Miałam się właśnie wziąć za rozpakowywanie walizek, ale kiedy zauważyłam Gabriela leżącego na materacu w basenie, po prostu nie mogłam zostawić go w spokoju. Szybko założyłam niebieskie bikini, czarne Ray Bany oraz japonki [LINK], a włosy związałam w schludnego koka i zbiegłam po schodach na dół. Jak zauważyłam w biegu, Harry i papa zawzięcie o czymś dyskutowali, uśmiechając się i co chwila wybuchając śmiechem. Miałam nadzieję, że nie rozmawiają o mnie. Kiedy byłam już za domem, powoli podeszłam do basenu. Gabbe nadal leżał na materacu z zamkniętymi oczami i okularami na nosie. Niewiele myśląc po cichu weszłam na drabinkę i skoczyłam na bombę. Efekt był natychmiastowy. Mokruteńki pół leżał, pół siedział na materacu i patrzył na mnie z wściekłością i zaskoczeniem.
- Nie przywitasz się z siostrzyczką? - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Odbiło ci całkiem?! - spytał. - Może słoneczko cię, w tej Francji, za mocno przygrzało?! - parsknął wodą.
- No już przestań się wściekać i przytul mnie. - uśmiechnęłam się, a on spełnił moją prośbę.
- Ale nie mogłaś się przywitać w bardziej konwencjonalny sposób? - szepnął mi do ucha.
- Wtedy to bym nie była w pełni sobą. - odparłam z prostotą, a on odchylił się do tyłu i spojrzał uważnie na moją twarz.
- Wariatka z ciebie, Katherine, ale i tak cię kocham. - zaśmiałam się. - Bo nie mam wyboru. - dodał.
- Jesteś niemożliwy.
- Ty bardziej.
- Jaa... - nie dokończyłam, bo Gabbe chlusnął we mnie wodą. - Aaaaa! - zapiszczałam. - Ty idioto, nie daruję ci tego.
Zaczęliśmy się ochlapywać, nie obyło się bez pisków i śmiechów. Zauważyłam Harry'ego i papę stojących na tarasie. Jakoś zdołałam usłyszeć, jak Hazza się pyta, czy my tak zawsze się zachowujemy, a tata, ze śmiechem, tylko skinął głową. Loczek widząc, że na niego patrzę, uśmiechnął się szeroko do mnie. Moja chwilowa dekoncentracja była błędem, gdyż poczułam jak coś szarpnęło mnie za kostkę w dół. W ostatniej chwili nabrałam trochę powietrza w płuca i już po chwili byłam pod wodą. Ja i Gabriel, wariowaliśmy tak jeszcze przez jakieś półgodziny, a potem poszłam się wysuszyć i trochę poopalać na leżaku.
Naturalnie zdjęcie pamiątkowe musi być. Później położyłam się na brzuchu i wsłuchałam się w muzykę lecącą z iPoda Gabbe'a
- Posmarować ci plecy? - spytał troskliwie Harry.
- No, jakbyś mógł... - odparłam, zastanawiając się, kiedy pojawił się obok mnie.
Po chwili poczułam jego gładkie dłonie, delikatnie muskające moje plecy. Pływanie i masaż, wpłynęły zbawiennie na mój napięty i bolący kręgosłup. Hmm... nie ma to jak osobisty masażysta.
*Dwie godziny później*
Kończyłam właśnie rozpakowywać nasze walizki. Myślałam, że nigdy ich nie zdołam rozpakować, aż tyle było w nich rzeczy. Harry zamiast mi pomóc, siedział u Gabriela w pokoju i brał z nim na konsoli. Miło. Wkładałam do szafki ostatnią koszulkę Harry'ego, kiedy usłyszałam "Skinny love" Birdy.
- Halo? - powiedziałam.
- Cześć Kath, masz czas?
- Pewnie. Coś się stało?
- Czy ja wiem? Chyba po prostu potrzebuję z tobą pogadać.
- To jednak coś się stało. - usiadłam na łóżku.
- Nic, po prostu robiłam dzisiaj porządek i wypadła jedna z teczek z pracami. Wszystkie rysunki się rozsypały i... wróciły wspomnienia.
- Och, Darcy. Wszystko w porządku? - spytałam.
-Tak. Nie. Sama nie wiem. - westchnęła ciężko. - Wszystko jest takie zagmatwane. Minęło tyle czasu odkąd ze sobą zerwaliśmy, a jednak to dalej boli. I jeszcze te cholerne rysunki. Dlaczego ja ich nie wyrzuciłam? Zresztą, po co ja się pytam, odpowiedź jest prosta - nie potrafiłam. Do tego on i Zayn się przyjaźnią i jak ja mam się zachować? Nie wiem. Nie chcę niszczyć ich przyjaźni, przez to, co było między mną a Edem. Ta sytuacja jest po prostu chora. Nie ma cię w Londynie, także nie mam komu się wygadać, bo przecież Zaynowi nic nie powiem. Nie chcę, że by moje uprzedzenia kierowały nim. To by było nie w porządku wobec niego i źle bym się z tym czuła. - zaczerpnęła haust powietrza. - Co jest ze mną nie tak, że nie mogę zapomnieć? - czułam, że Dar ledwie hamuje łzy. - Mam w głowie totalny mętlik. Zresztą jakby Zayn się dowiedział, dlaczego z nim zerwałam, to by zapewne go zabił. Jakby i tak nie było już źle, to wszyscy umówiliśmy się na kręgle i Lou zaprosił Eda. Co ja mam teraz zrobić?
- Czy ty czujesz coś jeszcze do Eda?
- Nie, ale po prostu nie umiem przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, nie psując sobie humoru i innym dookoła, a skoro Louis go zaprosił, to na pewno nie będzie, dla mnie, miły wieczór. Zayn zauważy, że coś jest na rzeczy i zacznie męczyć mnie pytaniami, a przecież nie powiem mu, dlaczego siedzę z miną jakbym chciała kogoś zabić albo jakbym zjadła, co najmniej, kilogram cytryn. - słyszałam jak głos jej drżał.
- Odkąd dowiedziałam się, że Ed wybiera się z nami, odechciało mi się iść na kręgle. Wolałabym już zostać w domu, ale Zayn, jak to on, zaraz też zechce zostać z mną, a skoro on zostanie to jeszcze do tego dojdzie, że Lou zaprosi Eda do nas, a ja tego nerwowo nie wytrzymam. - po chwili dodała. - Ale to nie ważne. Zapomnij o tym. Nie chcę ci przeszkadzać, w końcu masz wymarzone wakacje z Harrym i w ogóle. - zapadła cisza. - Tęsknię za tobą. - szepnęła smutnym głosem.
- Ja za tobą też, kochanie, ale już niedługo się zobaczymy. Na urodziny Liama na 100% będę w Londynie.
- Jak tam w ogóle urlop?
- Całkiem fajnie. Zostałam podtopiona przez Gabbe'a, Harry zaprzyjaźnił się z moim tatą i, jak na razie, nie widać mojej matki na horyzoncie.
- Czyli, jak na razie, jest okej?
- Jak na razie... to tak, ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca.
- Masz rację. - odparła.
- Już lepiej?
- Znacznie lepiej. Tłumienie w sobie uczuć, nie jest niczym dobrym. No cóż, będę kończyć. Trzymaj się Kath.
- Pa Dar i uszy do góry. Nie taki diabeł zły, jakim go malują. - usłyszałam jeszcze jej delikatny śmiech i dźwięk przerwanego połączenia, po czym odłożyłam telefon na półkę nocną i położyłam się na łóżku.
Martwiłam się o Darcy, mimo jej silnego charakteru, była niezwykle wrażliwa, szczególnie jeśli chodziło o uczucia. Kiedyś nie była taka. Zadziorna, roztrzepana, wesoła, wiecznie uśmiechnięta, otwarta, pewna siebie, owszem, ale nie ostrożna w okazywaniu uczuć. To zerwanie ją zmieniło. Gdzieś jej radość życia się ulotniła. Miała problemy z zaufaniem komukolwiek, że o okazywaniu miłości już nie wspomnę. Sporo wody upłynęło zanim uśmiech rozpogodził jej twarz i nie był to wymuszony grymas. Wtedy też pojawił się, w moim życiu, Harry i reszta wariatów, bez których sobie teraz życia nie wyobrażam. Potem Dar zaczęła się spotykać z Zaynem i powoli, drobnymi kroczkami, zaczęła powracać dawna ona. Czas i Zayn, uleczyli ranę, którą zadał jej Ed, ale blizna pozostała i czasami, tak jak przed chwilą, dawała się we znaki.
Leżałam tak jeszcze, myśląc o wszystkim i o niczym, i nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam.
*Ten sam dzień, godzina 20:48*
Obudziłam się jakieś półgodziny temu i poszłam do pokoju Gabriela, który nadal siedział z Harrym, ale teraz zawzięcie o czym dyskutowali. Gdy weszłam, Hazza uśmiechnął się do mnie i kontynuował rozmowę, a ja wyciągnęłam się na łóżku Gabbe'a.
- Nie przeszkadzajcie sobie, ja sobie tylko tu posiedzę, bo u mnie nie ma już nic do roboty.
- Spoko. - odparł Gibby i dalej coś tłumaczył Loczkowi.
Wyjęłam telefon z kieszeni i zrobiłam Harry'emu zdjęcie.
Półgodziny później, Harry zdeklarował się, że idzie wziąć prysznic,a potem spać, bo pada z nóg, także zostałam sama z Gabbem. Gadaliśmy sobie o wszystkim, aż rozmowa zeszła na temat szkoły.
- To gdzie idziesz do liceum? - spytałam.
- Chyba tam gdzie ty. - odparł niemrawo.
- A gdzie chciałeś iść?
- Miałem zamiar pojechać do ciebie, o ile byś się zgodziła. Zastanawiałem też się nad Stanami, z czego ta opcja bardziej mi się podobała. Tyle że matka kategorycznie się nie zgadza, a ojciec, nie mając wyboru, ciągnie za nią stronę. - zamilkł na chwilę i spojrzał mi niepewnie w oczy. - Mogłabyś pogadać z tatą?
- Ale...
- Wiesz, że tata się na pewno z tobą zgodzi. Tylko ty możesz z nim pogadać. Alan już próbował, ale to nic nie dało. Matka zaczęła się drżeć na mnie i Ala, bo go podpuszczam itp. itd.
- Okej, pogadam z nim, ale niczego nie obiecuję. - zmieniłam temat. - A co u Nicka?
- Wszystko okej. Po skończeniu szkoły wybiera się do Stanów.
- Czyli, jednak, nie zmienił planów? - Gabbe skinął głową. - NYU czy Columbia?
- Columbia.
- Wysoko mierzy, to tegoroczne świadectwo musi mieć, praktycznie rzecz ujmując, idealne, a wyniki z matury bardzo wysokie.
- On jest naprawdę dobry. Miałem u niego korki z matmy.
- To akurat wiem. - westchnęłam. - Dobra, idę pogadać z tatą. Gdyby długo mnie nie było i przyszedł Harry, to powiedz mu, że jestem w gabinecie papy.
- Spoko. Powodzenia.
- Nie dziękuję. - uśmiechnęłam się.
Zeszłam na dół i już miałam wejść do gabinetu, kiedy usłyszałam, dobiegającą zza uchylonych drzwi, rozmowę.
- Na jak długo tym razem przyjechała? - spytała wściekle matka.
- Na cztery dni. Chyba nie zabronisz jej tu przyjeżdżać?!
- Zabronić jej nie mogę, ale to nie znaczy, że mi się to podoba.
- Margaret, co się z tobą dzieje?! Nie poznaję cię!
- Po pierwsze, nie mów do mnie Margaret, nie lubię tego. Po drugie, mam dość patrzenia na nią. Ona jest żywym dowodem błędu, jaki popełniłeś.
- Zawsze chciałaś mieć córkę. - szepnął smutno papa.
Nie miałam pojęcia co tu się dzieje.
- Tak, ale to miała być nasza córka, a nie tylko twoja!
- Obiecałaś jej, że będziesz ją kochać i wychowasz, jakby to było twoje dziecko.
- Jezu, Antek, ale ja nie potrafię! - krzyknęła. - Patrzę na nią i co widzę? Owoc twojej niewierności. I to z kim?! Moją rodzoną siostrą! Ot co i ja mam ją kochać jak swoje dziecko?! - powiedziała z jadem.
Więcej nie byłam w stanie wysłuchać. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Jak w transie, trzasnęłam drzwiami gabinetu ojca, wbiegłam na schody i jakby goniły mnie psy piekielne, co sił w nogach, biegłam do swojego pokoju. Usłyszałam za sobą wołanie ojca, ale zignorowałam je. Zamknęłam drzwi pokoju na klucz i rzuciłam się na łóżko. Łzy spływały mi po twarzy, a ja wciąż nie mogłam przetrawić tego co usłyszałam. Z jednej strony to było jak cios prosto w serce, ale z drugiej strony, poczułam ulgę. Ta wiedźma, która uprzykrzała mi życia, odkąd sięgam pamięcią, nie jest moją prawdziwą matką, ale ciotka Karolina... tego nie potrafiłam pojąć. Ciotka zawsze traktowała mnie jak własne dziecko, ale nigdy, jakoś specjalnie, nie zwracałam na to uwagi. Ile razy marzyłam, kiedy byłam mała, żeby to ona była moją matką, ale teraz...
Przypomniałam sobie te wszystkie sytuacje, kiedy ciotka, choć w minimalny sposób, nie zachowywała się jak zwykła ciotka.
Usłyszałam pukanie oraz prośbę ojca i Hazzy, żebym otworzyła drzwi, ale zignorowałam ich.
Kiedy wyjeżdżałam od niej, zawsze żegnała się ze mną, jakby to Mel miała opuścić dom. Kiedy wspominałam matkę, zawsze jej twarz wyrażała smutek z domieszką ból. Albo kiedy rozmawiałam z Harrym o wyjeździ do rodziców... jej mina...
Kolejna rzecz jaką sobie uświadomiłam to to, że Gabriel i Alan, nie są w pełni moimi braćmi, a to zabolało najbardziej. Z tego też wynika, że Ania, Marcelina i mały Piotruś, to w jakieś części moje rodzeństwo.
Boże, kiedy moje życie się tak zagmatwało?
____________________
Jak się macie? U mnie całkiem dobrze. Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Kto już z was ma ferie? Moje się zaczynają dopiero 11 lutego, także jeszcze trochę sobie poczekam. Kolejny rozdział postaram się dodać na weekendzie, bo na tygodniu mam 2 sprawdziany, w czwartek dyskotekę choinkową i moje nieszczęsne 17 urodziny (kurde, ale ja stara O.o). Życzę miłego tygodnia i udanego nowego semestru, abyśmy wszyscy dotrwali do wakacji.
________________
2.02.2013r. Szczerze przepraszam, ale mam teraz niezły zapieprz w szkole. Ostatni tydzień przed feriami i nauczyciele po nawalali nam w ciul sprawdzianów. Obiecuję, że na feriach na pewno już dodam.
Buziaki. :*
~ unromantcgirl
____________________________________________________________
Rysunki, o których mówiła Darcy. :) (Nie moje, ale strasznie przypadły mi do gustu.)
niedziela, 20 stycznia 2013
wtorek, 15 stycznia 2013
Demony przeszłości.
Spojrzałam na zegar na desce rozdzielczej mojego samochodu. Była 10:12. Dwie godziny temu wyjechaliśmy z Warszawy i jechaliśmy w kierunku Hrubieszowa, Harry spał na fotelu pasażera, a ja prowadziłam, co dawało sporo czasu na rozmyślania. Ciekawiło mnie, co robią chłopaki w Londynie. Czy już wstali? Jedzą śniadanie? Stawiałabym na to, że jeszcze śpią. Darcy zapewne zaparzyła sobie kawę z mlekiem, wzięła ją, a także szkicownik z przyborami do malowania i poszła na balkon malować, a Michael pewnie był na spacerze z psem. W końcu była niedziela.
Czas płynął, a droga do domu rodziców niemiłosiernie mi się dłużyła. Zniecierpliwiona bębniłam palcami w kierownicę. Nagle zadzwonił mój telefon. Włączyłam słuchawkę Bluetooth i odebrałam. To co po chwili usłyszałam trochę zbiło mnie z pantałyku, ale zarazem rozbawiło. Tylko jedna osoba mogła robić mi takie głupie kawały - Alan.
- Braciszku, wiem, że lubisz pornosy, ale nie wiedziałam, że gustujesz w tych brazylijskich. - powiedziałam do słuchawki.
Ktoś obok mnie zakaszlał, zerknęłam w bok i zauważyłam, że Hazza już nie śpi, za to gapi się na mnie z mieszaniną konsternacji, rozbawienia i zainteresowania.
- To telenowela brazylijska, wariatko. - powiedział obrażony Al. - Ja ci dam pornosy, ty już nie masz co oglądać.
- Ale zabawne. Normalnie urzekła mnie twoja historia. - odparłam robiąc głupią minę. - Dzwonisz w konkretnej sprawie czy tylko... chciałeś mi prawić morały. Bo jeśli to drugie, to chyba się rozłączę, akurat prowadzę samochód.
- A gdzie jedziesz?
- Tam, gdzie wolę jeździć nadzwyczaj rzadko.
- Do rodziców.
- A jak. Będę na tyle uprzejma, że pokażę moją drugą połowę.
- Już to widzę, tata go raczej polubi, skoro ja go polubiłem, ale mama... to raczej wątpię. Ona lubiła tego twojego ostatniego fircyka, co okazał się takim palantem, że miałem ochotę mu urwać głowę. - mruknął rozgniewany.
- Musisz do tego wracać? - spytałam. - Było minęło, a mama go nie znała od tamtej strony.
- Jak chciałem jej powiedzieć prawdę, to wzbraniałaś się przed tym jak szalona.
- Nie potrzebuję jej współczucia. Zapewne powiedziałaby, że chłopcy też mają swoje potrzeby.
- Ale ten palant próbował cię zgwałcić i to w naszym domu! - przerwałam mu.
- Ale do tego nie doszło, bo w porę wróciłeś do domu i usłyszałeś moje krzyki. Moglibyśmy zmienić temat? Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Dobra. Przyjedziesz potem do mnie? Stęskniłem trochę się za tobą, siostra.
- Wydaje mi się, że tak. - z ulgą przyjęłam zmianę tematu. - Mamy w planach Stany, zaraz po Polsce, więc zapewne cię odwiedzimy. Muszę koniecznie pójść do cukierni Carlo'a i kupić sobie cannoli.
- To ty przyjeżdżasz tylko do cukierni? Czy może do mnie? Bo sam już nie wiem. Zawsze przed twoim przyjazdem słyszę to samo: "Muszę odwiedzić Buddy'ego i kupić u niego coś słodkiego".
- Nie no straszne. - zaśmiałam się. - Alan zazdrosny o słodycze. Miło się z tobą gada braciszku, ale jestem już na wjeździe do Hrubieszowa, także sam wiesz.
- Okej, ale masz przyjechać na kilka dni, bo i tak rzadko cię widzę.
- Nie ma sprawy. Pa.
- Pa. - odpowiedział i zdjęłam słuchawkę.
- O co mu chodziło? - spytał Harry.
- A o którą część rozmowy się pytasz?
- O te krzyki.
Westchnęłam.
- Opowiem ci o tym, ale, błagam cię, nie teraz. To jest dla mnie trudny temat. Zbyt bolesny.
Wziął moją prawą rękę, ścisnął mocno i pocałował.
- Wszystko będzie dobrze. - stwierdził.
- Mam taką nadzieję.
Pół godziny później byliśmy na osiedlu, zaparkowałam samochód przy krawężniku i wysiadłam z niego.
Wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie, i po chwili, dodałam je na Twittera.
- To tutaj mieszkałaś? - spytał Harry.
- Przez większość czasu.
- Ładnie tu.
- Owszem, ale nie zagaduj mnie. Idziemy. - wzięłam go za rękę, pocałowałam delikatnie w policzek i poszłam z nim do domu.
Po cichu weszliśmy przez otwarte drzwi. Papa siedział w kuchni, tyłem do mnie, zawzięcie pracując przy laptopie, co chwila przeglądając jakieś papiery. Cały on. Gestem nakazałam Hazzie być cicho, a sama powoli podeszłam do taty i zakryłam mu oczy.
- Margaret nie wygłupiaj się. - mruknął.
- Bo co mi zrobisz? - spytałam przekornie.
- Katherine?! Co ty tu robisz?
Zabrałam ręce z jego twarzy i mocno objęłam go za szyję.
- A tak, stęskniłam się za papą.
- Uważaj, bo uwierzę. - odparł i odwrócił się do mnie. - Niech no ci się przyjrzę. Wyglądasz przepięknie. - spojrzał za mnie. - A kto to?
- Nie udawaj, że nie wiesz, papo. - uśmiechnęłam się do taty i spojrzałam na Loczka. - Chodź, tata chce cię poznać.
Hazza powoli i niepewnie podszedł do mnie.
- Harry, to jest mój tata - Anthony Glass. Papo, to mój chłopak - Harry Styles.
- Miło mi pana poznać. - powiedział i uścisnął jego dłoń.
- Wzajemnie. - odparł papa i odwzajemnił uścisk.
- Dobra, konwenansom stało się zadość. Gdzie jest Gabbe?
- Pewnie leży na materacu w basenie. Strasznie mu gorąco. - głos ojca ociekał ironią.
- Powiedz mi, że on sam rozłożył ten basen. - powiedziałam z niedowierzaniem.
- Ależ owszem. - stwierdził z rozbawieniem.
- Muszę zapisać to w kalendarzu. - zaśmiałam się.
- Na długo przyjechaliście?
- Nie wiem. Jesteśmy chyba tylko na kilka dni, bo mamy zamiar odwiedzić Alana i może jeszcze pojechać na Florydę, później Irlandia. - zastanowiłam się przez chwilę. - Będziemy tu chyba tak ze trzy, góra cztery dni.
- To dobrze. - uśmiechnął się promiennie. - To dobrze.
______________________
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Jak przeczytaliście, to komentujcie, to dla mnie bardzo ważne. Kolejny rozdział postaram się dodać niedługo, bo póki wena jest, trzeba pisać. :D
Buziaki. :*
~ unromanticgirl
Czas płynął, a droga do domu rodziców niemiłosiernie mi się dłużyła. Zniecierpliwiona bębniłam palcami w kierownicę. Nagle zadzwonił mój telefon. Włączyłam słuchawkę Bluetooth i odebrałam. To co po chwili usłyszałam trochę zbiło mnie z pantałyku, ale zarazem rozbawiło. Tylko jedna osoba mogła robić mi takie głupie kawały - Alan.
- Braciszku, wiem, że lubisz pornosy, ale nie wiedziałam, że gustujesz w tych brazylijskich. - powiedziałam do słuchawki.
Ktoś obok mnie zakaszlał, zerknęłam w bok i zauważyłam, że Hazza już nie śpi, za to gapi się na mnie z mieszaniną konsternacji, rozbawienia i zainteresowania.
- To telenowela brazylijska, wariatko. - powiedział obrażony Al. - Ja ci dam pornosy, ty już nie masz co oglądać.
- Ale zabawne. Normalnie urzekła mnie twoja historia. - odparłam robiąc głupią minę. - Dzwonisz w konkretnej sprawie czy tylko... chciałeś mi prawić morały. Bo jeśli to drugie, to chyba się rozłączę, akurat prowadzę samochód.
- A gdzie jedziesz?
- Tam, gdzie wolę jeździć nadzwyczaj rzadko.
- Do rodziców.
- A jak. Będę na tyle uprzejma, że pokażę moją drugą połowę.
- Już to widzę, tata go raczej polubi, skoro ja go polubiłem, ale mama... to raczej wątpię. Ona lubiła tego twojego ostatniego fircyka, co okazał się takim palantem, że miałem ochotę mu urwać głowę. - mruknął rozgniewany.
- Musisz do tego wracać? - spytałam. - Było minęło, a mama go nie znała od tamtej strony.
- Jak chciałem jej powiedzieć prawdę, to wzbraniałaś się przed tym jak szalona.
- Nie potrzebuję jej współczucia. Zapewne powiedziałaby, że chłopcy też mają swoje potrzeby.
- Ale ten palant próbował cię zgwałcić i to w naszym domu! - przerwałam mu.
- Ale do tego nie doszło, bo w porę wróciłeś do domu i usłyszałeś moje krzyki. Moglibyśmy zmienić temat? Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Dobra. Przyjedziesz potem do mnie? Stęskniłem trochę się za tobą, siostra.
- Wydaje mi się, że tak. - z ulgą przyjęłam zmianę tematu. - Mamy w planach Stany, zaraz po Polsce, więc zapewne cię odwiedzimy. Muszę koniecznie pójść do cukierni Carlo'a i kupić sobie cannoli.
- To ty przyjeżdżasz tylko do cukierni? Czy może do mnie? Bo sam już nie wiem. Zawsze przed twoim przyjazdem słyszę to samo: "Muszę odwiedzić Buddy'ego i kupić u niego coś słodkiego".
- Nie no straszne. - zaśmiałam się. - Alan zazdrosny o słodycze. Miło się z tobą gada braciszku, ale jestem już na wjeździe do Hrubieszowa, także sam wiesz.
- Okej, ale masz przyjechać na kilka dni, bo i tak rzadko cię widzę.
- Nie ma sprawy. Pa.
- Pa. - odpowiedział i zdjęłam słuchawkę.
- O co mu chodziło? - spytał Harry.
- A o którą część rozmowy się pytasz?
- O te krzyki.
Westchnęłam.
- Opowiem ci o tym, ale, błagam cię, nie teraz. To jest dla mnie trudny temat. Zbyt bolesny.
Wziął moją prawą rękę, ścisnął mocno i pocałował.
- Wszystko będzie dobrze. - stwierdził.
- Mam taką nadzieję.
Pół godziny później byliśmy na osiedlu, zaparkowałam samochód przy krawężniku i wysiadłam z niego.
Wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie, i po chwili, dodałam je na Twittera.
- To tutaj mieszkałaś? - spytał Harry.
- Przez większość czasu.
- Ładnie tu.
- Owszem, ale nie zagaduj mnie. Idziemy. - wzięłam go za rękę, pocałowałam delikatnie w policzek i poszłam z nim do domu.
Po cichu weszliśmy przez otwarte drzwi. Papa siedział w kuchni, tyłem do mnie, zawzięcie pracując przy laptopie, co chwila przeglądając jakieś papiery. Cały on. Gestem nakazałam Hazzie być cicho, a sama powoli podeszłam do taty i zakryłam mu oczy.
- Margaret nie wygłupiaj się. - mruknął.
- Bo co mi zrobisz? - spytałam przekornie.
- Katherine?! Co ty tu robisz?
Zabrałam ręce z jego twarzy i mocno objęłam go za szyję.
- A tak, stęskniłam się za papą.
- Uważaj, bo uwierzę. - odparł i odwrócił się do mnie. - Niech no ci się przyjrzę. Wyglądasz przepięknie. - spojrzał za mnie. - A kto to?
- Nie udawaj, że nie wiesz, papo. - uśmiechnęłam się do taty i spojrzałam na Loczka. - Chodź, tata chce cię poznać.
Hazza powoli i niepewnie podszedł do mnie.
- Harry, to jest mój tata - Anthony Glass. Papo, to mój chłopak - Harry Styles.
- Miło mi pana poznać. - powiedział i uścisnął jego dłoń.
- Wzajemnie. - odparł papa i odwzajemnił uścisk.
- Dobra, konwenansom stało się zadość. Gdzie jest Gabbe?
- Pewnie leży na materacu w basenie. Strasznie mu gorąco. - głos ojca ociekał ironią.
- Powiedz mi, że on sam rozłożył ten basen. - powiedziałam z niedowierzaniem.
- Ależ owszem. - stwierdził z rozbawieniem.
- Muszę zapisać to w kalendarzu. - zaśmiałam się.
- Na długo przyjechaliście?
- Nie wiem. Jesteśmy chyba tylko na kilka dni, bo mamy zamiar odwiedzić Alana i może jeszcze pojechać na Florydę, później Irlandia. - zastanowiłam się przez chwilę. - Będziemy tu chyba tak ze trzy, góra cztery dni.
- To dobrze. - uśmiechnął się promiennie. - To dobrze.
______________________
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Jak przeczytaliście, to komentujcie, to dla mnie bardzo ważne. Kolejny rozdział postaram się dodać niedługo, bo póki wena jest, trzeba pisać. :D
Buziaki. :*
~ unromanticgirl
piątek, 11 stycznia 2013
Gołąbki.
Zastanawialiście się kiedyś jak to jest przyjechać do domu wariatów? Ja nie, jednak przekonałam się o tym na własnej skórze. Po tym jak zeszłam z Loczkiem na dół, otrzymaliśmy powtórkę z rozrywki w wykonaniu Ani. Skakała wokół nas jak mały szczeniaczek i radośnie trajkotała. W pewnym momencie rzuciła mi się na szyje, przez co solidnie uderzyłam plecami o ścianę. Mimowolnie się skrzywiłam. Poszliśmy razem do kuchni, gdzie ciocia robiła coś do jedzenia.
- Cześć ciocia. - cmoknęłam ja w policzek.
- Cześć słonko. - spojrzała na mnie. - Anulka?
- Aż tak widać?
Skinęła tylko głową.
- Co to? - spytał Harry wskazując na to, co robiła ciocia.
- Gołąbki.
- Kevin? - Hazza lekko zbladł.
Zaśmiałam się.
- Jasne. My w Polsce nie mamy co jeść tylko gołębie.
- Nie ważne.
- Spoko. - czułam, że dłużej nie wytrzymam. - To ty sobie pogadaj z ciocią, a ja wrócę się do pokoju, bo czegoś zapomniałam. - posłałam mu wymuszony uśmiech i już mnie nie było.
Biegiem wpadłam do pokoju i zaczęłam przetrząsać kosmetyczkę. W końcu znalazłam upragnione tabletki. Nie zwracając na nic uwagi, wysypałam 4 na dłoń i szybko je połknęłam. Od razu lepiej. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam na moje blade odbicie w lustrze. Nie wiedziałam jak długo tak pociągnę. Byłam tym po prostu wykończona. Żeby doprowadzić się do stanu używalności, poprawiłam makijaż i dla nabrania kolorów, uszczypnęłam się w oba policzki. Miałam już wyjść z łazienki, ale poczułam przeszywający ból w plecach. Ciężko oparłam się o umywalkę i zaczęłam głęboko oddychać. Usłyszałam jak drzwi się uchylają.
- Katherine, wszystko w porządku? - spytał zatroskany Harry.
- Nic mi nie jest. - powoli się wyprostowałam. - Złapał mnie skurcz w łydce, ale już mi lepiej.
Widziałam, że ta odpowiedź go nie zadowoliła, ale nie drążył tematu.
Potem zjedliśmy, względnym spokoju, śniadanie i wyszliśmy na spacer. Przytuleni, spacerowaliśmy po warszawskich Łazienkach, jedliśmy lody w pobliskiej lodziarni i wygłupialiśmy się w parku.
Godzinę później wróciłam z Harrym do domu cioci w sam raz na obiad, na który były pyszne gołąbki. Hazza, przez chwilę, dziwnie na nie patrzył. Zaśmiałam się.
- Hazza, to tylko ryż, mięso mielone i kapusta.
- Jakie mięso?
- Na pewno nie gołębie. Wieprzowe, głuptasie. Takie od świnki. Ojnk, ojnk.
- Dobra, zrozumiałem.
Wszyscy przy stole mieliśmy z niego niezły ubaw. Brał się za jedzenie jak pies do jeża, chociaż wiedziałam, że jest strasznie głodny, ale kiedy już spróbował to jadł aż mu się uszy trzęsły.
Później kiedy wszyscy siedzieliśmy w salonie i słuchaliśmy Mel, która opowiadała co się działo na obozie tanecznym, z którego dzisiaj wróciła, zauważyłam, że Harry dodał coś na Twitterze.
Komentarze pod spodem zabijały śmiechem. Niall z Louisem kłócili się o te gołąbki, które zjadł Harry, o czym nie omieszkałam wspomnieć. Nie wywołało to ich zachwytu, ale przynajmniej się zamknęli. Jednak prośba Nialla, abym mu takie ugotowała, wywołała u mnie szeroki uśmiech.
- A mi to nie chcesz gotować. - mruknął Hazza, opierając głowę na moim ramieniu.
- Sam świetnie gotujesz, także nie umrzesz z głodu. - odparłam.
- Też prawda.
Resztę dnia spędziliśmy w towarzystwie mojej ciotki i jej rodziny. Nie narzekaliśmy na brak atrakcji, bo Ania zachowywała się, jakby zjadła za dużo słodyczy. Raz jest tu, potem tam, gada jak najęta, śpiewa coś, tańczy, zaczepia Harry'ego, ucieka przed nim. Tak patrząc z boku było widać, że przypadli sobie do gustu, chociaż totalnie się nie rozumieli. W końcu koło dwudziestej, Loczek padł na kanapę obok mnie.
- Wysiadam. - wysapał. - Nie mam już siły.
- Biedactwo. - powiedziałam. - Może się napijesz?
- Chętnie.
Nalałam mu trochę soku do szklanki. Wypił wszystko, oparł się o zagłowię i zamknął oczy.
- Odpocznij sobie, bo rano jedziemy do moich rodziców.
- Już? - zdziwił się.
- Już. - przeciągnęłam się. - Najwyższa pora abyś poznał moich rodziców. - mówiąc to przyglądałam się cioci Karolinie przytulonej do wujka Konrada, gdy wspomniałam o rodzicach, nieznacznie się skrzywiła.
Było to trochę dziwne, ale nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, bo Ania wskoczyła mi na kolana, nachyliła się i szepnęła mi do ucha:
- Lubię go. - powiedziała z powagą. - Możesz z nim chodzić, ale mi ciebie nie zabierze?
- No co ty, słoneczko. Nikt nikomu nikogo nie zabiera.
- A kochasz mnie jeszcze trochę?
- Oczywiście. - przytuliłam ją mocno.
- To dobrze. - pogłaskała mnie po plecach. - To dobrze.
__________________
Zacznę od tego, że bardzo was przepraszam za tak długą przerwę między rozdziałami, ale jakoś tak wyszło. Kolejny rozdział postaram się dodać szybciej. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i zostawicie po sobie komentarz.
Buziaki. :*
~ unromanticgirl
________________________________________________________________________
Tak dla zobrazowania. :D
- Cześć ciocia. - cmoknęłam ja w policzek.
- Cześć słonko. - spojrzała na mnie. - Anulka?
- Aż tak widać?
Skinęła tylko głową.
- Co to? - spytał Harry wskazując na to, co robiła ciocia.
- Gołąbki.
- Kevin? - Hazza lekko zbladł.
Zaśmiałam się.
- Jasne. My w Polsce nie mamy co jeść tylko gołębie.
- Nie ważne.
- Spoko. - czułam, że dłużej nie wytrzymam. - To ty sobie pogadaj z ciocią, a ja wrócę się do pokoju, bo czegoś zapomniałam. - posłałam mu wymuszony uśmiech i już mnie nie było.
Biegiem wpadłam do pokoju i zaczęłam przetrząsać kosmetyczkę. W końcu znalazłam upragnione tabletki. Nie zwracając na nic uwagi, wysypałam 4 na dłoń i szybko je połknęłam. Od razu lepiej. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam na moje blade odbicie w lustrze. Nie wiedziałam jak długo tak pociągnę. Byłam tym po prostu wykończona. Żeby doprowadzić się do stanu używalności, poprawiłam makijaż i dla nabrania kolorów, uszczypnęłam się w oba policzki. Miałam już wyjść z łazienki, ale poczułam przeszywający ból w plecach. Ciężko oparłam się o umywalkę i zaczęłam głęboko oddychać. Usłyszałam jak drzwi się uchylają.
- Katherine, wszystko w porządku? - spytał zatroskany Harry.
- Nic mi nie jest. - powoli się wyprostowałam. - Złapał mnie skurcz w łydce, ale już mi lepiej.
Widziałam, że ta odpowiedź go nie zadowoliła, ale nie drążył tematu.
Potem zjedliśmy, względnym spokoju, śniadanie i wyszliśmy na spacer. Przytuleni, spacerowaliśmy po warszawskich Łazienkach, jedliśmy lody w pobliskiej lodziarni i wygłupialiśmy się w parku.
Godzinę później wróciłam z Harrym do domu cioci w sam raz na obiad, na który były pyszne gołąbki. Hazza, przez chwilę, dziwnie na nie patrzył. Zaśmiałam się.
- Hazza, to tylko ryż, mięso mielone i kapusta.
- Jakie mięso?
- Na pewno nie gołębie. Wieprzowe, głuptasie. Takie od świnki. Ojnk, ojnk.
- Dobra, zrozumiałem.
Wszyscy przy stole mieliśmy z niego niezły ubaw. Brał się za jedzenie jak pies do jeża, chociaż wiedziałam, że jest strasznie głodny, ale kiedy już spróbował to jadł aż mu się uszy trzęsły.
Później kiedy wszyscy siedzieliśmy w salonie i słuchaliśmy Mel, która opowiadała co się działo na obozie tanecznym, z którego dzisiaj wróciła, zauważyłam, że Harry dodał coś na Twitterze.
- A mi to nie chcesz gotować. - mruknął Hazza, opierając głowę na moim ramieniu.
- Sam świetnie gotujesz, także nie umrzesz z głodu. - odparłam.
- Też prawda.
Resztę dnia spędziliśmy w towarzystwie mojej ciotki i jej rodziny. Nie narzekaliśmy na brak atrakcji, bo Ania zachowywała się, jakby zjadła za dużo słodyczy. Raz jest tu, potem tam, gada jak najęta, śpiewa coś, tańczy, zaczepia Harry'ego, ucieka przed nim. Tak patrząc z boku było widać, że przypadli sobie do gustu, chociaż totalnie się nie rozumieli. W końcu koło dwudziestej, Loczek padł na kanapę obok mnie.
- Wysiadam. - wysapał. - Nie mam już siły.
- Biedactwo. - powiedziałam. - Może się napijesz?
- Chętnie.
Nalałam mu trochę soku do szklanki. Wypił wszystko, oparł się o zagłowię i zamknął oczy.
- Odpocznij sobie, bo rano jedziemy do moich rodziców.
- Już? - zdziwił się.
- Już. - przeciągnęłam się. - Najwyższa pora abyś poznał moich rodziców. - mówiąc to przyglądałam się cioci Karolinie przytulonej do wujka Konrada, gdy wspomniałam o rodzicach, nieznacznie się skrzywiła.
Było to trochę dziwne, ale nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, bo Ania wskoczyła mi na kolana, nachyliła się i szepnęła mi do ucha:
- Lubię go. - powiedziała z powagą. - Możesz z nim chodzić, ale mi ciebie nie zabierze?
- No co ty, słoneczko. Nikt nikomu nikogo nie zabiera.
- A kochasz mnie jeszcze trochę?
- Oczywiście. - przytuliłam ją mocno.
- To dobrze. - pogłaskała mnie po plecach. - To dobrze.
__________________
Zacznę od tego, że bardzo was przepraszam za tak długą przerwę między rozdziałami, ale jakoś tak wyszło. Kolejny rozdział postaram się dodać szybciej. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i zostawicie po sobie komentarz.
Buziaki. :*
~ unromanticgirl
________________________________________________________________________
Tak dla zobrazowania. :D
|
Marcelina Skierska (Mel) - Czternastoletnia siostra cioteczna Katherine. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)