Patrząc na to teraz, muszę stwierdzić, że głupotą było to, co zrobiłam. Serio. Powinnam wcześniej iść do lekarza, a nie bagatelizować sprawę. Ale tak już jest, że człowiek jest zawsze mądry po fakcie.
Aktualnie znajduję się w szpitalu, prawdopodobnie na intensywnej terapii. Czemu prawdopodobnie? Bo, jakby to ująć, jestem nieprzytomna, ale słyszę wszystko, co dzieje się dookoła mnie. Trochę głupio, bo nie mogę ruszyć ani ręką, ani nogą, a tego co już się nasłuchałam... bez komentarza.
Najgorsze było to, że wszyscy myśleli, że chciałam się zabić, nawet lekarze. No błagam was, niby z jakiego powodu? Bo pokłóciłam się z Harrym i wróciłam do Londynu? Fakt faktem, pokłóciłam się z nim, ale jakoś nie słyszałam słów zerwania. W każdym bądź razie, ja z nim nie zerwałam, nie wiem jak on, ale ja nie, dlatego określmy to jako tymczasową separację. Ale i tak to nie jest wystarczający powód.
W takich momentach jak ten, poważnie zaczynam się martwić o dzisiejszą służbę zdrowia. No bo niby lekarz mówił mi przy wypisie, że plecy mogą mnie czasami trochę pobolewać, ale do cholery!, nie przy każdym najmniejszym ruchu. Coś zdecydowanie było nie tak i ja tu widziałam błąd lekarza.
Niech się tylko ocknę, a ja już sobie z nimi pogadam, zaraz po tym jak przekonam ich, że to nie była próba samobójcza.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Szedł powoli, jakby z lekkich przestrachem. Znałam te kroki. To musiał być Hazza. Usiadł obok mnie i wziął za rękę.
- Cześć Katherine.
Błagam, tylko nie kolejny monolog o poczuciu winy, pomyślałam, po prostu nie zdzierżę tego.
- Tęsknię za tobą, wiesz?
Naprawdę? Jeszcze nie tak dawno, moje towarzystwo ci przeszkadzało. Tak, jestem na niego trochę zła, ale z drugiej strony, wiem jak się teraz musi czuć.
Zapadło niezręczne milczenie, a po chwili poczułam, jak ścisnął moją dłoń.
- Tak bardzo mi przykro. Zachowałem się jak totalny idiota. Powinienem był ci zaufać, ale wtedy... nie myślałem racjonalnie. Byłem nieźle wstawiony, zazdrosny i wściekły. - westchnął. - Trochę głupio gadać do nieprzytomnej osoby. Zupełnie jakbym gadał sam do siebie.
A co powiedzieć mam ja?! Mogę mu nazwymyślać od najgorszych, a on i tak nic nie usłyszy. Może to i lepiej, a jednak było to frustrujące.
Wtedy drgnęła mi dłoń. Ta, którą ściskał Harry. Od razu cały zesztywniał.
- Kath, czy ty mnie słyszysz? Spróbuj jeszcze raz ruszyć ręką. - powiedział z nadzieją.
Spróbowałam się poruszyć, ale nic się nie stało. Widocznie moje ciało było jeszcze ociężałe po lekach, które zażyłam. Cóż, taki urok.
Czas ciągnął mi się niemiłosiernie. Ludzie wchodzili i wychodzili, rozmawiali i milczeli. Powoli wszystko wracało do normy. Nie wiem ile czasu upłynęło, zanim się obudziłam.
Kiedy otworzyłam oczy, w sali panował półmrok, a na krześle, z głową opartą na łóżku, spała Darcy. Widać było, że jest wykończona, na co wskazywały podkrążone oczy. Nie miałam serca jej budzić, dlatego ułożyłam się wygodniej, pośród tej plątaniny kabli i próbowałam zasnąć. Jednak mój ruch obudził ją. Zaraz zerwała się jak oparzona.
- Matko! Katherine, ale nam napędziłaś stracha. Co ci strzeliło do łba, że to zrobić?!
Chciałam jej odpowiedzieć, ale ledwo wychrypiałam:
- Wody.
Szybko podała mi szklankę, a ja łapczywie piłam, kojąc wysuszone na wiór gardło.
- To dlaczego to zrobiłaś? Wiesz, że Harry nie jest tego wart.
Miliony słów cisnęły mi się na usta, jednak byłam zbyt osłabiona, żeby wszystko jej tłumaczyć.
- Kręgosłup. - wyszeptałam.
- Co?
- Kręgosłup.
- No to usłyszałam, ale co on ma wspólnego z Hazzą?
Pokręciłam gniewnie głową, co spowodowało, że zrobiło mi się ciemno przed oczami, dlatego zamknęłam je.
- Nic. To nie... przez... Harry'ego. Bolały mnie... plecy.
- I wzięłaś za dużo tabletek? To nie jest normalne. - odparła nie przekonana moją wymówką.
- Jakby... moje życie... było normalne. - mruknęłam.
- Wszyscy martwiliśmy się o ciebie. - westchnęła i podniosła się z krzesła - Pójdę po lekarza. - otwierał już drzwi, jednak się zatrzymała. - Był tutaj twój wuj.
- Jonathan czy Jack?
- Jonathan. Miał do ciebie jakąś pilną sprawę, ale nie wiem o co może chodzić.
- Dzięki.
Później też nie było za ciekawie. Badania, spotkania z psychologiem, wyjaśnienia, kolejne badania. Normalnie szlag jasny mnie trafiał.
Co do mojego kręgosłupa - miałam rację. Operacja, tuż po katastrofie lotniczej, nie została przeprowadzona zbyt dokładnie, także miałam prawo zaskarżyć chirurga, który wykonywał operację. Ten błąd lekarski mógł mnie kosztować zbyt wiele. Mogłam doznać paraliżu od pasa w dół. Wszystko za sprawą fragmentu kadłuba samolotu, nie większego od zwykłej szpilki. To "coś" urażało nerwy, dlatego cały czas bolały mnie plecy, a szamotanina z Nathanem sprawiła, że odłamek wbił się między kręgi kręgosłupa i jeszcze bardziej urażał nerwy. Cudowne uczucie nieprawdaż?
Jednak nie zaskarżyłam tego lekarza, bo miałam wystarczająco problemów, żeby jeszcze latać po sądach.
Kilka dni później operacja została pomyślnie przeprowadzona, a ja, gdzieś pod powłoką bólu spowodowanego szwami, poczułam dojmującą ulgę.
Co do mnie i Hazzy - to i owo sobie wyjaśniliśmy. Możecie uznać mnie za idiotkę, ale wybaczyłam mu to, że mi nie ufał i znów jesteśmy razem.
Wokół tego, że jestem w szpitalu, zrobił się niezły szum medialny. Nie obyło się bez licznych spekulacji. Dopóki nie odzyskałam przytomności, nikt nie podał oficjalnej przyczyny mojego pobytu tutaj. Dzięki Bogu i zapewne Scottowi, nikt się nie dowiedział, że z początku uważano to za próbę samobójczą. Chyba będę musiała dać Scottowi premię, a nawet na pewno. Także oficjalna wersja jest taka, że trafiłam do szpitala z powodu problemów z kręgosłupem, co nie jest nawet kłamstwem.
Wracając do wuja Jonathana czy też Johnny'ego, jak nazywają go najbliżsi. Nigdy bym się nie spodziewała, że mnie o to poprosi. No bez jaj. Wujek Johnny poprosił mnie, żebym zaopiekowała się jego córką, Megan. Jego praca wymaga stałych wyjazdów, przez co nigdzie nie zagrzali dłużej miejsca. Ostatnio mieszkali w Nowym Jorku, ale teraz wuj będzie przez jakiś czas w Australii. Meg nie uszczęśliwiają ciągłe przeprowadzki, a teraz jeszcze musiała się rozstać z chłopakiem, przez kolejne przenosiny. Dlatego wuj chciał, żeby Megan zamieszkała u mnie, o ile oczywiście się zgodzę, co akurat zrobiłam.
Nie wiele pamiętam Meg Ostatni raz ją widziałam, kiedy miała z sześć lat, a ja siedem. Była małą rozbrykaną dziewczynką ze słodkimi loczkami, typowymi dla żeńskiej części klanu Glassów i aparatem na zębach. Teraz ma siedemnaście lat i jest rozgoryczona wyjazdem z wielkomiejskiego Nowego Jorku do deszczowego Londynu. Wiem, pakuję się w kłopoty, ale czego się nie robi dla rodziny.
W końcu dostałam ten cholerny wypis i mogłam wrócić do domu. To było to na co czekałam od tych dwóch tygodni spędzonych w szpitalu, w ciągu których Megan zdążyła się do mnie wprowadzić, a wuj wyjechać. Rolę tymczasowej niańki odgrywała Darcy. Zanim się zgodziła, musiałam ją błagać godzinę, ale w końcu ją ubłagałam, zaraz po tym, jak obiecałam jej dać zapasowe klucze do domku nad jeziorem w Dorset,ale wolę nie wiedzieć po co jej one.
Hazza pakował moje ostatnie pozostawione rzeczy, a ja spokojnie się przebierałam
[LINK]. Zaraz potem pojawiła się pielęgniarka z moim wypisem i mogliśmy już jechać.
Miałam nadzieję, że jak wrócę do domu, w końcu zaznam trochę spokoju, ale kiedy byliśmy już na miejscu, zrozumiałam, że jest to nie możliwe. W mieszkaniu byli chyba wszyscy: Liam, Danielle, Eleanor, Louis, Niall, Zayn, Darcy, Megan, Michael, Toni (a ona co tu robi?!), no i ja z Harrym. A i nie zapomnijmy o pudłach walających się dosłownie wszędzie. Miałam ochotę walić głową w ścianę. Darcy, widząc moją minę, podbiegła do mnie i delikatnie przytuliła.
- No chodź, słoneczko. Powinnaś się położyć. - powiedziała i pociągnęła w stronę schodów.
- Dziękuję. - szepnęłam i oparłam się o nią.
Kiedy znalazłam już się w ciepłym łóżku, od razu poczułam się lepiej.
- Mam sobie iść i zabawiać to stadko na dole czy zostać z tobą?
- Jak chcesz. Mi to obojętne. - mruknęłam zakopując się w pościeli.
-Ahaaaaaa. Uwaga! - krzyknęła, a potem poczułam, jak skoczyła na łóżko.
Zachichotałam.
- Tobie to nigdy się nie znudzi.
- No co, to łóżko jest wręcz do tego stworzone.
- Skoro tak uważasz... - uśmiechnęłam się.
- No chodź już. - wyciągnęła do mnie ręce i już po chwili leżałam przytulona do jej ramienia. - Od razu lepiej.
- Stęskniłam się za tobą.
- Ja za tobą też.
- To może opowiesz mi co się tutaj działo i co w ogóle robi tu Toni. Nie spodziewałam się jej tutaj.
- To ty nie wiesz? Dziwne, że Mike ci się jeszcze nie pochwalił. On i Toni chodzą ze sobą.
- Mówisz serio?! Przecież mówiła, że nigdy się z nim nie umówi, po tym jak wylał na nią wazę ponczu.
- Miłość nigdy nie kieruje się logiką, a ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.
- Czy to jakaś aluzja?
- No co ty. Swoją kochaniutką Darcy o coś podejrzewasz? Nie ładnie panno Glass.
- A panna Spencer jak zwykle wygadana. - zaśmiałam się, a ona zbyła to machnięciem ręką.
- Oj przestań. Chcesz wiedzieć co się tu działo, to przestań się śmiać.
- Okej, okej.
- No cóż... - zaczęła wyliczać na palcach. - Przegapiłaś urodziny Liama, premierę Live While We Young, urodziny Nialla, mój wernisaż, to jak przyłapaliśmy z Zaynem Michaela z Toni w kiblu na moim wernisażu...
- Hahaha, wy pewnie szliście tam w tym samym celu. Swoją drogą, ciągle kogoś przyłapujecie. Najpierw mnie i Hazzę, teraz Mike'a i Toni. Hmm... - udałam zamyśloną minę i potarłam kciukiem brodę. - Albo nas szpiegujecie, albo jesteście bardziej zboczeni niż myślałam.
- No wiesz co?! Mnie posądzasz? To nie ja uprawiałam z Harrym seks w ogrodzie na dachu.
- Eeeee... - zatkało mnie.
- Och nie martw się, nie podglądałam was. Nikt poza mną o tym nie wie. Pamiętasz jak w lipcu miałyśmy taki babski wieczór? - skinęłam głową. - Trochę za dużo wypiłyśmy i potem gadałaś jak najęta.
- O Boże... - zakryłam twarz dłońmi. - Dar, zapomnij o tym co ci gadałam.
- Będzie trochę trudno, bo mówiłaś bardzo szczegółowo.
- Zamknij się. - zachichotałam. - W ogóle nie znasz umiaru.
- Też cię kocham. - prychnęłam.
- Hmm... co tu cię jeszcze minęło... a no tak. Minęła cię gala VMA, na której Niall i Harry dali buziaka, w usta, Katy Perry.
- Co?! - krzyknęłam i aż z wrażenia usiadłam, ale zaraz się skrzywiłam z bólu.
- Spokojnie, Kath. To nie było na poważnie.
- No ja myślę. - burknęłam, kładąc się z powrotem.
- Dalej... Zayn skręcił sobie kostkę, ale wszystko jest już w porządku...
- Siostra Darcy wkracza do akcji.
- A jak! - zaśmiała się. - Bardzo troskliwie się nim zajęłam. Potem Styles i Malik zrobili sobie nowe tatuaże.
- Obsesja jakaś normalnie.
- Też tak myślę, ale co ja im na to poradzę. - przygryzła paznokieć. - Mówię ci trochę tak nie po kolei, ale to nic.
- Yhym. Mów dalej.
- To chyba tyle. Wracając do teledysku do Live While We Young - boski. Mówię ci, miny Zayna - bezcenne.
- Zakochana po uszy, jak widzę.
- Jeszcze nigdy nie byłam tak zakochana w jakimkolwiek facecie.
- Nawet w Edzie?
- Oj weź! - westchnęła. - To było tylko zauroczenie.
- Cieszę się twoim szczęściem i przykro mi, że nie było mnie na twoim wernisażu.
- Nic się nie stało, chociaż szkoda, że nie widziałaś swojego portretu.
- Mojego portretu?
- Tak. Dałam kilka prac, na których mi pozowałaś i portret Alana.
- Och, cudownie i ja to przegapiłam. - mruknęłam. - Jak ja nienawidzę szpitali.
- Spokojnie. - powiedziała i wyciągnęła telefon. - Tu są zdjęcia niektórych:
- Darcy... one są świetne! Jak widzę, zróżnicowana technika wykonania.
- Yep.
- Szkic Zayna z papierosem - niesamowity, ale zarazem bardzo realistyszny. A Hazza w koszulce Ramones... - spojrzałam błagalnie na Dar. - Spencerku... oddasz mi tą pracę? Proooooooszę.
Zaśmiała się.
- Wiedziałam. Okej, jest twoja.
- Dzięki. Teraz wracajmy do rzeczywistości, jak sprawuje się moja kuzyneczka?
- W porządku. Jest nawet miła, jak już przebijesz się przez fasadę nieufności, rozgoryczenia i nieśmiałości.
- To żeś mi dowaliła.
- Lepsza najgorsza prawda, niż wierutne kłamstwo.
- Wiem, sama nie raz ci to mówiłam.
Nagle usłyszałyśmy delikatne pukanie, a po chwili w uchylonych drzwiach zobaczyłyśmy głowę Zayna.
- Żyjecie?
- A nie widać? - spytałam.
- Widać, widać, ale wolę nie wiedzieć co wy robiłyście.
Spojrzałyśmy na siebie - leżałyśmy przytulone do siebie. Darcy spojrzała odważnie na Malika.
- Właśnie uprawiałyśmy ostry lesbijski seks. - powiedziała, uśmiechnęła się do mnie uwodzicielsko i pogłaskała po policzku. - Nawet nie wiesz, jaka Kath jest w tym dobra.
- Wkręcasz mnie, prawda? - spytał skołowany.
- Touché, panno Spencer. - zaśmiałam się, a Zayn tylko pokręcił głową.
- Dar, ja już będę się zbierał. Jedziesz ze mną czy może chcesz kontynuować wasz "ostry lesbijski seks"? - mówiąc to, nakreślił w powietrzu cudzysłów.
- Starczy ze mnie. Dokończę innym razem.
Zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej, także cała się trzęsłam.
- Idźcie już, bo już ze śmiechu nie wyrabiam, a moje szwy tego nie wytrzymają.
- Pa, słoneczko. Dbaj o siebie. - powiedziała Darcy i cmoknęła mnie w policzek, po czym złapała Zayna za rękę i pociągnęła w stronę drzwi. - Chodź Zayn, mam ochotę zabawić się w chowanego.
- Cześć Kath.
- Cześć Zayn. Tylko zbytnio nie rozrabiajcie! Nie chcę być jeszcze ciocią!
Usłyszałam już tylko śmiech. To by było na tyle z bycia odpowiedzialną Katherine.
Potem zdrzemnęłam się trochę, do czasu, aż, w moim pokoju, zjawiła się Megan.
- Hej. - powiedziała.
- Cześć. - odparłam. - Wszyscy się zmyli? - skinęła głową. - Chodź. - poklepałam miejsce obok siebie. - Opowiadaj co u ciebie. W końcu nie widziałyśmy się jedenaście lat.
- Nie wiem, czy jest tu coś do opowiadania. - powiedziała i nieśmiało usiadła obok mnie.
- Z pewnością jest, a nieśmiałość jest zbędna, w końcu jesteśmy rodziną.
- Dzięki, że zgodziłaś się, żebym u ciebie zamieszkała.
- Nie ma sprawy. Mieszkanie jest i tak duże.
- Serio, jeszcze jedna przeprowadzka, a bym totalnie zwariowała. Kiedy już gdzieś jest mi dobrze, to zaraz musieliśmy się z tatą przenosić, bo firma go wysyłała go gdzie indziej. Kiedy mama żyła, było całkiem inaczej.
- Przykro mi. Bardzo lubiłam ciocię Jezebel. - westchnęłam. - No cóż, witaj w moich skromnych progach. - uśmiechnęłam się.
- Ja bym nie powiedziała, że są one skromne. - uśmiechnęła się.
- Ale z pewnością moje.
- Co to za drzwi? - wskazał na duże rozsuwane drzwi.
- Tam jest moja garderoba. Chcesz, to możesz ją zobaczyć. - oparłam się wygodniej o ramę łóżka.
Zamknęłam na chwilę oczy, usłyszałam szuranie, a potem pisk. Zaraz otworzyłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Mina Meg była bezcenna.
- Gdyby wystawić twoją garderobę na eBay'u, zarobiłabyś krocie. - zaśmiałam się. - Serio. To bardziej wygląda jak sklep.
|
Garderoba Katherine. |
- Czy ja wiem? Lubię moje ubrania, nawet bardzo. W szczególności uwielbiam moje szpilki, buty na platformie, koturny, wszelkiej maści buty na wysokim obcasie, o którym mogę na razie sobie tylko pomarzyć i powzdychać. Jedynym minusem takiej garderoby jest to, że nie mogę usprawiedliwiać się tym, że nie mam się w co ubrać. - widziałam jak oczy jej się świecą na widok tego wszystkiego. - Śmiało, pożycz coś sobie. Chyba mamy ten sam rozmiar, chociaż jesteś ode mnie nieco niższa.
Nie musiałam jej dwa razy powtarzać, od razu zniknęła między półkami.
- Trzydzieści osiem! - wykrzyknęła radośnie. - Jak dobrze. Twoje buty będą na mnie dobre.
Tak więc, za sprawą mojej ogromnej garderoby, pierwsze lody zostały przełamane. Teraz mogło być już tylko lepiej.
________________________________
Cześć. Znów dodaję po długiej przerwie, ale w ramach rekompensaty rozdział jest dłuższy.
Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo teraz mam do zrobienia zaległy referat z wosu do zrobienia i prezentację na konkurs z historii. Trzymajcie za mnie kciuki. :P
W tym rozdziale mogliście nieco bliżej poznać pokręcony charakter Darcy. *__*
Pojawiła się też nowa postać - Megan. Jej krótki opis znajduje się w zakładce "Bohaterowie".
Ten rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom, że tak wytrwale czytacie moje wypociny i wciąż jesteście ze mną. Kocham was. xx
Buziaki. :*
~ unromanticgirl