- Kath! - prawie wrzeszczał mi do ucha. - Jak ja cię dawno widziałem. Tak za tobą tęskniłem. - pocałował mnie w policzek. - Trochę nudno było bez ciebie.
- Też za tobą tęskniłam. Uważaj z tym całowaniem. Mam chłopaka. Chyba. - zrobiłam kwaśną minę, ale zaraz się uśmiechnęłam. - Mam coś dla ciebie. Prosto z Hoboken.
Tort Nialla. |
Kiedy je otworzył, jego mina mówiła sama za siebie. Ostrożnie odłożył je na stół, a potem znów mnie przytulił.
- Dzięki za tort. - zaśmiał się. - A teraz biorę się za zjedzenie gitary.
- Tylko nie zjedz całej sam. Poczęstuj innych.
- Dobrze... mamo.
Uśmiechnęłam się.
- Już ci jedna mama nie wystarcza?
- A to moja wina, ze czasami nas traktujesz jak dzieci?
- A nie zachowujecie się jak dzieci?
- To już inna sprawa.
- Jaaasne. - powiedziałam z sarkazmem. - Nie było tematu.
Siedzieliśmy i w spokoju jedliśmy tort. Kiedy spytałam się, gdzie podziewa się reszta, dowiedziałam się, że Hazza z Gregiem pojechali do miasta, a rodzice Nialla są w pracy.
Horan, przez jakiś czas, uważnie słuchał, jak opowiadam mu o naszych podróżach, a potem zapadła niezręczna cisza.
- Powiesz mi w końcu co się stało?
- Aż tak widać? - skrzywiłam się.
- Po was obojgu.
W końcu przełamałam się i powiedziałam mu co się wydarzyło w Dublinie. Gdzieś w połowie opowieści, rozpłakałam się.
- A potem on stwierdził, że... - ciągnęłam łamiącym się głosem. - że ja celowo pocałowałam Nathana. - otarłam łzy. - Gość próbuje mnie zgwałcić, a on myśli, że ja się na to zgodziłam. No cholera jasna! Gdzie on ma oczy!
- Spokojnie Kath. - pogłaskał pokrzepiająco moją dłoń. - Zobaczysz przejdzie mu.
- Mam taką nadzieję, bo inaczej... nasz związek w ogóle nie miałby sensu. - znów się rozpłakałam.
Niall przysunął się do mnie i mocno objął, a ja położyłam mu głowę na ramieniu i pozwoliłam łzom płynąć. Blondyn delikatnie głaskał mnie po plecach i szeptał kojące słowa, a ja starałam się mu wierzyć.
Tak właśnie zastał nas Harry i myśl, że wszystko może wrócić do normy, legła w gruzach.
- Hmm... - mruknął stojąc w drzwiach. - Widzę, że po wczoraj jeszcze ci mało, także musisz się przystawiać do mojego przyjaciela.
Spojrzałam na niego załzawionymi oczami.
- Nie dość, ze jesteś ślepy, to widzę, że jeszcze głupi. - spojrzałam na niego gniewnie i wyrwałam się z uścisku Nialla. - Wiesz, zastanów się dwa razy zanim coś znowu palniesz, bo naprawdę kiedyś powiesz o jedno słowo za dużo, a ja wtedy przestanę znosić twoje fochy i urojenia. - i z iście królewską miną, opuściłam pomieszczenie.
Pospiesznie przetrząsnęłam walizkę, wzięłam leki, przebrałam się [LINK], wzięłam telefon i wyszłam z domu. Przez długie godziny, chodziłam bez celu po Mullingar. No dobra, przyznajmy szczerze, w pewnym momencie po prostu się zgubiłam. Jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało, dopóki nie zapadł zmierzch, zrobiło się zimno, a na domiar złego, zaczął padać deszcz.
Usiadłam na jakiejś ławce i wystawiłam twarz na deszcz. Krople wody spływały mi po twarzy, ale nie byłam pewna czy to tylko woda.
Ten wyjazd miał być udany. Mieliśmy spędzić kilka dni w towarzystwie Nialla i jego rodziny. Mieliśmy być szczęśliwi i zadowoleni z życia. No właśnie, mieliśmy. Wszystko się waliło, a ja nie miałam pojęcia co robić.
W tej chwili nie widziałam żadnego racjonalnego wyjścia z tej sytuacji. Cokolwiek bym zrobiła, on i tak "wie" lepiej.
W kieszeni rozdzwonił się mój telefon. Nie miałam ochoty go obierać, jednak nie dawał za wygraną i uparcie wibrował. W końcu musiałam odebrać.
- Tak?
- No w końcu odebrałaś. Ja tu umieram ze strachu. Zniknęłaś, nie ma cię już od sześciu godzin.
- Chociaż ty jeden się mną przejmujesz, Niall.
- Jesteś moją przyjaciółką, a o przyjaciół się dba. Gdzie jesteś?
- Tak szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia. - wzdrygnęłam się z zimna. - Jakąś godzinę temu, totalnie straciłam orientację w terenie, także mogę być gdziekolwiek.
- No to ładnie. Powiedz co się znajduje wokół ciebie, to może ja będę wiedział.
- Hmm... - rozejrzałam się dookoła. - Jest tu mnóstwo drzew. Może to być park, choć nie jestem pewna. Gdzieś za tymi drzewami jest wysoki budynek. Nie wiem co to może być.
- Niezły z ciebie piechur.
- Dlaczego tak uważasz?
- Przeszłaś na drugi koniec miasta. Miałaś zamiar na piechotę wracać do Dublina?
- Raczej nie miałam tego w planach.
- Przyjechać po ciebie?
- Jak chcesz. Mi to obojętne. Jego i tak zbytnio to nie objedzie.
- Nie mów tak.
- Nie wmówisz mi, że zastanawiał się gdzie jestem. Prawda? - powiedziałam niepewnie.
Byłam wścieła na Harry'ego, za jego bezpodstawne oskarżenia, ale, gdzieś w głębi serca, pragnęłam żeby troszczył się o mnie, zastanawiał się gdzie jestem. Chciałam się do niego przytulić, powiedzieć mu, że te kłótnie nie mają sensu, po prostu z nim być.
Jakieś półgodziny później znów byłam w domu rodziców Nialla.
Już miałam podejść do Hazzy i przytulić się do niego, kiedy spojrzał na mnie wrogo i spytał chłodno, gdzie się szlajałam. Zawładnął mną gniew.
- Wiesz, łaziłam po mieście i pieprzyłam się z kim popadnie. - powiedziałam wściekle, zdjęłam z głowy ciężką od wody czapkę i rzuciłam mu nią w twarz. - Palant! - krzyknęłam i poszłam na górę.
Zamknęłam drzwi pokoju z głuchym trzaskiem i zaczęłam zdejmować mokre ubranie.
- Myślisz, że będziesz się na mnie darła i rzucała rzeczami?! - warknął Harry, wchodząc do pokoju.
- Owszem, bo jesteś skończonym idiotą. Do tego ślepym. - odparłam stojąc do niego plecami. - A teraz z łaski swojej wyjdź stąd, bo się przebieram.
- Raptem ci moja obecność przeszkadza?
- Bardzo. - powiedziałam z sarkazmem, po czym zdjęłam mokry stanik i rzuciłam go na podłogę.
Podeszła do mojej walizki, w samych figach, totalnie olewając Harry'ego. Ubrałam się [LINK] i spojrzałam w kierunku drzwi, on nadal tam stał i spoglądał na mnie spode łba z, ledwo widocznym, pożądaniem. Powoli podeszłam do niego, jakby jakaś niewidzialna siła pchała mnie ku niemu. Pochylił głowę i nadal spoglądał na mnie z zaciętym wyrazem twarzy. Znów nie panując nad własnym ciałem, pocałowałam go. Myślałam, że mnie odepchnie, ale, po chwili odrętwienia, pogłębił pocałunek. Całowaliśmy się tak, aż poczułam za plecami ścianę. Jego ręce zawędrowały pod moją koszulkę i pieściły nagie piersi. Przez chwilę czułam się niebiańsko. Myślałam, że wszystko wróci do normy, a ja i Harry znów będziemy szczęśliwi, ale wtedy powróciła brutalna rzeczywistość. Hazza odsunął się ode mnie i wyszedł z pokoju.
- Nosz kurwa! - wrzasnęłam i wrzuciłam w drzwi pierwszą rzeczą, jaka była pod ręką.
Okazało się, że to telefon Loczka, ale jakoś specjalnie mnie to nie obeszło.
Tak mniej więcej wyglądały kolejne cztery dni. Raz mnie całował, żeby zaraz odepchnąć mnie i patrzyć na mnie z wrogością godną, co najmniej, najgorszej z psychofanek One Direction. Milusio, nieprawdaż?
Każdy, nawet błahy, powód był dla niego odpowiedni do wszczynania kłótni.
W dzień urodzin Liama nadszedł moment kulminacyjny naszych kłótni. Ze wstydem muszę przyznać, że prawdopodobnie całe osiedle nas słyszało. Staliśmy na dworze i darliśmy się na siebie, wywlekając kolejne brudy. Harry wrzeszczał, że zdradziłam go z Sykesem. Ja powiedziałam, po raz nie wiadomo który, że jest idiotą i że to Nathan zaczął, nie ja. Potem oskarżył mnie o flirtowanie z barmanem w hotelu (a nie mówiłam?!). Odparłam, że jeśli uprzejma rozmowa z facetem jest uznawana za flirtowanie, to jemu się w dupie poprzewracało.
- Zarywasz do Nialla!
- Coraz poważniej zaczynam się obawiać o twoją głowę.
- Z nią wszystko porządku! To z tobą jest coś nie tak!
- Och, naprawdę?! Wow! Kiedy się zorientowałeś?! - powiedziałam z sarkazmem. - Tak bez urazy dla Horana, bo niezłe z niego ciacho i w ogóle, ale niestety nie mój typ.
- Jaaaasne, a mizdrzysz się do niego na każdym kroku.
Tego nie dało się inaczej skomentować, dlatego zaczęłam się śmiać, chociaż nie był to wesoły śmiech.
- Czego rżysz?!
- Bo właśnie zrozumiałam, że głupota ludzka nie zna granic, a w szczególności twoja.
- Ja to bym się zastanawiał, kto tu jest głupi.
- Ludzie, trzymajcie mnie, bo go zaraz zaszlachtuję. Wiesz, myślałam, że cię kocham, tak szczerze, bezgranicznie, ale teraz stwierdzam, że cię po prostu nienawidzę. Tak nienawidzę, że nie mam ochoty na ciebie patrzeć. - odwróciłam się na pięcie i poszłam do domu państwa Horanów.
Byłam strasznie nabuzowana. Trzasnęłam frontowymi drzwiami, wbiegłam po schodach na górę, trzasnęłam drzwiami do naszego pokoju, oparłam się o nie i wyjęłam telefon. Zadzwoniłam na lotnisko i zabukowałam bilet na najbliższy lot do Londynu, który był za półtorej godziny, czyli o 12:35. Szybko spakowałam swoje manatki, przebrałam się [LINK], sprawdziłam czy niczego nie zapomniałam i zniosłam walizkę, wraz z bagażem podręcznym, na dół. Tam pożegnałam się z Niallem, serdecznie podziękowałam jego rodzicom za gościnę i poprosiłam Grega o podwiezienie do Dublina. Nikt nie kwestionował tego, że chciałam wyjechać i byłam im za to wdzięczna.
Kiedy byłam już na lotnisku, pożegnałam się z Gregiem i pognałam na odprawę. Pozostało mi niewiele czasu do odlotu samolotu.
Lot był męczący, a fotele, jak na pierwszą klasę, niewygodne. Marzyłam, żeby tylko wysiąść z tego cholernego samolotu.
Kilka godzin później, moje modły zostały wysłuchane - wylądowaliśmy na Heathrow. Dwadzieścia minut jazdy taksówką i nareszcie byłam w domu.
Wtedy dopiero zaczęły się schody. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, zakręciło mi się w głowie, a ból rozsadzał mój i tak już nadwyrężony kręgosłup. Chwiejnym krokiem zmierzałam ku schodom, przewracając po drodze stojak, o który się oparłam. W końcu dotarłam do sypialni. Doczołgałam się do łóżka i zaczęłam przetrząsać szufladę półki nocnej, wyjęłam z niej fiolkę leków przeciwbólowych i wysypałam z niej garść tabletek. Wzięłam je i popiłam butelką wody stojącej na szafce, a fiolka wypadła mi z ręki, rozsypując pozostałe w niej tabletki. Padłam na łóżko, niewiele myśląc o tym, że pewnie trzykrotnie przekroczyłam dozwoloną dawkę. Chciałam tylko żeby przestało boleć i chyba udało mi się, bo już po chwili nie czułam nic.
_________________
Tak, wiem. Rozdział jest totalnie dziwny. Już możecie mnie zlinczować, nie obrażę się.
Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce i mam nadzieję, że przypadł wam do gustu i wybaczycie wszelkie niedociągnięcia jakie zauważycie, a także wulgaryzmy. :P
Nie wiem, kiedy dodam następny. W tym tygodniu na pewno nie, bo cały zawalony szkołą. -.-
Buziaki. :*
~ unromanticgirl