piątek, 21 lipca 2017

Decyzje

Styczeń to miesiąc, który otwiera u nas sezon urodzinowy.
Pierwsze w kolejności były dwudzieste urodziny Zayn'a. Była to ogromna impreza, dużo alkoholu, dobrej muzyki i pełno ludzi. Impreza była naprawdę udana. Ludzie ją wspominali przez bity tydzień. Ja też dobrze się na niej bawiłam, chociaż mój nastrój nie był do końca adekwatny do sytuacji.
Następne były moje dziewiętnaste urodziny. Hurray! Czujecie ten entuzjazm? Tak myślałam.
Tego dnia miałam niezłą wenę, niestety na dołujące piosenki.
Ale nie myślcie, że było źle. Bo tak nie było. Było fatalnie.
Chciałam, żeby ten dzień minął jak najszybciej w ciszy i spokoju. Tylko ja, pokój muzyczny, fortepian, ołówek i czysty notatnik. Jednak mogłam sobie o tym pomarzyć.
Moi "cudowni", ale to cholernie "cudowni" przyjaciele, zorganizowali dla mnie przyjęcie niespodziankę. Serio. To była najgorsza rzecz, jaką mogli zrobić dla mnie tego dnia.
Dlaczego?
Nienawidzę niespodzianek. To najgorsze, co człowiekowi udało się do tej pory wymyślić.
Ale jakoś ten dzień przebolałam. Musiałam. Inaczej czekałby mnie pokój bez klamek i kaftan bezpieczeństwa.
Jedyny pozytyw tamtej imprezy to seks z Liamem. Niezawodne lekarstwo.
Minęło dwa dni od mojej imprezy urodzinowej.
Był spokojny zimowy świt. Słońce dopiero wschodziło i kryło się za chmurami, jednocześnie rozpraszając z wolna ciemność panującą w pokoju. Deszcz cicho bębnił o parapety.  W domu wszyscy jeszcze spali, a ja leżałam w łóżku i myślałam o tym w jakim kierunku idzie moje życie.
Mam 19 lat, piękne mieszkanie w Londynie, wymarzoną pracę, wspierających przyjaciół i rodzinę.
Z drugiej jednak strony nadal kocham mojego byłego, który mnie zdradzał, sypiam z jego najlepszym przyjacielem, do którego nie czuje nic więcej niż pożądanie, a on zachowuje się jakby liczył na coś poważniejszego. Kiedy moje życie zaczęło wyglądać jak jedna z tych beznadziejnych oper mydlanych, których nikt nie lubi, ale każdy ogląda? Nie wiem, ale uwierzcie mi, że nie sprawia mi to żadnej przyjemności. To wszystko sprawia, że się zaczynam zastanawiać, czy to aby na pewno to co chcę od życia.
I właśnie tu dochodzimy do decyzji, która kiełkuje w moim umyśle już od dłuższego czasu. Nie wiem, co to zapoczątkowało, ale życie w Londynie zaczęło mieć na mnie toksyczny wpływ. Alan ma rację, zmieniłam się i to tak, że sama ledwo siebie poznaję, a nie są to zmiany, które są przeze mnie akceptowalne. To już nie jestem ja. Nie czuję się jak ja. Patrząc w lustro, widzę obcą sobie osobę, usilnie próbującą podszyć się pode mnie. To wszystko sprawia, że nie czuję się dobrze sama ze sobą.
Położyłam się na boku i wtuliłam się w poduszkę. Czułam, jak piekące łzy powoli spływają po mojej twarzy.
Nie tak to miało wszystko wyglądać. Nie tak... Miało być dobrze... Ten rok miał się dla mnie dobrze zacząć. Miałam być silna, twarda. Niezniszczalna. Wyleczyć się z tej chorej miłości do niego. Miałam być szczęśliwa. Tymczasem wszystko jest na opak.
- To nie tak miało być! - szepnęłam, wściekle wycierając wciąż płynące łzy.
Ta chwila, kiedy byłam w totalnej rozsypce i nie wiedziałam, jak sobie z tym wszystkim poradzić, sprawiła, że podjęłam decyzję. I nie ma już odwrotu.


- Nie jestem przekonana do tego pomysłu. - patrzyłam na Darcy jak na wariatkę.
- Katie, proszę cię. Będzie tam masa ludzi, także cię nawet nie zauważy, a nawet jeśli to się słowem nie odezwie, żeby nie robić burdy.
- Nie zauważy mnie? Kobieto, czy ty się sama słyszysz? To jego cholerna impreza urodzinowa! Prędzej mnie stamtąd wywali niż zignoruje. Nie po tym, co nawywijali moi bracia.
- Będzie dobrze, zobaczysz - złapała mnie za dłonie. - Proszę Katherine, zgódź się.
- Darcy, to naprawdę zły pomysł - jej błagalne maślane oczy próbowały wymusić na mnie zmianę decyzji. - To będzie błąd.
- Proszę...
- To będzie katastrofa. Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałam.
I tak oto moi drodzy zostałam zmuszona do pójścia na imprezę urodzinową mojego byłego.


W chwili, w której wysiadłam z taksówki, szczerze pożałowałam, że ubrałam króciutką granatową sukienkę na ramiączkach, czarną ramoneskę i czarne szpilki na platformie. [LINK] To zdecydowanie nie jest strój na zimowy wieczór, kiedy temperatura spadła poniżej zera.
- Chodźmy! - powiedziała Darcy i pociągnęła mnie i Zayn'a do wnętrza klubu.
W środku było tłoczno i głośno. Zostawiliśmy nasze okrycia wierzchnie w szatni i przeszliśmy do głównej sali klubowej, tutaj dopiero panował pełen ścisk, a muzyka  dudniła z głośników tak mocno, że niemal nie słyszałam własnych myśli.
- Chcesz coś do picia?! - wrzasnął mi do ucha Zayn.
Zastanowiłam się chwilę. Wątpię, że przetrwam to bez alkoholu dla kurażu.
- Szkocką z colą i lodem! - odkrzyknęłam mu.
Zayn uniósł kciuki w górę i zniknął nam z pola widzenia, a Darcy wyciągnęła mnie na parkiet, żebyśmy trochę potańczyły.
Nie mogę powiedzieć, że bawiłam się źle. W sumie to było nawet okay. Znalazło się kilku facetów, którzy bardzo chętnie ze mną tańczyli, co skutecznie odwracało moją uwagę od solenizanta. Och,
i jeszcze ktoś, mój stary dobry przyjaciel - alkohol. Tak bardzo denerwowałam się tą imprezą, że prawie nic nie zjadłam tego dnia, a co za tym idzie - szybko byłam wstawiona. No może trochę bardziej niż wstawiona.
Minęły jakieś trzy godziny odkąd przyszliśmy. Bawiłam się w najlepsze, przyjemnie szumiało mi
w głowie i tańczyłam z jakimś brunetem, choć to co wyprawialiśmy ciężko było nazwać tańcem... Wtedy zauważyłam Harry'ego.
- Uwaga! Idzie tu mój były. - zaśmiałam się do ucha nieznajomego i pomachałam do Harry'ego.
- Harriet! Co za miła niespodziewanka! - zachichotałam. - Sto latek dziciaczku. - znów się zaśmiałam i czknęłam, co wywołało moją kolejną salwę śmiechu.
- Boże, Katherine jesteś totalnie zalana - powiedział z dezaprobatą Harry i wziął mnie w ramiona. - Zajmę się nią.
Facet skinął głową i odszedł tańczyć z kimś innym.
- Co za gość... zostawił mnie z tym zdadzieckim chujumujem... - westchnęłam i spojrzałam na Harry'ego. - Jakbyś nie wiedział to ja mówiłam o tobie ty... ty... bezczelnie psistojny dupku - zachwiałam się, a on objął mnie mocniej.
Trzymając mnie mocno, wyprowadził nas z głównej sali do jednej z lóż, gdzie było nieco ciszej.
- Jak mogłaś się doprowadzić do takiego stanu? - spytał i posadził mnie na niskiej kanapie.
- Ja? To wszystko twoja wina - przetarłam twarz dłońmi. - To zawsze jest twoja wina - wymamrotałam.
- Upiłaś się przeze mnie?
- Pszeciż to oczywiste - oparłam głowę o oparcie. - Tępy głupek, ale głupotę urodą nadrabia - mruknęłam sama do siebie.
- Wiesz, że cię słyszę?
Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Wyglądał na szczerze ubawionego.
- Nienawidzę cię.
- Nieprawda.
- Prawda.
- Kochasz mnie.
Jego słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody.
- Nieprawda.
- Prawda.
- Nie chce cie kochać.
- A ja ciebie.
- To po co tu jeszcze siedzisz? Idź! Polataj za jakimiś spódniczkami! Na pewno z chęcią rozłożą przed tobą nogi.
- Mam na co innego ochotę.
- Na mnie nie licz - odparłam, próbując wstać, ale zachwiałam się i klapnęłam z powrotem na kanapę.
- To się jeszcze okaże - mruknął, po czym przybliżył się do mnie i pocałował mnie w usta.
Na początku się opierałam i próbowałam wyrwać, ale im dłużej mnie całował, tym mój opór słabł, aż sama zaczęłam odwzajemniać jego pocałunki. I nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podobało.


Obudziły mnie promienie słońca wdzierające się przez okno. Leżałam w wygodnym łóżku i czułam się przyjemnie zrelaksowana. Uchyliłam na moment powieki, po czym je zamknęłam. Sypialnia wyglądała znajomo i czułam się bezpiecznie, więc się zbytnio nie przejęłam lekką konsternacją mojego zaspanego umysłu. Tak było dopóki nie uświadomiłam sobie czyja to sypialnia. Przerażona momentalnie usiadłam, a kołdra osunęła się lekko z mojego nagiego ciała. Cholera... jestem naga... Boże, co ja wczoraj wyprawiałam?! Wtedy spojrzałam w bok i ujrzałam równie nagiego mężczyznę.
Już wiem, co zrobiłam. Przespałam się z moim byłym - Harrym Styles'em.

____________________
W końcu, po tylu latach zdołałam dokończyć ten rozdział. Mogę powiedzieć, że wena mi wróciła.
Wątpię, że jeszcze tu ktoś zagląda, ale i tak dodaję ten rozdział.
Jeśli ktoś tu jeszcze zajrzał, to dziękuję za przeczytanie moich wypocin. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz