlatego też, wymieniliśmy ostatnie uściski i słowa pożegnania, i już pędziliśmy do mojego mieszkania.
* Nazajutrz. *
Przebudziłam się z błogiego kojącego snu. Przelotnie spojrzałam na budzik i przeciągnęłam się. Jeszcze raz spojrzałam na budzik i zamarłam z przerażenia. Za półgodziny mamy odprawę.
- Harry, cholera jasna wstawaj! - wrzasnęłam zrywając się z łóżka. - Zaraz spóźnimy się na samolot i nici z naszych wakacji. - w pośpiechu wkładałam bieliznę. - Jak budzik mógł nie zadzwonić, przecież nastawiałam go na szóstą trzydzieści, a teraz jest w pół do ósmej.
Harry powoli przeciągnął się na łóżku.
- O co ty się tak pieklisz? - mruknął sennie.
- Jeśli zaraz nie wyjdziemy z domu i nie pojawimy się na lotnisku, to... - nie wiedziałam co powiedzieć.
Hazza wstał w końcu i też zaczął się ubierać. Na chwilę przerwał i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- Znowu mi grozisz kastracją? - zaśmiał się. - Nie ładnie.
- Tu nie ma nic zabawnego. Czas nas goni, także ruchy Harry, bo jak nie to sama pojadę do Francji. Może poznam jakiegoś miłego Francuza, który nie ma w zwyczaju spóźniać się gdzie się tylko da.
- No daj już spokój. Jestem zwarty i gotowy do naszej podróży. A teraz uśmiechnij się pięknie, tak jak tylko ty potrafisz, powiedz, że bardzo mnie kochasz, daj buziaka i zmywamy się na lotnisko.
I jak tu go nie kochać? Ubrana w to <kilk>, zgarnęłam moją torebkę, sprawdziłam czy wszystko mam i podeszłam do Harry'ego, który spojrzał na mnie wyczekująco. Uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niego.
- Kocham cię, Harry. - powiedziałam całując go w usta. - Ale teraz na serio musimy już wyjść.
- Nie ma sprawy. - odparł.
Dziesięć minut później, byliśmy na lotnisku. Złamaliśmy chyba, wszystkie możliwe przepisy.
Pędem wpadliśmy na odprawę. Dosłownie w ostatniej chwili. Jakiś czas później siedzieliśmy w samolocie, który właśnie startował. Czekało nas około 4 godzin lotu.
Cały lot praktycznie rzecz ujmując przespałam na ramieniu Harry'ego. Musiałam być naprawdę zmęczona.
Chwilę przed lądowaniem Hazza mnie obudził.
- Wstawaj słońce. Za chwilę zaczynam nasze wspólne wakacje. - powiedział całując mnie w czoło. Półgodziny później jechaliśmy taksówką do centrum Paryża. Wyjęłam telefon i zajrzałam na Twittera.
TT: Bonjour de Paris. :D
______________
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam mnóstwo nauki. Co mi już bokiem wychodzi. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Także cierpliwości. Czytajcie też moje drugie opowiadanie Song About You. Bardzo zależy mi na komentarzach. Miłego weekendu.
Buziaki. :*
~ unromanticgirl
Chwilę później poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni. Sprawdziłam wyświetlacz. Szybko odebrałam.
- Jeśli rozwaliliście mi domek, to ukatrupię. - powiedziałam z udawaną powagą.
- No bo... - jąkała się Darcy. - Jakby ci to powiedzieć...
- Co już naknociliście? - zaśmiałam się.
- No bo rama twojego łóżka się połamała. Tak troszeczkę. Ale to nie nasza wina. I tak już była stara.
Oparłam głowę o szybę i chichotałam jak głupia. Harry zerknął na mnie z konsternacją na twarzy.
- Jak mogliście rozwalić mi łóżko?! - mój śmiech był zaraźliwy, bo Hazza też ryczał ze śmiechu. - Owszem było stare i niejednokrotnie po nim skakałam, ale... co wyście u diabła robili?! Albo wiesz... wole nie wiedzieć.
- Ale... to nie to co myślisz!
- Dar, niewinni się nie tłumaczą. Moje biedne łóżko. Będę za nim tęsknić. Ale cóż, trudno się mówi. Najwyżej odkupicie mi łóżko.
- Na pewno tak zrobimy. Będę już kończyć. Pa.
- Pa niszczycielko łóżek. - zaśmiałam się i rozłączyłam się.
Schowałam telefon i oparłam podbródek na dłoni.
- Boże, w jakim ja świecie żyje? - powiedziałam.
- W takim, co przyjaciele rozwalają ci meble. - zaśmiał się Harry.
- Hmm... miło. Niall przy każdej okazji wyżera mi spiżarnię, Zayn i Darcy rozwalają mi łóżko, Louis wymyśla mi coraz to nowsze przezwiska, Liam zabrał mi wszystkie płyty z filmami i bajkami Disneya, a Harry...
- No powiedz, co ci robi Harry? - spytał mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- A Harry przywłaszcza sobie moją kuchnię i wygania mnie z niej i... pożytkuje blat kuchenny do niecnych celów.
- Nie no, to ten Harry musi być naprawdę wredny.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- A tobie co zrobiła Katherine? - spytałam.
- Mam wymieniać?
- Tak.
- Zabrała ulubione bokserki, zjadła moje płatki...
- No przepraszam bardzo, ale one stały w mojej kuchni i nie pisało na nich własność Harry'ego.
- ...zorganizowała wielką bitwę wodną, zjadła moją kanapkę, oberwała guziki koszuli... - i tak jeszcze wymieniał przynajmniej z 5 minut.
Co za pamiętliwy człowiek. Pokręciłam głową i zapatrzyłam się na widoki za oknem. Byliśmy już niedaleko Londynu. Odwróciłam się do Harry'ego, który teraz nucił jakąś nieznaną mi piosenkę.
- Och, aż taka straszna jest? - spytałam z sarkazmem.
On tylko skinął głową.
- To będzie straszniejsza. - mówiąc to zabrałam jego nerdy i Twixa.
- Tylko nie Twixy. Proszę zostaw chociaż jednego.
- Może. - odparłam zadziornie i delektowałam się batonikiem.
Jego mina była bezcenna.
Żeby nie być aż tak wredną, zostawiłam mu drugiego Twixa.
Reszta drogi minęła nam w ciszy, gdyż Harry postanowił udawać naburmuszone dziecko. Chociaż...
Gdy tylko zaparkował samochód na podjeździe, wysiadłam z niego i jak wystrzelona z procy, pomknęłam do drzwi wejściowych.
Chłopców zastałam w salonie.
- Czołem załogo. - powiedziałam i wcisnęłam się na kanapę, między Nialla a Liama.
- Cześć, a co ty tu robisz? - spytał zdziwiony Lou.
- Siedzę. - odparłam bardzo inteligentnie. - Przyjechaliśmy z Harrym, że by mógł się spakować. Także posiedzę sobie z wami, bo Hazza najwyraźniej się na mnie obraził i wolę nie wiedzieć co on pakuje do walizki.
- A co mu zrobiłaś? - spytał zaciekawiony Liam.
Westchnęłam i wygodnie oparłam głowę o kanapę.
- Zjadłam jego świętego grala, zwanego Twixem.
- Nie no katastrofa normalnie. - stwierdził Lou. - Może jak się ładnie uśmiechniesz, to ci wybaczy.
- Czy ty sam wierzysz w to co mówisz? - spytałam zirytowana jak i rozbawiona jego dziwnym poczuciem humoru.
Lou nic nie odpowiedział tylko się zaśmiał.
- Będziecie grzeczni ja mnie nie będzie?
- Tak mamo. - odparł Lou. - Będziemy ostro imprezować, zalewać alkoholem i sypiać na cudzych trawnikach. Dla ciebie wszystko.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Chcesz, żebym została i was niańczyła? - uniosłam brwi. - Bo w tej chwili jest to bardzo możliwe.
- Nie potrzebujemy całodobowej niańki. - burknął Niall. - Ale jeśli mowa o całodobowej kucharce, to bardzo chętnie.
- Boże, w jakim ja świecie żyje?! - mruknęłam po raz kolejny tego dnia.
- W takim co twój facet obraża się na ciebie za zjedzenie mu batona. - odparł Lou i zaczął rżeć jak koń.
Nie miałam ochoty słuchać kolejnych, jakże "zacnych" sucharów Louisa, dlatego poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole, wyjęłam telefon i zauważyłam nieodebrane połączenie. A temu co znowu? Wybrałam numer i po dwóch sygnałach usłyszałam dobrze znany mi głos.
- W końcu odebrałaś. - powiedział Scott.
- Co jest tak ważnego, że tak się pieklisz? - odparłam spokojnie.
- Twoja reputacja.
- A co znowu jest z nią nie tak?
- Prasa niezbyt przychylnym okiem patrzy na twoje ostatnie ekscesy.
- Ludu, Scott, ty naprawdę nie masz już co robić? Zajmij się rodziną, a nie będziesz się wściekał o każde małe przewinienie. Poza tym nie mam zamiaru udawać kogoś kim nie jestem.
- Obiecałem twojemu dziadkowi, że będę o ciebie troszczyć, gdy go zabraknie, to to właśnie robię! A kompanie się w Tamizie w Hyde Parku to nie jest niewinne przewinienie. Ja tu staje na głowie, żeby uciszyć prasę.
- Spokojnie Scott, bo ci zaraz żyłka pęknie. Jakoś się z tego wykaraskam.
- Katherine! Bądź poważna.
- Wiesz, przez całe życie byłam poważna, a teraz gdy chcę się trochę wyluzować, odprężyć, ty rozstawiasz mnie po kątach. Mam dość. Jutro jadę z Harrym do Francji i do jeszcze kilku miejsc żeby odpocząć i nie chcę nic słyszeć o tym, co o mnie myślisz. Nie pozwolę sobie włazić na głowę. Zachowałam się jak się zachowałam, ale ty nie masz prawa suszyć mi o to głowę, bo jestem pełnoletnia i nie zapominaj kto tu jest pracodawcą a kto pracownikiem. - taa, Glassowa duma wkracza do akcji.
- Jeśli tak dalej ma wyglądać twoje zachowanie to na pewno nigdzie nie pojedziesz.
- Do cholery, Scott. Nie rozkazuj mi! - wrzasnęłam. - Tu już nie chodzi o to co obiecałeś dziadkowi, ale o to jak mnie traktujesz, a traktujesz jak nieopierzonego dzieciaka, który nie wie co robi.
- Bo tak się zachowujesz! W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy, robisz same głupie rzeczy. Zaczęłaś się spotykać z chłopakiem z boysbandu, który jest strasznym kobieciarzem i nie ma za dobrej opinii po romansach z o wiele starszymi od siebie kobietami. Rzucasz studia, zaniedbujesz swoje obowiązki w fundacji. Niczym się nie przejmujesz tylko sobą. Przestań być egoistką i zastanów się co robisz, bo od twojego widzi mi się zależy to czy wiele osób będzie miało co do garnka włożyć.
- Wiesz co? Mam w tej chwili ogromną ochotę z miejsca cię zwolnić, ale nie zrobię tego ze względu na pamięć o dziadku, ale jak jeszcze raz choćby spróbujesz pisnąć słowem, że nie podoba ci się to co robię, zwolnię cię. I nie zawaham się, bo w tej chwili zachowałeś się bardzo nieprofesjonalnie. Zwolnię cię bez rekomendacji. To nie groźba tylko ostrzeżenie. Tak na przyszłość. Bo widzisz, zadarłeś nie z tą osobą co trzeba. A i jeśli by ci to umknęło, to w ciągu ostatnich czterech miesięcy walczyłam o normalne funkcjonowanie. Jak ci coś nie pasuje, to droga wolna. A teraz żegnam.- powiedziałam i rozłączyłam się.
Westchnęłam i oparłam się ciężko o ścianę. Cóż... nie lubię krytyki, ale jeszcze nigdy nie zrobiłam takiej awantury. Był to dla mnie niejaki sygnał, że coś jest nie tak, ale nie miałam szansy się nad tym zastanowić, gdyż zauważyłam Harry'ego stojącego w drzwiach.
- Tamiza? - spytał.
Skinęłam głową. Boże, fakt faktem, kąpiel w rzece po północy to nie jest nic normalnego, zwłaszcza, że byłam zalana w trupa i to było w ramach mojego zakładu z Lou. Taa, niezbyt mądrze. Wiem to odkąd wytrzeźwiałam następnego ranka. Leżałam w łóżku z Loczkiem śpiącym na moim ramieniu, a po podłodze walały się mokre ciuchy.
- No to kiepsko. - stwierdził.
- Gdybym wtedy tyle w klubie nie wypiła i nie było tam Louisa, na pewno bym tego nie zrobiła.
On tylko uniósł brwi.
- No dobra, może bym zrobiła, ale coś mniej głupiego. Wiesz co, może zmieńmy temat. Co już nawrzucałeś do tej walizki?
Harry momentalnie się zarumienił.
- No wiesz co? - udałam zbulwersowanie i szturchnęłam go w ramię. - Wstydził byś się. Chociaż... ty już się wstydzisz.
On tylko pokazał mi język. Zaśmiałam się i chciałam wyjść z kuchni, ale zatrzymał mnie.
- A ty się gdzie wybierasz? - spytał, przyciągając mnie do siebie.
- Zrewidować twoją walizkę, żebyś jakiś głupot nie zabrał.
- Mnie też zrewidujesz? - pocałował moją szyję.
Oparłam się o niego i zaśmiałam delikatnie.
- Gdzie się podział ten słodki chłopak ze spożywczego? - mruknęłam.
- Czy ktoś coś mówił o jedzeniu? - spytał Niall, który nagle zjawił się w kuchni. - O przepraszam. - powiedział, gdy tylko nas zobaczył. - Nie przeszkadzajcie sobie, przyszedłem tylko po przekąskę i już mnie tu nie ma.
Hmm... jeśli za przekąskę można uznać wyniesienie połowy zawartości lodówki, to ja z pewnością jestem Krystyna z gazowni.
- Gotowy? - spytałam Harry'ego.
- Jeśli ty jesteś gotowa. - odparł delikatnie się uśmiechając.
Ręka w rękę, wyszliśmy z kuchni i poszliśmy się pożegnać z chłopcami. Przytuliłam każdego z osobna i każdemu o czymś przypomniałam.
- Będę za tobą tęsknić, Niall. - przytuliłam chłopaka. - Dbaj o siebie, nie jedz tyle fast foodów i chodź dwa razy w tygodniu na siłownię. Jakby się coś działo, gdybyś miał jakiś poważny problem, to dzwoń. - pod powiekami zapiekły mnie łzy. - Obiecujesz? - szepnęłam.
- Oczywiście. - odparł. - Tylko się nie rozklejaj. W końcu to tylko miesiąc i to z facetem, którego szalenie kochasz. - pocałowałam go w policzek i podeszłam do Liama.
- Opiekuj się nimi, bo z nimi to jak z dziećmi w przedszkolu. - szepnęłam mu na ucho.
- Ludu, Kath. Żegnasz się tak jakby miało cię nie być co najmniej z rok. - zaśmiał się.
- Bo mam takie wrażenie. - odparłam smutno. - Masz o nich dbać i o Danielle też. Zrozumiano?
- Tak.
- Tobie zostawiam klucze do mojego mieszkania i masz ich strzec jak oka w głowie.
- Okej.
- A i dopilnuj, żeby Zayn ich nie znalazł.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony.
- Nie chcesz wiedzieć. - skrzywiłam się lekko. - Wszystko jasne?
- Jak słoneczko.
Podeszłam do Louisa.
- A ty Tommo masz się ogarnąć przez ten miesiąc. Żadnych spisków przeciwko mnie i wymyślania przezwisk. Naprawdę, bo powieszę cię za gumkę od majtek.
- Uuu... to będzie to dość dramatyczne. - wyszczerzył się jak głupi do sera.
- A żebyś wiedział.
- A ty dbaj o Larry'ego i Kaleba.
- Mam ochotę ci przyfasolić. - mruknęłam. - Na pewno będę o niego dbać.
- Do zobaczenia za miesiąc. Macie wrócić, wypoczęci, cudownie opaleni i oczywiście zadowoleni.
- Zobaczę co da się zrobić. - ucałowałam go w policzek i rozczochrałam mu gęstą grzywę. - Trzymaj się urwisie.
Miałam ochotę się rozpłakać. Jakby nie było przywiązałam się do nich, ale muszę myśleć pozytywnie. To miesiąc wakacji sam na sam z Harrym. Bez Nialla jęczącego, że jest głodny. Bez Louisa atakującego marchewkami fortepian. Bez Liama i Danielle, z którymi można pogadać o wszystkim. Bez Darcy i Zayna, którzy odkąd są parą, żyją w swoim małym idealnym świecie. Bez Eleanor, która jest niezastąpiona podczas zakupów. Bez Michaela gotowego o każdej porze cię pocieszyć. Wakacje z Harrym, który teraz najchętniej byłby gdzie indziej. Ja zresztą też, dlatego też, wymieniliśmy ostatnie uściski i słowa pożegnania, i już pędziliśmy do mojego mieszkania.
* Nazajutrz. *
Przebudziłam się z błogiego kojącego snu. Przelotnie spojrzałam na budzik i przeciągnęłam się. Jeszcze raz spojrzałam na budzik i zamarłam z przerażenia. Za półgodziny mamy odprawę.
- Harry, cholera jasna wstawaj! - wrzasnęłam zrywając się z łóżka. - Zaraz spóźnimy się na samolot i nici z naszych wakacji. - w pośpiechu wkładałam bieliznę. - Jak budzik mógł nie zadzwonić, przecież nastawiałam go na szóstą trzydzieści, a teraz jest w pół do ósmej.
Harry powoli przeciągnął się na łóżku.
- O co ty się tak pieklisz? - mruknął sennie.
- Jeśli zaraz nie wyjdziemy z domu i nie pojawimy się na lotnisku, to... - nie wiedziałam co powiedzieć.
Hazza wstał w końcu i też zaczął się ubierać. Na chwilę przerwał i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- Znowu mi grozisz kastracją? - zaśmiał się. - Nie ładnie.
- Tu nie ma nic zabawnego. Czas nas goni, także ruchy Harry, bo jak nie to sama pojadę do Francji. Może poznam jakiegoś miłego Francuza, który nie ma w zwyczaju spóźniać się gdzie się tylko da.
- No daj już spokój. Jestem zwarty i gotowy do naszej podróży. A teraz uśmiechnij się pięknie, tak jak tylko ty potrafisz, powiedz, że bardzo mnie kochasz, daj buziaka i zmywamy się na lotnisko.
I jak tu go nie kochać? Ubrana w to <kilk>, zgarnęłam moją torebkę, sprawdziłam czy wszystko mam i podeszłam do Harry'ego, który spojrzał na mnie wyczekująco. Uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niego.
- Kocham cię, Harry. - powiedziałam całując go w usta. - Ale teraz na serio musimy już wyjść.
- Nie ma sprawy. - odparł.
Dziesięć minut później, byliśmy na lotnisku. Złamaliśmy chyba, wszystkie możliwe przepisy.
Pędem wpadliśmy na odprawę. Dosłownie w ostatniej chwili. Jakiś czas później siedzieliśmy w samolocie, który właśnie startował. Czekało nas około 4 godzin lotu.
Cały lot praktycznie rzecz ujmując przespałam na ramieniu Harry'ego. Musiałam być naprawdę zmęczona.
Chwilę przed lądowaniem Hazza mnie obudził.
- Wstawaj słońce. Za chwilę zaczynam nasze wspólne wakacje. - powiedział całując mnie w czoło. Półgodziny później jechaliśmy taksówką do centrum Paryża. Wyjęłam telefon i zajrzałam na Twittera.
TT: Bonjour de Paris. :D
______________
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam mnóstwo nauki. Co mi już bokiem wychodzi. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Także cierpliwości. Czytajcie też moje drugie opowiadanie Song About You. Bardzo zależy mi na komentarzach. Miłego weekendu.
Buziaki. :*
~ unromanticgirl
Musze się cofnąć do poprzednich , bo ten rozdział mi się bardzo podoba < 3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : iampaynestory.blogspot.com
liampaynestory.blogspot.com *
OdpowiedzUsuńŚwietnyyy ! ;p
OdpowiedzUsuńMega ;]
OdpowiedzUsuńRozdział jest megaa !!
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie xxx
Z niecierpliwością czekam na kolejny :))
Rozdział jak zawsze świetny !
OdpowiedzUsuńNoo po prostu uwielbiam to jak piszesz !
Jesteś w tym niezła co robisz !
~ Pozdrawiam
Fajny blog.;) Świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńCudowny... Już tak nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńJuż tak nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału. Codziennie wchodziłam na twojego bloga i patrzałam czy dodałaś następny.
OdpowiedzUsuńDodaj rozdział, lady!
OdpowiedzUsuń